Zaległa relacja z maja tego roku.
Rok temu Janosikowe Dziery nie zostały pokonane. Filip uderzył kolanem o skałę, zbuntował się, focha dostał i zawróciliśmy.
Teraz wziąłem go na sposób i zabrałem mu mamę. A przecież z mamą to zupełnie co innego

Szedł jak przecinak. Na przełęczy między Rozsutcami dostał kryzysu, ale baton i 15 minut przerwy odbudowało mu wigor.
Fantastyczne miejsce na rodzinną wycieczkę. Bardzo fotogeniczne.





Wybrałem Małego Rozsutca bo był bliżej i jakiś taki mniejszy się wydawał.

Wchodzi się na niego takim ładnie wyglądającym zachodem. Zabezpieczony solidnie łańcuchami także bezpieczny.

A to Wielki Rozsutec. Zaskakująco ładna góra.

I rodzinna fota szczytowa

Zejście trochę parchate, ale przez liny stalowe zabezpieczone.

Potem przez las już nie takie fajne jak Dziery, ale nadal były jakieś skałki na które próbowaliśmy z Filipem wejść, więc się nie nudziło.
Dopiero po wyjściu z lasu trochę było marudzenia.
Mała Fatro jest piękna.