Co za październik!! umawiam się z Michałem na zakończenie sezonu w suchej skale,wszystko dogadane i..młody się pochorował..
ok koniec sezonu trudno. Okazuje się że pogoda daje nam znowu szanse. Nie chce mi się ale perspektywa ze to już naprawdę ostatni dzwonek zadecydowała.
W aucie aż do Rabki gadamy co robić. Pada na Popradzką Grań.
Pogoda żyleta ,idzie się wolniutko. Podziwiamy nowe zabezpieczenia w drodze na Rysy i bez większych trudności zdobywamy Popradzka Kopę,Michał odhacza kolejny szczyt do KT76.


Śpimy na szczycie blisko godzinę jest ciepło i pięknie


pierwsza polowa grani oczywista choć są kruche miejsca ale idzie szybko



potem teren nie jest trudniejszy ale wg opisów whp nic się nie zgadza, dlatego działamy po swojemu.
Choć pomylenie w opisie strony prawej z lewa to konkretna wtopa


po zrobieniu ostatniej turni ,rozmyślamy jak zejść do szlaku. Smocza fajna pozatym nikt tam nie był
ale ponoć łatwo żlebem do mięguszowieckiej.
Mam już ochotę na piwo i wole szybsze oraz wg opisu łatwiejsze zejście.
Michał idzie po kamieniach ja zaczynam trawkami...
w ułamku sekundy noga się ślizga i jadę jak po śniegu na dół. Miedzy kamieniami po kamieniach prędkość coraz większa.
W głowie tylko jak się zatrzymać, przewracam się na brzuch wbijam palce w ziemie,po chwili nogi zatrzymują się na większej kupie kamieni.
Siadam i się rozglądam ,za dwa metry jest żleb skalny tam jakbym wpadł by mnie nieźle poskładało. Prawy bark boli wygląda na wybity,paznokcie wyłamane,, jestem z 200m niżej..
Michał dobiega ,w sumie niby nic mi nie jest ale ta ręka.Pada pytanie czy dzwonimy po śmigło. Ta decyzja była moja na gorąco,nie wiem czy słuszna ale wtedy tak to się potoczyło ze mimo iż mam ubezpieczenie balem sie czy w tym terenie ono działa czy spełniliśmy wszystkie inne formalności o których sie nie myśli. Wiec zadecydowałem że schodzimy. Krok po kroku trochę boli ręka. Po godzinie teren ,robi sie trudniejszy da sie zejść ale z czterema kończynami.. z tego miejsca robimy z 10 zjazdów na cała długość liny.. ciekawe doświadczenie..ostatni próg lina wydala co do centymetra... za godzinę ma być ciemno ,a tu morze kossówki zanim szlak sie pojawi.
Było grubo ,teraz sie śmieje ze nawet jak zadzwonimy to nas nie znajda..a jak będzie ciemno..przypadkiem trafiamy w przecinkę i na szlak ,za 10 min potrzeba latarkę wyciągać. W popradzkim mówią ze nie zwiozą mnie na parking i bym wzywał horska to za 1,30 h beda.. w dupie taki interes schodzimy asfaltem.. międzyczasie auto ze schronu zwozi ludzi.. o 19 jesteśmy na sor w Nowy Targu a po niecałych 2h zreperowany mogę jechać do domu.L4 na minimum trzy tygodnie. Zakończylem z przytupem.
ps.na chłodno myśle ze trzeba bylo wzywać śmigło,ale tam wtedy w danej chwili to takie oczywiste nie bylo
dzieki Michał za pomoc zrobiłeś kawal roboty...