Forum portalu turystyka-gorska.pl http://turystyka-gorska.pl/ |
|
Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei http://turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=21632 |
Strona 1 z 2 |
Autor: | sprocket73 [ Pn lip 03, 2023 8:09 pm ] |
Tytuł: | Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
I - Rimetea Kilka lat temu zainspirowany relacją nutshell wybrałem się w Apeniny w masyw Gran Sasso i byłem zachwycony. W zeszłym roku magis wrzucił coś z Rumunii, z niezbyt popularnych okolic, ale na zdjęciach wyglądało tam jak w raju. Udało się pojechać i właśnie o tym w tym temacie będę opowiadał. Byliśmy w Górach Trascău (Munții Trascăului), które są najbardziej na wschód wysuniętą częścią Gór Apuseni (Munții Apuseni). Na bazę wypadową wybraliśmy wieś Rimetea. Spędziliśmy tam całe 2 tygodnie, a góry po których poruszaliśmy się osiągały wysokości z przedziału 700-1300 metrów. Z powodu pogody, w ostatnim momencie przesunęliśmy urlop o tydzień, a tuż przed wyjazdem o jeszcze jeden dzień. Nad Rumunią miał przechodzić wyjątkowo zimny i deszczowy front. Podróż z łatwością można zmieścić w jednym dniu. Wyruszamy rano. Po drodze robimy sobie postój na Słowacji przy granicy węgierskiej w miejscowości Veľký Kamenec, gdzie odwiedzamy ruiny zamku. Następnie w pięknej pogodzie jedziemy przez Węgry, gdzie lokalne drogi zaczynają przypominać nasze z przed 25 lat (dziura na dziurze). Po wjeździe do Rumunii ma się wrażenie, że ten kraj jest bogatszy, co kłóci się ze stereotypowym wyobrażeniem o tych krajach. Będąc już niedaleko miejsca docelowego doganiamy złą pogodę, która straszy burzami. Pierwsze wrażenia z Rimetei nie są najlepsze. Jest zimno. Najpierw przeczekujemy ulewę, a potem w padającym deszczu szukamy noclegu. Baza noclegowa jest spora, w wielu domach przyjmują turystów, ale albo mają zajęte, albo nie chcą psa. Dochodzi do tego bariera językowa. Na szczęście udaje się coś znaleźć i choć na początku marudzimy na "standard", to z czasem bardzo polubiliśmy to miejsce. Zdjęcia z następnego dnia, jak wyszło słońce. Rimetea w słońcu również wiele zyskała. Miejscowość jest bardzo turystyczna i historyczna. Odnowione stare domy. Wąskie długie z wielkimi drewnianymi bramami. Całość trochę wygląda jak skansen. Ale największą zaletą Rimetei jest jej położenie. Góry są dosłownie o krok. Wieś jest położona na ok 500 m, grzbiet Ardașcheia widoczny na zdjęciu 1250 m, czyli 750 metrów w górę. Po przeciwnej stronie nad Rimeteą góruje skalista Góra Seklerska (Piatra Secuiului) 1129 m. Ten widok zapiera dech w piersiach. C.D.N |
Autor: | sprocket73 [ Pn lip 03, 2023 8:10 pm ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
II - Góra Seklerska (Piatra Secuiului) Wybór pierwszego celu był zupełnie oczywisty. Góra Seklerska na zdjęciach nieco myliła co do swojego charakteru - wyglądała trochę jak wyrośnięta skałka na Jurze. W rzeczywistości to mały kilkuszczytowy masyw górski o wysokości względnej ponad 600 metrów. Pierwszego dnia pogoda z rana super, więc ruszamy. Na rynku w Rimetei zawsze było kilka miejscowych psów zainteresowanych tym co się dzieje. Przyłączały się do turystów. Do nas szczególnie chętnie ze względu na Tobiego. Parę kroków i już jesteśmy poza wsią. Zaczynamy podejście. Idziemy dokładnie pod słońce. Szybko podchodzimy pod skały i zaczyna się ostre podejście. Szlaków jest kilka, my wybieramy taki najbardziej oczywisty - na wprost. Klimat jak w chorwackiej Paklenicy, tylko nie zabija temperatura. Jeden z lokalnych psów też idzie, ale nie z nami. Raz jest z przodu, raz z tyłu. Mija nas biegnąc pod górę, a potem my mijamy jego jak sobie leży i podziwia widoki. Prawdziwy wolny górski pies. Nabieramy wysokości. Po bokach pionowe ściany. Wychodzimy na przełęcz między dwoma głównymi wierzchołkami. Rimetea z góry. Tędy tutaj wyszliśmy. Na początek decydujemy się zdobyć niższy północny wierzchołek Colții Trascăului 1113 m. Wydaje się przyjemną łagodną trawiastą łączką. Nie ma tam szlaku. Pogoda trochę siada, za chwilę spadnie kilkuminutowy deszczyk. Po deszczyku szybko wyszło słońce i okazało się, że ten wierzchołek jednak nie jest taki łatwy. Najwyższy punkt jest wysuniętą skałą oddzieloną od reszty głęboką przełączką. Na zdjęciu my jesteśmy już na szczycie, a Ukochana schodzi w przełączkę. Przed nią naprawdę wymagająca kilkunastometrowa ścianka do wspięcia się. Jest radość ze zdobycia. A ja jestem dumny z Ukochanej. Przepaście szczytowe budzą respekt. Następnie idziemy na wierzchołek główny Piatra Secuiului 1129 m. Znowu psuje się pogoda. Można zobaczyć węgierskie barwy, których na górze jest pełno. Sam wierzchołek jest wielką łąką. Spodziewając się kolejnego deszczu postanawiamy schodzić szlakiem łagodnym, okrążającym masyw od południa od tyłu. Tym razem nie padało. Może dosłownie dwie krople. Rumuński las, nieco inny niż nasz. Znowu wychodzi słońce. Tak wygląda południowy nienazwany wierzchołek. Okrążamy go i patrzymy jak się zmienia. Wypogodziło się całkowicie i postanawiam podejść jeszcze do jakiejś groty. Ukochana woli poleżeć w dole w słoneczku. Mądrze zrobiła, bo grota jest jednak wysoko w górze, ale idę. Fajna grota, taki okap skalny. Nie ma skali porównanwczej, ale to jest ogromne. Nie autobus, ale okręt by się zmieścił. Widok na sąsiadującą wieś - Colțești. Wracam do Ukochanej i oznajmiam, że kiedyś musi odwiedzić grotę. Idziemy dalej, wracamy do Rimetei wzdłuż masywu pod skałami. Widoki na skały są ciekawe. Wracamy z pierwszej wycieczki bardzo zadowoleni. C.D.N. |
Autor: | anke [ Wt lip 04, 2023 5:31 am ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
sprocket73 napisał(a): Fajna grota z fajnymi arkadami: https://muntii-nostri.ro/ro/file/panora ... ographyjpg https://www.google.com/search?rlz=1C1GI ... K-VCp_NUlM |
Autor: | sprocket73 [ Wt lip 04, 2023 10:02 am ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
III - Ardaşcheia Kolejny cel nie był już tak oczywisty. Niby wypadałoby wyjść na górę po drugiej stronie Rimetei, ale z niezrozumiałych względów nie ma tam szlaku. Jeden szlak omija Ardaşcheię od północy, drugi od południa, jakby unikały tego grzbietu. Jak do tego doszło? Nie wiem. Na szczęście jesteśmy specjalistami od bezszlakowych przejść i chaszczowania, więc radośnie ruszyliśmy w górę. Grzbiet z dołu z oddali wydawał się interesujący i niebanalny. Początkowo idziemy czerwonym szlakiem i jest pięknie. A potem odbijamy na dziką ścieżkę. Ścieżka jest na mapie, w terenie też, ale jest specyficzna - dla koneserów. Prowadzi ostro w górę, a do podejścia jest 200 metrów w pionie. Wychodzi się w połowie grzbietu i taki widok otrzymuje się w nagrodę. Zwróćcie uwagę na jeden skalny grzebyk dochodzący prawie do granicy zabudowań w Rimetei. Następnie idzie się grzbietem, w zasadzie bez podejść, ale ścieżka dalej jest mocno dla koneserów. Początkowo lasem, potem otwierają się widoki. Widzicie wąwóz w oddali? Ciekawy. Docieramy na koniec grzbietu na główny wierzchołek. Chwila na relaks i wysuszenie ciuchów. Jesteśmy cali mokrzy od potu, jest upalnie, a wysiłek niemały. Piękne miejsce, piękne widoki z góry. Zastanawiamy się nad opcjami zejścia. Teoretycznie należy wycofać się tą samą drogą, ale ścieżkę już znamy.Lepiej chyba iść do przodu i przeżyć nowe przygody, niż się cofać. Przed nami 500 metrów zejścia w pionie, początek wygląda obiecująco po trawkach, a co potem - nie wiadomo. Tzn. wiadomo, że będziemy zaskoczeni tym co tam będzie ![]() Rozpoczynamy zejście. Szukanie drogi, omijanie skałek, prawdziwa dzikość i piękno pozaszlaku. Idziemy powoli, delektując się okolicznościami i często oglądamy się za siebie. Przed nami wciąż ciekawe łączki, z trudniejszymi miejscami do omijania. Powtarzam setny raz, że jest pięknie, a Ukochana wciąż przyznaje mi rację. Wydaje się, że zeszliśmy już bardzo dużo, że do końca niedaleko. Otwarte łączki kończą się, teraz przed nami ostatni odcinek leśny. Jak było na odcinku leśnym? W skrócie: ciężko ![]() Magis, który też z Ardaşchei schodził bezszlakowo, ale chyba nie na sam dół, tylko 200 metrów wyżej na grzbiet do czerwonego szlaku, napisał: "Ze szczytu schodziliśmy bez szlaku z różnymi sukcesami i porażkami" - i ja go dokładnie rozumiem. W każdym razie jesteśmy na dole, cali i zdrowi ![]() Kontynuujemy wycieczkę. Kolejny cel to Zamek Trascău. Fajne dzikie ruinki. Można trochę poeksplorować. Pod zamkiem w drodze do wsi Colțești - hektary kwiatowych dywanów. W Colțești zaliczamy luksusową knajpę i dłuższy odpoczynek po trudach dnia. Pozostaje już tylko powrót do Rimetei. Najprościej wrócić wzdłuż asfaltowej drogi, ale tego nie lubię, więc kombinuję i odkrywam polną drogę idącą dnem doliny. Wydaje się, że będzie to nudny odcinek, ale wychodzi słońce na koniec dnia i znowu możemy podziwiać skały Seklerskiej Góry. Pamiętacie jak wyżej pisałem o skalnym grzebyku wysuniętym w stronę Rimetei? Z boku wygląda tak. W Rumunii też jest już moda na romantyczne chatki dla dwojga z sauną ![]() Kolejna super wycieczka za nami! ![]() C.D.N. |
Autor: | sprocket73 [ Wt lip 04, 2023 8:14 pm ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
IV - Cheile Vălișoarei Do kolejnej wycieczki użyliśmy samochodu, podjechaliśmy niecałe 10 km do Wąwozu Vălișoarei. Przebiega przez niego droga, zaparkować można na poboczu i już się jest pod ścianą. Szlak jest widoczny na tym zdjęciu - ścieżka prosto w górę nad prawym lusterkiem. Dlaczego nikt tu nie chodzi? Może jest za brzydko, może nie ma świeżości, albo jakości... nie wiem ![]() Myśmy poszli i zdobyliśmy nienazwany punkt widokowy z krzyżem. Na wprost kolejny cel, ale to za chwilę... Najpierw delektujemy się tym co mamy tutaj. Jest Ardaşcheia, z której dzień wcześniej ten wąwóz wypatrzyłem. Jest zamek (fajnie widać skalę wzgórza zamkowego w porównaniu z Ardaşcheią). A po prawej stronie inny grzebyk, który od początku przyciągał mój wzrok. Jednym słowem okolica staje się coraz bardziej znajoma dla mnie. Nie spieszymy się, można sfocić makro kwiatka. Nawet fotkę grupową zrobiłem ![]() Poem schodzimy na dół z drugiej strony. I idziemy w kierunku kolejnego celu mając wąwóz za sobą. Tu przed chwilą byliśmy. Szlak w dalszym ciągu skromny. Wyłania się Vârful Data (884 m) najwyższa góra tego dnia. Co ciekawe dojście do niej było ciut skomplikowane, trzeba było przejść dolinkę i szlak po prostu zniknął, a że tereny były chaszczowo-pastwiskowe, ciężko było go znaleźć. Jednak dla nas to żaden problem i już podchodzimy pod skały. Piękne skały. Wychodzimy wyżej, rzut okiem w stronę, z której przyszliśmy. Następnie szlak prowadzi wprost na skały i mam ogromne skojarzenia Anićą Kuk z Paklenicy. Raz, że skały, a dwa, że był to chyba największy upał z całego urlopu. Stok idealnie wystawiony do słońca. Spójrzcie jak Tobi patrzy, czy Pańcia dobrze sobie radzi na skałach. Kawałek wyżej pojawiła się stalowa lina. Zawsze chciałem zrobić jakąś ferratę z pieskiem ![]() Całkiem spory kawałek liny, ale trudności niewielkie. Nabieramy wysokości, piesek zadowolony, w swoim żywiole Szczytujemy! ![]() Zejście od tyłu jest zwykłą ścieżką w lesie. Następnie idziemy przyjemną drogą w kierunku kolejnych celów. Obchodząc wąwóz od drugiej strony zauważyłem skałę z krzyżem trochę obok szlaku. Poczułem zew. Podeszliśmy pod nią i Ukochana wyłożyła się w cieniu, a ja bez plecaka i aparatu stwierdziłem że zobaczę co uda się zdziałać. Początek był za trudny dla Tobiego, więc został w dole i nie podobało mu to się wcale, szczekał i kombinował. Po chwili pojawił się, znalazł inną drogę. Walczyliśmy więc w duecie. Dla mnie problemem było sporo kolczastej roślinności. W końcu stanęliśmy na szczycie. Zejście jak to zwykle było trudniejsze niż wyjście. Wróciłem do Ukochanej i poszliśmy dalej - bajkowym lasem. Na kolejne szczyty i punkty widokowe. Ależ fajne te skałki. Pora wracać. Ładnie tu, ale jesteśmy już mocno zmęczeni. Na powrocie wymyśliłem bezszlakowy skrót. Na tą wyższą skałę się wspinałem. To był trzeci dzień z rzędu z konkretną wycieczką. Jesteśmy wciąż zafascynowali okolicą. Tyle jeszcze jest do zobaczenia, ale pojawiły się głosy w zespole, żeby trochę zwolnić, bo się zajedziemy. Tak konkretnie mówiąc, Ukochana zapowiedziała, że więcej ze mną w góry na tym urlopie już nie pójdzie ![]() C.D.N. |
Autor: | sprocket73 [ Śr lip 05, 2023 8:28 am ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
V - Grota Studenților Biorąc pod uwagę lekkie zmęczenie oraz burzowe prognozy postanowiliśmy zrobić sobie dzień wypoczynkowy. Z rana było jeszcze pięknie, więc udaliśmy się na spacer i spontanicznie zwiedziliśmy stary młyn w Rimetei. Można było wejść z pieskiem ![]() We młynie było takie mini-muzeum. Stare sprzęty, fotografie rodziców, dziadków i starszych krewnych właściciela. Był nawet portret Cesarza Franciszka Józefa. Właściciel mówił po angielsku i był bardzo rozmowny. Ponieważ z innymi rozmawiał po węgiersku pokusiłem się o zapytanie go o narodowość. "Jesteś Węgrem czy Rumunem?" Pytanie podziałało na niego elektryzująco, wyprostował się, przygładził wąsa, klepnął się po brzuchu i odpowiedział "Czy ja wyglądam jak Rumun? Jestem Węgrem jak wszyscy tutaj". Potem chwilę pogadaliśmy o historii. Jak wiadomo te ziemie zostały przekazane Rumunii po I wojnie światowej, czyli ponad 100 lat temu, jednak węgierski patriotyzm ma cię wciąż całkiem dobrze. Na koniec zapytałem jeszcze prowokacyjnie "Czy chciałbyś, żeby te tereny wróciły do Węgier, czy może być tak jak teraz, że formalnie to Rumunia?". Zdenerwował się. "Przestań powtarzać w kółko to słowo - Rumunia. To fikcja polityczna. Tu zawsze była jest i będzie Transylwania!" Na tym zakończyliśmy rozmowy o geografii ![]() Wróciłem do zwiedzania młyna. Koło wciąż się kręci. Co więcej, wciąż coś miele. To mąka kukurydziana. Obok stoi torebka sklepowa, żeby można było sobie porównać. Jak twierdził właściciel jego mąka jest cudowna, a sklepowa to trociny. Zachęcał do powąchania i spróbowania oraz do kupienia. Skorzystaliśmy z propozycji, bo w knajpach do jedzenia często zamawialiśmy polentę zamiast ziemniaków. Polenta to taki grysik/kaszka z mąki kukurydzianej. Teraz będziemy mogli sobie sami ją zrobić ![]() Słońce dalej świeci, więc idziemy na spacer (nie w góry). Ważne jest słowo "spacer", bo to odróżnia ten dzień od dnia górskiego, którego ma przecież nie być. Na wylocie z wioski miejscowe psy już czekają. Ten był naprawdę fajny z charakteru. Tego dnia z nami nie poszedł, zapewne dlatego, że to górski pies, a nie spacerowy. A my sobie idziemy do Groty Studenților. Początkowo dołem wzdłuż gór. Potem jednak trzeba tam trochę podejść. W grocie i jej okolicach spędzamy sporo czasu. Rimetea z góry. Jednak zanosi się na burzę. Najpierw chcemy ją przeczekać w grocie. Ale ponieważ przechodzi bokiem, idziemy dalej. Spacerujemy po okolicy. Mamy małą przygodę ze stadem owiec i psami pasterskimi. Przypatrzcie się dokładnie, widzicie jak jeden z nich udaje owcę? Następnie wracamy do Rimetei i próbujemy langosza. To taki węgierski fast-food. Od początku mieliśmy na niego chęć, ale do tej pory zawsze jak wracaliśmy z gór to budka była już zamknięta. Langosz okazał się bardzo dobry. Końcówka dnia była już całkowicie pogodna. Leniuchowaliśmy. Ugotowałem polentę. Z masełkiem i dżemikiem była bardzo smaczna. Potem leżakowaliśmy z piwkiem w słoneczku aż do wieczora. Takie wczasy to ja rozumiem, a nie męczyć się łażeniem po górach ![]() C.D.N. |
Autor: | sprocket73 [ Śr lip 05, 2023 9:13 pm ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
VI - Cluj-Napoca Odmiana od gór. Jedziemy do miasta Cluj-Napoca żeby trochę pozwiedzać. Na fotce rozpoczynającej pięknie zapozował gołąb. Cluj-Napoca to duże miasto, powiedzmy odpowiednik naszego Krakowa. Centrum wypełnione jest starymi kamienicami, kościołami, knajpami. Początkowo po prostu sobie chodzimy. Jest parę spraw do załatwienia - wymiana pieniędzy, wypisanie kartek, pójście na lody. W samym centrum znajduje się kościół św. Michała. Imponujący z zewnątrz, ale w środku dość skromny. Podoba mi się pomnik przed kościołem - Matthias Corvinus, król Węgier. Jedna z postaci oddających hołd. Mamy sporo czasu, więc włóczymy się również po bocznych zaniedbanych ulicach starego miasta. Niektóre mocno zdewastowane. Jemy gigantyczną michę grillowanych mięs. To rekordowo duża porcja, ale dajemy radę jak zawsze. Skład nieco odmienny niż bałkańskie odpowiedniki tego dania. Potem kontynuujemy włóczenie się. Wiele miejsc, czasem całych ulic jest aktualnie w remoncie. Prawosławny Sobór Zaśnięcia Matki Bożej. Opera Narodowa. Na koniec spacerujemy po wielkim parku pełnym ludzi. Gdzie wśród drzew podwieszone są chyba miejskie hamaki. Miasto przyjemne, choć jak dla mnie wymagające sporych inwestycji, żeby miało klimat. C.D.N. |
Autor: | sprocket73 [ Cz lip 06, 2023 8:49 pm ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
VII - Góra Seklerska po raz drugi Znowu zapowiadają burze. Znowu decydujemy się z tego powodu na lokalną wycieczkę. Chcemy wyjść na Seklerską Górę szlakiem od południa, który odpuściliśmy za pierwszym razem, gdyż był opisany jako trudny. Zaczynamy od spokojnej drogi dnem doliny, którą odkryliśmy drugiego dnia. Idziemy wzdłuż Sekielskiej Góry jednak oświetlenie jest takie, że lepsze widoki są w stronę Ardaşchei. Wypatrzyłem cmentarz w Rimetei. Jakże spokojna jest ta droga. Bardzo nam się podoba. Nadszedł czas na zwrot w stronę celu. Szlak trudny rozczarowuje łatwością. Owszem jest stromo pod górę, może w deszczu, jakby było mokro to jeździłoby się na tych glinkach, ale określać go trudnym to przesada. Dochodzimy na przełęcz. Tutaj jest możliwość odbicia na południowy wierzchołek, który pamietamy z pierwszego dnia. Pogoda wciąż wyśmienita, więc odbijamy. Nie ma tu szlaku, ani ścieżki. Chodzi się jak po bałkańskich górach, po kamieniach, unikając ostrej roślinności. Ukochana twierdzi, że warunki są trudne zarówno pod względem technicznym, jak i ekspozycyjnym. Faktem jest, że czasami trzeba iść nad przepaścią. Zdobywamy wierzchołek. Powrót tą samą drogą. Ukochana poradziła sobie świetnie, znowu mam powód, żeby być z niej dumny ![]() Wracamy na szlak. Przed nami łagodne, znane już partie szczytowe. Oczywiście zawsze znajdzie się coś ciekawego dla oka. Są i burze. Na razie w oddali, ale trochę straszą. Schodzimy północnym szlakiem, którym jeszcze nie szliśmy do tej pory. Szlak całkiem w lesie. Stromy. Deszcz troszkę pokapuje, ale naprawdę niewiele. Tutaj też jest ciekawie, pojawia się jakby inny rodzaj skał, takie brązowe. Wracamy do domu. Przebieramy się i idziemy na langosza. Pod wieczór wychodzimy jeszcze na spacer na cmentarz. Jest umiejscowiony na zboczu góry. Wygląda zupełnie inaczej niż nasze nekropolie. Lekko szokujące jest to, że obok grobów współczesnych, znajdują się takie 200-letnie. Wygląda na to, że nie ma tu tradycji częstego odwiedzania grobów. Na zadnym nie ma świeżych kwiatów ani palących się zniczy. Obchodzimy cmentarz dość długo, nie spotykamy nikogo. Fajny mają widok z tego cmentarza. C.D.N. |
Autor: | sprocket73 [ Cz lip 06, 2023 11:15 pm ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
VIII - Creasta de Cocoș Do tej pory pogoda sprzyjała. Nawet te "brzydkie" dni były słoneczne i deszcz nas co najwyżej lekko pokropił. Nadszedł jednak dzień kiedy opady miały być ciągłe. Aby go zupełnie nie stracić z rana wyskoczyliśmy na "grzebyk". Najpierw celem miał być spory grzebyk niedaleko ruin zamku, ale kiedy wyszliśmy z domu i wyglądało, ze zaraz zacznie padać, zmieniłem cel na mniejszy grzebyk nad Rimeteą. To ten przed nami. Małe chaszczowanko. I szczytujemy. O dziwo wyszło nawet słońce. Rimetea. Widzę, że ten właściwy grzebyk, który miał być pierwotnym celem też w słońcu. No to trzeba iść. Kombinujemy żeby stracić jak najmniej wysokości. Słonko jednak znika i nie wygląda, żeby miało się jeszcze pojawić. Ale nie przeszkadza nam to. Jest fajnie, są mgiełki. Zrobiło się naprawdę ciekawie. Grzyb, chyba nawet jadalny. Dochodzimy pod cel. Nawet od tyłu wygląda na konkretną skałkę. Zdobywamy. Widok na zamek, a za nim kolejny grzebyk. Jest ich tu sporo. Ten nasz jest największy z nich. Ma nawet swoją nazwę - Creasta de Cocoș i wysokość blisko 900 m. Pogoda psuje się nagle. Zrywa się wiatr, chwilę później ostry krótki deszcz. Ewakuujemy się. Ukochana robi z kurtki wingsuit i w ekspresowym tempie wytraca wysokość. Niestety chwilę później rozpoczyna się intensywna ulewa, aż muszę schować aparat. Kiedy go wyciągam, jesteśmy przemoczeni całkowicie, ale w całkiem dobrych humorach, bo udało się jakoś odnaleźć drogę do Rimetei. Czas na mycie butów, później w ten sam sposób myłem podwozie Tobiego ![]() Wycieczka krótka, ale sukces osiągnięty ![]() Wieczorem słuchamy informacji ze świata, bo jakieś dziwne rzeczy dzieją się w Rosji - bunt i marsz na Moskwę. Następnego dnia ma być cudna pogoda i mam z związku z tym ambitne plany. C.D.N. |
Autor: | sprocket73 [ Pt lip 07, 2023 2:36 pm ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
IX - Cascada Şipote Miałem przeczucie, że tego dnia może być sporo chodzenia, więc już o 6:30 wyruszyliśmy na szlak. Podjechaliśmy ok 9 km do miejscowości Izvoarele i wyruszyliśmy w górę. Szlak przez chwilę szedł drogą, która skręciła na pobliskie pastwiska, a nam została tylko zarośnięta ścieżka. Nie było jednak źle. Całkiem przyjemnie i łagodnie wyszliśmy na rozległe górne pastwiska, położone na wysokości ok 1200 m, które nazwałem roboczo pampasami. Robiły wrażenie. W planach było zejść na drugą stronę. Tu pojawiły się trudności. Szlak prowadził przez łąki dorodnych pokrzyw i nie było żadnej ścieżki. Próbowaliśmy obchodzić bokami, ale ostatecznie wychodziło, że nie było to lepsze wyjście. Zarośniętych łąk było więcej i trochę nas wymęczyły. W końcu dotarliśmy do lasu pełnego skał. Była tu też jaskinia. Wejście zwyczajne, mała dziura, aby wejść trzeba było trochę przejść na czworakach. Ale w środku ogromne długie i wysokie komnaty i korytarze. Szata naciekowa. Przyjemna niespodzianka. Doszliśmy na skraj urwiska. Jest tu nawet punkt widokowy. Trochę spróchniały, ale utrzymał naszą trójkę. Widok na Góry Apuseni obłędny. Nie wyobrażałem sobie że tak tu będzie. Jakoś domyślnie zakładałem, że góry są zbudowane bardziej symetrycznie. Dalszy plan zakładał zejście tym urwiskiem w dół. Zejście szlakiem. Jednak nie należało do przyjemnych. Po deszczach było bardzo ślisko. Ostrego zejścia było 300 metrów w pionie. Cały czas trzeba było maksymalnie się skupiać gdzie postawić nogę i czego się złapać. Celem tych wszystkich męczarni było dojście do Wodospadu Sipote. kiedy stanęliśmy nad nim, słyszeliśmy tylko huk wody. Nad głowami mieliśmy piękne skały urwiska, z którego własnie zeszliśmy. Sam wodospad jest nietypowy. Zajmuje duży obszar i składa się z setek małych wodospadków. Tutaj tylko jego mały wycinek. Można sobie po nim chodzić, po różnych poziomach. Bawić się w stanie po drugiej stronie. Przypomina trochę Jeziora Plitvickie w Chorwacji. Są nawet groty za wodospadem. Ogólnie mówiąc cudowne miejsce i spędziliśmy tam trochę czasu. Trochę mnie zdziwiło, że byliśmy cały czas całkowicie sami. Można tu dojść od dołu w prosty sposób, ale widać nikomu się nie chciało. Potem chwila na suszenie na polanie powyżej wodospadu. Bo zwiedzając go tak dokładnie jak my, trochę człowiek zmoknie. Oglądamy skały nad nami. Pięknie jest. W tym momencie atakuje nas stado dzikich psów i rzucają się na Tobiego. Oczywiście rzucają się, aby się pobawić, a nie w innych celach. Droga przed nami jeszcze daleka, bardzo daleka więc ruszamy. Szlak jest nieco zarośnięty. Są przeszkody, które trudno pokonać. W trudnym terenie cały czas eskortują nas 3 duże rumuńskie psy. Zakładam, że to tacy tutejsi GOPR-owcy. Potem robi się ładnie. Idziemy do wioski Sub Piatră widocznej w dole. Robi się coraz ładniej. Przepięknie jest, ale niestety gubimy szlak. W zasadzie to nie my go gubimy, tylko on nas. Mamy obejść kępę drzew. Ukochana idzie górą, ja środkiem, a szlak dołem. Idziemy jednak dalej, ale pojawiają się krzaki, idziemy dalej przez krzaki, pojawia się gąszcz nie do przejścia. Trzeba się wrócić i odkryć, że szlak poszedł dołem. Wszystko w upale, przy ostrej roślinności i chmarach gryzących owadów. Dochodzimy do wioski. Po drodze straciliśmy dwa psy z konwoju, tylko największy przetrwał. Nie wiem czy wspominałem, ale jest ten tego... przepięknie. Monastyr w Sub Piatră. Ostatni towarzyszący nam pies zdecydował się do niego wstąpić, bo to chyba monastyr żeński. Idziemy dalej. Z tej groty/jaskini wypływa całkiem spora rzeka. Przechodzimy ją wiszącym mostem. Jesteśmy w najdalszym punkcie wycieczki, ale nie mówię o tym Ukochanej. Rozpoczynamy powrót. Zaczynają się podejścia, ostre. Rzut oka wstecz. Typowałbym, że to najpiękniejszy widok z całego wyjazdu. Monastyr z góry. Widoki na drugą stronę. Tak sobie myślę, że wszystko zależy od tego, jaki dalej będzie szlak. Początkowo jest niezbyt przyjemny. Potem jest znacznie lepiej, coś nawet jakby droga. Droga donikąd. Znowu trzeba się przedzierać przez chaszcze. Kiedy wychodzimy na pampasy znowu jest przepięknie. Słońce coraz niżej, a łąki ciągną się w nieskończoność. Zachodzi, a my mamy wciąż daleko do auta. Wtedy zdarza się cud. Pojawia się droga, która prowadzi nas prosto do celu. Schodzimy do Izvoarele, można powiedzieć jeszcze przy świetle dziennym. Wycieczka trwała 14 godzin. Z pewnością trochę dłużej niż zakładałem wcześniej. Poznaliśmy takie prawdziwe dzikie rumuńskie góry. Zobaczyliśmy piękne rzeczy: pampasy, jaskinię i wodospad. Ukochana nic nie marudziła, ani słowem, potem wyznała, że pod koniec nie miała siły się odzywać. Ja byłem tak zmęczony, że nie miałem siły zasnąć w łóżku. What a lovely day!!! p.s. Dam teraz wszystkim trochę czasu na jakiś komentarz, bo są głosy, że za szybko wrzucam kolejne relacje ![]() C.D.N. |
Autor: | Damian78 [ Pt lip 07, 2023 10:37 pm ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
Polenta paskudztwo ![]() Langosz pychota z serem i keczupem ![]() Ta micha mięcha w restauracji jest w węgierskim stylu, szczególnie te harmonijki ze słoniny lub boczku. Tyle w kwestii kulinariów ![]() To najładniejsze zdjęcie z wyjazdu to taka kwintesencja krajobrazu tamtejszych gór. Co do ostatniego zdania to moja Żona przez tydzień by się nie odzywała jakbym ją tyle godzin zwłóczył po chaszczach ![]() Ale prawie otarłem się o taki wynik w bardziej cywilizowanym miejscu w Wenecji, będąc już na Murano, które było ostatnim punktem programu też już miałem serdecznie dość, to była Wenecja do porzygu ![]() |
Autor: | Zbychu [ Pt lip 07, 2023 11:03 pm ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
sprocket73 napisał(a): Ja byłem tak zmęczony, że nie miałem siły zasnąć w łóżku. Celnie to ująłeś. Miewam takie stany nader często. Zdrowe to nie jest. Ale może to jest kwintesencja spełnienia? Może to jednak być również objaw zbliżającej się starości ![]() |
Autor: | e_l [ So lip 08, 2023 7:05 pm ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
sprocket73 napisał(a): Powtarzam setny raz, że jest pięknie, a Ukochana wciąż przyznaje mi rację. Trudno nie zgodzić się z Wami. Wybraliście piękny kawałek Europy, taki bez komercji. Wieś jak z bajki.sprocket73 napisał(a): Na szczęście jesteśmy specjalistami od bezszlakowych przejść i chaszczowania I znowu muszę się z Wami zgodzić: te ścieżki dla koneserów, chaszczowanie w pokrzywach to coś pięknego ![]() sprocket73 napisał(a): Na wylocie z wioski miejscowe psy już czekają. sprocket73 napisał(a): W trudnym terenie cały czas eskortują nas 3 duże rumuńskie psy. Wyglądają dość przyjaźnie, nie było z nimi żadnych problemów?A w ogóle to lubię czytać Twoje relacje, bo minimum słów, maksimum treści i fajne zdjęcia. Mam nadzieję, że niedługo nastąpi c.d. |
Autor: | sprocket73 [ N lip 09, 2023 8:16 pm ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
e_l napisał(a): Wyglądają dość przyjaźnie, nie było z nimi żadnych problemów? Z tymi przyłączającymi się - żadnych. Psy pasterskie, czasem bywają nadgorliwe w pilnowaniu, ale nie trafiłem jeszcze na takiego, co by miał większe jaja ode mnie ![]() Myślę, że jutro uda się wrócić do wrzucania kolejnych części. |
Autor: | sprocket73 [ Pn lip 10, 2023 11:35 am ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
X - Wąwóz Turda (Cheile Turzii) Po ciężkiej wycieczce pora na coś lżejszego i krótszego. Wybieramy się do najbardziej znanej atrakcji okolicy - do Wąwozu Turda. Z drogi wygląda tak. Mam na niego nieco inny plan niż większość. Parkujemy w pewnej odległości z boku i najpierw postanawiamy zaskoczyć go od góry. Ze sporym zaciekawieniem obserwuje nas sowa. Przed nami łagodne podejścia bezszlakowo-pastwiskowe. Podchodzimy na skraj wąwozu. Jest spory. Podziwiamy go dłuższą chwilę. Próbuję zajrzeć do środka, ale dna nie widzę. Schodzimy do doliny, ale jakby od tyłu. Nie wziąłem Tobiemu tego dnia wody, a upał był konkretny, więc zażywał szalonej kąpieli. Większość tamtejszych rzek ma taki mętny brązowy kolor. Wchodzimy do wąwozu. Początek jest taki sobie, leśny, bez widoków. Dołem płynie dość spora rzeka. Zaczyna coś być widać. Wygląda to nieźle, ale i tak do tej pory nie mieliśmy jeszcze wyobrażenia o tym co nas czeka dalej. Szerokość coraz mniejsza, a wysokość ścian wciąż rośnie. W końcu mieści się tylko rzeka i wąska skalista ścieżka. Ścieżka jest zabezpieczona liną. Nie jest ona konieczna, ale na pewno dodaje pewności osobom, które czują się niepewnie. Boczne ściany są pionowe. Bezdyskusyjnie bardzo urokliwe i ciekawe miejsce. Jak widać również nie ma tu tłumów. Owszem, spotykaliśmy ludzi, ale jakby to porównać z tym co jest u nas, to można uznać, że pustki. Pojawiają się wiszące mostki. Małe przy dolinkach bocznych. Ten był bardzo chybotliwy. Widzicie Tobiego? ![]() Większy most prowadzący na drugą stronę Następnie wąwóz się rozszerza. Po szerokości drogi można wywnioskować, że tylko niewielki procent zwiedzających dochodzi do samego końca, a na górę dociera zaledwie promil. Na początku wąwozu jest schronisko, a w nim restauracja. Wspomnę o niej, bo tam podobało mi się najbardziej ze wszystkich kulinarnych miejsc odwiedzonych w Rumunii. Było bardzo smacznie, dużo i tanio, a do tego bardzo miła obsługa. Na zdjęciu deser Papanasi. Podawane na ciepło pączki serowe, ze śmietaną i dżemem z czarnej porzeczki - obłędnie smaczna bomba kaloryczna ![]() Pozostało już tylko wrócić do auta, szlakiem, na który nie wchodzi już praktycznie nikt, co widać po stopniu ugniecenia trawy. C.D.N. |
Autor: | sprocket73 [ Pn lip 10, 2023 5:56 pm ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
XI - Góra Seklerska po raz trzeci Przyszło jednodniowe pogorszenie pogody. Najbrzydszy dzień z całego wyjazdu. Jak go spożytkować? Wymyśliłem wyzwanie - wyjść na Seklerską Górę bezszlakowo. Na mapie była jakaś dzika ścieżka, w terenie również można było ją zobaczyć, przynajmniej w paśmie łąk. Przebieg przez skały nieoczywisty, ale liczyłem, że kierując się w górę w końcu się dojdzie. Trochę zaskoczyło mnie, że Ukochana wyraziła chęć wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu, ale było to zaskoczenie wyłącznie pozytywne. Miałem przeczucie, że może być ciekawie. Poszliśmy, a droga, która wyszliśmy widoczna jest tutaj dokładnie na wprost. 600 metrów podejścia w górę. Mieliśmy jeszcze jednego towarzysza tego dnia. Szedł w rumuńskim stylu, czyli czasem na długo traciliśmy go z oczu i już myśleliśmy, że się odłączył, a potem pojawiał się znikąd i chwilę szedł z nami i tak w kółko. Ponieważ razem wyszliśmy z wioski, razem szczytowaliśmy i razem wróciliśmy, można uznać, ze był członkiem ekipy. Po wstępnym etapie łączek weszliśmy na piargi. Dróg było wiele, prawdopodobnie prowadziły wspinaczy pod różne ściany (w wielu miejscach widać było żelazo w skale), albo jaskinie. Robiło się stopniowo coraz stromiej. Nie wygląda to źle, ale szło się strasznie. Mały żwirek był niezwiązany z podłożem i po zrobieniu kroku człowiek czasem tracił więcej wysokości niż zyskiwał. Przenieśliśmy się na większe kamienie. Te były lepiej związane i szybciej się szło. Jednak trzeba było uważać, bo czasem kamienie zaczynały jechać pod stopami, razem z większą lub mniejszą ilością sąsiadów i można było łatwo stracić równowagę, albo zostać takim ruchomym kamieniem przywalonym. Próbując różnych technik posuwaliśmy się wciąż w górę, a stromizna wciąż narastała. Ukochana zaczynała nawet wyrażać już chęć rezygnacji z powodu tego, że jest niefajnie, ale udawało mi się skutecznie ją motywować. W tym miejscu mówiłem "patrz, jeszcze tylko 50 metrów i koniec kamieni". Nie kłamałem. Doszliśmy na koniec piargów (albo początek, zależy jak patrzeć). Napotkaliśmy tam ku lekkiemu zdziwieniu znak, którego sensu nie umieliśmy zinterpretować. Ale że co: "uwaga na spadających ludzi"? Przecież tu nikogo poza nami nie ma. Teraz już wiem co jest tu napisane - to ostrzeżenie o stromym terenie. Oczywista oczywistość. Czyli, że do tej pory stromo nie było, a teraz dopiero się zacznie ![]() Piargów już nie było. Luźny kamień nie miał szansy się utrzymać. Były progi skalne. Wyglądało, że najtrudniejsze przed nami, powyżej jakby już mniej skały, a więcej trawy. Jednak jak się tam dostać? Tobi sobie poradził, a my próbowaliśmy znaleźć jakieś łatwiejsze miejsce. Lekko padający deszczyk nie ułatwiał sprawy, wszystko było mokre. Ukochana oznajmiła, że nie widzi się ani w dalszej wspinaczce w górę, ani w zejściu w dół. Niestety, z najciekawszych momentów nie ma zdjęć. Trzeba było coś wymyślić. Uzgodniliśmy, że ja spróbuję zobaczyć co jest wyżej. Udało mi się pokonać jakoś kilkanaście metrów w górę. Tam uznałem, że są perspektywy na kontynuację. Zostawiłem plecak i aparat i zszedłem po Ukochaną. Wspomagałem ją pomocną dłonią, a czasem pomocną nogą, w takim sensie, że chwytałem się oburącz skały, opuszczałem nogę, ona łapała się za buta i wyłaziła po mnie. Tobi widząc, że pańcie maja trudne chwile cały czas pomagał szczekając najlepiej tuż nad głową do ucha. Kiedy już zrobiło się łatwiej sytuacja wyglądała tak, że nabieraliśmy stopniowo wysokości walcząc z trawiastym i częściowo zarośniętym zboczem. Można powiedzieć, że wypełzywaliśmy na górę ![]() Ponieważ skały przeplatały się z trawkami, w pewnych miejscach trzeba było podejmować decyzje co do dalszej drogi. Wyglądało to tak, że ja patrzyłem co jest w przodzie i na tej podstawie wybieraliśmy kierunek natarcia. Czasem aby wychodzić dalej, trzeba było nieco zejść. Czasem wracały na chwilę kamienie. Staraliśmy się nie zrzucać ich sobie na głowy, ani na towarzyszące nam pieski. Tobi potrafi odsunąć się przed spadającym kamieniem. Rumuński pies również miał ten odruch. Byliśmy coraz wyżej, ale końca wciąż nie było widać. Jednak w dłuższej perspektywie widać było, że się wypłaszcza. W końcu pojawiły się szczytowe łąki. Plan wyjścia bezszlakowo na górę się powiódł ![]() Ponieważ zanosiło się na większy deszcz pomachaliśmy górom i rozpczęliśmy zejście. Początkowo nawet bezszlakowo, ale był to tylko taki skrót do szlaku, którym wychodziliśmy pierwszego dnia. Na szlaku było strasznie ślisko. Błotko, wyślizgane kamienie, deszczu coraz więcej. Przytrafiło się nawet małe oberwanie chmury, ale niewiele nam ono przeszkadzało. Dotarliśmy na dół i byliśmy bardzo szczęśliwi i zadowoleni z siebie. Kto by pomyślał, że takie rzeczy będę kiedyś robił wspólnie z Ukochaną. Pamiętam jak podczas naszej pierwszej wycieczki na Ciemniak czerwonym szlakiem z Dol. Kościeliskiej, powyżej Pieca, oznajmiła, że nie da rady wyżej, bo szlak jest zbyt trudny (stromy) i obawia się upadku. Wiele się od tamtego czasu zmieniło ![]() A oto skromny komentarz Ukochanej do wydarzeń opisanych powyżej: Cytuj: Mój udział w tej imprezie jednoznacznie dowodzi, że człowiek nie uczy się na błędach i nie wyciąga wniosków z uprzednich, tragicznych doświadczeń. C.D.N. |
Autor: | e_l [ Pn lip 10, 2023 8:29 pm ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
Ta wycieczka była dla zmotywowanych koneserów ![]() Psa pasterskiego nie było? |
Autor: | sprocket73 [ Pn lip 10, 2023 8:52 pm ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
e_l napisał(a): Psa pasterskiego nie było? Akurat nie było, chyba nie chciało im się w taka pogodą dobrze pilnować ![]() |
Autor: | anke [ Wt lip 11, 2023 9:00 am ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
Ciekawy teren ![]() Noga męża zamiast liny plus doping Tobiego na zachętę ![]() Śmichy-chichy, a pisząc serio: musiało się coś tam już wielokrotnie "dziać", skoro postawili ten znak ostrzegawczy, zaliczyliście więc jakąś hardcorową drogę. |
Autor: | sprocket73 [ Wt lip 11, 2023 9:53 am ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
W zasadzie nie widać stromizny. Powyższe zdjęcie można by zatytułować: "pijana turystka śpi pod krzakiem" ![]() |
Autor: | sprocket73 [ Wt lip 11, 2023 5:33 pm ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
XII - Vârful Ugerului Kolejnego dnia już od rana przyświeca radośnie słoneczko. Wychodzimy z Rimetei na nogach. To cudowne, że wystarczy parę minut i już się jest poza cywilizacją. Grzebyk nad Tobim był zdobyty kilka dni temu podczas gorszej pogody. Tym razem idziemy szlakiem w głąb gór. Idzie się przyjemnie i szybko, bez chaszczowania. Dochodzimy na przełęcz, gdzie Tobi może zaliczyć rumuńską ambonkę - to pierwsza jaką spotykamy. Następnie dalej szlakiem na najwyższą górę całego urlopu Vârful Ugerului 1285 m. Z tym, że szlak się gdzieś zgubił, pewnie poszedł inaczej od przełęczy, ale bez problemu szliśmy lasem. Do czasu aż pojawiły się lekkie problemy. Znowu stromizny, ale co to dla nas. Im wyżej tym gorzej stromiej. A miała być przyjemna wycieczka ![]() Szczytujemy, sam wierzchołek bardzo płaski. Ozdobiony czaszką krowy. Z fajnymi widokami. Siedzimy chwilę w słonku, a potem ruszamy na bezszlakowy trawiasty grzbiet. Takie autorskie przejście wymyśliłem. Niestety słonko coś się popsuło. Trudno. Miała być tu jakaś ścieżka, ale nie było. Łąkowy grzbiet zamienia się w pewnym momencie na zalesiony. Tego się spodziewałem, ale nie spodziewałem się, że będzie to taka nagła zmiana. Dalej mieliśmy iść tym co widać po lewej. Tu też miała być ścieżka. Liczyłem, że jakoś się wyklaruje w lesie, ale nie za bardzo. Liczyłem też, że będzie się szło po płaskim. A tu co chwila góra-dół-góra-dół. Wychodnie skalne coraz bardziej strome. To wszystko jeszcze przed nami. Trudności narastają. Nie zawsze można trzymać się grzbietu, obejścia bokami są strome i ciężkie do przejścia. Uff, wyszliśmy na łąki po drugiej stronie. Schodzimy szlakiem, dość mocno zarośniętym pokrzywami. Ukochana wymyśla fajny patent. Dochodzimy do znanego nam już zamku. Pogoda poprawia się. Pozostał nam już tylko powrót ulubioną drogą wzdłuż Seklerskiej Góry. W oddali grzebyk schodzący do samej Rimetei. Od pierwszego dnia zwraca moją uwagę. Fajnie byłoby sobie na niego wyjść, ale chyba nie będzie już okazji. Pogoda coraz lepsza. Idealne oświetlenie. Na ileż sposobów można próbować wyjść na górę. Grota. Jakże tu pięknie! C.D.N. |
Autor: | sprocket73 [ Wt lip 11, 2023 9:42 pm ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
XIII - Seklerska Góra po raz czwarty - grzebyk Kiedy wróciliśmy do Rimetei było jeszcze dość wcześnie - 18. Wycieczka zajęła nam 11 godzin, czyli solidna, ale jeszcze 2 godzinki dnia zostało. Na grzebyk byłem tak napalony, że nie czułem ani krzty zmęczenia. Zapytałem Ukochanej czy chciałaby jeszcze tego dnia pomknąć na niego, ale popatrzyła na mnie jak na wariata. Zapytałem Tobiego - nie odmówił. Pstryk fotka rozpoczynająca z celem i idziemy ![]() Sielanka - piękne widoczki na skały. Piękne widoczki w dół. A my do góry! Grzebyk jest szeroki, ale stopniowo się zwęża. Tobi patrzy sobie co po drugiej stronie. Ja głównie patrzę w górę i szukam drogi. Nie mamy wiele do przebycia. Cel coraz bliżej. I nagle - klops. Grzebyk zwęził się maksymalnie. Przede mną coś w rodzaju skróconego Rohackiego Konia, a za nim trudności techniczne wyglądające na zbyt duże. Cel widać na wyciągnięcie ręki (szczyt grzebyka jest w słońcu). Jakby pokonać najtrudniejsze 10 metrów, dalej wygląda że jest już łatwo. Jednak widzę, że nie dam rady. Jestem w pięknym miejscu. Na zwężeniu grzebyka. Odczuwam dziwny niepokój. Tak, to jest lęk przestrzeni. Boję się o torbę z obiektywami, że się odepnie i spadnie w przepaść. Nigdy jeszcze mi się nie odpięła, ale teraz czuję, że to się może zdarzyć. Wiążę ją awaryjnie do paska od plecaka. Boję się o Tobiego, że na tym najbliższym odcinku sobie nie poradzi, że będzie chciał zawrócić, przy obracaniu potknie się i źle się to skończy. Sam uważam, że powinienem jeszcze podejść kawałek, ten który wydaje mi się do zrobienia, ale Tobi lepiej, żeby został tu gdzie stoi. No dobra. Jakbym tu zawrócił, czułbym niedosyt. Każę Tobiemu zostać i idę te kilka metrów. Tu już czuję spory dyskomfort. Próbuję się opanować. Robię zdjęcia jak zawsze. Powtarzam sobie, że przecież nie mam zawrotów głowy. Bo nie mam. Tylko jest jakoś dziwnie. Tobi uznaje, że nie będzie czekał i przychodzi do mnie. Spokój w jaki to zrobił, podziałał na mnie również uspokajająco. W ogóle nie wyglądał na choć trochę zdenerwowanego. Dokumentuję najdalszy osiągnięty punkt. Dobrze, ze jest ze mną Tobi, bo mam wymówkę, że ze względu na niego nie muszę brać pod uwagę choćby najmniejszej próby posunięcia się o metr dalej. Ciekawe miejsce swoją drogą. Fajnie to natura wymyśliła. Uspokajam się całkowicie. Patrzę na Tobiego, wydaje się nawet trochę znudzony tym staniem w miejscu. Jeszcze tylko rzucenie okiem na okolicę. I można rozpoczynać powrót. Tobi bez problemu przechodzi przez konia. Ja również dziwię się sobie, że jeszcze parę minut temu oceniałem to miejsce jako niebezpieczne. Schodzimy trzymając się grzbietu grzebyka. Jest bardzo widokowo i przepaściście. Widok na drugą stronę. Tobi pomyka w miejscu tak wąskim, jak to trudne na górze, które odpuściliśmy. Tu jest już dość nisko i nie czuje się takiej przestrzeni. Po jednej stronie trawka na którą zawsze można zeskoczyć jakby się coś działo. Meldujemy się w domku. Zajęło nam to 2 godzinki z hakiem. Trzeba będzie z tym żyć, że grzebyk nie został zdobyty. Z drugiej strony jestem dumny z siebie, że było mnie stać na opanowanie emocji i wycof. Fajnie było zmierzyć się z górą ![]() C.D.N. |
Autor: | sprocket73 [ Śr lip 12, 2023 5:43 pm ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
XIV - Sighișoara Odmiana od gór. Zwiedzamy miasto Sighișoara. Na zdjęciu współczesna cerkiew prawosławna - Katedra Świętej Trójcy. W środku prezentuje się tak. Przed nami na wzgórzu stare miasto. Jeden z najlepiej zachowanych średniowiecznych zespołów miejskich w Europie Środkowo-Wschodniej, wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. W całości otoczone murami. Widać, że niektóre domy służą normalnie do życia. Można spotkać samochody. Wszystkie uliczki są brukowane (nie ma asfaltu). Dużo sklepików, muzeów, galerii, miejsc gdzie można zjeść, pensjonatów. Mnóstwo detali. Ozdoby na drzwiach, skrzynki na listy, szyldy. W jednej z baszt obronnych zakład kaletniczy a w pomieszczeniu nad nim darmowe mini-muzeum. Stare drewniane schody wg tabliczki z 1642 roku prowadzące do gotyckiego kościoła na szczycie wzgórza. Kościół skromny z zewnątrz. Wewnątrz również. Wieczorem zamiast mszy koncert fortepianowy. Największe wrażenie zrobiła na mnie krypta z trumnami. Niektóre były na oko bardzo stare, ale wyglądały normalnie. Jedna się wyróżniała. Zapytałem nawet opiekuna tego miejsca, czy to prawdziwe szczątki ludzkie. Powiedział, że tak. Trumna była położona nisko, podchodziła tam wilgoć i drewno zgniło. Kości też jakby już nie było. Włosy wyglądają "jak żywe" po kilkuset latach. Udajemy się na centralny plac. W jednym miejscu jemy langosza, w innym lodzika. Wieża zegarowa. Bardzo nam się podoba Sighișoara. Miejscowość bardzo turystyczna, ale bez tłumów. Podobno w tym domu urodził się Drakula. Wchodzę do środka z nastawieniem, że będzie jakaś historyczna ekspozycja. Ciemne pomieszczenie, dziwne eksponaty jak z horroru, leży w trumnie jakiś manekin, który nagle powstaje i chce ode mnie pieniędzy. Straszne. Ratusz z przodu Ratusz z boku. Mały widokowy park. Wracamy na rynek. Jemy coś. Potem szukamy jeszcze miejsc, w których nas nie było. Natrafiamy na nieodnowione zakamarki. Czy to ślady kul na baszcie? Możliwe że jeszcze z czasów wojny? Odwiedzamy cmentarz. Jest bardzo duży. Podobnie utrzymany jak w Rimetei. Stare groby obok nowych, brak kwiatów i zniczy. Tobiego bierzemy na smycz, bo u nas pies na cmentarzu to zjawisko niedopuszczalne. Tam spotykamy innych ludzi z psami, prawdopodobnie miejscowi tak je wyprowadzają. Ogólnie nie przepadam za miejskimi wycieczkami, ale Sighișoara bardzo mi się podobała. Miasto ma swój klimat. Bardzo polecam. C.D.N. |
Autor: | Krajan83 [ Śr lip 12, 2023 8:06 pm ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
To miasto wygląda super. Tak jak cała relacja. ![]() |
Autor: | sprocket73 [ Śr lip 12, 2023 11:30 pm ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
XV - Pleșcioare Nadszedł ostatni dzień wyjazdu. Miałem dylemat gdzie zaplanować wycieczkę. W głowie siedziało sporo pomysłów. Jeden z obligatoryjnych celów prawie do samego końca wydawał się murowanym faworytem przy dobrej pogodzie (a taka miała być). Chciałem podjechać w nieco wyższe partie Gór Apuseni - Muntele Mare (1826 m) i zobaczyć jak tam jest. Jednak jak przyszło co do czego, uznałem, że nie pasowałoby to do całej reszty. Najchętniej wyszedłbym z Rimetei na nogach i zahaczyłbym o pampasy, tam gdzie było już po zachodzie podczas najdłuższej wycieczki, aby teraz zobaczyć je w słońcu. Taką też trasę wymyśliłem. Wyruszamy wcześnie, ok 6:30 naszą ulubioną drogą pod Seklerską Górą. Razem z nami ruszają 3 miejscowe psy, ale jak orientują się, że będziemy łazić po płaskim, to stopniowo się wykruszają. Idziemy dalej niż zwykle, odkrywając nowe tereny. Seklerska Góra z każdej strony jest fajna. Bardzo nam się podoba ta dolina. Mak uprawny. Znajome widoki. Wszystko dookoła już schodzone. Czuję się tu jak w domu. Po 10 km chodzenia po płaskim, pora zacząć nabierać wysokości. Całą naszą trasę mamy widoczną jak na dłoni. Dochodzimy do szlaku, który poprowadzi nas w wyższe partie. Charakterystyczny kamienny krzyż, sporo tu takich, ten jest datowany na 1846 rok. Takimi łączkami sobie chodzimy. Wygląda, że kiedyś był tu pożar lasu. Następnie idziemy drogą, którą już znamy. Są i pampasy. Wychodzimy na Pleșcioare 1225 m, bo jakiś szczyt trzeba zaliczyć, szlak go oczywiście omija ![]() Następnie idziemy szlakiem prowadzącym wprost do Rimetei. Zastanawiamy się jak bardzo zejście z gór będzie zarośnięte. A tu niespodzianka, szeroka droga. Było to jedyne miejsce, gdzie widzieliśmy ślady działalności drwali. U nas takie ślady można spotkać na każdym kroku, wszędzie. Rimetea jest jakby z boku i aby do niej dotrzeć trzeba jeszcze trochę podejść, aby przejść boczny grzbiet. Ostatnie podchodzenie, trochę mi smutno, już tęsknię za tymi górami. W nagrodę piękne widoki. Wszędzie na tych skałach byliśmy. Mocna wyraźna ścieżka. Dobrze przedeptany rumuński szlak. Na koniec wymyślam jeszcze autorski powrót, przez cmentarną górkę. Spodziewam się z niej ciekawego widoku. Na lekkim zoomie Seklerska Góra wygląda niesamowicie jako tło. Cmentarna górka to najlepszy punkt widokowy. Seklerska Góra jest jak na wyciągnięcie ręki. Tutaj zniekształcona obiektywem UWA (aby całą zmieścić w kadrze) wydaje się odległa, ale to tylko przekłamanie optyki. W dole Rimetea, 15 minut lekkiego podejścia, jednak nie chodzi tu prawie nikt. Ścieżkę w dół ledwie widać w trawie. Jest to dla mnie niepojęte, jak można omijać tak piękne miejsce? Z drugiej, to dobrze, że mamy je całe dla siebie. Ostatnia wycieczka była idealna. Blisko 12 godzinne łażenie po samych fajnych terenach. Wieczorem pakowanie. Gospodarz tak się ucieszył, że go opuszczamy po 14 noclegach, że aż wyciągnął z tej okazji śliwowicę własnej produkcji, którą nazywał rakiją. Była inna niż nasza, dość delikatna w smaku, bardzo dobra. Urlop dobiegł końca. Jak widać był mocno górski. Niby dużo połaziłem, ale spokojnie mógłbym jeszcze tydzień siedzieć i wymyślać wycieczki na nogach z Rimetei, a biorąc pod uwagę krótkie dojazdy, to i z 2 miesiące. Góry Trascău są super. Dużo skał, łąk i pastwisk, piękne dziewicze lasy, groty, jaskinie, wodospady. Ludzi praktycznie brak. Spotykaliśmy ich tylko na Seklerskiej Górze i w Wąwozie Turda. Cała reszta jakby nie istniała w turystycznej świadomości. Rewelacyjny urlop ![]() Rumunia jako kraj bardzo przyjemny. Poziomem rozwoju (kwatery, drogi, sklepy) nie różni się niczym od np. Słowacji. Jest ciut taniej niż w Polsce. No i świetne są te górskie psy przyłączające się do ludzi, choć trochę szkoda, że nie mają swojego człowieka, pewnie by chciały. THE END p.s. Magis, to wszystko dzięki Tobie, dziękuję! ![]() |
Autor: | magis [ Cz lip 13, 2023 2:35 pm ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
sprocket73 napisał(a): Ale największą zaletą Rimetei jest jej położenie. Góry są dosłownie o krok. Wieś jest położona na ok 500 m, grzbiet Ardașcheia widoczny na zdjęciu 1250 m, czyli 750 metrów w górę. Świetne miejsce wybrałeś na punkt wypadowy i mam wrażenie, że przeszliście chyba każdą piędź ziemi wokół Rimetei ![]() sprocket73 napisał(a): Magis, który też z Ardaşchei schodził bezszlakowo, ale chyba nie na sam dół, tylko 200 metrów wyżej na grzbiet do czerwonego szlaku, napisał: "Ze szczytu schodziliśmy bez szlaku z różnymi sukcesami i porażkami" - i ja go dokładnie rozumiem. My schodziliśmy centralnie na wschód zupełnie bez ścieżki. W pewnym momencie trafiliśmy nawet na skraj jakiegoś urwiska i musieliśmy wracać z powrotem do góry. W końcu jakaś droga się znalazła. Posługiwaliśmy się jedynie mapą Muntii Nostri (1:55 000), które do dokładnych nie należą. sprocket73 napisał(a): IX - Cascada Sipote To była na bank najdłuższa trasa na waszym urlopie ![]() ![]() ![]() sprocket73 napisał(a): Zapytałem Tobiego - nie odmówił. To dobre ![]() sprocket73 napisał(a): Magis, to wszystko dzięki Tobie, dziękuję! Nie ma za co - też się inspiruję twoimi wycieczkami. Akurat z Rumunii opisałem wszystkie swoje wyjazdy na forum, bo w tym naszym skisłym nieco tatrzańsko-beskidzkim środowisku mogą powiać one lekką nutką świeżości, której to przecież niektórym brakuje na forach. Może i w tym październiku również się w Rumunii znajdziemy... sprocket73 napisał(a): Urlop dobiegł końca. Jak widać był mocno górski. Była moc! |
Autor: | shesmovedon [ Pt lip 14, 2023 9:25 am ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
Łomatko ile tego się zmieściło w dwóch tygodniach, więcej niż standardowo u mnie przez 2 lata ![]() ![]() |
Autor: | sprocket73 [ Pt lip 14, 2023 5:18 pm ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
magis napisał(a): Nawet pogoda nieźle siadła, jak na Rumunię. Tak, tylko 2 deszczowe dni na 14. Dobrze, że mogliśmy w ostatnim momencie przesunąć urlopy o tydzień.magis napisał(a): Seklerską Skałę, którą tak sobie upodobaliście, każdego dnia odkładaliśmy sobie na później i brakło nam urlopu. Zastanawiałem się, czemu w relacji nie ma z niej zdjęć. Myślałem, że uznałeś ją za zbyt komercyjny cel ![]() shesmovedon napisał(a): Kiedyś pisałeś, że lubisz łączyć na urlopie totalny chillout połączony z łażeniem po górach Wygląda na to, że bardziej Ukochana lubi take połączenia, a nie ja. W tym roku z pewnych względów, sama zaproponowała "urlop górski" i choć teraz mówi, że żałuje, to moim zdaniem było idealnie ![]() |
Autor: | anke [ N lip 16, 2023 8:06 am ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
Miejscowość ładnie wpisuje się w krajobraz (podobnie udane mariaże można zobaczyć także na Słowacji). Świetne wakacje, dobra relacja, a błyskawiczne tempo jej zamieszczenia wzbudza moją zazdrość. |
Autor: | sprocket73 [ N lip 23, 2023 10:04 pm ] |
Tytuł: | Re: Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei |
anke napisał(a): błyskawiczne tempo jej zamieszczenia wzbudza moją zazdrość W zasadzie relacje robię dla siebie. Dokładne przejrzenie zdjęć i wybór najciekawszych, uporządkowanie myśli i ich zapis - to wszystko sprawia, że zapamięta się na lata najlepsze momenty. Relację trzeba zrobić zanim czas zacznie rozmywać wspomnienia. Tą robiłem bez pośpiechu, przeważnie po 2 odcinki w 1 dzień: jeden w pracy, drugi wieczorem. Podejrzewam, że nieliczni czytający pogubili się i zapętlili, bo dużo kręciliśmy się w kółko ![]() To nieskromne, ale lubię wracać do swoich relacji. Niedawno przeczytałem sobie albańską Cikę. Gdybym wtedy nie spisał tego z wszystkimi szczegółami, teraz już połowy rzeczy bym nie pamiętał. |
Strona 1 z 2 | Strefa czasowa: UTC + 1 |
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group http://www.phpbb.com/ |