Bo Łukasz to ortodoksyjnie podchodzi do tego tematu... Zatem nie bacząc na płaczące matki, żony, dzieci i kochanki a nawet na aurę ruszyliśmy dupy i poszliśmy w góry, żeby jeszcze coś z tej zimy złapać. Przypadkiem akurat było pięknie.
23h start z domu, 2h odebranie Łukasza, potem w Myślenicach zgarniamy Pawła i 4.30 start z parkingu.
Pierwsza porażka na starcie - nie mogę znaleźć czapki, widać została w domu, trudno (potem się okazało, że nie została w domu, tylko nie chciała iść i schowała się w aucie).
Potem wdepnąłem w kałużę i but dziwnie szybko przemókł, potem czuję, że łapią mnie skurcze a my 10 minut od auta. Nic nie było we mnie entuzjazmu na wędrowanie, ale wstyd kazał pokornie za kumplami człapać.
Trochę zastanawiali się na początku nad drogą, bo tam raczej mało ludzi chodzi i nieprzetarte było zupełnie. Wreszcie po wyjściu na grań właściwą pewnym krokiem ruszyli do góry.
Krokusów jeszcze nie było, śniegu i owszem sporo. Wiatr wiał, słońce rozpuszczało śnieg. Śnieg zapadał się pod nogami. Wpadaliśmy momentami dość głęboko

I dopóki nie wyszliśmy z lasu to wiele padło brzydkich słów, które kaleczyły otaczający nas majestat.
Potem wrodzony optymizm Łukasza zwyciężył i zamiast bluzgać to po każdej wpadce śpiewał "Always look on the bright side of life".
W pięknych okolicznościach przyrody dotarliśmy na Siwy Wierch, potem Ostrą Jałowiecką i wróciliśmy mniej więcej tak samo.
Paweł przetestował łopatę lawinową do wykopania latryny, porobił piękne zdjęcia. Łukaszowi się morda śmiała od ucha do ucha, a ja przeżyłem. Było fajnie.
Na powrocie w aucie miałem już halucynacje widziałem przed sobą jakieś wiadukty, światła hamujących samochodów, których nie było, ale jakoś się doturlałem.
Dziękuję chłopaki, że mnie wyciągnęliście z domu i dzięki Paweł za zdjęcia
BTW nie mogę na fotosiku zrobić obróbki zdjęć. Cały czas kręci się kółeczko a zdjęcia się nie ładują. Co trzeba zrobić, żeby wrzucać je tutaj w normalnym rozmiarze ?














