Taka krótka relacja z prawie dwutygodniowego wyjazdu w sierpniu. Wiem że już to kawałek czasu, no ale może okaże się że ktoś był w tym samym czasie tam gdzie i ja
W drugiej połowie sierpnia wybrałem się z moją drugą połową do Zakopanego, ale planowalismy też kilka tras w Tatrach Słowackich. Obawiałem się pogody, ale okazała się dośc łaskawa, jak na prawie dwutygodniowy pobyt.
Jechalismy nocnym PKS-em, tak więc wyspani byliśmy co najwyżej średnio. Zaleta ogromna że nie traci się dnia na dojazd, bo jest się o 5 rano w Zakopanem. Tak więc 14 sierpnia po przyjeździe od razu w góry. Mieliśmy w planach wejśc sobie tylko na Granaty, z ewentualną możliwością przedłużenia wycieczki do Zawratu w przypadku dobrej pogody. Z poczatku chmury i padało, ale już na Hali Gąsienicowej zrobiło się ciepło i słonecznie. Wejście na Skrajny Granat długie i upierdliwe, nie szedłem jeszcze tym szlakim i nie zrobił na mnie jakiegoś pozytywnego wrażenia. Dochodziła nieprzespana noc i brak "aklimatyzacji", wcale nie szło sie lekko. Ale ze szczytu bajeczne widoki. Jako że pogoda zrobiła się bardzo ładna poszliśmy na Kozi Wierch i dalej do Koziej Przełęczy. To był tzw. długi weekend, na Orlej Perci Było sporo ludzi i na Kozich Czubach zrobił sie mały korek. Weszliśmy powyżej Koziej Przełeczy drabinką i wtedy spadło kilka kulek gradu, a znad Słowacji przyszły ciemne chmurzyska. Decyzja - wracamy na Kozią i w dół. Później pogoda się poprawiła, ale i tak uważam decyzję za słuszną - byliśmy jednak dość mocno zmęczeni.
15 sierpnia, w ramach "dnia aklimatyzacyjnego" - Tomanowa Przełęcz. Szlak bardzo uciązliwy szczególnie tuż przed przełęczą - błocko i gęsta kosówka. Na przełeczy zupełna pustka i piękne widoki na Dolinę Cichą. No ale pogoda zmienna - i wiaterek, i deszcz, i słońce. W powrotnej drodze zahaczylismy o Smreczyński Staw. W Kościeliskiej cudownie pustej o 7 rano, w czasie powrotu straszliwe tłumy. Długi weekend...
16 sierpnia - dośc ambitny plan : PKS do Smokowca, elektriczka do Tatrzańskiej Polianki, a potem powrót do Łysej Polany przez Polski Grzebień z wejściem na Małą Wysoką. Rano pogoda świetna, ale już na Słowacji wyższe szczyty pochowały się w chmury. Wiało strasznie, nawet na słońcu robiło się zimno. W dolinie Wielickiej pusto, choć a samym szlaku podejściowym minęliśmy kilka wycieczek. Wyżej już w ogóle odludnie, widzieliśmy świstaka z odległości jakiś 5 m - zrobiłem mu dwa świetne zdjęcia. Pierwszy raz widziałem świstaka na wolności. Na Polskim Grzebieniu kilka osób, ale na podejściu na Małą Wysoką już nieco wiecej. Widok ze szczytu powalający, wg. mnie lepszy niż z Rysów, jak na zamówienie chmurki odeszły i z Gerlacha i z Łomnicy, zrobiłem panoramę obejmującą 360 stopni. Tylko wiatr urywał głowę. Zejście z Polskiego Grzebienia fatalne, wszędzie sterczą do góry stalowe pręty. Jak się ktoś poślizgnie i nadzieje na taki pret... lepiej nie mysleć. Samo zejście do Białej Wody bardzo mozolne, poza tym chmurki się obniżyły i zakryły wiekszość szczytów. Dolina prawie zupełnie bezludna, spotkaliśmy może z 10 osób. Droga do Łysej Polany znacznie ciekawsza i przyjemniejsza niż asfalt z Morskiego Oka.
17 sierpnia - plan nieco mniej ambitny, ale też całodniowy : PKS do Kiezmarskiej Białej Wody, Dolina Kiezmarska, wejście na Jagnięcy Szczyt, powrót do Łysej Polany przez Przełęcz pod Kopą i Zadnie Koperszady. Moja luba odczuwała jednak poprzedni dzień, tak więc została w schronisku przy Zielonym Stawie, a na Jagnięcy poszedłem sam. Widoki super, ale grupa Łomnicy schowana w chmurach, tym niemniej tez zrobiłem panoramę 360 stopni. Jak schodziem Łomnica jak na złośc się odsłoniła. Sam Zielony Staw wg. mnie ładniej położony niz Morskie Oko - otoczenie bardziej wysokogórskie i dzikie, a ludzi ze 20 razy mniej. Powrót przez Zadnie Koperszady również bardzo piekny, szczególnie widoki na Tatry Bielskie. W Jaworzynie uciekł nam PKS, tak więc dodatkowe 3 km piechotą do Łysej Polany.
18 sierpnia - w ramach dnia wypoczynkowego leciutka trasa Palenica - Polana Rusinowa - Gęsia Szyja - Toporowa Cyrhla. Wiał halny, nawet tu głowe urywało, ale zrobiłem wspaniałe zdjęcia chmur przelewających się przez Tatry. Powrót nudny - lasami. Potem byczenie się przez resztę dnia.
19 sierpnia - plan znów ambitniejszy - Przełęcz pod Chłopkiem. O 7 rano parking w Palenicy zastawiony w 1/3 samochodami, a na samym asfalcie już lekki tłumek. Na szczęscie pogoda krystaliczna. Przy Czarnym Stawie 50% ludzi konczy wycieczkę, 45% idzie na Rysy, a pozostałe 5% pod Chłopka. Tak więc na szlaku dośc pusto, poza tym przy trudnościach porównywalnych ze szlakiem na Rysy (ale tylko przy wejściu na Kazalnicę) nie ma żadnych łańcuchów, a jedynie kilka klamer, niepotrzebnych przy suchej skale. Z samej Kazalnicy ścieżka juz sporo łatwiejsza, może ze 3 zacięcia o nachyleniu góra 45 stopni. Jednak wypełniona skalnymi odłamkami, nie chciałbym tam iśc w deszczu albo przy oblodzeniu. Ekspozycja nijaka, nie wiem czemu ludzie uważają że ten odcinek w ogóle jest eksponowany. Dla mnie zwykła ścieżka. Z przełęczy widok niesamowity, widocznośc na dobre kilkadziesiąt km. Napotkany turysta usiłuje mnie namówić na wejście na Mięgusza Czarnego ale po pierwsze nie znam drogi, a po drugie to chyba niezgodne z regulaminem TPN Poszedł sam, ale za 10 min wrócił i poszedł zdobywać Pośredniego. Nie wiem czy mu sie udało, bo oba te szczyty wcale nie wyglądają na łatwo dostepne. Na zejściu mijalismy nieco wiecej podchodzących osób, ale to i tak znikoma ilośc w porównaniu z Rysami. Od Czarnego Stawu koszmar, a od Morskiego Oka koszmar potworny. Plaża, ludzie kąpią się, tłum taki że nie można przejść, jakieś kolonie, wycieczki... zapewne wszystkim zanany obrazek. Bardzo szybki marsz do Palenicy. Wycieczka ogólnie bardzo udana, ale tłum zepsuł mi ją nieco pod koniec.
20 sierpnia - plan ambitny : wejście na Starorobociański z Kościeliskiej potem Granią Zachodnich do Wołowca, i dalej do Grzesia albo zejście do chochołowskiej spod Wołowca.
Znów o 7 rano żywego ducha w Kościeliskiej, przy schronisku może z 5 osób. Wybitnie nielubiane przeze mnie podejście na Iwaniacką Przełęcz i potem już nieco bardziej lubiane na Ornak. Na samym Ornaku pusto. Pogoda zaczyna mi sie nie podobać. Upał, chmury za charakterystycznym zamgleniem zwiastującym deszcz. Dochodzimy do Gaborowej Przełeczy i zaczynamy jak nam się wydaje najgorsze podejście tego dnia - na Starorobociański. Sypki żwirek, no i też sama wysokość szczytu. Na szczycie wieje, ciemne chmurki chodza tu i uwdzie, ale wygląda na to że deszczu jednak nie będzie. Długie zejście, a potem praktycznie płasko na Kończysty Wierch i potem lekko pod górę na Jarząbczy. Szlak skręca w dół przed głownym szczytem, ale ja się na niego przeszedłem, zrobić zdjęcia Raczkowej Czubie i Otargańcom. Wiem, wiem... nielegalnie przekroczyłem granicę. Ale zaraz grzecznie wróciłem Zejście z Jarząbczego długie, strome i mozolne. Jednym słowem - męczące, a trasa daje sie coraz bardziej we znaki. następnie łagodnie na Łopatę i nie wchodząc na jej szczyt na Dziurawą Przełęcz i Wołowiec. Kilka skałek, ale dośc nieprzyjemnych. Podejście koszmarne - strome, sypkie, a do tego doszło zmęczenie. Z ulgą stajemy na Wołowcu, na którym sporo ludzi. I jak widze każdy ma gdzieś granicę - co najmniej połowa wraca z Rohaczy. Zrobiem niezłą 360 stopniową panoramkę, aczkolwiek przejrzystość nie byłą tak rewelacyjna jak dzień wczesniej. Potem długie i upierdliwe zejście do Chochołowskiej, chwila strachu gdy zobaczylismy coś dużego brązowego w krzakach - na szczęsie to tylko krowa Moja luba już o własne nogi się potykała. Mieliśmy fart, bo zdązyliśmy przed 19 do Hucisk i złapaliśmy "ciuchcię", tak więc oszczędziliśmy sobie jeszcze dreptania asfaltem. Wyprawa wspaniała, ale długa i męcząca przez wielokrotne wchodzenie i schodzenie ze szczytów.
21 sierpnia - pełna rekraacja - dolina Olczyska i Kopieniec. Widoczność wspaniała, znów panorama 360 stopni. Niby słońce, ale dośc chłodny wiatr. Wracając ubezpieczyliśmy się w PZU na dwa kolejne dni na Słowację. Potem pół dnia byczenia się.
22 sierpnia - plan znów ambitny : ze Smokowca przez Lodową Przełęcz Jaworzyny i do Łysej Polany. Na ten dzień zapowiadali załamanie pogody i rzeczywiście - o swicie niebo krystaliczne, potem widziałem nadchodzący z zachodu front, a w Smokowcu słońce, a nad górami cieżkie deszczowe (ale nie burzowe) chmury. Jak burżuje podjeżdżamy kolejką do Hrebienioka, potem idziemy Magistralą. Zaczyna padać deszcz, przeczekujemy w Chacie Zamkovskiego. Potem się wypogadza, a chmur wychodzą szczyty. Koło Terinki znów przychodzi mgła i w tej mgle wchodzimy na przęłecz. Każdy kto tam szedł chyba dobrze wie jak denerwujące jest podejście żlebem - wszystko się rusza i zjeżdża. Z przełeczy zero widoku na północną stronę, nieco na południową i ogólnie dośc zimno. Na zejściu wychodzimy z chmur, a potem łapie nas deszcz i to dośc mocny. Na sczęscie trwa może z pół godziny. Zejście doliną Jaworową wybitnie odludne, ale w razie deszczu polecam mieć nieprzemakalne spodnie, bo idzie się miejscami w trawie do pasa. Dolina przepiekna. Szukaliśmy w ścianie Małego Jaworowego tablicy upamietniającej Klimka Bachledę, ale dopiero później przeczytałem że została ona przeniesiona na Cmentarz koło Popradzkiego Stawu. Idziemy nieśpiesznie, tak że do Łysej Polany docieramy o 19.30. Okazuje się że pogoda odstraszyła nawet tłumy z Morskiego oka, bo nie jeździ już wiele busów. No ale jakoś udaje się nam wrócić.
23 sierpnia - w planach Orla Perć od Koziej Przełęczy do Świnicy, ale pogoda psuje wszystko. Zimno, pada deszcz. Na Hali Gąsienicowej podejmujemy decyzję żeby się przejśc na Kasprowy i potem granią do Kopy Kondrackiej. Dochodzimy tylko na ten pierwszy. Wieje mocno, mokra mgła. Dłonie sie prawie odmrażają. Schodzimy do Kuźnic, po drodze współczując podchodzącym ludziom : w klapkach, króciutkich spodenkach, bluzeczkach na ramiączka pod obowiązkowymi kolorowymi foliowymi pelerynkami. No cóż, sami tam idą, nikt im nie każe, ale dla mnie to już masochizm. W Kuźnicach wychodzi słońce, ale same szczyty w chmurach. Generalnie dzień nieudany, mimo wejścia na Kasprowy czujemy sie tak jakbysmy nigdzie nie byli, a porządnie zmarzli. O 13 jesteśmy już w domu i szuszymy się.
24 sierpnia - dzień luzacki - Dolinka za Bramką wczesnie rano. Wspaniała rzecz, nigdy tam nie byłem, ale jest przeurocza. Potem byczenie się. Po południu przyjeżdżają teściowie, więc żeby ich rozruszać idziemy na Przysłop Miętusi i wracamy przez Staników Żleb. Lekka, przyjemna wycieczka.
25 sierpnia - wycieczka daleka : my z siostrą mojej lubej idziemy na Krywań, teściowie na Skrajne Solisko. 1,5 h jazdy do Szczyrbskiego Jeziora, góry chowają się w chmurach. Sama miejscowość koszmarna - rozgrzebane place budowy, hotele a'la Gierek, "piękne" skocznie narciarskie, a samo jezioro wygląda jak bajoro w miejskim parku. I jeszcze ten przygnębiający krajobraz połamanego lasu. Najpierw idziemy Magistralą, a potem skręcamy na niebieski szlak na Krywań. Szlak łagodny i banalny. Szczyt Krywania chowa się w chmurach, ale widać grzbiet Małego Krywania. Gdy dochodzimy do Wielkiego Żlebu mgła schodzi niżej. Dalsza droga już w kompletnym mleku. Docieramy na szczyt, ale widoczność sięga jakiś 15 m, więc jesteśmy więcej niż rozczarowani. Poza tym strasznie wieje. Wracamy, mgła się nieco podnosi, ale i tak sam szczyt pozostaje w chmurach. Powrót tą sama drogą, szlak jest łagodny, więc schodzi się lekko. Potem podchodzimy jeszcze nad Jamski Staw - podobny troche do Smreczyńskiego, nie podoba mi sie za bardzo. I znów Magistrala prowadząca przez resztki lasu. Zaczyna lać deszcz. Docieramy na 17 do samochodu, dokładnie tak jak się z teściami umówilismy. Oni byli na Skrajnym Solisku, nawet mieli farta widzieć na żywo niedźwiedzia na którymś z okolicznych szczytów. Potem powrót w ulewie do Zakopanego, okazuje się jeszcze że w samym mieście duże korki i objazdy, bo jest trening przed letnim PŚ w skokach. Zaczynam się martwić jutrzejszym powrotem do domu - w koncu planujemy wrócić PKS-em, a może być nieźle załadowany ze względu na tych kibiców.
26 sierpnia - pożegnalna wycieczka - Czerwone Wierchy. Wchodzimy przez Dolinę Małej Łąki. Upierdliwe, sliskie od błota podejście. Na Przełęczy Kondrackiej jak zwykle kupa ludzi, mimo że szczyty chowają się w chmury. Idziemy w kompletnej mgle na Kopę Kondracką, tam zostawiamy teścia z siostrą mojej lubej, przyspieszamy kroku i jeszcze na Małołaczniak. I tu mamy farta - odwiewa chmury z południowej strony i mamy niesamowity widok - widać grań tatr aż do świnicy która jakby "dymi" całą północną stroną. Kilka zdjęć i w dół, przez Kobylarzowy Żleb. Tu znów z poczatku w mgle, a potem juz poniżej chmur. W Dolinie Miętusiej bardzo ślisko i błotniście, wręcz denerwująco. Potem powrót i pakowanie. Siostra mojej lubej z teściem doszła do Ciemniaka, mieli super widoki na całą południową stronę Tatr, potem prawie zbiegali do Kir, tak że byli godzinę po nas. Potem już tylko całonocna jazda PKS-em... i znowu szarośc dnia codziennego.
Generalnie wyjazd bardzo udany, pogoda niezła choć nie idealna. Rozczarowałem się wycieczką na Krywań, z którego nic nie zobaczyłem. Muszę tam koniecznie iść przy dobrej widoczności, ale to trudno zrobić z Zakopanego, lepiej byłoby siedzieć na Słowacji i wtedy od razu podejmowac decyzję że się idzie, oszczędzając sobie 1,5 h jazdy. Poza tym musze wreszcie ruszyć Słowackie Zachodnie, których dotąd nie odwiedzaliśmy. Niestety tam to tylko samochodem, albo mieć kwaterę na miejscu. Zrażam się ostatecznie do wszelkich długich weekendów, a także jakichkolwiek szlaków wymagających dojscia do Morskiego Oka w sezonie.
Zdjęcia i dokładniejsze relacje już lada dzień na naszej stronie. To jednak cholerna robota wszystko to dokładnie poopisywać, porobić mapki, grafiki, powybierać fotki, i wszystko to zapakować do formy html-a. Dłubiemy się z tym od miesiąca, ale jest to już na ukończeniu