Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest N cze 16, 2024 1:37 pm

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 7 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: Wt sty 09, 2007 7:02 pm 
Nowy

Dołączył(a): Wt sty 09, 2007 6:49 pm
Posty: 11
Witam serdecznie.
Nie jest to wprawdzie relacja, ale... zdarzyło się naprawdę.

LOGISTYK,
albo biel ekstremalna



Zaczął padać śnieg. Wielkie, białe płatki bezgłośnie opadały na daszek czapki i na trawę wokół mnie. Zamglony dotychczas krajobraz rozmył się zupełnie w mlecznym tumanie. Szczyt Kotarza bezpowrotnie zniknął za ścianą śniegu. Wstałem z pniaka i zarzuciwszy plecak ruszyłem w kierunku szlaku wznoszącego się ku grzbietowi Stołowa.
Na ścieżkę dotarłem już w zupełnej zadymce. Zaśnieżone grubą warstwą kamienie były śliskie i niebezpieczne, szedłem więc rzadkimi zaroślami, na uboczu, co chroniło mnie zarówno od śniegu i wiatru, jak i nieuchronnego poślizgu. Dotarcie na szlak zajęło mi wiele czasu. Kiedy znalazłem się na drodze znakowanej na żółto, poszło już lepiej. Na grzbiet Błatniej zbiegłem prawie, pchany mocnymi podmuchami wiatru wciskającymi pod kurtkę lodowate płatki śniegu. Paradoksalnie na otwartej przestrzeni, tuż przed drugą kulminacją, nie wiało wcale tak mocno, jak na grzbiecie, powyżej, na zalesionym stoku. Nie zastanawiałem się już jednak nad tym małym fenomenem pogodowym, tylko pognałem w kierunku schroniska.
Zauważyłem ich jakieś trzysta metrów od szczytu. Stali zbici w kupkę, jak kolorowy pomponik na tle zabielonego pejzażu. Jeden z nich trzymał łopoczącą na wietrze płachtę mapy, próbując najwyraźniej odnaleźć się w mętnobiałej rzeczywistości.
Podszedłem do nich szybkim krokiem. Pierwszy zauważył mnie ten od mapy. Wyciągnął w moim kierunku rękę, jakby chciał mnie złapać, bojąc się chyba, że tak samo szybko jak się z tumanu wyłoniłem, tak weń na powrót zanurkuję.
- Sory! – wykrzyknął mi do ucha – Do schroniska na Błatnią to dobrze…?
- Bardzo dobrze – odparłem, wskazując ręką – Przed siebie!
- Daleko?
- Trzysta metrów…!
Mapowy odwrócił się do grupki i stwierdzając: „Tak jak myślałem, grunt to logistyka!” zarzucił sobie wielki czerwony plecak na ramię i ruszył za mną, nie oglądając się na towarzyszy.
Szliśmy pozornie na ślepo jeszcze kilka minut. Czułem, czy raczej słyszałem z tyłu zmęczone oddechy ciągnących za mną turystów. Nie dało się jednak słyszeć z ich strony ani słowa.
Dotarliśmy do budynku schroniska w kilka minut. Przed schroniskiem cisza i spokój. Wszyscy zaszyli się wewnątrz, więc my też nie czekaliśmy aż nas całkiem wywieje. Weszliśmy. Grupka wlazła za mną z głośnym tupaniem i szuraniem. Odsunąłem się na bezpieczną odległość, bo śnieg z ubrań strząsnęli dopiero w korytarzu.
- Łał! Ekstremum, normalnie! – sapnął jeden z nich, wysoki, chudy facet, strząsając z czapki śnieg wprost na czyjeś buty stojące na schodkach wiodących na piętro.
Szybko rozpiąłem się, zarzuciłem kurtkę na kołek i z głośnym „dzień dobry!” wszedłem do jadalnej, gdzie przy stołach siedziało kilku turystów. Najpierw zająłem miejsce, potem zająłem się plecakiem, na koniec swoim żołądkiem.
W międzyczasie kolorowa grupa, którą ściągnąłem z grzbietu, weszła z głośnym szumem i gwarem do sali i zaanektowała dwa stoły pod ścianą. Wyglądający na biznesmenów młodzi ludzie rozpakowali się i rozłożyli obficie swoje zapasy, które przydźwigali w wielkich plecakach. Natychmiast też zaczęli je jeść.
Za oknami zrobiło się już zupełnie ciemno. Przygodni turyści opuścili już schronisko, zostaliśmy tylko my: wesoła, dzwoniąca butelkami grupa pracowników banku i ja. Nie powiem, mili ludzie z daleka. Zaprosili mnie nawet do swojego stołu.
Kolega szef, ten od mapy, nie omieszkał upewnić się, czy zamierzam nocować w schronisku i czy jutro, z samego rana, nie pomógłbym im dostać się na Klimczok…
- Bo wiesz – mówił, klepiąc mnie poufale po ramieniu – grunt to logistyka. Góry górami, ale plan na jutro opracowany mieć trzeba. Albo nawet dwa... Potem padło jeszcze wiele słów o przygotowaniu do ekstremalnego weekendu, o termosie komandosów, folii przetrwania, najlepszej mapie, jaką można dostać w sklepie i innych, podobnych niepoważnych w tych warunkach bzdurach…
Koniec końców stanęło na tym, że grupa będzie miała jutro przewodnika, a ja zajęcie. Zgodziłem się, a zaraz potem pożegnałem pięknie coraz bardziej rozalkoholowane towarzystwo i poszedłem na piętro. Ranek najlepiej przywitać w swoim własnym śpiworze.

*

Stali przed schroniskiem już prawie wszyscy. Rozglądali się nieufnie, z trochę sztucznymi uśmiechami, chłonąc biel świeżo spadłego śniegu.
Ich goreteksowe kurtki czerwonymi i pomarańczowymi plamami odciskały się na tle ponowy, nie dając oczom odpocząć. Błąkali się od zaspy do zaspy jak spuszczone ze sznurka psiaki, żłobiąc w kopnym śniegu głębokie zygzakowate koleiny niczym pijane zające. W wiatrołapie zadudniło ciężkimi butami i na śnieg wytoczył się pod ciężarem swego czerwonego plecaka pan logistyk, a za nim równie objuczony kolega Łał.
Ten drugi zeskoczył ze stopnia i rozłożył ramiona wpatrując się w kiście śniegu na jodłowych gałęziach.
- No, kurna – jęknął nie kryjąc zachwytu – ale ekstremum!
Logistyk podszedł do grupy i zerknąwszy na zegarek powiedział do kolegów kilka słów. Odwrócił się i spojrzawszy na mnie przywołał mnie ruchem ręki.
Kiedy zbliżyłem się do turystów, usłyszałem:
- Postanowiłem, że pójdziemy do Jaworza. To najbliżej według mapy do autobusu…
Zdałem sobie sprawę, że ton nieznoszący sprzeciwu i wystudiowana na pamięć w nocy pod kocem mapa, miały dać mi do zrozumienia, że to on rządzi w stadzie i żeby mi czasem nie przyszło do głowy się wymądrzać.
- Czy w związku z tym mam iść z wami? To nie jest przecież daleko…
Pytanie chyba było nie na miejscu i być może dlatego nie doczekało się odpowiedzi, mimo, że czerwony plecak stał tuż obok mnie.
- Byłem pewien – zdobyłem się więc na nieśmiałą uwagę – że idziemy przez Trzy Kopce na Klimczok…
- Człowieku… W takim śniegu!? – Mistrz logistyki stosowanej wykrzywił twarz w kpiącym uśmiechu.
- Tak czy siak – odparłem – będziemy musieli przecierać szlak… Śnieg padał i na Klimczoku, i w Jaworzu…
- Dobra, bez wymądrzania – uciął po męsku dyskusję – Nie mamy czasu. Autobus nie będzie czekał.
I ruszył w kierunku szczytu Błatniej. Właściwie dobrze, że nie czekał na moją reakcję. Chybabym parsknął śmiechem. Powstrzymałem się jednak i najdelikatniej, jak potrafiłem zawróciłem go ze szlaku na szczyt i wskazałem właściwą drogę. Bez słowa zawrócił i prędko, byle go nikt nie wyprzedził, wysforował się na czoło pochodu, który powoli zaczął opuszczać się w kierunku siodła pod Przykrą.

Równy marsz, utrudniony kopnym, miejscami głębokim na pół metra śniegiem, umilałem sobie przysłuchując się rozmowie zasapanych, ale dzielnie prujących przed siebie młodych biznesmenów. Logistyk zasuwał z mapą na początku, ja ziewając okrutnie, na końcu.
Zima rzeczywiście rozszalała się w tym marcu, jak wariatka, a jeszcze kilka dni temu wydawało się, że śniegi już ostatecznie zaczynają topnieć. Wprawdzie był to już łabędzi śpiew zimy, ale, jak widać, dla poniektórych jest to jeszcze nie lada atrakcja. Przepychaliśmy się przez kopny śnieg, schodząc coraz bardziej w dół. Z lewej strony, ze stromego stoku sypał się na nas puch z jodłowych gałęzi, imitując śnieg, który miał już tego dnia nie padać. Szliśmy dość szybko. Nie zdziwiłem się więc, kiedy po kilkunastu minutach Logistyk zatrzymał grupę i zakomenderował:
- Dwie minuty postoju!
Przecisnąłem się na sam przód pochodu.
- Nie za mało? – spytałem - Jeśli macie w ogóle złapać oddech, to stanowczo za krótko. Zmachacie się za kwadrans.
- Wystarczy… - uciął – To jest, kolego..
- Tak, wiem… Logistyka.
Wróciłem na koniec sznureczka ciężko oddychających turystów i nie siadając czekałem na dalszy rozwój wypadków. Rozwój wypadków nastąpił, rzecz jasna po dokładnie dwóch minutach. Nie zważając na jęki kolegów, logistyk nakazał marsz w poprzednim porządku. Popędzał maruderów i sam przyspieszał kroku, choć był już – co było bardzo widoczne – zmachany jak mops.
Trzy kwadranse później sapiący głośno sznureczek ludzi uginających się pod ciężarem plecaków, osiągnął poziom szosy… Pomiędzy drzewami zamajaczyła, a potem zaczęła zbliżać się ku nam pierwsza chałupa Jaworza. Byliśmy we wsi…


- No, to dziękujemy. – Logistyk rzucił jakby w powietrze. Trochę w kierunku chaty za płotem, trochę na drogę, skąd miał przyjechać autobus. – Teraz poradzimy już sobie. Zdążyliśmy na busa. Będzie za 10 minut.
Spojrzałem na niego uważnie, po czym, celowo powoli, z udawanym zmartwieniem powiedziałem:
- Chyba nie. Obawiam się, że nie… - patrząc na jego zdumioną minę odczekałem jeszcze chwilę i dodałem jeszcze smutniej – Busa mieliście od 10.20…
- No właśnie – zerknął niepewnie na zegarek, stuknął palcem w szkiełko, przyłożył automatycznie do ucha – No jak, mamy jeszcze dziesięć minut…
Pokręciłem głową.
- No, gdybym wiedział, że spieszycie się na ten autobus o 10.20, tobym wam powiedział, ale myślałem, że wiesz…
- Co się stało …? – wydawało mi się, albo naprawdę wyraźnie zbladł.
- No jak, to przecież jasne. Dzisiaj w nocy była zmiana czasu…
Jego oczy wyraziły nagle i niespodziewanie wielki lęk. Paniczny, niczym strach przyłapanego na niewiedzy klasowego prymusa. Jakiś ptak zerwał się z łopotem ze świerkowej gałęzi i przeciął szare niebo ukosem na zachód.
- Przesuwaliśmy dzisiaj zegarki do przodu… Myślałem, że wiecie…
Stał i patrzył na mnie bezradnie. Raz czy dwa obejrzał się na grupę. Wiedziałem, że ma twardy orzech do zgryzienia. Twardy jak cholera.
- Spokojnie – powiedziałem – Następny macie za godzinę. Za nieco ponad godzinę… Trzymajcie się!
Rzuciłem ogólne „do widzenia” i skierowałem się w stronę doliny Szerokiego.
Śnieżne czapy na jodłach tkwiły nieruchomo w zimnym powietrzu, oprawiony w lód potok przepływał bezszelestnie znosząc z gór zaczynający tajeć nocny śnieg.
Ekstremalna biel roztapiała się pod dotknięciem coraz cieplejszych mas powietrza, nadciągającego razem z wyżem z zachodu. Ekstremalna biel rozpływała się w cieple wychylającego się wreszcie zza chmur słońca, które rozpromieniło się nagle, śląc, jakby na pożegnanie, ostatni figlarny uśmiech wszystkim logistykom świata…
__________________________________________


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr sty 10, 2007 7:53 am 
admin

Dołączył(a): Wt gru 09, 2003 11:08 pm
Posty: 1692
Lokalizacja: Warszawa
Dobre. Grunt to logistyka :devil2:

_________________
https://portal.turystyka-gorska.pl


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr sty 10, 2007 11:04 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 23, 2006 8:39 am
Posty: 5110
Lokalizacja: daleko od gór
No, mi się też podobało. :lol:

_________________
W życiu piękne są tylko chwile. (R. Riedel)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr sty 10, 2007 1:04 pm 
Nowy

Dołączył(a): Wt sty 09, 2007 6:49 pm
Posty: 11
Cieszę się :wink:
Ta historia miała swój mały dalszy ciąg. Jeszcze długo trawersując zbocze Ostrego, słyszałem za plecami głośną i ostrą wymianę zdań.
Cóż - firmowy wypad integracyjny nie do końca wypalił...
:lol:


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr sty 10, 2007 7:55 pm 
Stracony

Dołączył(a): Pt lis 04, 2005 7:38 pm
Posty: 4278
Lokalizacja: Buk
He he he-fajna historia :P

_________________
Jak mówię,że wybaczam to nie znaczy,że zapomnę.

http://chomikuj.pl/hania.ratmed
http://7000.pl/index.php?page=wyprawy&o ... p=himalaje


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr sty 10, 2007 8:21 pm 
Swój
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz paź 12, 2006 9:49 pm
Posty: 49
Lokalizacja: Gdynia
Ciekawa historia :) fajnie napisana, przez co dobrze się ją czyta :).


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr sty 10, 2007 8:24 pm 
Stracony

Dołączył(a): Pn lip 24, 2006 7:21 am
Posty: 3052
Lokalizacja: Leytonstone
interesująca 8)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 7 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 20 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL