Często przytacza się stwierdzenie "Góry nie uciekną", rzeczywiście tak jest. Kilka razy zdarzyło się, że
odpuściłem jakąś, a po latach wracam, i jest pięknie.
Tak było z Mincolem. W ubiegłym roku umówiłem się z dwoma starymi kolegami, z którymi kiedyś tam byłem w górach, że idziemy na Mincola - i co? Z powodu Covidu, zamknęli Słowację. Ze mnie taki typ, w przeciwieństwie do inż. Mamonia, co nie lubi być dwa razy w tym samym miejscu. Beskidy uważałem za góry drugiej kategorii, w sumie dalej tak jest, ale z
wyjątkiem jesieni. Co roku polują na najlepsze barwne warunki, i w miarę moich małych możliwości, staram się coś
"zrobić". Mincol - moim mniemaniu to taka niezła podróbka Bieszczad, z takim plusem, że nie muszę jechać 180 km, a
70. Chodzi oczywiście o Mincol z Gór Czerchowskich, bo jest
wiele innych pagórów o tej nazwie.
Jestem przedstawicielem najbardziej znienawidzonej profesji w tym kraju, i żeby jeszcze rozsierdzić masy - piątek 15 X
miałem wolne!!! Już od dłuższego czasu śledziłem prognozy, raz pokazywali deszcz, innym razem Słońce, ale już na
kilka dni przed - były bardzo obiecujące. No i nadejszla wiekopomna chwila - zabieram córkę, która
też ten dzień ma wolne w szkole. Przekraczam granicę w Leluchowie - żeby nie było - formularze w internecie -
wypełnione, certyfikat szczepienia - jest - ale na granicy oprócz zwężenia, nic a nic. W porannych mgłach docieram do
typowej słowackiej wsi o nazwie rodem z Ukrainy - Kyjov.
Po przepatrach w necie, kieruję się wąską dróżką obok kościoła i zostawiam auto na łące, przy zjeździe na pole.
Dalej już nie było szans dojechać - bo takie uskoki w asfalcie, że tylko jeepy mogły je pokonać. Powinienem
widzieć przed sobą wapienną iglicę Sokolovą skałę - ale na razie mgła.
Asfalt prowadzi wprost na szlak, po kilometrze jesteśmy pod skałą, nawet się przebija przez mgłę. U jej podnóża
znajduje się "odpocivadlo" i krzyż - pokazuje 20 minut na owy kamień - zmiana planów - pasuje podejść. Parę stromych
zakosów i jesteśmy mniej więcej wg czadu miejscu - w zasadzie to nie szczyt skały tylko kamienne okno z widokiem
na jesiennie ubarwione buki i łagodne pagóry.
Nie ma raczej opcji wyjścia na szczyt - chyba, że ktoś jest Alainem Robertem lub samobójcą. Zauważam jakiś szlak, oznaczony kwadratem z czerwonym akcentem, nie trzeba schodzić, można iść na Mincol tym grzbietem. Zresztą odpalona w dole aplikacja Bergfex pokazuje możliwe ścieżki. Więc idziemy - po niewielkim podejściu osiągamy sporą polaną, skąd widzimy w oddali, ponad mgłami Tatry oraz czubki masztów przekaźników nad Kyjovem.
Idziemy dalej - las a potem wierzchołek o nazwie Bukova Gora (ciekawe co to oznacza po Polsku?) To kolejna polana, ale już z gorszymi widokami, tym bardziej, że za wschód - pod ostre Słońce ponad mgłą, aparat nie wyrabia. Niby jest oznaczenie szlaku - ale pokazuje ono na łąkę, bez widocznej ścieżki, korzystam z apki i idę jedną ze ścieżek - łączy się ona ze szlakiem, wybór może nie był za szczęśliwy, bo schodzimy rozmarzłym, po porannym przymrozku leśnym duktem - buty do mycia i spodnie do prania.
W dodatku tracimy ze 100 metrów wysokości, gdy łączymy się z zielonym szlakiem na Mincol. Po czasie widzę, że należało obejść górę o nazwie Lidebarek z prawej strony, ale nie dołożyliśmy zbyt wiele drogi. Teraz dość strome podejście, na szczęście jest boczna droga w lesie, bo główna dróżka to totalne błoto. Docieramy na przełęcz, gdzie dochodzi ten nowy szlak - tutaj spotykamy jedyną osobę tego dnia z pieskiem, chyba leśniczy - jest tutaj paśnik dla jeleni. Teraz już zielonym szlakiem, ale cały czas trzeba uważać, bo oznakowanie, ja to na Słowacji bardzo rzadkie i trzeba co chwilę konfrontować z aplikacją, żeby nie pójść niewłaściwą ścieżką. Co jakiś czas tablice edukacyjne, generalnie to też szlak rowerowy aż do Muszyny - chociaż nie widzę możliwości podjazdu w niektórych miejscach. Docieramy do kolejnej polany z porządną
utuliną, miejscem na ognisko i ujęciem wody. Zamiast iść szlakiem, wybieram skrót - po niedługim, stromym podejściu
osiągamy wreszcie połoninę szczytową.
Teraz można udawać, że jest się w Bieszczadach - kolory te same, ale widoki inne - bo nad morzem mgieł mamy Tatry, Kralovą Holę i Góry Lubowelskie, w drugą stronę Beskid Niski, ale na chmurami tylko Cergowa i Busov oraz Góry Czerchowskie. W oddali wiele innych pasm, ale na razie nie ogarnąłem, co to było widać - może Wyhorlat i Bieszczady? Najlepsze miejsce widokowe to wierzchołek z krzyżem i ławeczką - gdyby nie ostry, zimny i przenikliwy wiatr, można by tu siedzieć nawet i dwie godziny, podziwiając panoramę. A i tak spędzam tu sporo czasu, potem przechodzę na właściwy top Mincola - z obeliskiem upamiętniającym jakiś tam zjazd turystyczny. Stąd widok gorszy, bo część zachodnia zarośnięta.
I to byłoby na tyle opisu, zejście już cały czas szlakiem, no może na przełęczy pod Mincolem, dzięki aplikacji, szybko
zauważyłem, że idziemy źle i wróciłem przez borowinę na szlak - praktycznie brak oznakowania na szlak zielony. No i
przy zejściu spotkanie ze śmiedzącym jeleniem (w czasie rui śmierdzą jak spocony koń, coś w stylu smrodu fasiągów nad
Moko, ale gorszy).
Muszę stwierdzić, że szlak piękny, dodatkowego smaczku dodaje Sokolova skala na początku, a dodatkowo możne jeszcze zejść do wsi Kamenica, gdzie na wapiennych ostańcach są ruiny starego zamku. No i jeszcze jedna ciekawostka szczytu Mincol nie widać praktyczna przez cały szlak, nawet ze wsi Kyjov.
Okno w Sokolovej Skale


Widoki z Sokolovej Skały

Na polanie do Bukovą Gorą


Widoki z Mincola

Góry Lubowelskie


Kralova Hola


Busov nad chmurami

W oddali Radziejowa





Góry Czerchowskie



Sokolova Skala


Szczyt Mincola

Krzyż Jana Pawła II na przedwierzchołku

Utulina pod Mincolem
