Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest N cze 30, 2024 4:58 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 9 ] 
Autor Wiadomość
 Tytuł: Riła i Pirin
PostNapisane: Pt wrz 29, 2006 11:48 am 
Nowy

Dołączył(a): Pn lip 03, 2006 3:06 pm
Posty: 18
Lokalizacja: Sulechów
Ja narazie wklejam jedynie relację, może keczup jak się pojawi i chęć będzie miał poczęstuje was zdjęciami.


Bułgaria 2006 – diariusz wędrowca.

29.08
Wyjazd do Pabianic. W Sulechowie- pociąg i 40 minut opóźnienia – samobójca na torach . Świetny zwiastun wyprawy.

30.08
A więc w drogę. Wyjeżdżamy z Łodzi. Tomek i Marta w Pabianicach ugościli mnie bardzo miło. Droga zapowiada się bardzo długa i bardzo męcząca w wyładowanym po ostatnie miejsce autobusie wiec już na wstępie łyknąłem avio-marin i odpłynąłem. Mieliśmy według wstępnych informacji jechać bułgarskim autokarem Touringu – naszego przewoźnika, jednak podjechał po nas autokar orbisowski – klasa turystyczna, także wszyscy się ucieszyli, gdyż spodziewali się bułgarskiego ogórka. Cieszyli się jednak niezbyt długo, gdyż w Krakowie okazało się że mamy podziurawioną chłodnicę. Nie wiem jak wcześniej można było nie zauważyć, że jest z nią coś nie tak ponieważ w Krakowie woda dosłownie się z niej wylała. Szefu wyprawy zaczął szukać nowego autokaru i szukał przez następne 8 godzin. Jeszcze się nie rozpędziliśmy, jeszcze z Polski nie wyjechaliśmy a już 8h w plecy. Może to i dobrze, że chłodnica pękła tak blisko domu, bo nowy autokar znaleziono w Warszawie i musiał on stamtąd grzać do Krakowa.
Powyższe wydarzenie poszliśmy zapić na krakowski rynek. Kadarka na głowę i humor się znacznie poprawił.

31.08
Całą dobę w drodze. Myślałem, że jestem o krok od zgonu z zajechania na śmierć. Słowacja, Węgry, Serbia i w końcu Bułgaria. W Sofii jesteśmy po 22 i rozpoczyna się nerwówka czy zdążymy na ostatnie połączenie tego dnia do Razłoga skąd następnego ranka chcemy rozpocząć zdobywanie Pirinu. Zdążyliśmy, ale ostatnim tchem, myląc jeszcze wcześniej perony i kilkakrotnie zaczepiając ludzi na peronach wskazując na stojący pociąg z pytaniem: „Razłog – Da? Ne da?”

1.09
Nocka koleją bułgarską. Z normalnego pociągu przesiedliśmy się do wąskotorowego pociągu dla krasnoludków. Z stacjonarnymi etapami pośrednimi na dworcach w Septemvrii i Velingradzie. W maciupkiej kolejce było zimno, chłopaki twierdziły, że nawet bardzo, ja się zakapturzyłem smacznie pospałem. Jak się obudziłem maciupka kolejeczka była w swój maciupki sposób zapchana, ale najważniejsze było to, że za oknem świeciło słońce i widać było potężny masyw Pirinu, już na wyciągnięcie ręki. Rano śniadanko na pastwisku wśród bobków, wspomagane produktami zakupionymi w Razłogu, a potem wspinaczka i wspinaczka i wspinaczka i wspięliśmy się na wysokość 2760 metrów do schronu Konczento. Myślałem, że już nie dojdziemy. Było krótko mówiąc b. ciężko (pierwszodniowe plecaki) – szliśmy od ok. 8 do 19. Zrobiliśmy prawie 2000 metrów w górę, jak weszliśmy nogi mi siadały. A czekała na nas, by przyjąć nas na nocleg buda drewniana obita blachą o wymiarach wewnętrznych 2x3x2,5 m. I podobno może się tam zmieścić 16 osóbJ My spaliśmy tam w piątkę, bo zastaliśmy parkę Czechów, zresztą b. miłych. Doszliśmy późno więc był tylko szybki obiadek i uderzyliśmy do śpiworków bo na dworze zrobiło się ciemno i bardzo zimno. Na dworze temperatura nie za wysoka i porywisty wiater dmuch, a w środku ciepełko, ponieważ 5 osób stłoczonych na niewielkiej powierzchni chucha zdrowo.

2.09
Pobudka w schronie nastąpiła późno (koło 9) i po wywleczeniu wszelkich tobołów na zewnątrz (w środku trudno byłoby się spakować), zrobiliśmy sobie na pięknym słoneczku śniadanko. Śniadanko to może za dużo powiedziane. Zjadłem 3 serki topione, migdały, snickersa i kabanosa oraz popiłem łykiem wody. Nic nie gotowałem ponieważ mieliśmy skąpe zapasy wody, której nie mieliśmy spotkać na szlaku aż do wieczora, więc na rozrzutność w postaci ciepłego śniadania nie można było sobie pozwolić. Rano jak wyruszyliśmy na cały dzień wędrówki miałem 0,7 l i w końcówce było niezwykle ciężko. Jak na Wichrenie (2914mnpm) zobaczyliśmy w dole schronisko, wziąłem ostatni łyk wody i zaczęliśmy schodzić, a właściwie pomykać w dół, w stronę wody. Zejście było długie – ok. 2h i okropnie strome, ale wreszcie dotarliśmy i czekała nas nagroda – Coca-Cola – cudowna rzecz – w płynie i słodka- tego pragnąłem przez całą trasę.
Wieczorem wyszliśmy na ławeczki koło schroniska obejrzeć zmrok zapadający w dolinie i siorbnąć trochę bułgarskiego piwka. Piwko miało być w ograniczonym zakresie ponieważ następnego dnia czekał nas kolejny dzień wyczerpującego marszu. Jednak dosiadł się do nas wesoły i porządnie już podpity młody Bułgar. Za nic nie chciał nas puścić spać i choć max piździło siedział w samym t-shircie i stawiał nam kolejki miejscowego piwa – Piryńsko. Trochę bąkał po angielsku, ale generalnie żył w przeświadczeniu, że my rozumiemy każde jego bułgarskie słowo. Nie krępował się zatem i coś długo i namiętnie nam klarował, a my tylko popijając piwko uśmiechaliśmy się i dadaliśmy wesoło.

3.09
Mieliśmy wyjść wcześnie a skończyło się na starcie o 9.30. Kierunek Tevno Ezero.. Trasa miała być krótka najwyżej 5 h. Skończyło się na 7,5h. Widoków opisać nie zdołam – to trzeba zobaczyć. Ta monumentalność, te granie, przełęcze, przepaście. Przygodą dnia było to, że Adam, chcąc wędrować swoim rytmem samotnie, został daleko w tyle. Nie wiedział że trochę zaniżyliśmy czas marszu i konsekwencją przydługich postojów było to że na trasie 7 godzinnej został ok. 3 godziny w tyle. Skończyło się tak, że my – Tomki, najedzeni i zadowoleni czekaliśmy na niego w schronisku do godziny 20. Po zapadnięciu zmroku, kiedy Adama wciąż nie było zabraliśmy czołówki i skoczyliśmy po niego na najbliższą przełęcz. Martwiliśmy się ponieważ Adama jedynym źródłem światła była zielona dioda wmontowana w zapalniczkęJ Tak więc jeśliby zdecydował się na wędrówkę po zmroku mogłoby być nie ciekawie. Jednak szybko okazało się, że Adam nie jest na tyle szalony – wyszliśmy z kotła Tevnoto Ezero i spłynęły do nas jego smsy. Rozbił się awaryjnie gdy zaczęło się ściemniać na przedostatniej przełęczy, godzine drogi od schroniska. Wyszedł na chwile z namiotu już po zmroku i zobaczył że coś mryga nieopodal, tak to ja dawałem mu znaki żeby się porozumieć. Krzykiem ustaliliśmy ze lepiej niech tam zanocuje i rano do nas dołączy. I już z czystym sumieniem wróciliśmy do ciepełka w schronisku, gdzie zastaliśmy Bułgarów podpitych i rozśpiewanych. Mają koszmarne melodieJ

4.09
Rano ząbki, śniadanko, a tu patrzymy Adam raźno maszeruje. Była to nie lada niespodzianka bo obstawialiśmy z Tomkiem, że zanim się zwlecze trochę potrwa. On zabrał się za jedzenie, a my stwierdziliśmy że pohasamy sobie trochę w okolicy. Wybraliśmy szczycik – 2730mnpm gdzie nie miało być szlaku, a jedynie jakaś ścieżynka. Okazało się, że miejscami była całkiem wyraźna, a pyzatym praktycznie na całej długości trasy oznakowana pomarańczowym sprejem. Widoki ze szczytu były powalające – panorama – rozkosz czystej postaci. Wróciliśmy pomykając po kamolach, zabraliśmy plecaki i z pobliskiej przełęczy rozpoczęliśmy długie schodzenie z Pirinu. Trasa wiodła przepiękną i bardzo długą doliną polodowcową. Nie odmówiłem sobie kąpieli w kuszącym jeziorku (gdzie stanąłem oko w oko ze śmiercią w postaci wielkiego byka), ani w chłodnym potoczku. Pasterze wypasali bydełko które raz po raz nadmiernie się nami interesowało w towarzystwie psów pasterskich. Ale w końcu dolinka się skończyła i dotarliśmy do schroniska Pirin poniżej którego przenocowaliśmy. Jak się okazało miejsce obozowania wybraliśmy nader niefortunnie ponieważ należało on do Bułgarskich cyganów, którzy za dnia zbierali jagody w Parku Narodowym a wieczorami zjeżdżali niżej na nocleg. Mieliśmy niewesołe wizje jak pozostajemy bez dobytku albo zgoła bez życia, szczególnie gdy wysiedli z samochodów i część zaczęła rozpalać ogniska a część bardzo się nami zainteresowała i zaczęli nas tak jakby okrążać. W końcu zaczęli się dosiadać do naszego ognia i spędziliśmy cały wieczór na rozmowach. W jakim języku spytacie? A bo ja tam wiem? Oni gadali po bułgarsku, rosyjsku, cygańsku i grecku a my po polsku, angielsku i niemiecku. No to po jakiemu mogliśmy prowadzić dyskusje? W każdym razie okazało się, że trafiła nam się bardzo osobliwa banda Cyganów, bo bardzo religijnych. Mieli wśród siebie nawet pastora, który wygłosił przy dogasającym ognisku płomienne kazanie, z którego nie skumaliśmy nic poza: „Nie kradnijcie bo wszystko pochodzi od Boga!” To było dający nadzieje znak, że jednak obudzimy się nie pozbawieni butów.

5.09
Buty rano były i wszystko inne też. Ale żeby nie wystawiać na próbę cierpliwości naszych ogniskowych przyjaciół zwinęliśmy się stamtąd czym prędzej. Śniadanko zaplanowaliśmy przy źródełku po drodze do Rożena. Sądziliśmy, że nie zajmie nam długo dojście do niego. Myliliśmy się o jakąś godzinę. Choć to i tak nie wiele zmienia ponieważ minęliśmy je nic zauważywszy. Tak więc pozostając bez płynów i od rana idąc bez śniadania, pozostało nam tylko brnąć przed siebie po tej pustyni i jak najszybciej dojść do jakiś źródeł wody. Wyczerpani dotarliśmy do Rożena, wszamaliśmy szopską sałatkę i już ochłodzeni ruszyliśmy do Monastyru Rożeńskiego gdzie chcieliśmy popasać dłużej, zjeść, poczekać na Adama i ogólnie wypocząć i cieszyć się przyjemnym chłodkiem w cieniu murów zacisznego klasztoru. Dostaliśmy pozwolenie na przyrządzenie sobie posiłku na dziedzińcu klasztornym od jak się wydaje jedynego duchownego, który znajdował się wtedy w klasztorze (może i nie był jedyny, ale wszyscy inni się pochowali, także sprawiał takie wrażenie). Posiłek sobie przyrządziliśmy, bunkrując jak się da nasze palniki, bo też nie wiemy na ile świadomy był ten duchowny, że przygotowując posiłek mamy zamiar używać otwartego ognia na terenie drewnianego monastyru. Potem już tylko wędrówka wśród piramid piaskowcowych korytem wyschniętej rzeki, do Melnika. Po odpowiednich targach z właścicielami wynajmującymi kwatery, wprowadziliśmy się do urokliwego domku w starej zabudowie typowo melnickiej. Rozpakowanym, umytym nie pozostało nam nic innego jak oddać się degustacji miejscowych wyrobów. Wyroby okazały się godne naszych gardeł. Do tego stopnia, że w połączeniu ze zmęczeniem wywołanym trudami wędrówki przez Pirin pospaliśmy się jak mopsy.

6.09
Dni lenistwa są dniami cudownymi. Rano nie było budzika. Świeżutkie pieczywko, warzywka, dżemik, biały sirene (ser). Śniadanie było niczym uczta bogów, uprzednio będących na diecie kaszkowo-zupkowej. Oczywiście posiłek zapijaliśmy nowym bukłaczkiem wina (2l w cenie 2 leva). Dzień cały zapełniliśmy ciekawymi zajęciami: lenistwo, sączenie wina, odpoczywanie, spacerowanie po Melniku i oczekiwanie przygód kulinarnych w porze wieczornej. Dostaliśmy bowiem od Kaytka zdjęcie pewnego pana i prikaz by w Melniku oddać się w jego kulinarne ręce. Odnaleźliśmy pana Apostoła, który okazał się przemiłym człowiekiem i wszamaliśmy 6-daniową ucztę suto zakrapianą przepysznym winem i rakiją. Kolejne potrawy by kronikarskiej dokładności stało się zadość to:
1. mix sałatkowy – szopska, grillowana papryka, grillowane bakłażany, sałatka w sosie śmietankowym
2. zupy – czorby – z kurczakiem i fasolowa
3. gorący biały ser w oliwie – mocno i ciekawie doprawiony
4. pieczone ziemniaki – frytki z potartym słonym białym serem
5. zapieczona wołowina z jajkami, cebulą, papryką i innymi dobrami z pieczywkiem
6. dziczyzna – sarnina – zaduszonej w sosie z warzywami.
Dla każdego z nas było to istne niebo. Całość kosztowała 70leva, więc na łeb wyszło ok. 46 złotych. Dzień zakończyło ogólne pijaństwo i wesołość.

7.09
Pobudka, uprzątnięcie burdelu i wyjazd z Melnika. Przez Sandański, Blagoevegrad i Riłę za cenę 9 leva dojeżdżamy do Rilskiego Monastyru. Jednym autobusem podróżował z nami duchowny, chyba jakiś wysoki rangą bo miał od drugiego odmienny kapelusz, który wyglądał jak Saruman. Oblecieliśmy cały Monastyr, byliśmy świadkami ceremonii wybicia pełnej godziny. Następnie ruszyliśmy dalej drogą wypatrując jakiegoś odpowiedniego miejsca do rozbicia namiotów (byle nie kemping, byle zaoszczędzić kasęJ z drogi wyczailiśmy polankę powyżej, na którą wspięliśmy się przez chaszczory. Kiedy rozbiliśmy namioty i zjedliśmy kolację okazało się, że rozstawiliśmy się na środku szlaku, którym wędrować będziemy dnia następnego, a który wił się równolegle do drogi. Co więcej nie rozejrzeliśmy się zbytnio przed rozstawieniem namiotów, parędziesiąt metrów dalej była skoszona łączka pod pole namiotowe z przygotowanym paleniskiem, z którego ukradliśmy kamienie żeby rozpalić ognisko na środku ścieżki. Był arbuz i śpiew.

8.09
Ruszamy na podbój Riły. Droga wiedzie doliną do schroniska nad Ribnymi Ezerami. Asfaltowo, a potem szutrowo, najważniejsze, że cały czas malinowo. Miejscami nawet intensywnie malinowo. Znowu rozłączyliśmy się z Adamem i mógł w spokojnie zostać w tyle ze 2 godziny. Czekaliśmy na niego przy schronisku aby zdecydować się na jeszcze dalej idącą oszczędność i rozbicie się na dziko w dolince nieopodal. Do tego zachęcała nas również prezencja schroniska na Ribnym Ezerem. Odrapany blok, parę bungalowów. Wprowadzenie w życie tej decyzji dostarczyło nam oczywiście emocji czy też aby ktoś nas nie podkabluje u strażników Parku i nie zapłacimy kary. Potem dowiedzieliśmy się, że nie było się czym martwić, bo choć oficjalnie jest zakazane rozstawianie namiotów na terenie Parku, to faktycznie strażnikom wcale to nie przeszkadza. Na szczęście nie było nam dane się o tym przekonać.

9.09
Rano naszym głównym zmartwieniem nie było to czy ktoś wyczai nasze nielegalne obozowanie, ale chmury, które zawisły nad naszymi głowami. Były siwe, zimne i w ogóle było ich dużo. Jednak idąc przed siebie stopniowo zostawały w tyle, słońce zaczęło przygrzewać i wiatr począł rozwiewać kłębuszki więc mogliśmy zacząć podziwiać rilskie widoczki. Trasa wiodła wysokogórskimi łąkami, coś w stylu połonin bieszczadzkich (tyle że dużo wyżej), na których spotkaliśmy duże stado bardzo ciekawskiego bydła. Przyglądało się nam jako wielkiej atrakcji w czasie całodniowego przeżuwania. Idąc dostaliśmy sygnał od naszej matki-bazy w Polsce, że pogoda ma się pogorszyć i że na Musale – najwyższym szczycie Riły w nocy ma spaść śnieg. Kierowaliśmy się do schroniska Grynczar – 5h od Musały, którą zamierzaliśmy zaatakować nazajutrz, ale otrzymawszy takie newsy urodził się w nas pomysł by z marszu, korzystając z aktualnie świecącego słonka, wziąć szturmem Musałę. Jak postanowiliśmy tak też zrobiliśmy. Około 13 byliśmy na przełęczy nad Grynczarem i widząc schronisko na kształt bloku mieszkalnego wiedzieliśmy, że nic nie stracimy rezygnując z noclegu w nim. Około 16-17 (bo każdy ma inne tempo stanęliśmy na najwyższym szczycie Półwyspu Bałkańskiego. Po sympatycznych podchodach z opiekunem starej stacji meteorologicznej zadekowaliśmy się w małym pokoiku na podłodze w cenie 25 leva za wsio i z bonusikiem 0,4 rakiji. Rakija dobra jest i wsio.

10.09
Ów dzień miał być dniem odpoczynku po wspięci się na Musałę, ale już w celu zjedzenia śniadania musieliśmy opuścić szczyt (gdzie właśnie trwały jakieś dziwne tańce, obrządki?) ponieważ woda była tam dostępna w cenie 70 szczecinek z 0,5 litra. Udaliśmy się więc do Ledonto Ezoro, po drodze przekonując się, że Adam jest pewnego rodzaju świętym z aureolą, gdzie wody i toalety również niet. Dopiero w schronisku Musała papaśliśmy się. Popasaliśmy długo, nudno i przyjemnie bo słoneczko przygrzewał. Nie chciało nam się zbytnio ruszać bo jedyną drogę, czyli w dół zasnuwały jakieś mało przyjemne chmury i wejście w nie oznaczało chłód. Gdy w końcu po jakiś 4 godzinach owe chmurzyska wdarły się również na poziom schroniska stwierdziliśmy, że zmykamy i rozkładamy się obozem gdzieś po drodze do Borowca. Jednak schodząc doliną nie znaleźliśmy, żadnego odpowiadającego nam wypłaszczenia, dodatkowo krajobraz wokół upiększony na potrzeby turystyki przez buldożery nie zachęcał. I w ten sposób mimochodem znaleźliśmy się prawie w Borowcu, zimowej stolicy Bułgarii, stawiając nasze namiociki na nartostradzie schodzącej po stokach Musały. Tuż obok znaku kierującego do dolnej stacji kolejki gondolowej. Znaliśmy zatem kierunek w którym uderzymy nazajutrz.

11.09
Był to nasz pierwszy nocleg w okolicach Borowca, a że w skutek przesuwu w planie mieliśmy spędzić tam jeszcze dwa, stwierdziliśmy, że wstający dzień będzie dnie wyluzowania się i zapijania, co kto miał do zapicia. Wstaliśmy późno, leniwie zwijaliśmy obóz, smętnie zajadaliśmy śniadanie w pierwszych promykach słońca, po czym poszliśmy zdobywać Borowec. My go zdobywaliśmy, ale nikt go nie bronił. Jak na zimową stolicę Bułgarii, wydawał się wyjątkowo smętnym miejscem. Tomek twierdził, że to dlatego że mieliśmy właśnie lato, ale ja mu nie wierze. Po diecie wysokogórskiej najbardziej zainteresowani byliśmy oczywiście sklepami monopo... tfu! spożywczymi. Obkupiliśmy się w co smaczniejsze produkty i poszliśmy wygrzewać się w słonku. Znaleźliśmy cudowną miejscówkę w dość zapadłej części borowca. Na ławeczkach, koło fontanny, z piwkiem, tak spędziliśmy większość dnia. Po południu wróciliśmy do sklepu po kebapcze i ziemniaki i zaopatrzeni udaliśmy się na nasze sprawdzone miejsce noclegowe na nartostradzie. Kebapcze i ziemniaki zostały upieczone, piwo wypite, nocne opowieści wypowiedziane – w ten sposób równowaga w przyrodzie została uratowana.

12.09
Borowec Borowcem, ale stwierdziliśmy, że dłużej kisić się w jednym miejscu nie zamierzamy i rozpoczniemy drogę do Sofii już dziś. PieszoJ Co prawda tylko do Samokova leżącego kilkanaście kilometrów od Borowca. Rano należycie zaopatrzeni i przeżywający, że przed chwilą zaproponowano nam kupienie kurtki TNF z gore XCR za 200zł, zrezygnowaliśmy z oferty taksówkaża, który chciał nas zawieźć do Samokova za 2 leva od łebka. Stwierdziliśmy, że przyda nam się trochę ruchu, wszak w Polsce prowadzimy siedzący tryb życiaJ Początkowo asfaltem, następnie biało-czarną ścieżką leśną, a już na finiszu poboczem szosy dotarliśmy do Samokova. Okazał się on sporym miastem i wizja namiotów na obrzeżach stała się jakoś mniej realna. Po wędrówce główną arteria city dotarliśmy w rejon centrum, a na dworzec PKS (by sprawdzić połączenia do Sofii) doprowadził nas bardzo uprzejmy Bułgar. Okazało się, że busy do stolicy kursują co 30 min i, że cena - 4 leva pozwala nam darować sobie namioty i rozejrzeć się za jakimś innym sposobem noclegowania. Poszukiwania rozpoczęliśmy o poszukiwań informacji turystycznejJ było to zadanie dość karkołomne, ale w końcu ją znaleźliśmy... oczywiście zamkniętąJ Informacja turystyczna w Samokovie ze względu na wakacje miała wakacje. Jednak życzliwość ludzka jest tam b. duża i pewien młody Bułgar wskazał nam kilka możliwości noclegu. Idąc tym tropem dowiedzieliśmy się, że w samokovskim monastyrze można dostać nocleg. Miejsce owo okazało się skromnym klasztorem żeńskim na 9 osób. Oczywiście doszło tam na tą noc również 3 facetów. Zadekowani za furtą klasztorną poszliśmy na browara i balangi ludem samokova. Lud Samokova balangować nie chciał więc skończyło się na na browarze, no może nie jednym. I jeszcze na wściekaniu się dlaczego pacany nie jeżdżą w kaskach.

13.09
Etap ostatni – Sofia. Ale zanim zasiedliśmy w autobusie do stolicy Bułgarii okazało się, że wydostać się z klasztoru nie jest tak łatwo. Zamknięto nas gdy spaliśmy na klucz (zapasowego nie otrzymaliśmy – klucznica trzymała nas w ręku), na dodatek wszystkie okna okazały się być zakratowane. Po przełamaniu się by zagłuszyć sielankową ciszę w obrębie murów klasztornych i po ok. 20 minutach nieśmiałego : „Izwinieta, pomoszt, zawarto nas!” wypuszciła nas przepraszająca zakonnica. Nabraliśmy wody i podążyliśmy na awtogare. Po drodze podziwialiśmy masyw gór Vitoscha, u podnóża których rozciąga się aglomeracja Sofii. Szczyty osiągające ponad 2000 mnpm, a na ich zboczach rozpoczynają się przedmieścia stolicy. Autobus, żeby było śmiesznie, wcale nie zawiózł nas na główny dworzec autobusowy, ale na jakiś malutki podmostowy. Powinniśmy nabrać podejrzeń, że właśnie tak podróż się zakończy gdy wszyscy pasażerowie wysiedli na przystanku przy głównej arterii wiodącej do centrum, a kierowca skręcił w jakąś boczną uliczkę. Jednak zapytany odparł, że owszem jedzie do awtogary. Co to była za gara potem dopiero się okazało. Tak więc wysadzeniu gdzieś na przedmieściu postanowiliśmy szukać mapy, a potem hostelu w okolicy centrum. Tomek zaczepił pierwszego przypadkowego przechodnia, ten angielskim władał wyśmienicie i co więcej okazał niebywałą chęć pomocy nam. Zaczął wydzwaniać gdzieś po znajomych czy nie znają jakiegoś taniego miejsca noclegu. Usłyszał jak wymieniamy pare słów w naszym ojczystym języku i wtedy padło z jego ust pytanie: Where are you from? Na odpowiedź: From Poland. Zaskoczony zapytał składną polszczyzną dlaczego w takim razie nie zagadujemy go po polskuJ Okazało się, że jest to Bułgar, doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego, archeolog. Niesamowicie przejął się naszą sytuacją (która skądinąd nie była aż taka tragiczna) i postanowił za wszelką cenę nam pomóc. Zadzwonił do swojej asystentki by w necie szukała nam noclegu, zaprosił do swojego mieszkania, poczęstował piwem i wraz małżonką zajął się dzwonieniem po hotelach by nam coś znaleźć. Poszukiwania, bardzo sprawne, zaowocowały hostelem w doskonałej lokalizacji i za rozsądną cenę 14 leva za noc od łebka. Nasz pan doktor Ivan zamówił nam taxi, co więcej opłacił je, podał swój numer komórki w razie jakiś problemów i tak zapakowani do fury i wciąż w szoku odjechaliśmy. Takie spotkania przywracają wiarę w ludzi. Niesamowity człowiek. Powtarzałem sobie, że takie rzeczy w prawdziwym życiu się nie zdarzają, takie rzeczy to tylko w Erze. Popędziliśmy więc przez zatłoczone ulice sofii w okolice bulwaru Marii Luizy do hoteliku, który okazał się wygodny, acz nie pozbawiony niemiłych niespodziewanek w postaci karaczanowatych współlokatorów. Zrzuciwszy plecaki ruszyliśmy eksplorować Sofię.

Podsumowując wyjazd do Bułgarii: WARTO!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt wrz 29, 2006 3:34 pm 
Kombatant

Dołączył(a): Śr lis 16, 2005 8:46 pm
Posty: 516
brawo. piekny wyjazd, relacja powala poetyckoscią i plastycznością opisów. prawie poczułam smak napitków.. czekam na zdjecia


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn paź 02, 2006 10:46 am 
Stracony

Dołączył(a): Pn paź 17, 2005 5:35 pm
Posty: 7568
Lokalizacja: z lasu
Noooo, fajnie gratuluje ;), Keczup, dawaj rodzynki (zdjęcia) do tego ciacha ;)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn paź 02, 2006 11:02 am 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N sie 13, 2006 5:14 pm
Posty: 1116
Lokalizacja: zgierska łódź podwodna ;)
ladna relacja
gratuluje wyprawy
a kiedy beda fotki ;)

_________________
"Długość życia ludzkiego to punkcik, istota płynna, spostrzeganie niejasne,
zespół całego ciała to zgnilizna, dusza wir, los to zagadka, sława rzecz niepewna"
gg: 54908


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn paź 02, 2006 9:35 pm 
Stracony

Dołączył(a): Pn paź 17, 2005 5:35 pm
Posty: 7568
Lokalizacja: z lasu
No, dopiero teraz miałem chwilkę na spokojnie...

tomekz napisał(a):
ani w chłodnym potoczku.


Znaaaamy ten potoczek ;)
Był on powodem małego zamieszania na forum ;)

Łukasz T napisał(a):
Ataman napisał(a):
Kaytek napisał(a):
Obrazek


Zboczeńcy. Apeluje o natychmiastowe przywrócenie moralnosci na forum. Moja psychika została zdruzgotana :cry:


Jest tu jeden Forumowy wierzejski. Zrobi z z tymi "zwierzętami" :wink: porządek. I to jeszcze na obczyźnie tubylców gorszą :shock: :wink:


tomekz napisał(a):
Rozpakowanym, umytym nie pozostało nam nic innego jak oddać się degustacji miejscowych wyrobów. Wyroby okazały się godne naszych gardeł.


Zaiste godne, niestety już ostała się jedna flaszeczka z Damnicy… nie przywieźliście jakiejś flaszki keratzudy??? ;)

tomekz napisał(a):
3. gorący biały ser w oliwie – mocno i ciekawie doprawiony


Ameryka!!!!!
Galicja znalazła taki bułgarski ser gdzieś w Polsce, i jak słyszę (czytam) przywieźliście mi szarą sol – będzie wyżera ;)


tomekz napisał(a):
byliśmy świadkami ceremonii wybicia pełnej godziny.

Czy to nap… w deskę???? Ja myślałem, e gościu był nie grzeczny i tak za karę lata w kółko…

tomekz napisał(a):
Udaliśmy się więc do Ledonto Ezoro,


Czy tak jak prosiłem pozdrowiliście ode mnie panią która prowadzi schron i jej córkę półiiotkę „z banieczki na Zidana”?????? – z góry dziękuję, ja miałem obiekcje, lecz następnym razem….

tomekz napisał(a):
Rakija dobra jest i wsio.


Mam jeszcze jedną flaszkę :)
Pinio iba też :)
Winogronową ;)

tomekz napisał(a):
Miejsce owo okazało się skromnym klasztorem żeńskim na 9 osób


A ja tam k….wa tylko bank zwiedziłem…

Noooooo, piknie, szkoda, że zbytnio nie pohasaliście w okolicach Townewo Ozera – pięęęęęknie się zanosiło!!!!! Miałem nadzieję, że zobaczę okolicę choć na Waszych zdjęciach… Ale za to skoczyłem Granią Musialską na Małką Musałę i z powrotem… w 45 minut 

http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=2538

Dziwię się, że mając tyle czasu i posuwając z Rilskiego Monastyru do Rybnych Ozer nie pomyszkowaliście w kompleksie Malownicy… Hmmm… miałem na to chęć ;)

Ogólnie – zalefajnie, pora w Atlas… ;)

U nas nie było tak wesoło…
http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=2625


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt paź 06, 2006 10:48 pm 
Nowy

Dołączył(a): Pn lip 03, 2006 3:06 pm
Posty: 18
Lokalizacja: Sulechów
"z banieczki na Zidana" :))))))
w ledonto bylismy tylko tyle czasu ile zajeło nam uzyskanie odpowiedzi na pytanie czy jest tu woda inna prócz mineralna z szczecinki, oczywiscie odpowiedz byla krotka i negatywna takze nawet machnąc babce z główki nie zdążyliśmy...
kilkadziesiat metrow dalej woda wycikla spod glazów, ale juz sie rozpedzilismy wiec poprulismy nizej do schr. musała

w okolicach Tewnoto Ezero troche pohasalismy, jak keczup nadesle fotki to moze i cos zobaczysz:)
a Maljownicy nie robilismy, z powodów trudnych do wytlumaczenia, sam teraz nie bardzo wiem wlasciwie dlaczego,
byla alternatywa albo isc tak jak poszlismy albo zrobic maljownice i kraine siedmiu jezior a potem zejsc w dol i podjechac do borowca i tylko wdrapac sie na musale i spowrotem, mielismy co do tego odmienne zdania ale wyszlo tak jak wyszlo i mysle ze wyszlo calkiem niezle:)

moze troche zdjec: (nie mam jeszcze doswiadczenia w hostingowaniu zdjec wiec jakby co to sorry)
dzien pierwszy - rzut oka za siebie:
Obrazek
cel dnia nastepnego - Vichren:
Obrazek
schron Konczeto i jego sąsiedztwo:
Obrazek
grań Konczeto - wczesnoporanna - tak ok. 10
Obrazek
schronisko Vichren - bardzo pod Vichrenem:
Obrazek
szlak, że w morde strzelił:
Obrazek
a widoki cały czas takie same, nuda ... ;)
Obrazek
Tevnoto Ezero i Kamienitza:
Obrazek
krajobraz melnicki;
Obrazek
za tym tęsknie szczególnie:
Obrazek
po przejściu Pirinu, widok ribnych Ezer był dla nas ... niespodzianką:
Obrazek
krajobraz:
Obrazek
Obrazek
psychodela o poranku na Musale:
Obrazek

podzieliłem się moją odrobiną radości:)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So paź 07, 2006 1:30 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 01, 2006 2:59 pm
Posty: 540
Lokalizacja: Prudnik/Nysa
No, no.... bajka :P


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N paź 08, 2006 10:10 pm 
Stracony

Dołączył(a): Pn paź 17, 2005 5:35 pm
Posty: 7568
Lokalizacja: z lasu
Te Rybne Ozera... kuna, to pustynia iba nie mam czego żałować????
A że babi nie nakopaliście... przykro... obiecaliście... :cry: :cry:

Patrzę na foty i mi się ckni...
Malownicy szkod... byłem ciekaw jak wygląda ta OP Bułgarii...

PS.
Właśnie wróciliśmy z Tokaju - trochę tego czego NAM żal przywieźliśmy ;)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz paź 12, 2006 11:19 am 
Stracony

Dołączył(a): Pn lip 24, 2006 7:21 am
Posty: 3052
Lokalizacja: Leytonstone
fajna relacja i fotki :D zazdroszczę wyprawy


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 9 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 29 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL