Forum portalu turystyka-gorska.pl
http://turystyka-gorska.pl/

Alpy Kotyjskie
http://turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=21139
Strona 1 z 1

Autor:  anke [ Wt mar 16, 2021 8:35 pm ]
Tytuł:  Alpy Kotyjskie

Pociągi we Włoszech są stosunkowo tanie – np. z Bergamo do Turynu zapłaciłam 15 euro, potem 4 euro za pociąg do Pinerolo i potem jeszcze około 3 za autobus do Bobbio Pellice. A do Villanova dojechałam nawet za darmo, usadowiona obok psa w bagażniku. Tam zaczynała się trasa do mojego pierwszego schroniska, będę nocowała w sumie w sześciu i dodam do tego dwa noclegi pod chmurką.

Alpy Kotyjskie miałam w planach już dawno, ale na krótszy wypad z akcentem na Monviso (3841), byłby to mój rekord wysokości. Wyszło na odwrót – wyjazd był długi, ale bez Monviso. Zrobiłam wąską pętlę wokół góry, wchodząc po drodze na 6 szczytów - dość łatwych, a czasem niestety - zbyt łatwych. Mapka jest na końcu relacji.

1. Do Rifugio Willy Jervis dotarłam pod wieczór, padało, niewiele widziałam. Dopiero rano zobaczyłam, w jak fajnym miejscu jestem. Panorama na dolinę i góry w oddali migiem dostroiła mnie do górskiego świata, a pewnie i wzruszyła. Niby widok jakich tysiące, ale czasem dostajemy jakiś bonus, stworzony w danej chwili przez światło, kolory, powietrze, nie do przekazaniu na zdjęciu.

Obrazek

Na początek górski spacer do schroniska Battaglione Alpini M. Granero (2377), wszystkie kolejne, oprócz ostatniego, będą jeszcze wyżej. Poniżej kwintesencja idei schroniska - dziarski schron blaszak wyciąga szyję, powiewa flagą - tu jestem, jeszcze dwa kroki, dawaj do góry, czy nawet - nie trać nadziei.

Obrazek

Samo schronisko jest tuż za blaszakiem i ukazuje się nam wyraziście i znienacka:

Obrazek

Po lewej Monte Granero, za 9 dni przejdę z drugiej strony szczytu w drodze powrotnej, a jutro będę miała przyjemność wejść na wierzchołek.

Obrazek

2. Schronisko Granero – schronisko Viso + Monte Granero. To w schronisku doradzono mi, żeby nie iść na górę specjalnie, tylko po drodze. Wyruszyłam więc, gdy jeszcze było ciemno, muszę podejść 800 metrów, 300 metrów przed szczytem wypakowałam z plecaka trochę rzeczy i zostawiłam w pobliżu ścieżki. Bliżej szczytu przez dłuższą chwilę szłam w towarzystwie niemieckiego turysty, oprócz nas nikogo na górze nie było.

Obrazek
po prawej stronie Lago Lungo można dostrzec schronisko

Przed ósmą powitał mnie gospodarz terenu:

Obrazek

O Monte Granero (3170) na Summitpost piszą: complex and imposing, beautiful and interesting - i nawet jeśli te określenia mogą się wydawać nieco przesadne, to dla mnie i tak był to najciekawszy szczyt tego wyjazdu. Poniżej góra jeszcze w wersji porannej, niebieskiej. Wyższy jest ten wierzchołek po prawej, będę na szczycie za 3 godziny.

Obrazek

A tu już nabrała kolorów. Wyłowiłam wzrokiem potencjalne wejście i nawet się nie pomyliłam. Znaki na kamieniach były, ale im wyżej, tym bardziej wypłowiałe i skąpe. Schodząc, szybko je zgubiłam.

Obrazek

Wejście na Granero nie jest trudne, aczkolwiek należy już do kategorii wspinaczki górskiej, tyle że łatwej, z oznaczeniem F. Tu zaczyna się ciekawsze podejście:

Obrazek

Gramolę się tam właśnie, gdy nagle wyskakuje mi zza pleców rosły Niemiec. Ja na płasko przyklejona do kamieni pełznę do góry, a on na sprężystych nogach skacze po skałach, ledwie ich dotykając, co za kontrast! pokazał mi w dodatku palcem ledwie widoczny znaczek, korygując moje przejście. Trochę mnie zdołował, ale w końcu się i przydał, bo gdy miałam wątpliwości przed szczytem, gdzie jest wejście, to czubek jego głowy wskazał mi kierunek.

A to bardziej pionowy fragment przed szczytem:

Obrazek

Na szczycie siedziałam jak trusia, niechętnie spoglądałam na dół, trochę bałam się schodzenia (poszło mi jak z płatka). Poniżej widok na południe i Monviso. Przejdę ten teren w drodze powrotnej.

Obrazek

Niemiec popędził na dół, zostałam znowu sama, no i schodząc tym kamienistym zboczem, poszłam za mocno na lewo, zgubiłam ostatecznie znaki i szłam na przełaj, co było przyjemne.

Obrazek

Na przełęcz Seillierino (2899) miałam już dwa kroki, za nią - zejście do kolejnej doliny i schroniska Viso; będzie to jedyny odcinek trasy po stronie francuskiej. Nie dostanę noclegu w schronisku, gorzej – nie dostanę też kolacji, bo trzeba ją zamawiać wcześniej, a bardzo się nastawiłam na francuskie smakołyki (staramy się gotować ze świeżych, wysokiej jakości produktów! Wszystko jest domowej roboty z coraz bardziej ekologicznymi i lokalnymi produktami: ser Queyras, mąka i jabłka z Châteauroux, dżemy z Hautes Alpes...). Ciekawe, że kompletnie nie spasowało mi włoskie jedzenie. Oprócz makaronu, ale ten jak dla mnie można zepsuć tylko jakimś białym sosem. Lubię też pizzę, ale jej nie serwują w schroniskach. Dodam, że byłam odosobniona w swoich opiniach, inni byli zachwyceni.

Po drugiej stronie przełęczy stadko koziczek. Ojciec wyszedł w moją stronę i wystawił biały brzuszek, nie wiem - pochwalić się, że pełny, czy postraszyć, bo stał się dzięki tej pozie większy.

Obrazek

Matka zeskakiwała po pionowej ściance, a za nią, chcąc nie chcąc, musiał skakać i maluch.

Obrazek

Akurat całe stado wylądowało tuż przy szlakowskazach, do których musiałam podejść. Rodzice wystąpili naprzód, odgradzając dzieci od intruza, czyli mnie, i dawaj fukać, gotowi na wszystko, nieustraszeni.

Obrazek
dlaczego kozice zazwyczaj przechylają głowę na bok? (na zdjęciu wyżej wszystkie w tę samą stronę)

Przede mną Narodowy Rezerwat Przyrody Monte Viso i niewidoczne jeszcze schronisko Viso, które chwali się oddaleniem od cywilizacji, brakiem zasięgu i Wi-Fi oraz innymi cennymi ograniczeniami. W zamian obiecują powiew świeżego powietrza gwarantujący odmłodzenie!

Obrazek

Ledwie weszłam do schroniska, jak lunęło. Miejsc noclegowych brak, kolacji, jak pisałam, też. Jest wieczór, leje na całego, zanosi porywistym wiatrem, trzęsę się z zimna nawet w przedsionku, w którym przysiadłam. No to umoczyłam, taka ze mnie turystka, pokaż teraz, co potrafisz, idź, prześpij się na dworze w taką pogodę z tym swoim śmiesznym ekwipunkiem, wokół otwarty teren, będziesz się turlać z wiatrem po całej dolinie. Strzelałam sobie moralniaki z godzinę, w sumie było za co.

Obrazek

Dałabym radę przetrwać taką noc, ale miałam farta, bo w końcu przestało padać. Schowałam się za pagórkiem i rozbiłam miniobozik. Poniżej debiut mojego 140-gramowego tarpa:-). Ewoluował z płachty folii (koc izotermiczny SOFT jednolicie srebrny, wykonany z metalizowanej w masie, miękkiej i elastycznej folii), w której wycięłam dziurki na śledzie. Przypinałam ją do ziemi już w Adamello, ale na płasko, a teraz po raz pierwszy robię z niej daszek. Taki substytut namiotu potrzebny mi jest tylko awaryjnie, nie nastawiam się na regularne nocowanie poza schroniskami. Ale odkąd wiem, że mogę spać gdzie bądź, całkiem, ale to całkiem inaczej chodzi mi się po górach.

Obrazek

A to widok na jutrzejszą trasę - na horyzoncie Monviso (3841), najwyższa góra Alp Kotyjskich i 16. we Włoszech, z tym że te wyżej na liście są najczęściej górami granicznymi, a ta w całości jest włoska. Będę przechodzić tuż obok niej.

Obrazek

3. Wstyd przyznać, ale dzisiejsza trasa do schroniska Vallanta to zaledwie 400 m do góry i tyleż na dół. Przez przełęcz Vallanta (2815) poniżej wracam na ziemię włoską.

Obrazek

Cały czas mam na oku Monviso. Góra słynna jest z tego, że spektakularnie wystaje zgrabną piramidą nad wszystko wokół o jakieś pół kilometra, ma więc duże znaczenie krajobrazowe, jak ktoś to ujął w Wiki. Sprawdziłam w związku z tym, że jest na 10 miejscu w Alpach, jeśli chodzi o wybitność. Na jej zboczach ma źródło najdłuższa włoska rzeka – Pad.

Obrazek

Wspomnianą efektowną piramidę można zobaczyć na wielu zdjęciach w internecie,
https://commons.wikimedia.org/wiki/File ... pietra.jpg
https://en.wikipedia.org/wiki/File:Salu ... ground.jpg

ja, idąc po jej zachodniej stronie, widziałam raczej połyskliwe cielsko jakiegoś morskiego stwora:

Obrazek

dodam tu jeszcze zdjęcie z innego dnia:

Obrazek

A wracając na trasę - w oddali jezioro Bealera Funsa, ten ciemniejszy kształt po jego prawej stronie to moje kolejne schronisko - Vallanta (2450), zbudowane, co ciekawe, na planie trójkąta prostokątnego.

Obrazek

4. Kolejnego dnia weszłam na niedaleki szczyt – Monte Losetta, skusiło mnie to 3054 przy nazwie. Nie tylko mnie skusiło. Od zachodniej strony można, jak widzę na mapie, podjechać na koniec doliny, więc na szczycie było dużo ludzi, w tym na koniach i rowerach.

Obrazek

I cztery strony świata: północno-wschodnia – stamtąd przyszłam (a dokładniej: szłam doliną, która ciągnie się na lewo):

Obrazek

zachodnia - nie, to nie jest przez pomyłkę rozciągnięte zdjęcie...

Obrazek

południowa – tam pójdę jutro:

Obrazek

i już po zejściu ze szczytu - wschodnia, z Monviso:

Obrazek

4. Poniżej schronisko Vallanta, a nad nim piętrzy się – jeszcze 1390 metrów do góry - Monviso. Idę do schroniska Quintino Sella. To najdłuższa trasa - przedzieliłam ją noclegiem, nie pamiętam zresztą, czy go zaplanowałam, czy tak wyszło.

Obrazek

Zejście doliną wzdłuż potoku Vallanta mam w dobrej pamięci - poranne słońce, pastwiska z białymi krowami, malownicze kamienne domy (opuszczone), sama słodycz i spokój. Na dole skręt pod kątem prostym na wschód i 800 m do góry.

Zaciekawiły mnie te białe krowy, sprawdziłam, że to rasa piemontese, uważana za jedną z najlepszych na świecie. Jej ojczyzną są właśnie północno-zachodnie regiony Włoch. Pigmentacja pyska, warg, błon śluzowych, języka, podniebienia rzęs, krawędzi powiek i uszu, ogona, racic jest czarna; rogów też, ale tylko do 20 miesiąca życia.

Obrazek

Obrazek

Być może za przyczyną dużej ilości chmur przez cały pobyt byłam odizolowana od widoku cywilizacji na dole. Poniżej jedyny wyjątek – wzdłuż sztucznego jeziora Castello w oddali prowadzi już regularna szosa, choć jej oczywiście stąd nie widać. Dodam, że moja trasa prowadziła przez obszar terenów chronionych, które były „czyste” - tylko góry i niewielkie schroniska.

Obrazek

Ja idę w odwrotnym kierunku, odcinek na zdjęciach poniżej jest dolną częścią pętli, którą robię wokół Monviso. Zmierzyłam, że cała pętla ma około 50-60 km, czyli zaskakująco mało, dodam więc teraz do rachunku z 10 km wejść na szczyty.

Obrazek

Obrazek

Szlakowskaz poniżej pokazuje skręt do schronu, może tam zanocuję? Weszłam kilkadziesiąt metrów do góry, żeby sprawdzić, czy otwarty, a w razie, gdy zamknięty, spędzić ewentualnie noc w jego pobliżu. Był otwarty. Dzisiaj już wiem - w czasie pandemii ze schronów można korzystać tylko w nagłych przypadkach. Gdybym wiedziała, spałabym obok - i lepiej bym na tym wyszła, bo tym razem uroiłam sobie, że ktoś mnie zamknie na zasuwę, gdy będę spała. Nie domknęłam więc drzwi, a nawet zablokowałam to niedomknięcie, wiem, że to śmieszne, ale to wina nocy, w dzień jestem do bólu normalna – tak czy inaczej wyimaginowany dźwięk zatrzaskiwanych drzwi odbierał mi sen, żałowałam, że nie ułożyłam się do snu na zewnątrz, zdecydowanie lepiej mi wychodzi nocowanie pod gołym niebem.

Obrazek

Wieczór był piękny, widoki naokoło głowy, zachód słońca, nikogusieńko. Na półce stała nienapoczęta butelka wina. Były też odpowiednie do miejsca zapiski, o nicości, o krwawiących kolorach, zagubieniu w przestrzeni... coś tam kombinowaliśmy ja i translator google na ich temat, ale odpuściłam, w zamian będzie sentencja (superwolnościowa) włoskiej noblistki Rity Levi-Montalcini, którą przechowuję w pamięci: Myśl. Nie myśl o sobie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

5. Poranki w górach są jak wiadomo najlepsze - pierwsze kroki na trasie, rześkie powietrze, plecak na grzbiecie, zapowiedź przygody, niech się zachody słońca schowają. Góra po prawej to Malta (2995) – na szczycie będę za 4 godziny, wejście jest za jeziorem Bertin, które także widać poniżej:

Obrazek

Właśnie przy nim stoję – strzałka wskazuje miejsce biwaku:

Obrazek

Obrazek

Setki kopczyków. Niektóre, zmyślnie ułożone, tworzyły udane rzeźbiarskie kompozycje, do których przysunęłam bliżej obiektyw, ale efekt na zdjęciach był marny (dodam przy okazji, że dla mnie rzeźba to jeden z najlepszych tematów fotograficznych).

Obrazek

Za jeziorem skręcam na prawo w kierunku przełęczy Calata, z której wchodzi się na szczyt Punta Malta. Kolejny raz klamoty zostawiam wprost przy ścieżce, na godzinę czy dwie, w miniplecaczku, a niepokój o nie zabieram do góry, ale na krótko, zaraz o tym zapomnę. Poniżej przełęcz Calata (2940), a na ostatnim planie Monviso:

Obrazek

Z przełęczy łatwy trawers zboczem poniżej doprowadza pod szczyt i dopiero tam jest króciutkie, ciekawsze przejście.

Obrazek

Zobaczyłam z daleka zatknięty w skały patyczek, myślałam, że ktoś zrobił sobie skok w bok z głównego wierzchołka. Dobrze, że w swej głupocie, a i ze strachu, nie poszłam na wprost, a już zdjęłam plecak nastawiona na walkę. Sensowne przejście okazało się po lewej stronie. Końcówka podejścia to ta rynienka na prawo od szczytu (który poniżej kropki):

Obrazek

Na szczycie dogoniła mnie włoska para i byli to jedyni ludzie, jakich spotkałam na odcinku od przełęczy. Ten patyczek wyznaczał jednak szczyt, z bliska okazał się po prostu drewnianym krzyżem. Pokazuję go z bliska, bo urokliwy i nietypowy.

Obrazek

Schronisko Quintino Sella to punkt startowy na Monte Viso. Pewnie w zwyczajnych czasach oblegane, ale na mojej ze 30-osobowej sali zajęte były tylko 4 łóżka. Naoglądałam się filmów o wejściu i nastawiłam się, że przejdę tyle, ile potrafię (z ew. kiblowaniem w nocy), skala trudności to PD (chodziłam wcześniej po PD-). Powstrzymał mnie widok ludzi pakujących raki. Przykro było, ale zrezygnowałam.

Lago Grande di Viso i schronisko Quintino Sella, noszące imię założyciela CAI:

Obrazek

6. Góra, na którą weszłam w zamian, jest aż o 822 m niższa. Viso Mozzo (3019) ma swój zabawny wdzięk estetyczny w postaci bardzo równego zbocza – wygląda jak kamieniste boisko postawione pod kątem.

Obrazek

Obrazek

Niestety obok stoi góra potwór, która pożera takie Mozzo wizualnie, i niby człowiek wszedł na kolejne 3000, ale myśli – dlaczego nie na tę obok? Zestawienie tych gór pokażę później na zdjęciach – będzie dokładnie widać, jaką to katastrofę zalicza górski turysta przy tej zamianie.

Obrazek

Poniżej widać mój jutrzejszy kierunek, będę szła do góry na lewo, do schroniska Giacoletti, które na sekundę pokazało mi swoje żółte okiennice, gdy się chmury łaskawie przesunęły.

Obrazek

Ze względu na swoją morfologię i położenie Monviso wydaje się „przyciągać” mgły równiny. Bardzo często góra jest spowita mgłą nawet w dni ogólnie dobrej pogody. To prawda, po stronie włoskiej, od wschodu, chmury i mgły kotłowały się zazwyczaj na całego, w przeciwieństwie do ascetycznej strony francuskiej.

Obrazek

Schronisko wieczorową porą - mam ochotę napisać, że wygląda jak broszka:

Obrazek

7. Na hasło "schronisko Giacoletti" ludzie reagowali achami o ochami, sprawdzę dzisiaj, czy słusznie. Gołe, nieozdobione chmurami poranne góry prezentują się skromniej niż wczoraj, ale trzeba pokazać i takie.

Obrazek

Obrazek

Na ścieżce wyżej nie widać nikogo, ale kręci się tu jednak sporo ludzi, większość dochodzi tylko do tych jeziorek poniżej, gdzie zalegają. Ale tych, co idą do schroniska (400 metrów wyżej), jest i tak aż nadto – z trudem załapałam się na nocleg.

Obrazek

I jeszcze rzut okiem do tyłu - w głębi wczorajszy szczyt, Viso Mozzo, tu wygląda elegancko, ale kilka zdjęć dalej zostanie zmiażdżony przez Monviso.

Obrazek

Giacoletti (2741) to najciekawiej położone schronisko na mojej trasie. Z jednej strony ściana trzytysięczników, na które można w dodatku sobie wejść, z drugiej rekreacyjna górka Losas (2837), z której można powyższe podziwiać, a jeszcze się na niej zdrzemnąć, posiedzieć wieczorem czy wbiec w ramach rozgrzewki, bo szczyt jest tylko 100 metrów nad schroniskiem. Ładnie ukazuje się nadchodzącym turystom, najpierw brama powitalna:

Obrazek

Obrazek

Gdy przyszłam, od razu weszłam na Losas, skąd zobaczyłam moją jutrzejszą trasę. Akurat z miejsca, w którym stałam, wyglądała na trudną. W dodatku widziałam z daleka gościa, który utknął na skałkach pod koniec piargów i z czymś się tam długo zmagał, a w końcu zawrócił. Zeszłam więc na dół i zaczęłam podchodzić, żeby przyjrzeć się trasie z bliska. Owszem na początku jest ślizgawica, czasem trudno zrobić krok do góry, ale właśnie to przeszłam na próbę. Jak będzie dalej i wyżej, sprawdzę jutro.

Obrazek

Tu już wygląda łagodniej, od schroniska na przełęcz trzeba podejść 180 m (piargi + wspinaczka), potem jeszcze 100 na szczyt:

Obrazek

8. Rano miałam powtórną przyjemność na tej zjeżdżalni, ale potem już – same cymesy, czyli wspinaczka à la Orla Perć, tyle że cały czas do góry. Zdjęcia poniżej pionizują to wejście, chyba aż tak nie było, ja weszłam bez większych problemów, z przyjemnością i lekkimi emocjami.

Obrazek

Obrazek

Łańcuchy doprowadzają na przełęcz Coulour del Porco (2920), a z niej mamy łatwe wejście na szczyt Udine (3022). Zwrócę uwagę, że trzy najbliższe szczyty mają nazwy włoskich miast: Roma, Udine, Venezia – nadano je z pobudek patriotycznych na początku XX wieku. Czarny szczyt w oddali to pewnie ta góra, na którą turyści wjeżdżali na koniach i rowerami.

Obrazek

Ostatni, łatwiejszy już etap przed szczytem:

Obrazek

Ze szczytu kolejny już raz mogę sobie popatrzeć, na co weszłam i na co nie weszłam dwa dni temu: po lewej Viso Mozzo, po prawej Monviso. No to dodam jeszcze, że Udine, góra, na której właśnie dumnie stoję, jest tylko 3 metry wyższa od malutkiego Mozzo. No cóż, w Kotyjskich liczy się tylko Il Re di Pietra - Kamienny Król, czyli Monviso.

Obrazek

Patrząc w drugą stronę: pierwszy szczyt to Venezia, ponoć trudniejsza od Udine, a na samym końcu para Granero i Meidassa - będę tam jutro.

Obrazek

Pora na wieczorny relaks na Losas, na zdjęciu niżej jest już kilka minut po ósmej, fajne, nastrojowe miejsce, ludzie rozstawiali namioty, młode pary migdaliły się nieśmiało.

Obrazek

Obrazek

9,10. Ostatni odcinek – ze schroniska Giacoletti do schroniska Barbara Lowrie (1753 m). Dołożyłam spontanicznie do trasy wejście a to do znanego tunelu, a to na przełęcz i w rezultacie nie zdążyłam dojść na nocleg do schroniska. Na horyzoncie sympatyczna para: po lewej Granero (na którym już byłam) i po prawej – Meidassa (na szczyt wejdę dzisiaj).

Obrazek

To był najbardziej zaludniony fragment trasy, ludzie parli do góry, żeby zobaczyć miejscową atrakcję – tunel wydrążony w skale. Wciąż jednak chmury, a może i same góry, skutecznie odgradzały mnie od widoku ludzkich siedzib, do Turynu w linii prostej jest stąd tylko 60 km.

Obrazek

Przyłączyłam się do tego pochodu, nigdy jeszcze w takim w Alpach nie szłam, na zdjęciu niżej jest ponad 50 osób. Zmierzamy do tunelu Buco di Viso (2882), szczególnego ze względu na rok powstania – 1480. Wydrążono go w celach handlowych za pomocą „żelaza, ognia, wrzącej wody i octu”. Dzisiaj ma 75 m długości, przez te 600 lat ubyło mu 25. Zastanawiałam się, po co go zrobili, skoro tuż obok, 92 metry wyżej jest przełęcz Traversette (2974), na którą osiołki by spokojnie wmaszerowały, sama też to zrobiłam. Wiki pisze, że poszło o zalegający długo na przełęczy śnieg, który był niebezpieczny i skracał okres handlowania.

Tunel jest za koszarami, na lewo, 100 m wyżej.

Obrazek

Znalazłam wśród zdjęć widok z góry: lewa strzałka – przełęcz Traversette, prawa – tunel Buco di Viso:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po drugiej stronie tunelu Francja-elegancja:

Obrazek

Zeszłam do rozstajów i wróciłam na planowaną trasę. Tu już było tylko kilka osób. Najpierw muszę wejść na przełęcz Luisas (3019) rozdzielającą Monte Granero i Monte Meidassa. Na Granero już wchodziłam z drugiej strony, czas na Meidassa (3105). Oceniłam wzrokiem, że wejście na szczyt jest tak łatwe, że łatwiej już nie można, wiec pójdę sobie na skróty, nie od przełęczy. I dostałam za swoje - kamienie przypominały śliskie, wąskie dachóweczki, bardzo ciężko mi się z worem przedzierało do góry po nich – a w zasadzie podbiegało: po 2-3 błyskawiczne kroki, nawet chciałam zawrócić.

Obrazek

Od tej strony też jest wejście na Granero, ale trudniejsze: PD-. Wygląda ciekawie, zaczyna się na lewo, po skosie.

Obrazek

Zejście z przełęczy było cudne, tyle że dla górskich masochistów - całkiem długie, po stromym, kamienistym zboczu, oznaczone z grubsza i z rzadka, 400 m na dół po czymś takim jak niżej, nie ma zmiłuj. Tu już nikogo nie było, bo kto by tam chodził inaczej niż przez pomyłkę. Jasne, że mi się tam podobało, czułam z całą mocą, że jestem w górach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Końcówka zejścia. Powinnam była zostać gdzieś tam na dole, zachodziło słońce, było przyjemnie, ale poszłam dalej, na kolejną przełęcz (skrywa ją chmura po prawej) - liczyłam na to, że dotrę przed nocą do schroniska. W dolinie za przełęczą w końcu gdzieś zatrzymałam się na noc, bo robiło się ciemno.

Obrazek

A to całe zejście, mam też takie zdjęcie, gdzie zbocze wygląda łagodniej, ale wybrałam to niżej - jako „bardziej zachęcające”. Po prawej Granero, po lewej – Meidassa.

Obrazek

Niby nie marznę w nocy, ale nabrałam podejrzenia, że organizm traci w nocy moc na utrzymanie ciała w odpowiedniej temperaturze, bo rano byłam wyjątkowo wypruta. Obiecałam więc swej cielesnej powłoce puchowy śpiwór.

Obrazek

11. Rano zeszłam do schroniska Barbara (ludzi mnóstwo, miejsce nadaje się tylko na punkt startowy lub końcowy) i kolejnego dnia - ostatnie 1000 metrów na dół, do Bobbio Pellice, gdzie 12 dni temu zaczynałam trasę.

Obrazek

Autor:  kefir [ Śr mar 17, 2021 11:48 am ]
Tytuł:  Re: Alpy Kotyjskie

Monviso wygląda zachęcająco.
Przy zdjęciach kozic dałbym lajka, ale forum nie ma takiej opcji :wink: :lol:
12 dobrych dni.
Fajnie, że dorzuciłaś kilka ciekawostek:)

Autor:  sprocket73 [ Śr mar 17, 2021 12:37 pm ]
Tytuł:  Re: Alpy Kotyjskie

Przeczytałem z zapartym tchem.
A my tak marzymy o 3000, a tam jak widać można nawet na koniu ;)
Koziczki faktycznie pochylają głowy do zdjęć. Jak o tym napisałaś, to od razy przypomniałem sobie wiele takich kadrów.
Szacun dla Ciebie za takie wypady, w samotności. Tylko Ty i góry. To są piękne niezapomniane chwile.

Autor:  grubyilysy [ Śr mar 17, 2021 2:42 pm ]
Tytuł:  Re: Alpy Kotyjskie

Dzięki Anke.

Autor:  Sebastian D [ Śr mar 17, 2021 2:50 pm ]
Tytuł:  Re: Alpy Kotyjskie

Kapitalne zdjęcia, relacja, i ogólnie wszystko.
Niech mnie ktoś zabierze w takie miejsca !! :wink:

Autor:  Walter [ Śr mar 17, 2021 5:54 pm ]
Tytuł:  Re: Alpy Kotyjskie

Ooo.. relacja bardzo cenna , dla mnie. A szczególnie początek. Kombinowałem jak się dostać do Bobbio Pellice , a tu proszę. Jest...
Ostatnich kilka sezonów chodzę możliwymi szlakami Hannibala , a właściwie chodzę przez przełęcze którymi mógł przekroczyć Alpy idąc na Rzym.
A dlaczego jechałaś z Bergamo?? Do Turynu latają tanie linie lotnicze. W zeszłym roku leciałem z Krakowa za 79 złotych.
(Jechałem na col di clapier). Została mi tak naprawdę przełęcz w rejonie M.Viso czyli wspomniana przez Ciebie Col di traversette.
Chciałbym z Crissolo ale tam to w ogóle nędza z transportem....

Autor:  Krajan83 [ Śr mar 17, 2021 6:36 pm ]
Tytuł:  Re: Alpy Kotyjskie

Monviso wpada w oko i jeśli kiedykolwiek będę w okolicy to spróbuję :D
rewelacyjna pętla

Autor:  gouter [ Śr mar 17, 2021 7:06 pm ]
Tytuł:  Re: Alpy Kotyjskie

Miło poczytać i pooglądać, szczególnie w takim czasie, jak teraz - Kotyjskie zahaczyłem ale od strony francuskiej - zaintrygował mnie tam Mont Chaberton z umocnieniami z czasów I Wojny Światowej na szczycie.
Obrazek

Monviso oczywiście też dominował na horyzoncie

Obrazek

http://naszczytach.cba.pl/le-grand-area-2869-m/

Sebastian D napisał(a):
Kapitalne zdjęcia, relacja, i ogólnie wszystko.
Niech mnie ktoś zabierze w takie miejsca !! :wink:

Ja w ubiegłym roku nie mogłem znaleźć chętnego na wyjazd w Alpy

Autor:  anke [ So mar 20, 2021 8:03 pm ]
Tytuł:  Re: Alpy Kotyjskie

Panowie, wszystkim dziękuję za odzew :)
sprocket73 napisał(a):
Tylko Ty i góry.
Właśnie usunęłam sążnisty tekst o swoim najlepszym dniu w górach (Ty o swoim wspominasz w filmie) – opis takiego dnia można sprowadzić do tego, co napisałeś wyżej: tylko ja i góry.
Walter napisał(a):
A szczególnie początek. Kombinowałem jak się dostać do Bobbio Pellice , a tu proszę. Jest...
(...)A dlaczego jechałaś z Bergamo?? Do Turynu latają tanie linie lotnicze. W zeszłym roku leciałem z Krakowa za 79 złotych.
- przypomniałam sobie, że robiłam jeszcze przesiadkę w Torre Pellice (być może była w ramach kursu z Pinerolo do Bobbio), tak czy inaczej z Turynu do Bobbio dojechałam z przesiadkami całkiem wygodnie, a byłoby jeszcze wygodniej, gdybym dokładniej czytała informacje na bilecie, bo tradycyjnie trochę namieszałam z dworcami; spałam w hostelu obok Porta Nuova
- myślę, że wybrałam tańszą opcję albo godziny mi bardziej pasowały (ale z Krakowa też latałam – w Pireneje)
Walter napisał(a):
Ostatnich kilka sezonów chodzę możliwymi szlakami Hannibala , a właściwie chodzę przez przełęcze którymi mógł przekroczyć Alpy idąc na Rzym.
O! aż poczytałam co i jak... (i przypomniałam sobie, że w domu krzyczeliśmy „Misia ante portas”, gdy nasza jamniczka stała wymownie przy drzwiach)
Jak pisałam, weszłam na Col di Traversette i mam nawet zdjęcie, ale lepiej jak zrobisz swoje i zamieścisz na forum :)
gouter napisał(a):
z umocnieniami z czasów I Wojny Światowej na szczycie.
- zabawki wojenne też widywałam na swoich trasach, w postaci drutu kolczastego pod nogami, schroniska to czasem byłe koszary, a i same koszary zrujnowane stoją to tu, to tam, a niech ich wszystkich!
- na Twoim zdjęciu Monviso dobrze widać tę charakterystyczną płasko zakończoną skałę na prawo od szczytu, zawsze jako pierwsza przyciąga mój wzrok

Autor:  Redemption MM [ Pn mar 22, 2021 8:36 am ]
Tytuł:  Re: Alpy Kotyjskie

Jak zwykle świetnie :!:

Autor:  Sebastian D [ Śr mar 24, 2021 7:36 am ]
Tytuł:  Re: Alpy Kotyjskie

gouter napisał(a):

Sebastian D napisał(a):
Kapitalne zdjęcia, relacja, i ogólnie wszystko.
Niech mnie ktoś zabierze w takie miejsca !! :wink:

Ja w ubiegłym roku nie mogłem znaleźć chętnego na wyjazd w Alpy


Czyli za rzadko zaglądam na forum... :cry:

Autor:  farix [ So mar 27, 2021 9:15 am ]
Tytuł:  Re: Alpy Kotyjskie

Super relacja. Trochę przybliżyłaś to odległe pasmo. Dzieki.

Autor:  farix [ So mar 27, 2021 9:20 am ]
Tytuł:  Re: Alpy Kotyjskie

anke napisał(a):
Setki kopczyków.


Tu "niedaleko" też mamy takie kopczyki :)

Te akurat pod Großer Hafner w Ankogelgruppe
Obrazek

Autor:  Damian78 [ Wt mar 30, 2021 9:02 pm ]
Tytuł:  Re: Alpy Kotyjskie

Pięknie :D Monviso, zacna górka, wysoki trzytysięcznik, do zaliczenia :D
Chodząc w zeszłym roku po Monte Rossie, gdzieś daleko na płaskim horyzoncie sterczał jakiś pagór, myślałem, że to Ecrins, najdalej na południe wysunięty 4k, ale potem natknąłem się na opis panoramy, chyba w schronisku i z opisu wynikało, że to właśnie Monvison. Dobrze, że się nie pchałaś sama na taką górę, powyżej 3,5k śnieg i lód to normalka a poruszanie się solo wysoko ryzykowne.

Autor:  Walter [ N sie 29, 2021 6:51 pm ]
Tytuł:  Re: Alpy Kotyjskie

Anke ,możesz napisać w jakim okresie byłaś na tej wycieczce ? W jakim miesiącu ?

Autor:  anke [ N sie 29, 2021 8:23 pm ]
Tytuł:  Re: Alpy Kotyjskie

10-22 sierpnia

Jeśli planujesz wyjazd jeszcze w tym roku, to dodam, że byłam kiedyś we Włoszech także na początku września, trzeba wtedy sprawdzać schroniska, bo niektóre zamykają już w połowie września.
Sprawdziłam właśnie, że tak robią w Giacoletti:
Schronisko jest otwarte od połowy czerwca do połowy września oraz na życzenie w innych porach roku.
https://www.giacoletti.it/prenota/
Ale bywa i dłużej - Q. Sella, jak czytam na ich stronie - do końca września:
Od 20 czerwca do 30 września; warunki pogodowe mogą zmienić okres otwarcia, zalecamy telefon w celu potwierdzenia.
http://www.rifugiosella.it/en/prices-an ... formation/

Autor:  Walter [ Pn sie 30, 2021 7:35 am ]
Tytuł:  Re: Alpy Kotyjskie

Ja w Alpy zawsze jeżdżę na początku września. (Kiedyś jeździłem też pod koniec sierpnia) .Ze schroniska Luiggi Vaccarone schodziłem razem z obsługą coś koło 20 września... Ale dzięki za zwrócenie uwagi. Pytam , bo przeczytałem , że gdzieś cię nie przenocowali. Nie spodziewał bym się tego..
Spałem już w kotłowni w Martin Bush , w schronach zimowych, w tych blaszanych bivacco.... Nigdy mi nie powiedzieli "won". Zawsze mnie gdzieś ulokowano.

Autor:  leppy [ Pn sie 30, 2021 10:11 am ]
Tytuł:  Re: Alpy Kotyjskie

Ale super wyjazd!

Autor:  anke [ Pn sie 30, 2021 6:51 pm ]
Tytuł:  Re: Alpy Kotyjskie

Walter napisał(a):
przeczytałem , że gdzieś cię nie przenocowali. Nie spodziewał bym się tego.

Nie mam o to pretensji, takie mają zasady - dziwią się, że można nie rezerwować, a nawet nie zadzwonić przed przyjściem (inna sprawa, że często nie ma zasięgu); liczę się z konsekwencjami i nigdy nie nalegam - jak ktoś mówi "nie ma miejsca", to odpowiadam, że sobie poradzę, mam ekwipunek albo że pójdę do miasteczka, kiedyś skłamałam, że mam namiot. Chodzę po dość łatwych górach, w ciepłych porach roku, wielokrotnie już spałam w przysłowiowych krzakach, radzę sobie.

(Włosi są nieco inni pod tym względem, mam przykłady, ale pozostanę przy takim ogólnikowym stwierdzeniu)

Autor:  Tymradzy [ Śr wrz 08, 2021 4:35 pm ]
Tytuł:  Re: Alpy Kotyjskie

0e

Autor:  Tymradzy [ Śr wrz 08, 2021 4:39 pm ]
Tytuł:  Re: Alpy Kotyjskie

.

Autor:  Walter [ Cz wrz 30, 2021 4:43 pm ]
Tytuł:  Re: Alpy Kotyjskie

Miałem nadzieję na wrzucenie zdjęć z col di Traversette.......
Po czterech dniach siedzenia w rif. Granero , odpuściłem...... Mgła była taka , że nie było widać dalej niż 4-5 metrów.
Zszedłem i pojechałem zwiedzać Rzym i Mediolan.
Cóż mogę napisać. Trochę informacji ..... Może się komuś przyda.
Samolot z Krakowa do Bergamo (do Turynu nie lata nic) 89 złotych.
Z lotniska w Bergamo do Mediolanu kursują autobusy ,co 15-20 minut. Startują z przed terminala. Bilet 10 euro.
Autobus dojeżdża do dworca Milano Centrale, z tego dworca jadą pociągi do Turynu. Kupujemy bilet do Chivaso (czyt. Kiwaso) na pociąg relacji Milano- Torino. POCIĄG REGIONALE !!! 13,5 euro. W Chivaso pędzimy do kasy stacjonarnej, w budynku dworca ,bo u konduktora kosztuje dodatkowe 5 euro. Bilet kosztuje 4,7 euro. Pociąg z Chivaso jest tak naprawdę podmiejską linią metra z Turynu. Dojeżdżamy do Pinerolo do stacji końcowej. Z przed dworca jedzie autobus do Bobbio Pellice, z wysiadką i wsiadką w Torre Pellice ;). Bilet na autobus kupujemy w barze dworcowym ,lub u gazeciarza. Niestety z Bobbio Pellice już tylko nogi, około 10 km asaftu , chyba że jest się ładną blondynką, to podwiozą. Ja stary, siwy dziad musiałem na piechotę.. Asfalt kończy się w Villanova. Tam można spać w prywatnym "schronisku".
"Schronisko" jest własnością pani z restauracji, i tam się wszystko załatwia.
Zapłaciłem 49 euro. Za te pieniądze miałem kolację , nocleg i śniadanie ,plus dwie puszki Chinotto. Żarcie pyszne i dużo. Spanie w jednym z takich kamiennych domów. Kibelek był....
Do schroniska Willy Jervis 1,5 godziny. Cen noclegów niestety nie znam. Kanapka z szynką i serem 3,5 euro , herbata 1,5.
do Schroniska Granero około 2 godziny. No i tam utknąłem **&%^$***. MAĆ.
W schronisku jest drogo. Za kolację , nocleg ,śniadanie, dostęp do internetu i kąpiel 60 euro. I to po zniżkach Alpenvereinowskich.
We mgle nie było sensu gdziekolwiek iść. Po czterech dniach do Bobbio Pellice z buta , autobus do Pinerolo.............
Obrazek

p.s.
Hurra !!
Udało mi się wrweszcie dodać zdjęcie..
Zrobione z 5-6 metrów w chwili przejaśnienia :)

Autor:  anke [ Cz wrz 30, 2021 8:47 pm ]
Tytuł:  Re: Alpy Kotyjskie

Walter napisał(a):
Miałem nadzieję na wrzucenie zdjęć z col di Traversette.......
Po czterech dniach siedzenia w rif. Granero , odpuściłem...... Mgła była taka , że nie było widać dalej niż 4-5 metrów.
Zszedłem i pojechałem zwiedzać Rzym i Mediolan..

i bardzo dobrze :wink: - Rzym ładniejszy od col di Traversette:

Obrazek

i formacje skalne ma bardziej wyrafinowane:

Obrazek

PS
szkoda, że ta mgła... zdjęcie z Rzymu jest z moich czasów "przedgórskich", teraz, w czasach "górskich", żadne miasto od lat nie wygrywa z górami
(chociaż NY raczej by mnie skusił, albo jakieś miasto w Azji z duszną atmosferą, albo Marrakesz)

Strona 1 z 1 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/