Miniony weekend spędziliśmy na bezskutecznych poszukiwaniach wiosny w Sudetach. W sobotni wieczór żegnaliśmy zachodzące słońce z wieży widokowej na Kalenicy, zaś w niedzielę kręciliśmy się w Masywie Ślęży.



Tak się akurat złożyło, że we wtorek nadszedł dzień zaległego urlopu, który także postanowiliśmy spędzić na górskiej wycieczce. Wiośnie kij w oko - za cel obraliśmy Gorce. Dwie sprawy były pewne, a mianowicie dobra pogoda i śnieżna breja na szlakach, po cichu liczyliśmy również na resztki krokusów na halach.
Około 9 ruszyliśmy żółtym szlakiem z zupełnie pustego parkingu na przełęczy Przysłop w kierunku Jasienia. To oczywiście Beskid Wyspowy, ale na Gorce też miał nadejść odpowiedni moment dnia.


Pierwsze i trochę zdechłe krokusy znaleźliśmy na Polanie Przysłopek.
Kto nie przepada za krokusami scrolluje dalej.

Śnieg pojawił się mniej więcej na wysokości 1000 metrów npm - bardzo zmrożony i przyjemny w obsłudze. Z Jasienia zeszliśmy dla widoków na Polanę Skalne pod Kutrzycą. Nie było zawodu ponieważ polana oferuje rozległy widok od Beskidu Niskiego, przez Sądecki i Pieniny aż po Tatry Wysokie.



Dalszy etap nieco wyłamywał się z przyjętej konwencji, bo prowadził zielonym szlakiem do rozstaju na Polanie Folwarcznej. Stamtąd czarne znaki sprowadziły nas w dół do Lubomierza.



Przebieg czarnego szlaku bardzo nam się spodobał, a jeszcze ciekawsza jest jego kontynuacja prowadząca w Gorce. W Lubomierzu przyszedł czas na chwilę odpoczynku przy kawie z miejscowej tankszteli i łapanie promieni słonecznych.
Dalej czarny szlak prowadzi przez pola i na tym odcinku jego oznaczenie jest dość niechlujne. Często są to wskazówki umieszczone na kamieniach leżących na ziemi, a zdarzył się także ekstra trudny do zauważenia czarno-biały znak na brzozie.




Wszystkie kolejne polany na szlaku obfitowały w krokusy, wpadliśmy więc w szał zdjęciowych wygibasów. Podejrzewam, że żona sfociła wszystkie egzemplarze po drodze, bo już przed wejściem na Kudłoń padła jej bateria w telefonie.
Ci, którzy nie przepadają za krokusami, albo mają ich już dość w tej relacji, niech scrollują dalej.







Pod Kudłoniem szlak staje dęba, pojawiają się liczne wychodnie skalne, w tym wysoki na szesnaście metrów Kudłoński Baca. Minęliśmy zarośnięty szczyt Kudłonia i kolejny raz zmieniliśmy znaki, tym razem z czarnych na żółte. Na polanie pod Gorcem Troszackim otwarł się widok na Tatry, spod śniegu wystawały kolejne fioletowe połacie krokusów.




Teraz czekało nas strome i szybkie zejście na halę Podskały, gdzie natrafiliśmy na kompletne krokusowe szaleństwo.
Scrollujemy

.





Do zamknięcia pętli zostało nam już tylko zejście na przełęcz przez Jaworzynkę.



Nie jestem jakimś wielkim entuzjastą gorczańskim, ale powyższa wycieczka bardzo przypadła mi do gustu. Po drodze spotkaliśmy tylko cztery osoby w rejonie Jasienia, co było sporym zaskoczeniem, bo w słoneczne weekendy parkingi w Rzekach zawsze pękają w szwach. Zresztą sami wiecie jaki jest ostatnio tłok w górach przez pandemie, zamknięte galerie handlowe itp., itd.
A tym razem było inaczej i chciałoby się napisać że tak jak kiedyś. Pięknie poprowadzone szlaki, zaskakujące oblicza przyrody, święty spokój i wielogodzinna wędrówka w oderwaniu od cywilizacji. Można sobie taką mieszankę zaserwować, chociaż chyba już tylko w środku tygodnia, gdy połączymy rejon Wyspowego z Gorcami i szlak żółty z czarnym.