Deja-vu. Po rozjechaniu butelki z piwa na parkingu i po próbie dostania się przez Krysię na tylne siedzenie 5-cio drzwiowego samochodu przez… drzwi przednie - znowu stoimy na parkingu w Tylmanowej. Minęły 3 tygodnie a my dalej piękni, młodzi, zwarci i gotowi. Tym razem już nie tylko „Naczelnik” nas motywował, ale przede wszystkim pogoda, która miała być tego dnia nieprzyzwoicie dobra. Aby się spotkać w tym miejscu musieliśmy zaangażować aż pięć samochodów, a co za tym idzie miała to być wycieczka bezalkoholowa, no prawie. Na dobry początek wypijamy po 2 kieliszeczki mojej pigwówki i w drogę.
![Obrazek](http://gdurl.com/Md36)
Plan jest prosty – chcemy pociągnąć dalej grań, którą napoczęliśmy 3 tygodnie temu. Startujemy klasycznie koło 8-mej. Od rana fantastyczna, wręcz podejrzana aura. Kluczymy wśród domków, by wręczcie zacząć piąć się w górę. Towarzystwo radosne, skore do konwersacji. Szlak tylko momentami błotnisty, a tak to idziemy suchą stopą czy tam butem. Widoczki od początku przyjemne, choć póki co stricte beskidzkie.
![Obrazek](http://gdurl.com/SISx)
![Obrazek](http://gdurl.com/EAPJ)
Dochodzimy do rozległej polanki i oczom naszym ukazuje się widok niczym z pocztówki. Całe ośnieżone Tatry widoczne jak na dłoni. Niewątpliwie to jeden z najlepszych punktów widokowych jakie miałem okazję odwiedzić w Beskidach, a mam dosyć dobre rozeznanie.
![Obrazek](http://gdurl.com/x_U6)
![Obrazek](http://gdurl.com/iDhj)
![Obrazek](http://gdurl.com/KXjJ)
![Obrazek](http://gdurl.com/AJK8)
Po sesji zdjęciowej dalej w górę. Dochodzimy do drewnianej chatki, gdzie planowałem wstępnie ognisko. Miejscówka genialna, ale do Koziarza stąd jeszcze kawałek. Czy będzie nam się chciało tu wracać ? Niekoniecznie.
![Obrazek](http://gdurl.com/jrEj)
Idziemy dalej. Na drodze pojawia się lód, ale spokojnie można go obejść.
Dochodzimy do Jaworzyny, gdzie jest wiata z ławeczkami w środku i przygotowane miejsce na ognisko. Są nawet kije do pieczenia kiełbaski. No bajka po prostu. Ale póki co mamy do wykonania robotę. Koziarz już tuż, tuż. Ostatnie króciutkie ostrzejsze podejście i jesteśmy na szczycie. Wchodzimy na wieżę widokową. Tego nam właśnie brakowało 3 tygodnie temu – odsłoniętych Tatr. Dziś jest idealnie. Spędzamy tu dobrze ponad pół godziny, uwieczniając te piękne okoliczności przyrody.
![Obrazek](http://gdurl.com/RO2V)
![Obrazek](http://gdurl.com/nleoS)
![Obrazek](http://gdurl.com/6x3U)
![Obrazek](http://gdurl.com/DA5G)
Pora schodzić. Wracając na Jaworzynę zabieramy po drodze znalezione suche gałęzie. Świetnie stąd widać wieżę na Koziarzu.
![Obrazek](http://gdurl.com/Mlpd)
Wyciągam z plecaka Dziennik Polski z 1993 roku. Łza się w oku kręci, a ognisko zaczyna płonąć. Super klimacik. Pieczona kiełbaska, symboliczne piwko, zacne towarzystwo. Sama przyjemność.
![Obrazek](http://gdurl.com/YSUJ)
Czas jednak leci nieubłaganie. Pora znowu się wziąć do roboty. Idziemy dalej. Na początek pozaszlakowe wejście na Błyszcz, gdzie stoi kapliczka i popiersie Jana Pawła II. Tutaj śniegu miejscami po kolana. Ale to również kapitalny punkt widokowy.
![Obrazek](http://gdurl.com/r9bt)
![Obrazek](http://gdurl.com/Daiw)
![Obrazek](http://gdurl.com/3UUu)
![Obrazek](http://gdurl.com/SQxY)
Wracamy tą samą drogą do żółtego szlaku i ruszamy dalej w stronę Dzwonkówki. Temperatura coraz wyższa i choć to może niezdrowo o tej porze roku to rozbieramy się do koszulek z krótkim rękawkiem. Zejście niezbyt przyjemne, bo jest dosyć stromo i sporo błota i brejowatego śniegu. Po drodze kolejna świetna polanka z kapitalnym widokiem na Tatry.
![Obrazek](http://gdurl.com/Virh)
I to by było na tyle przyjemności. Od tej pory to już tylko krew, pot i łzy . Ostatnie podejście na Dzwonkówkę dało mi do wiwatu – zwłaszcza, że organizm bardziej był wtedy nastawiony na trawienie kiełbasek niż na górski wysiłek. Niby małe górki a też potrafią skutecznie pot wycisnąć. A człek po zimie rozleniwiony i ociężały. Tuż za Dzwonkówką szlak czerwony gwałtownie odbija w prawo w stronę Krościenka. Początkowo przegapiliśmy ten moment, ale szybko wróciliśmy na właściwe tory. Po drodze jeszcze relaks pod klimatyczną górską chatką i to już prawie wszystko. W Krościenku jesteśmy tuż po 15-tej. Piękny to był górski dzień, z niesamowitą jak na tę porę roku pogodą.
Wracając niestety ugrzęzłem w Krakowie w korku na dobrą godzinę. Sądzę, że przez piłkarskie derby, więc zdążyłem tylko na drugą połowę meczu Everton – Chelsea. Smak piwa po takim aktywnym i ciepłym dniu był bezcenny. Dziękuję wszystkim za towarzystwo, a w szczególności Danielowi i Pawłowi, którzy się najbardziej napracowali za kółkiem tym razem. Sezon wiosenny można uznać za otwarty !
PS. I znów zapomniałem pelerynki
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)