Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest Pt mar 29, 2024 11:07 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 10 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: Cz gru 12, 2019 12:06 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pt cze 22, 2012 7:38 pm
Posty: 843
Lokalizacja: siem-ce; m-ce
Trochę tak to wygląda, że naszym wakacyjnym przewodnikiem po Austrii bywa Csaba Szepfalusi i jego Ferraty Alp Austriackich, bo często sugerujemy się jego radami zawartymi w przewodnikach. W Alpach Austriackich fajne jest to, że można sobie urozmaicać zwykłe chodzenie bardziej ambitnymi, ubezpieczonymi drogami. I tak też miało być w tym przypadku, czyli trekking wzbogacony o ferratowe przejścia. Głównym celem były Ilmspitze i Elferspitze Klettersteig oraz wejście na najwyższy szczyt Alp Zillertalskich Hochfeiler. Żadnego z tych celów niestety nie udało się zrealizować :wink:, w znacznej mierze z powodu pogody (czy też prognozy), ale i tak udało się przejść kilka ciekawych tras, głównie w rejonie Kalkkogel. W Alpach Wschodnich w tym sezonie letnim występowała dość kapryśna pogoda (może za wyjątkiem tygodniowej lampy, która poprzedzała nasz przyjazd). Siedzieliśmy tam 15 dni i trafiliśmy tylko na dwa dni typu „pewniaki”, które wykorzystaliśmy bez skrupułów. Na podstawie własnej obserwacji mogę też napisać, że w Dolinie rzeki Inn, jak i w Dolinie Sztubajskiej bardzo często występują rano niskie chmury, co nie jest zbyt sprzyjającym faktorem w sytuacji, gdy nastawiamy się na wchodzenie na niższe szczyty.
Po piątkowym, popołudniowym przyjeździe do Axams około północy udaliśmy się na zasłużony odpoczynek, szybko przerwany wczesnym rankiem. W rejonie akurat kończył się wyż i miałem nadzieję, że zdążymy coś jeszcze urobić w ten dzień przed załamaniem burzowym, które było przepowiadane na popołudniowe godziny. Wybór padł na Steingrubenkogel w Paśmie Kalkkogel, głównie z powodu wysoko położonego parkingu, ale i bardzo ciekawej trasy, poprowadzonej na szczyt.

Podejście do schroniska Adolf-Pichler Hutte (nie mylić z innym Adolfem), następnie żmudny marsz na przełęcz Alpenklubscharte z widokami na Wetterstein i Zugspitze i w końcu zaczyna się najciekawszy etap. Już widok z przełęczy jest dość księżycowy. Teraz już wiemy dlaczego Kalkkogel nazywany jest Dolomitami Północnego Tyrolu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W dalszym swoim przebiegu trasa nie zawodzi, jak na ferratę o trudnościach C jest wyjątkowo urozmaicona i oryginalna. Po 45 minutach od przełęczy stajemy na szczycie Steingrubenkogel (2633 npm).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jak widać Sztubaje witają nas pięknym i rozległym widokiem. Nie jesteśmy tego świadomi, ale przed nami prezentują się bardzo wyraźnie nasze kolejne cele: Serles, Kesselspitze, Rinnenspitze, Grunbergspitze czy Marchreisenspitze…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przez jakąś godzinkę jesteśmy sami na wierzchołku, a gdy nadchodzą kolejni turyści zbieramy się do zejścia, które prowadzi drogą wejściową i wcale się na nim nie nudzimy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W niedzielę pogoda pod psem. Mieliśmy siedzieć na kwaterze, ale nie wysiedzieliśmy i podjechaliśmy w głąb doliny w celu przejścia ferraty Wilde Wasser. Zaparkowaliśmy samochód pod licznie odwiedzanym wodospadem Grawa i ruszyliśmy stromymi zakosami ku kolejnemu wodospadowi, który na tablicach informacyjnych reklamował się jako najdłuższy w tej części Alp. Z mojej mapy (niezbyt dokładnej) wywnioskowałem, że ferrata biegnie wzdłuż tego wodospadu po prawej stronie jego spadku, ale na miejscu zrozumieliśmy, że nie jest to prawda. Okazało się, że jest to ferrata schroniskowa i trzeba pokonać cały próg do schroniska Sulzenauhutte, a następnie zejść pod ferratę. Na to już tego dnia nasze nogi nie miały ochoty i w połowie podejścia do schronu daliśmy sobie spokój. Tak więc skończyło się jedynie na zwiedzaniu okolicy.

Obrazek

Obrazek

Gdybyśmy mieli zostać w Dolinie Sztubajskiej w poniedziałek również musielibyśmy sobie góry odpuścić, bo pogoda nie zamierzała nikogo w tym rejonie rozpieszczać. Trzeba więc było się udać nieco na południe. Po śniadaniu opuściliśmy naszą dolinę słono płacąc za to na bramkach autostrady kierującej na przełęcz Brennero. Po półtorej godziny jazdy dotarliśmy na parking w Dolinie Funes i uiściliśmy kolejną opłatę, tym razem postojową. Ilość ludzi na parkingu trochę nas przeraziła, ale był to bezpodstawny niepokój, bo znakomitą większość z nich stanowili niedzielni turyści, którzy wybrali się na krótkie spacery po okolicznych halach. Przyciągnięci oczywiście rewelacyjnymi widokami na tę część Dolomitów i poszarpany grzbiet Delle Odle.
My obraliśmy kierunek Gunther Messner Steig nazwany na cześć tragicznie zmarłego brata słynnego himalaisty. Nie ukrywam, że był to bardzo dobry pomysł, bo widoki od początku zapierały dech w piersiach. Wiadomo – Dolomity.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po drodze minęliśmy tylko jedną grupkę włoskich turystów pod szczytem Tullen (2653 npm), który w pewnym sensie stanowi wstęp do trudniejszego wysokogórskiego trawersu. Promienie słońca nie były tematem przewodnim tej wycieczki za to spektakl, który tworzyły przepływające przez granie chmury wart był każdej ceny.
W najtrudniejszym miejscu ubraliśmy sprzęt ferratowy, w dalszej części trawersu nie był on już potrzebny. Owe trudne miejsc można obejść łatwo również ubezpieczonym wariantem, więc jest to tak naprawdę trasa dla każdego turysty.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dalej prowadziła nas ścieżynka, która omijała wszystkie wierzchołki na grani. Terenu było sporo do przejścia, a słońce zaczęło schodzić co raz niżej – z przełęczy ponad Lochalm postanowiliśmy zejść bez szlaku z powrotem do Doliny Funes.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na kolejny dzień prognozy były łaskawe, a główne przejaśnienie miało się odbywać w godzinach porannych. Wychodząc z kwatery gwiazd na niebie nie dostrzegliśmy, a raczej niskie chmury, które odwiodły nas od pierwotnego planu pójścia na Serles. W ten oto sposób trochę bez przekonania dotarliśmy na położony na wysokości 1485 npm parking w Navis (Alpy Tuxertalskie). Jest tam zainstalowany parkometr, trzeba więc było opróżnić portfel z kilku euro. Długo dane nam było maszerować w gęstej mgle aby w końcu m/w na wysokości 2200 npm wyjść ponad niskie chmury. Od razu humory nam się poprawiły, albowiem w dość nieoczekiwany sposób ukazało nam się piękno okolicznego krajobrazu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Lodowce w Zillertalach:

Obrazek

najbliższa okolica:

Obrazek

oraz Alpy Sztubajskie ponad chmurami. To już widok ze szczytu Pfoner Kreuzjochl (2640 npm).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na szczycie mocno wiało, więc nie dało się zbyt długo wysiedzieć. Po za tym chmury zaczęły się podnosić dość gwałtownie. Obraliśmy więc zachodni kierunek swojej wędrówki. Minęliśmy Seeblesspitze i otoczeni chmurami zawitaliśmy na główny wierzchołek tego dnia, czyli na Grunbergspitze. Ze szczytu widok jedynie na pobliski Rosenjoch i czubki Sztubajów wystające spomiędzy chmur.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na szczyt równocześnie z nami dotarli także trzej inni wędrowcy: dwaj Austriacy, którzy po drodze spotkali młodego Amerykanina. Jako, że turysta zza oceanu był żołnierzem, tubylcy opowiadali mu o pobliskiej strefie zmilitaryzowanej Lizum-Walchen.
Po dłuższej przerwie zebraliśmy swoje zwłoki ze szczytu i ruszyliśmy w dalszą drogę. W gęstej mgle pokonaliśmy ostatni szczyt tego dnia, czyli Grafmartspitze aby opuścić grzbiet Alp Tuxertalskich na przełęczy Naviser Jochl. Na zejściu chmury się trochę przerzedziły i ujrzeliśmy ładne otoczenie bardzo zielonej doliny Navistal.

Obrazek

Po dniu przerwy przyszedł czas na Serles, na który mieliśmy widok z okna naszego pensjonatu w Fulpmes, co nie dawało nam spokoju. Serles ze względu na swoje odizolowanie, piramidalną sylwetkę oraz dookolna panoramę, nazywany jest też „Ołtarzem Tyrolu”. Ażeby na ów ołtarz się dostać podjechaliśmy na wysoko umiejscowiony parking (1641 npm) w Maria Waldrast, gdzie znajduje się najwyżej położony w Austrii klasztor, a zarazem słynne miejsce pielgrzymkowe Austriaków. Droga na przełęcz Serlesjochl nie miała wiele wspólnego z drogą krzyżową, a raczej był to wygodny i bardzo wyraźnie przedeptany ceproszlak. Pod przełęczą z radością przywitaliśmy pierwsze promienie słoneczne.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Za przełęczą trzeba pokonać krótką drabinkę, a następnie wieloma zakosami szlak wprowadza na szczyt. Widoki z góry (2718 npm) faktycznie rewelacja – ledwo zdążyliśmy przed chmurami, które po chwili zaczęły podnosić się z dolin.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z powrotem zeszliśmy na przełęcz Serlesjochl, a że godzina była młoda postanowiliśmy kontynuować naszą wycieczkę grzbietem w kierunku południowym aż do Kesselspitze. Początkowo szlak prowadził wzdłuż grani i wprowadzał na wierzchołek Lampermahdspitze (2595 npm).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Później znaki gdzieś zaginęły i doszliśmy pod spiętrzenie turni o nazwie Ober der Mauer. Z mapy wynikało, że szlak omija górę po zachodniej stronie, ale za nic nie mogliśmy dostrzec zarysu ścieżki. Na dodatek ze szczytu wisiały liny poręczowe, co uznałem za dobrą monetę. Żona kręciła nosem i miała rację, bo po pokonaniu pierwszego prawie przewieszonego spiętrzenia uznałem, że wyżej nie ma się co zapychać i raczej tamtędy znakowana droga nie wiedzie.
Wróciliśmy pod szczyt Lampermahdspitze, gdzie po intensywnym prześledzeniu otoczenia wzrokiem znaleźliśmy ledwo widoczne na skałach znaki. Ścieżka faktycznie trawersowała poniżej Ober der Mauer, ale jej jakość pozostawiała wiele do życzenia, podobnie jak jej słabe i wyblakłe oznakowanie. W końcu dotarliśmy na przełęcz za Ober der Mauer, co przyjęliśmy z lekką ulgą, bo gdybyśmy szli stricte granią to z Ober der Mauer musielibyśmy wykonać długi zjazd. Tylko nie wiem na czym, chyba na gumce z majtek i ze stringów mojej żony :wink:.

Obrazek

Obrazek

Krucha, piarżysta ścieżka trawersująca z kolei po wschodniej stronie zawiodła nas na przełęcz pod Kesselspitze. Weszliśmy na szczyt, bo pogoda się nieco poprawiła i ujrzeliśmy nawet piękną sylwetkę Serlesa w oddali.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Powrót przez Kalbenjoch i Herzl, a następnie bez szlaku zeszliśmy do szlaku wejściowego z Maria Waldrast. Bardzo fajna, jedynkowa i dość długaśna tura, która przy lepszej pogodzie zapewne dostarczyłaby więcej satysfakcji.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kolejny dzień przyniósł całkowite zachmurzenie w naszej dolinie, ale wyczaiłem na kamerkach przejaśnienia w Kuhtai. Wsiedliśmy więc w samochód i przemieściliśmy się w ten północno-zachodni skraj Alp Sztubajskich. Kuhtai to wysoko położony (około 2000 m npm) ośrodek narciarski, jednak okolica aż tak mocno nie straszy latem, jak podobne rejony narciarskie w innych miejscach w Austrii. Jako, że dzień zapowiadał się wybitnie burzowo wybraliśmy się na krótką pętelkę Drei-See-Wanderung zahaczającą o trzy jeziorka Plenderlessee. Nasze tempo było dość spacerowe o czym świadczy fakt, że wystartowaliśmy z parkingu z sędziwą turystką z Japonii, która przemieszczała się tip-topami, a którą minęliśmy dokładnie w połowie drogi.

Obrazek

Był czas na liczne przystanki:
- kulinarne,
- w celu obserwacji skubiących trawkę owiec,
- koni zastanych przy tej samej czynności,
- czy też w celu renowacji kopczyków. Zachęcają do tego nierzadko spotykane ławeczki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W każdym razie do auta zdążyliśmy w ostatniej chwili przed oberwaniem chmury, które towarzyszyło nam w drodze powrotnej do Fulpmes.

Dzień w Kuhtai wyostrzył nasze apetyty na jakieś wyższe góry, ale prognozy znowu były dla Alp Sztubajskich bardzo surowe. Lepiej miało być na południu, więc udaliśmy się znowu do Włoch. Zaraz za granicą namierzyliśmy drogę do Pfitschertal i po minięciu kilku malowniczych górskich miejscowości dotarliśmy na parking w Stein. Na miejscu przywitał nas przenikliwy chłód i spore zachmurzenie, które nie dodało nam animuszu. Do tego mój żołądek postanowił zrobić focha i podejście pod schronisko Pfitscher-Joch-Haus nie było zbyt przyjemne.

Obrazek

Przy schronisku czekaliśmy z półtorej godziny na poprawę pogody. Siąpił marznący deszcz i wiał zimny wiatr. Na urlop nie zabraliśmy puchówek, co było fatalnym błędem; pod schroniskiem założyliśmy więc wszystko co mieliśmy w plecakach. Mieliśmy tylko jedną parę rękawiczek, ale za to żona nosi zawsze zapasowe zoki, które założyłem na ręce. W końcu, skostniali do reszty, ruszyliśmy w kierunku naszego szczytu, czyli góry o pięknej sylwetce i ładnej nazwie – Croda Rossa (Rotbachlspitze).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po drodze się trochę rozchmurzyło, ale na szczycie znowu świerkliśmy w skarpetkach na rękach. A później żeby było jeszcze weselej spadł deszcz ze śniegiem. Gdy nadciągnęli kolejni turyści postanowiliśmy się zwijać, zresztą alternatywą było zamienienie się w kostkę lodu. W drodze powrotnej znowu się rozwiało, ale mi to już było wsio ryba, bo problemy żołądkowe dawały się co raz bardziej we znaki. I to tyle w temacie Rotbachla – okolica jest niesamowita, zupełnie inaczej sobie wyobrażałem Alpy Zillertalskie. Po tej wycieczce narobiłem sobie jeszcze większego smaku na Hochfeiler i coś czuję, że już w przyszłym roku się tam wybierzemy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dzień później jedziemy atakować trzy tysiące. Niedaleko, bo w odnogę Doliny Sztubajskiej o nazwie Oberbergtal. Dolina jest piękna, parking położony wysoko, bo na 1750 metrów npm. Wiemy o tym nie tylko my, ale o tym przekonamy się później. Dalej nie czuję się najlepiej dlatego uznaliśmy z żoną, że wycieczka na Rinnenspitze będzie tego dnia wystarczająca. A prognozy w końcu wieszczą lampę.
Z parkingu ruszam w w czerwonych butach i w czerwonym softszelu. Byki w trakcie corridy nie reagują ponoć na kolor płachty tylko na jej ruch, ale na mnie stado krów w dolinie zareagowało wyjątkowo agresywnie. Do koloru dołożyłem też dość przyspieszony ruch, bo jedna z krów wdała się za mną w pogoń. Reszta stada przyglądała się temu z zaciekawieniem, podobnie jak moja małżonka. Ostatecznie krowa dała mi spokój i ruszyliśmy bardzo powolnym tempem w górę, w kierunku schroniska Franz-Senn Hutte, bo problemy żołądkowe nie chciały mi tego poranka odpuścić. Okolica zachwycała.

Obrazek

Obrazek

Powyżej schroniska szlak długimi zakosami wznosił się w górę aż pod wąską przełączkę w grzbiecie, gdzie zaczęło się w końcu coś dziać. Szlak stanął lekko dęba, w poruszaniu się pomagały licznie umocowane klamry, a wyżej metalowa lina. Schodząc ze szczytu zauważyliśmy, ze wielu turystów w tym miejscu rezygnowało – chyba nie tego się spodziewali po łatwym trzytysięczniku. Jeden gość już schodził z wierzchołka, który okazał się dość niewielki i przez kilkanaście minut okupowaliśmy go sami. A potem zaczęli się pojawiać kolejni chętni na Rinnespitze tego dnia. A było ich tylu, co w Tatrach na popularnym szlaku. Sam szczyt nie wznosi się nawet o metr wyżej niż te magiczne trzy tysiaki, ale panorama jest z niego warta poniesionego trudu. Wzrok przyciągają głównie lodowce: Lusener i Alpeiner. W tle srożą się skaliste szczyty Schrankogla i Ruderhofspitze.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W drodze powrotnej odbiliśmy jeszcze na godzinny relaksik przy jeziorze Rinnensee, które lokalna broszurka opisuje jako najpiękniejsze w Alpach. Nie chce mi się w to do końca wierzyć, ale jego kształt i kolor naprawdę robią wrażenie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Następny dzionek. Prognozy średnie, ale nie zamierzamy zbytnio kombinować i uderzamy w pasmo Kalkkogel. Od rana widoczność jest rewelacyjna pomimo sporego zachmurzenia na niebie. Szczególnie widok w głąb doliny rzeki Inn jest piękny – gdzieś tam w oddali majaczy Wilder Kaiser.
Księżycowy krajobraz pasma Kalkkogel daje się już odczuć w okolicy pierwszego szczytu na naszej trasie - Ampfersteinu. Na zdobycie czekają na nas dwa kolejne: Marchreisenspitze i Hochtennspitze. Trasa nosi nazwę Lustige-Bergler-Steig – Droga Wesołych Górali. Na Ampfersteinie dogania nas austriacki turysta, który pierwszy rusza w dalszą drogę. Na dwóch kolejnych szczytach na nasz widok szybko rusza dalej – gość chyba wybitnie nie lubi towarzystwa w górach. Występuje jeszcze jedna reguła, mianowicie za każdym razem, gdy włazimy na szczyt słońce wychodzi zza chmur zaś na odcinkach pomiędzy wierzchołkami towarzyszą nam tylko cienie. Taki dzień.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z prawej Alpy Zillertalskie, z lewej Tuxertalskie:

Obrazek

Obrazek

O ile się nie mylę w tle Zuckerhutl:

Obrazek

Pośrodku Habicht, z lewej Tribulauny:

Obrazek

Obrazek

Najtrudniejsze miejsce na trasie:

Obrazek

Po drodze jest wiele ciekawych, ale nie sprawiających specjalnych trudności miejsc, w tym eksponowane trawersy, które szczególnie licznie występują na końcowym odcinku. Trasę można przedłużyć o kolejną ubezpieczoną drogę Gstaller-Steig, ale dla nas oznaczałoby to zbytnie wydłużenie wycieczki. I tak też ze szczytu Hochtennspitze postanowiliśmy zejść na parking.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niestety pomyliliśmy szlaki i musieliśmy bez znaków wracać stromym zboczem, a na koniec pokonać nasyp nad sztucznym zbiornikiem. Zejście z nasypu było chyba najtrudniejszym fragmentem do pokonania na tym urlopie. Jak się okazało na parking wróciliśmy kilka minut przed nadejściem ulewy :wink:.

Obrazek

Obrazek

Dwa dni odpoczynku wymusiła na nas głównie słaba pogoda. Trzeba było się więc pożegnać z Doliną Sztubajską i ruszyć w kierunku wschodnim, gdzie prognozy na kolejne trzy dni były dużo łaskawsze. Chyba zajechaliśmy jednak zbyt blisko, bo Karwendel nie przywitał nas bezchmurnym niebem. Chociaż rano było jeszcze całkiem znośnie – podążaliśmy wartko z parkingu na hali Gernalm na przełęcz Plumssatel. Droga dojazdowa na parking jest płatna; my przejeżdżaliśmy na tyle wcześnie, że jeszcze nie było pracownika w budce opłat.
Pomimo zalegających chmur Karwendel od razu przypadł nam do gustu – jest to pasmo w które na pewno w przyszłości wrócimy, aby je lepiej poznać.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po przejściu szczytu Mondschein Kopf szlak sprowadza stromo na przełęcz i w jedynkowym (w skali alpejskiej) terenie wprowadza na szczyt Mondscheinspitze (2106 npm).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ta ścianka była naprawdę stroma (czego na zdjęciu specjalnie nie widać):

Obrazek

Obrazek

Ze szczytu okrojone widoki:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na zejściu znowu bardzo stromy teren i koziorożce, z których okolica jest znana. Po drodze minęliśmy tylko dwie turystki, ale w weekendy jest to dość popularna pętla z hali Gernalm.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Autostradami przemieściliśmy się na wschód, a dokładnie do Flachau, gdzie po noclegu podjechaliśmy wcześnie rano na parking pod kamieniołomem. Nad nami wznosiły się wiadukty autostrady, która tunelem wbija się w tym miejscu w Niskie Taury (grupa Radstadter Tauern). Niebo bezchmurne – na to czekaliśmy, bo przed nami była trasa dość długa i poprowadzona w niebanalnym terenie.
Już po kilku serpentynach zgubiliśmy szlak po czym dogoniły nas trzy Austriaczki, które również nie odnalazły szlakowych znaków i tak też w piątkę podchodziliśmy stromym zboczem, śladami jakiejś starej ścieżki prowadzącej przez wielkie wanty. W końcu, w kosówce właściwa ścieżka się pojawiła i dalej już bez problemów wspinaliśmy się szlakiem nr 710.

Obrazek

Obrazek

Po pokonaniu około siedmiuset metrów przewyższenia dotarliśmy na pierwsze wypłaszczenie. Otwarły się dalekie widoki na Dachstein i od razu zrobiło się przyjemniej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Im byliśmy wyżej tym okolica przybierała bardziej surowy wymiar aż w kocu zamieniła się w jedno wielkie kamienne morze – teren na mapie opisany jako Gasthofkar. Okoliczne wzniesienia przypominały te z Dolomitów. Zostaliśmy w tyle za Austriaczkami, które cięły w górę ile sił w nogach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po strawersowaniu pod ścianą Mosermandla pozostał już tylko stromy, ubezpieczony odcinek, prowadzący prosto na szczyt. A na nim grupka turystów i bardzo dalekie widoki. Szczególnie wzrok przyciągały, schowane wcześniej za Mosermandlem i niewidoczne Wysokie Taury od Grossglocknera po Hochalmspitze.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Długo podziwialiśmy rozległą panoramę z Mosermandla, ale w końcu przyszedł czas na zejście. Najpierw tym samym stromym kominem, którym podchodziliśmy, a następnie dla urozmaicenia wycieczki poszliśmy okrężnie szlakiem nr 711. Podobnie uczyniły poznane wcześniej Austriaczki – cały dzień deptaliśmy im po piętach. Wyszła nam z tego całodniowa tura, z widokami prima sort – chyba najładniejsza na całym urlopie. Najważniejsza jednak na tej wycieczce okazała się stabilna pogoda – nie wyobrażam sobie pokonywania tej trasy we mgle, bo w szczególności ten drugi wariant zejściowy był oznakowany dość chaotycznie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po posileniu się i zrobieniu zakupów we Flachau (bardzo komercyjna miejscowość) przemieściliśmy się dwie doliny dalej - do Taurachtal. Wieczorem oddawaliśmy się błogiemu relaksowi przy potoku w pobliżu pensjonatu Vordengnadenalm.
Wczesnym rankiem podjechaliśmy do wysoko położonego ośrodka narciarskiego - Obertauern. Stamtąd ruszyliśmy szlakiem nr 21 zostawiając za sobą w dole kiczowate hotele. Szlak wprowadził nas asfaltową drogą (wybudowaną w pobliżu stoku) na przełęcz, gdzie ujrzeliśmy tragicznie wkomponowany w teren sztuczny zbiornik wodny. Nie wiem czym sobie zasłużyła okolica na takie dewastujące potratowanie ją przez Austriaków.

Obrazek

Na przełęczy przywitały nas ostrzeżenia „nur fur geubte”, ale są one raczej na wyrost, bo oprócz lekko eksponowanej ścieżki, która trawersuje górę Predigtsuhl nic po drodze trudnego nie ma. Najpierw jednak trzeba wejść na bardzo widokowy wierzchołek Zehnerkarspitze (2382 npm), z niego zaś szerokie zbocze prowadzi do wspomnianego wcześniej długiego trawersu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na trawersie ścieżka była dość wąska i nadzialiśmy się na stado baranów, które na nasz widok zawróciło i tak też maszerowaliśmy za nim kilkanaście minut jak samozwańczy pasterze. Po minięciu niezdecydowanego stadka szerokimi zakosami wleźliśmy na kolejny szczyt – Glocknerin (2433 npm) . Widoki ze szczytu znowu miodzio – bardzo nam się spodobały te Radstadtery.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zejście w pobliżu turkusowej tafli jeziora Wildsee, a następnie bardzo upierdliwym szlakiem nr 702 z powrotem na parking w Obertauren, no a stamtąd pozostał nam tylko powrót do kraju.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W domu zaś można już było westchnąć kolejny raz – i po urlopie :wink:.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz gru 12, 2019 1:40 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pt sie 07, 2015 10:09 pm
Posty: 779
Lokalizacja: Chrzanów
Poczytał, pooglądał, najs :D
Ta ostatnia fota to mi się z jakąś cygańską osadą kojarzy, feria barw.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So gru 14, 2019 10:54 am 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 9:25 pm
Posty: 1493
Lokalizacja: W-wa
Nie idzie za wami nadążyć w tych rozjazdach we wszystkie strony mapy. Ale jak widać na zdjęciach, okazałeś się dobrym łowcą pogody, bo przecież nawet ten zimny dzień ze śniegiem okazał się wycieczkowo skuteczny – szczyt zaliczony. Znowu dużo różnorodnych gór w twojej relacji, można się było napatrzeć, nachodzić, lubię górskie relacje, no bo trochę zastępują mi góry.
Byłam w Sztubajskich 11 lat temu, jako bardzo jeszcze niedoświadczona i onieśmielona turystka (dzisiaj bym wycisnęła z takiego wyjazdu dużo więcej). Więcej niż wy chodziłam w końcowej części doliny, stąd mam zdjęcie, o którym poniżej.
magis napisał(a):
O ile się nie mylę w tle Zuckerhutl:

Obrazek
Tak jest, ja byłam nieco bliżej:
Obrazek

magis napisał(a):
ruszam w w czerwonych butach i w czerwonym softszelu. Byki w trakcie corridy nie reagują ponoć na kolor płachty tylko na jej ruch, ale na mnie stado krów w dolinie zareagowało wyjątkowo agresywnie. Do koloru dołożyłem też dość przyspieszony ruch, bo jedna z krów wdała się za mną w pogoń. Reszta stada przyglądała się temu z zaciekawieniem

W ostatnich latach co i rusz widziałam w Austrii tabliczki ostrzegające przed krowami, hodowcy bardzo się asekurują po tym, jak zmarła stratowana turystka, poniżej pierwszy lepszy artykuł z internetu na ten temat (w tłumaczeniu Googla):

Najważniejsze wskazówki behawioralne
1.Zachowaj wystarczającą odległość od krów: nie wspinaj się przez płoty na pastwiskach i nie zostawiaj oznakowanego szlaku.
2.Trzymaj psy z dala od pastwisk: nie należy chodzić z psami w pobliżu krów. Jako środek ostrożności trzymaj go w krytycznym miejscu. Uwaga: jeśli krowa zaatakuje ciebie i twojego psa, puść psa. Jest szybszy i całkiem bezpiecznie ucieknie od krowy. W międzyczasie masz również czas, aby posunąć się daleko.
3.Prawidłowy język ciała: Nie patrz krowie w oczy.
4.Nie karm, nie głaskaj : karma może prowadzić do zazdrości i agresji u zwierząt.
5.Zachowaj spokój : nie wykonuj gwałtownych ruchów w pobliżu krów i zwracaj uwagę na poziom hałasu. Kiedy zwierzęta się boją, zaczyna się instynkt ucieczki. Jeśli nie ma sposobu na ucieczkę, krowa może zaatakować.
6.Zachowaj szczególną ostrożność w stosunku do młodych i matek zwierząt: nigdy nie należy przyciągać ani dotykać cieląt, matek krów nie należy popychać. Krowy chronią swoje potomstwo - w razie potrzeby również atakiem.
7.Sygnały alarmowe wskazują: „Nie każda krowa zainteresowana wędrowcami lub przekraczająca ścieżkę natychmiast rozpocznie atak”, mówi portal Peta. „Jeśli jednak zwierzę pochyli głowę, unieruchomi wózek, podrapie przednie kopyta i prychnie, należy zachować szczególną ostrożność”. Bydło czuje się wtedy bardzo zagrożone i może zaatakować.
8.W przypadku ataku: Nigdy nie kładź się na ziemi ani nie uciekaj gorączkowo. Nie odwracaj się plecami do zwierzęcia, stań się jak największy i powoli cofaj się.
9.Poinformuj innych o swoim zachowaniu: Jeśli obserwujesz pieszych, którzy są oczywiście w błędzie wobec zwierząt, poinformuj ich o tym.
10.Uważnie obserwuj: powinieneś sprawdzić z daleka, jak zachowują się zwierzęta.

oryginał tu: https://www.ovb-online.de/leben/reise/k ... 86269.html
albo filmik na ten temat: https://www.youtube.com/watch?time_cont ... e=emb_logo


PS.
magis napisał(a):
Niestety pomyliliśmy szlaki i musieliśmy bez znaków wracać stromym zboczem
Cytuj:
Już po kilku serpentynach zgubiliśmy szlak
o, takie wyznania mi się podobają, będzie mi raźniej, gdy zamieszczę swoją relację :wink:

_________________
Nutko moja
https://www.youtube.com/@CarpathianMusicWorld/playlists


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So gru 14, 2019 1:00 pm 
Stracony

Dołączył(a): Pn lut 11, 2013 4:09 pm
Posty: 9871
Lokalizacja: FCZ
Można nacieszyć oczy 8)

_________________
NIE MA LEPSZEGO OD MIĘGUSZA WIELKIEGO!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So gru 14, 2019 2:25 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt kwi 12, 2011 7:46 am
Posty: 2164
Bałem się, że mogę nie przeżyć tej relacji... ale nie było tak źle... kiepska pogoda uratowała moje zazdrosne serce ;)
Kurcze, no szkoda, że na takie wyjazdy nie można zamówić słońca na pewniaka, tak jak ma się je w krajach południowych.
Przepiękne tereny, przepiękne urozmaicone góry. Trasy "magisowe", choć jakby już trochę zalatywały starością, tzn. dojrzałością... czyli coraz dłuższe przerwy na kontemplację ;)
Muszę pochwalić też zdjęcia, szczególnie te w gorszych warunkach, bo przy słońcu, to i małpa zrobi dobre, a przy chmurach trzeba się wykazać dużo większymi umiejętnościami, żeby obróbką wydobyć zalety danej sceny, ale nie przegiąć i nie zrobić z niej sieczki. Mnie by się nie udało - jestem pewny.

p.s.
W Słowenii też jest dużo krów, takich trochę zdziczałych i odważnych. Idealnym rozwiązaniem jest posiadanie Tobiego, który całkowicie odciąga uwagę tych najdzielniejszych.

_________________
SPROCKET
viewtopic.php?f=11&t=17068


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N gru 15, 2019 9:09 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn paź 29, 2007 8:31 pm
Posty: 3185
Lokalizacja: Nowy Sącz
Zdjęcia jak zwykle - klasa sama w sobie. :salut: Akurat Alpy Stubajskie moim zdaniem są najmniej atrakcyjne krajobrazowo z austriackich lodowcowych. Moje podium to: Wysokie Taury, Otztalskie i Zillertalskie. Rejon Odle jest na mojej TODO list.
Widzę, że kombinujesz jak ja, czyli prognoza pogody i jazda tam - gdzie jest lepiej. :)

_________________
http://naszczytach.cba.pl/ Aktualizacja 2023 - nowe: Góry Skandynawskie, Taurus w Turscji, Alpy Julijskie, Kamnickie, Ennstalskie, Tatry Bielskie, Murańska Planina, Haligowskie Skały i wiele innych. Zapraszam


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn gru 16, 2019 5:38 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pt cze 22, 2012 7:38 pm
Posty: 843
Lokalizacja: siem-ce; m-ce
Damian78 napisał(a):
Ta ostatnia fota to mi się z jakąś cygańską osadą kojarzy, feria barw.

Na żywo wyglądało to jeszcze gorzej.
anke napisał(a):
o, takie wyznania mi się podobają, będzie mi raźniej, gdy zamieszczę swoją relację

Czekam z niecierpliwością. Alpy czy Pireneje?
anke napisał(a):
Tak jest, ja byłam nieco bliżej:

Dużo bliżej, z tego co widzę na zdjęciu. Wilder Freiger?
anke napisał(a):
Ale jak widać na zdjęciach, okazałeś się dobrym łowcą pogody, bo przecież nawet ten zimny dzień ze śniegiem okazał się wycieczkowo skuteczny – szczyt zaliczony.

Tak. I nawet jakieś widoki były. Jednak rejon troszkę za bardzo dał nam w kość pod względem temperatury. Wolę się wygrzewać w górach niż marznąć, jeśli jest taki wybór :wink:.
prof.Kiełbasa napisał(a):
Można nacieszyć oczy

gouter napisał(a):
Zdjęcia jak zwykle - klasa sama w sobie.

Dzięki :wink:.
sprocket73 napisał(a):
Bałem się, że mogę nie przeżyć tej relacji... ale nie było tak źle...

Jak na Sztubajskie to i tak nie było aż tak strasznie z tą pogodą. A kraje południowe szykuje na przyszły rok więc z góry uprzedzam... :wink:.
sprocket73 napisał(a):
choć jakby już trochę zalatywały starością, tzn. dojrzałością... czyli coraz dłuższe przerwy na kontemplację

Przerwy były wymuszone gorszą aurą i tego się będę trzymał :wink:. A tak na poważnie to ten sezon pod względem wycieczek górskich mamy rekordowy - chyba nawet seta pęknie, jak dobrze pójdzie.
sprocket73 napisał(a):
żeby obróbką wydobyć zalety danej sceny, ale nie przegiąć i nie zrobić z niej sieczki.

Ociupinka kontrastu, delikatne wyciąganie cieni (jeśli to w ogóle możliwe w programie Nikona) i balans bieli (ale głownie zimą), bo robię zdjęcia w rawach - ot, cała moja obróbka.
gouter napisał(a):
Akurat Alpy Stubajskie moim zdaniem są najmniej atrakcyjne krajobrazowo z austriackich lodowcowych. Moje podium to: Wysokie Taury, Otztalskie i Zillertalskie.

Skoro tak piszesz, to pewnie tak jest. Myśmy te lodowce oglądali z pewnego oddalenia, więc ciężko mi oceniać.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn gru 16, 2019 9:47 pm 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 9:25 pm
Posty: 1493
Lokalizacja: W-wa
magis napisał(a):
Alpy czy Pireneje?
akurat jedne i drugie
(a w kwestii gubienia: umoczyłam także i w Strażovskich :eye: - z pół godziny szłam, zanim się zreflektowałam, że przecież trasa może i wygodna, ale znaków to na niej żadnych nie ma; nie chciałam zawracać, parłam więc przed siebie, na azymut, jak się okazało - przez teren zwierząt, z ich ścieżkami, czułam, że jestem w ich świecie, tak byłam zaaferowana sytuacją, w której się znalazłam, że przestałam tak uporczywie myśleć o niedźwiedzicy, która gdzieś krążyła z małymi)
magis napisał(a):
Dużo bliżej, z tego co widzę na zdjęciu. Wilder Freiger?
Nie, byłam wtedy na sto razy łatwiejszej górce - na Großer Tröglerze.

_________________
Nutko moja
https://www.youtube.com/@CarpathianMusicWorld/playlists


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr gru 18, 2019 4:56 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 18, 2009 11:04 am
Posty: 10402
Lokalizacja: miasto100mostów
Na czytanie relacji magisa z urlopów to trzeba chyba urlop brać.

_________________
'Tatusiu, zostań w samochodzie, a my zobaczymy gdzie zaczyna się nasz szlak.'


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt gru 20, 2019 12:26 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pt lis 21, 2008 10:48 pm
Posty: 1227
Lokalizacja: Warszwa
ja bym tam nie narzekał na taki urlop

_________________
Jeśli zdajesz pytanie dlaczego chodzę po górach to znaczy że nie zrozumiesz odpowiedzi


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 10 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 14 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL