Był pomysł na mały maraton, ale z wiekiem rozsądek co raz częściej bierze górę

i po długiej przerwie postanowiliśmy się rozpędzić. No to tak trochę treningowo podeszliśmy do wycieczki.
O 3 w nocy wyszliśmy z parkingu żeby złapać wschód słońca na wieży widokowej.

Nawet ładnie było widać Tatry, choć sam wschód przesłoniły chmury.

Wymogi sanitarne

Uciekliśmy z wieży bo wiało tam okrutnie i zimno było

Nawet krokusy udało się złapać. Nie były biedactwa jakieś spektakularne, też zmarzły.

Z Gorca powędrowaliśmy na Turbacz. Po drodze Łukasz robił Orkana

Na wieży na Gorcu były oprócz nas 4 osoby. Zastanawialiśmy się co będzie na Turbaczu, bo przecież majówka.

No tak. Tłumów nie było

Poszliśmy najpierw na wierzchołek, potem na posiadówkę przy schronisku.

Takie drzewo siodło po drodze, albo nosorożec ?

Przy schronisku ze 20 osób naliczyłem. Z ciekawostek można sobie kupić pamiątkową maseczkę z logo Turbacza, znak czasów.
Mając na uwadze zbliżające się opady atmosferyczne ewakuowaliśmy się z Turbacza w stronę Kudłonia. Niestety opady nie dotrzymały obietnicy ( miały być około 11 ) i złapały nas dwie godziny wcześniej zaraz za Ołtarzem Papieskim. Wskoczyłem w resztki porozdzieranej foliowej peleryny a Łukasz jak rasowy hiker wyciągnął profesjonalny sprzęt.

Lekki grad a potem deszcz spędziły nas z grani. Odpuściliśmy Kudłonia i zeszliśmy uroczą doliną w stronę auta. Ale była naprawdę ładna, taka tatrzańska. Uroku dodawało jej piękne słońce, które wyszło kiedy byliśmy w połowie doliny.
