Forum portalu turystyka-gorska.pl
http://turystyka-gorska.pl/

No to zaczynam opowiadać :)
http://turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=3533
Strona 1 z 2

Autor:  dresik [ So mar 03, 2007 9:02 pm ]
Tytuł:  No to zaczynam opowiadać :)

PRZYGOTOWANIA
Nie myślałem dotąd o pisaniu większych relacji czy też opisów, gdyż uważam, że jest to przede wszystkim sprawa talentu a nie tylko chęci. Od dłuższego czasu jednak zacni forumowicze namawiają mnie do tego. Nie powiem jest to bardzo zachęcające, i tym niemniej bardzo ciekawi mnie jak to wypadnie. A że powróciłem właśnie z zdobywczej wyprawy, więc postanowiłem. Tylko o czym będę pisał? Może najprościej o tym, co dane było mi przeżyć, wszak nie musze niczego wymyślać. Więc będzie to krótki opis przede wszystkim o Mięguszowieckim Szczycie jak i po trochu o Tatrach i historii. Zacznę od początku, to znaczy od lipca 2006.
Błyskało, grzmiało a przede wszystkim padało. Za ścianą gradu rysował się ponury krajobraz tatrzański. Ten przygnębiający obraz potegował moje rozczarowanie i niepowodzenie. Chyba nie tylko moje. Wraz ze mną byli przecież Kaytek, Jacek i Gofer. Poznalismy się na tatrzańskim forum a wyjazd był naszym wspólnym pierwszym wypadem w Tatry. Miało być tak pięknie. Mieliśmy wracać dumni ze zdobycia honornego tatrzańskiego szczytu, a teraz snuliśmy się jak te psy po Dolinie za Mnichem przemoczeni i zziębnięci, ale mimo wszystko staralismy się robić dobra minę do złej gry. Nie trudno ukryć, że tak długie oczekiwanie na wyjazd, który w końcu udaje się zorganizować, niweczy kapryśna pogoda, pogoda której nam zabrakło. Zresztą wiedzieliśmy czym ryzykujemy i jak tatrzańska aura wyglada w lipcu. Ale takiego czarnego scenariusza nikt się nie spodziewał. Nie zeszliścmy jeszcze do schroniska przy Morskim Oku, gdy za chmur ukazał się On. Tak, decyzja jest szybka, już wiemy,że nie długo tutaj wrócimy. W schronisku dyskutujemy na temat naszego nie powodzenia. Omawiamy kwestie rewanżu, aż w końcu pada termin. Ostatni weekend pażdziernika.
Jest początek września. Systematycznie nasz team trzyma kontakt i na bieżąco sprawdzam pocztę. Gdy w trakcie takiej rutynowej codziennej kontroli dostrzegam emaila od Cygana, jestem trochę zdziwiony. Nigdy nie pisał do mnie emaila, zawsze kontaktowaliśmy się przez gg. Wchodzę na wiadomość i czytam. Jest krótka a jej treść mówi wszystko: " Zapraszam na wyprawę na Glocka, termin piątek 29 wrzesień a co doreszty to pogoda pokaże. Cygan". Pięknie, stałem teraz przed wyborem. Z jednej strony chciałem iść w lewo na Glocka, ale z drugiej strony prawa noga ciągnie w kieunku Mięgusza. Szybko kontaktuje się z Cyganem i pytam jak to sobie wyobraża. Propozycja sama w sobie jest zachęcająca. Jednak termin zdecydowanie jest na nie. Przecież obiecałem chłopakom, że tam wszyscy wrócimy. Próbuje wywrzeć na Cyganie inny termin. Może tak połowa pazdziernika ? Na co on kwituje, że na Glocka w tym terminie to może jechać, ale na narty. Nic nie wskórałem, choć szczerze sobie przyznałem, że dwa wyjazdy w tak krótkim terminie były mi nie w sosie, a bardziej widziałem się na Mieguszu niz na Glocku.
W końcu w połowie września zgadujemy sie z Gofrem na jakieś zakupy, wszak postanowiliśmy, że nie będziemy po raz drugi pchać się na Hinczową bez kasków. Umawiam się o 16,45 w Mysłowicach. O 17,15 jeszcze czekam na niego. Klnę pod nosem, gdy nadchodzi. Wskakujemy do auta i kierunek Gliwice, sklep 8a. Mamy pół godziny, aby wyjechać z centrum i dotrzeć na rynek w Gliwicach oddalony o prawie 50 kilometrów. Wskakujemy na A4 i gaz w dechę, licznik zamknięty, wyciskam drzemiącą moc w Cinquecento a spalanie sięga 12l/100km. Ale udaje się, jesteśmy przed 18. Wchodzimy, zaopatrujemy się w czepki i spokojnie wracamy do domu.
Mija parę dni, gdy widzę PW od Pola i jego pytanie czy coś planuje. Szybko odpowiadam i proponuje dołączenie do grupy. Wiem jak dla Pola szczyt jest górsko ważny i nie mogłem postąpić inaczej. To właśnie z nim ju od jesieni 2005 planowaliśmy jak i kiedy go popełimy. Setki wiadomości na gg, parę telefonów a w końcu wspólny zimowy wyjazd do Doliny Pięciu Stawów. .Wszystko szło zgodnie z planem, gdy nie oczekiwanie spada na mnie jak grom z jasnego nieba widomość od Pola, że złamał nogę. Jak pech to pech, plany postanawiamy odłożyć na sierpień lub wrzesień. A teraz znowu nadarza się okazja, aby zrealizować wspólnie nasz cel. Polu nie kryje swojej radości z propozycji i od razu na nią przystaje. Jednak sprawy osobiste nie pozwalają mu w ostateczności na wyjazd i po paru dniach odmawia życząc nam pogody i sukcesu. Szkoda, nie bedzie zapewne już szansy w tym roku, aby wspolnie wejść na wierzchołek. A plany znowu trzeba odłożyć w czasie. Nie mniej jednak Polu deklaruje się, że pożyczy nam linę. Ciszy mnie to nie zmiernie, bo nie mialem od kogo jej pożyczyć. Dogadujemy się jeszcze w sprawie gdzie ów depozyt sprzetowy zostanie zdeponowany. Padło na stacje LPG w Myślenicach.
Do wyjazdu zostało już parę dni. Choć mamy rezerwacje w Morskim Oku na sześc osób to jest nas pięcioro. A może by jeszcze ktoś sie przyłączył? - pada propozycja. Tylko kto? Jacek nagle piszę na gg, że Ania-Kamzik pytała na PW czy może z nami jechać. Hmm a dlaczego by nie mogla? Szybka konsultacja z pozostałymi uczestnikami i Ania jedzie z nami. Kontaktujemy się emailowo i ustalamy co i jak. Ania bedzie na nas czekać w sobotę rano w Morskim Oku.
Jest piątek, dzień wyjazdu a ja dopiero ruszam na zakupy sprzętu i jakiegoś polara. Nieoczekiwanie spotykam w HiMo Gofra. Gadamy chwilę i ustalamy o której godzinie wyjazd. Pada propozycja 1,45 więc mówię mu gdzie ma czekać na mnie i się rozstajemy. W miedzy czasie kupuje ekspresy i pętle. I oczywiście polara w Chatce Puchatka. Teraz nie pozostaje nic innego jak tylko czekać do wyjazdu. I znowu nie zasnę.

WYJAZD
Godzina 0.45. Dżwięk budzika niemiłosiernie wyrywa mnie z płytkiego snu. Ależ nie chcę się wstać spod ciepłej koldry. Po paru minutach walki z sobą zwlekam się z łożka. Pierwsze co robię to doskakuje do okna i patrzę w ciemne niebo. Dostrzegam gwiazdy, dużo gwiazd. Niebo jest bezchmurne. Będzie pogoda a to cieszy. Nastawiam wodę na herbatę i kawę. Dobudzam się ostatecznie pod prysznicem, szybkie w miarę syte śniadanko. Ostatnie rzeczy jeszcze ląduję w plecaku i po 1.30 wychodzę z domu. Rzut oka na niebo, nic się nie zmienniło dalej jest ciemne z jasnymi punkcikami. Wsiadam do auta, włączam Planete i ruszam w kierunku "jedynki" do Sosnowca. Po nie calych dwudziestu minutach zabieram Gofra spod Auchana i już razem jedziemy przez Olkusz do Krakowa. Droga mija nam na rozmowach. Generalnie do Krakowa żadnych przygód oprócz braku w pewnym miomencie kontaktu z czujnikiem paliwa, ale usterka sama się naprawia. Po drodze mijamy mgły, ktore to z każdą chwilą stają się coraz częstsze i gęściejsze. Dojezdzamy do Krakowa i zamiast skręcieć na Zakopane świadomnie wybieram drogę przez centrum, co okazuje się błędem. Po parunastominutowym błądzeniu zauważam znak na Mysłowice. Bez wachania skręcam, teraz przynajmniej wiem gdzie jestem. Po chwili dopada nas gęsta mgła. Jesteśmy pod Tyńcem. Jazda trzydziesci kilometrów na godzinę nie pomaga. Z ledwością dostrzegam skręt na autostrade. W mglistym otoczeniu opuszczamy Kraków po godzinie 3.20 i już zakopianką prujemy prosto na Zakopane. Droga w nocy to nie to samo co w dzień. Brak jakichkolwiek drogowych niedogodnień. Sporadycznie mijamy jakieś samochody. Taka jazda to przyjemnośc. Choć nie do końca, ponieważ co parę kilometrów wjeżdzamy w pasy mgieł jednak nie są już takie uciążliwe jak dotychczas. Dojeżdzamy do Myślenic, gdzie w umówionym miejscu miałem odebrać nasz depozyt sprzetowy pozostawiony przez Pola. Na światłach skręcam na Lapczyce i po kilometrze zaczynam wypatrywać stacji. Przejeżdzam prawie dwa kilometry a stacji dalej nie widać. Wkońcu jest. Wysiadam i kieruje się pod lewy słupek. Na ziemi leży czarny worek a w nim lina i dwa karabinki. Cały ten szpej jest teraz na weekend nasz. Pakuje to wszystko do auta, wsiadam i zawracamy na zakopiankę. Jedziemy dalej. Droda w dalszym ciągu "'szeroka". W Nowym Targu skręcamy na Łysą Polane. Mijamy kolejno Białkę, Bukowine, by w wkońcu o godzinie piatej rano zaparkować na Palenicy Białczańskiej. Formalności parkingowe i już poraz ostatni dzisiaj wysiadamy z samochodu. Chłopaków jeszcze nie ma. Dzownię do Jacka by dowiedzieć się kiedy przyjadą. Pada odpowiedż że już dojeżdzają. Po chwili dostrzegamy Thalie ekipy z wielkopolski. Witamy się jak stare konie. Poznajemy w końcu Chodego, kumpla Kaytka. Chłopaki przekimali noc na kwaterze w Zakopanem. Teraz nie pozostaje nic innego jak spakowanie się i ruszenie w mroku w kierunku Morskiego Oka. Jeszcze tylko postanawiam coś przękosić. Nalewam z termosu herabaty jednak jej smak powoduje, że cała zawartośc ląduje w trawie. Zarzucamy plecaki i w ciemnościach ruszamy asfaltem.

KARAWANA
Droga nie nastarcza żadnych trudności, jedank cały czas staram się być skupiony i w poświacie czołówki Jacka wypatruje końskie łajna, gdyż woń jaka unosi się w powietrzu wskazuje na to, że kupa jest blisko, a wdepnięcie w nie to nie moje marzenie na ten weekend. Jakoś bez wiekszych gównianych niespodzianek dochodzimy z Jackiem do Wodogrzmotów. Zaczyna szarzeć i świtać. Znad wodospadów unosi się rześka bryza i mgiełka wody. Widok w kierunku Tatr Bielskich jaki nam się ukazuje cieszy. Widać pomarańczowo żółte niebo, czyli wschodzi słońce. Wszystkie znaki na niebie a raczej ich brak wskazują, iż na pogodę dzisiaj mozemy liczyć, przynajmniej narazie. W tej scenerii czekamy na pozostałą trójkę, gdyż zostali paredziesiat metrów w tyle. Wreście jestesmy razem. Mimo dość zimego poranka podejscie na tyle nas rozgrzało, że trzeba teraz zrzucić jedną warstwę polarów. Przebieramy się i ruszamy dalej. Na jedym z zaktrętów ukazuje nam się widok na grań. Od lewej Wołowa Turnia, Czarny, Mieguszowiecka przełęcz pod Chłopkiem, Pośredni ale naszego celu nie widać.
- załużcie okulary to nas nie pozna - rzucam
- ja mam te co w lipcu, to mnie i tak pozna- ripostuje Kaytek
- to załóż akwalung - drażnie się dalej
- to nic nie da, przecież wiedział co knujemy, wszystko słyszal - brnie dalej Kaytek
- a propo akwalungu to tlen masz - wtraca się Jacek
- mam - odpowiada Kaytek
- to pokaż - pytam prowokującym tonem
- a na ... ci teraz, użyje jak bedzie trzeba - rzuca Kaytek
- trzymamy cie za slowo.
Dochodzimy do Wanty. W tym momencie orientujemy się, że Gofer został daleko w tyle. Rozsiadamy się na chwilę na ławkach. Chody żartuje, że może spotkał niedziewdzia. Kaytek dopowiada, że raczej grzecznego łosia
- kto to jest grzeczny łoś ? - pytam
- nie wiesz - dziwi się Kaytek
- no nie wiem, nie znam waszego wielkopolskiego slangu - bronię się
- to słuchaj: szedł zajązcek przez las i spotyka wilka.
- ty zając co ty tak sam po lesie chodzisz, nie wiesz że grzeczny loś grasuje
- a kto to jest ten łoś
- no grzeczny łoś, jebie wszystko ci sie rusza
- e tam wilk przesadzasz
Zajączek idzie dalej i spotyka niedziwedzia
- ty zając spierdlaja do domu grzeczny łoś grasuje
- misiek nie bój zaby
Przyszedł zajączek do nory a że był zmeczony to się chce połozyć. Ale myśli co bedzie jak grzeczny łoś przyjedzie ? I zajązcek wsadził sobie korek w dupe i poszedł spać. Nagle budzi go:
- puuuk, dzień dobry grzeczny łoś jestem
- no zajebisty dowcip, wspołczuje Gofrowi - dodaje
- dlaczego Gofrowi ? - dziwi się Chody a jak Gofer bedzie tym "grzeczniejszym" ? Wszyscy wybuchamy śmiechem, gdy daleko na asfalcie pojawił się ten o kim mowa. Pytamy jak było, gdy do nas podszedł, ale za bardzo nie wnikalismy w szczegóły. Po chwili ruszamy dalej. Pierwszy skrót, drugi, trzeci za moment bedzie za nami i pozostaje tylko czwarty, ostatni. Pokonujemu i ten by wyjśc już w miejscu skąd rozpościera się przepiękny widok na scianę Cubryny i Zadniego Mnicha. W tym miescju nastepuje diretsima asfaltu. Autorem tego przejscią są Gofer i Kaytek. Chlopaki w pieknym stylu z czekanem w dłoni zrobili to przejście. Chwilę przed tymi jakze ważnymi dla taternictwa polskeigo wydarzeniami dzwoni do Jacka Ania. Mówi, że już na nas czeka. Jacek odpowiada, że bedziemy gdzieś za 20 minut.
- trzeba było powiedzieć Ani, żeby już poręczowała do Hinczowej - rzucam z przekąsem.
Ruszamy dalej i po paru krokach za drzew wyłania się On, Mięguszowiecki Szczyt Wielki. Góruje wysoko nad drzewami. Widok ten poteguje się, gdy dochodzimy do Włosienicy. Znad pasma drzew pnie się pionowa północna ściana aż po sam szczyt. Nie tylko sam Miguszowiecki, ale i cała grań od Zadniego Mnicha po Wołową Turnie wygląda jak kilometrowej wysokości ściana z betonu. Taki widok sprawia, że czujemy się jak mrówki, mrówki które za parę godzin staną na szczycie tej sciany.
W tym momencie nasze kroki stają się szybsze i z pełnym animuszem tuszamy przed siebie, w kierunku tego granitowego muru.
- motyla noga jak ja nie nawidzę tej drogi od Włosienicy, idziesz, idziesz a Mieguszowiecki się nie przybliża - nagle mówi poirytowany Jacek
- no dokładnie, niby tak blisko a zarazem daleko - dodaje fizoloficznie co jeszcze bardziej denerwuje Jacka
- motyla noga daj spokój
Już mijamy szlak prowadzący do Doliny Pieciu Stawów Polskich, już tylko chwila i za moment będziemy przy schronisku nad Morskim Okiem, naszym Camp Base. Po lewej wśród kosodrzewiny i smerków nad goryjącymi wysoko szczytami Żabich, polożony jest przepiekny stawek, który przepasany poranną mgłą wyglada bajecznie i tajemniczo. Wreście przed naszymi oczamu ukazuje się budynek schroniska. Staję przed schodami i rozgladam się w około tak jakbym był tam pierwszy raz. Te sam widok na Rysy, prawie ten sam na Mięguszowieckie i Mnicha. Tak, prawie robi różnicę. Czuję się jakbym był tam znowu po raz pierwszy. Błache z pozoru te same widoki są zarazem tak inne, nie powtarzalne. Znad szczytów Rysów maluje się piekny promień swiatła opadającego wprost na tafle Morskiego Oka. Mięguszowieckie Sczyty w blasku słońca, a ściana Mnicha błyszczy odcieniem złota. Jednak to morskie Oko ma urok, ktory zniknie wraz z pierwszymi ludzmi, ktorzy tłumnie pojawią się zapewne za parę godzin. Po chwili wchodzę do środka schroniska i już od progu staram się dostrzec Anię. Gdy ktoś otwiera drugie drzwi wprowadzające do głownej jadalni dostrzegam bladynkęo nie za długich kręconych włosach. Ów blondynka dostrzega i mnie, chwila spojrzenia, uśmiech i już wszystko jasne. Witam się z Anią, gdy przychodzi Kaytek, a za nim pozostali. Po chwili już w komplecie udajemy się do naszego lokum. Pokój okazuje się dośc przytulny i dosć obszerny. W sumie to mój pierwszy nocleg w schronisku nad Morskim Okiem. Pierszym schroniskiem było schronisko na Kondratowej, Pięciostawiańskie i Murowaniec. Teraz czas na Morskie Oko. W pokoju spedzamy może z połgodziny. Czas mija nam na rozmowach i pakowaniu sprzętu. Chwilę po ósmej opuszczamy mury schroniska i kierując się na niebieski szlak rzucamy spojrzenia na bajeczną scenerię Morskiego Oka.

AKCJA GÓRSKA
Opustoszałym szlakiem idziemy pokonując kolejne stopnie skalne, przechodząc spadające ze stoku Miedzianego potoki wody, a co chwile ze zbocza tryskają zródełka wody. A co najważniejsze przed nami mamy fantastyczny widok na ścianę zrówno Mięguszowieckiego szczytu, Cybryny a na Mnichu kończąc. Dochodzimy do pierwszego zakosu, gdzie chwile odpoczywamy. Kojeny już dzisiaj raz podziwiamy przepiekną panoramę na graniczne szczyty, od grani Siedmiu Granatów po Żabią przełęcz. Tafla Morskiego Oka zaczyna mienić się jakby ktośwrzucił do niej tysięce kryształów. Słońca zaczyna wedrować coraz wyżej po nieboskłonie. Na niebie nie ma żadnej chmurki. Kolory jesieni które nas otaczają robią niesamowite wrażenie. Czerowne już liscie drzew a obok zawsze zielona kosodrzewina, a pomiedzy nimi dla kontrastu dojrzewająca jarzębina. Ruszamy dalej. Ania z Chodym szybko odskakują na wiekszą odległość. My nie wiedzac czemu idziemym tempem. Majać jeszzce w pamięci lipcowe podejscie odbijam w lewo dnem spadającego żlebkiem strumienia. Pozostali obierajątą samą drogę. Czyli popełniamy skrót i nie zgodnie z przepisami parku, czym się nie przejmujemy, brniemy wśród głazów po których pływa woda gdzie niegdzie omijając wystające trawki. Skrót szybko okazuje się jednak nie za dobrym pomysłem. Zbocze za każdym krokiem robi się stromsze. Chłopaki obierają kierunek bardziej na prawo, do szlaku, a ja brnę dalej odchodząc na lewo. Wreście po parunastu minutach walki. Wychodzę na taras dolinki za Mnichem, w odleglości dobrych kilkudziesięciu metrów od rozstaju szlaków, gdzie zauważyłem pozostałych. Siadam na głazie, wyciągam aparat i robię pierwsze zdjęcia tego dnia. Lepiej póżno niż póżniej. Po paru chwilach jesteśmy już razem i najpierw idziemy scieżką na Wrota a poparudziesięciu metrach odbijamy w widoczną perć widącą na Mnichową Płaśń. Nie ma problemu z wyborem drogi, gdyż perć jest bardzo wyrażna. Szybko i sprawnie zyskujemy wysokość. Podchodząc pod główne spietrzenie drogi, postanawiamy chwile odpocząć. Rozsiadamy się w słoneczku. Jest czas na drugie śniadanko. Oczywiście pstryka aparat, jest moment na uwiecznienie widoków. Dzwonię także do Pola zdać relacje jak idzie. Słyszymy w oddali głosy wspinaczy na Mnichu. Pogoda w dalszym ciągu nas rozpieszcza. Na Miedzianym dostrzegamy grupę ludzi, nawiasem mówić fajne się grań Miedzianego prezentuje i z pewnością kiedyś tam zajrze. Wracając do naszej sielskiej poleżanki, wszystko dobre co się szybko kończy. Ruszamy na ostanie stromsze podejscie, aby po kilkunastu minutach znalesc się na Plecach Mnichowych. Tutaj perć staje się mniej wyrażna a droga wiedzie wśród trawek i rozrzyconych głazów. Wystarczy w sumie jako punkt odniesienia obrać z dala widoczne ramię, jakgdyby małą, rozległą przełaczkę nieopodal Mniszka. Jednak znając przebieg drogi z lipcowego wyjazdu, nie kierujemy się sciśle na ten grzbiet ale trawersując w prawo staramy się dostać pod opadające z Kopy Mnichowej zbocze. Stroma ściezka wiedzie tuż nad Mnichowym Żlebem, a spojrzenie w przepaść robi wrażenie. Dochodzimy do miejsca skąd roztacza sięciekawy widok na Morskie Oko. Jest to obraz na podobieństwo litery V, gdzie po lewej stronie ogranicza nam widoczność Mnich i lewe zbocze żlebu a po prawej ściany opadające z Małej Galerii Cubryńskiej. Robię w tym miejscu parę ujęć. Po osiągnięciu miejsca, gdzie obie ściany żlebu łączą sięze sobą , ściezka gwałtownie skręca w lewo. teraz idziemy małym tarasem nad żlebem. Co wrazliwszym na ekspozycje miejsce wyda się bardzo ciekawe. Poraudziesięciu metrach zaczynamy schodzić na Małą Galerię Cubryńską. Jest to ładnie uformowany kocioł z tarasem, gdzie pod ścianami zalegał jeszcze jedyny snieg jaki spotkaliśmy po drodze. Zejście na Galerię to obniżenie się po paru paru krótkich kominkach skalno trawiastych, a nastepnie zejscie zakosami na taras. Następnie przejscie po ogromnych głazach zapewne mających kiedyś swoje miejsce w ścianach Cubryny. A potem dość strome podejście kruchą rynienką skalną pod zleb a nastepnie po parudziesięciu metrach wydostajemy się na Wielką Galerię Cubrzyńską. Bardzo efekie prezentuje się ona z nad Morskiego Oka, zawieszona nad ścianami pod Cubryną. Jednak na miejscu zatraca ona swój grożny charakter. Jest to rozległe zbocze pokryte odłamkami skalnymi i nachylone pod umiarkowanym kątem. Jednak widok jaki roztacza sięz Galerii jest imponujący. Dookoła amfiteart skalny, pod nogami Morskie Oko, no może nie doslownie. Na chwilę zatrzymujemy się. Wykorzystujemy ją na założenie kasków, przepakowanie plecaków no i chłonięcie widoków. Z racji tego, że Ania nie posiadała swojego kasku, odstępuje jej swój. Tym nie mniej teraz bedę zmuszony poruszać się albo pierwszy albo z boku grupy. Galerię pokonujemy metodą byle do przodu. Kazdy idzie swoim tempem i obranym kierunkiem, byle tylko dojść pod Hinczowy Żleb. Hinczowy żleb, tak grożnie wygladający z nad Morskiego Oka, wypełniony do póżnego lata śniegiem, jest bardzo kruchym i niebezpiecznym odcinkiem drogi na przełęcz. Na dole szeroki na kilkanaście metrów przy górze zwęższa się do prawie metra. Po obu stronach ograniczają ewentualne pole ucieczki ściany i skały. A do tego śnieg który zalega do póżnego lata stwarza śmiertelne zagrożenie w chwili poslizgnięcia się. A gdy do tego dodamy, że w jego dolnej częsci, między przełeczą a galerią, znajdują się paru metrowe progi skalne naprawdę trzeba mieć świadomość jakie zagrożenie na człowieka czeka. My mamy to szczęście, że przynajmniej śnieg mamy z głowy. Pamietam jeszcze dobrze lipcowe podejscie i zlodowaciały śnieg, który zalgał na całej długości żlebu. Teraz nie ma po nim śladu.
Docieramy pod wylot żlebu.W tym miescu można iść albo prosto w żlebie albo szukając drogi na prawo od niego wśród skałek. Jednak lepiej wybrać droge od razu zlebem gdyż i tak paredziesiąt metrów wyżej dalsza droga po skale sprowadza do żlebu. Tak i my czynimy i bierzemy się za szturm Hinczowego żlebu. Obieram drogę jego lewym ograniczeniem, gdy reszta idzie dnem. Szybko zyskuje na wyskosci i po skałkach dochodzę nad pierszy próg skąd już kieruje się jego dnem. Po drodze wcześniej jednak dostrzegam na skale kwiatki, które podejmują nierówną walkę ze skałą. Wyciągam aparat, jednak miejsce nie jest za dobre na robienie zdjęc, ale mimo to udaje mi się zrobić jedno ujęcie nie tylko kwiatkom, ale i Kaytkowi który wspinał się parę metrów poniżej. Szybko jednak chowam go z powrotem, gdyż półeczka na ktorej stałem nie dawała pewnego oparcia. (...)

CDN (chyba)


Ps Ów wypociny leżały chyba od listopada nie tknięte. Jak się Wam spodoba to może kiedyś to skończe :twisted:

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek

Autor:  zolffik [ So mar 03, 2007 9:14 pm ]
Tytuł: 

a jednak...

Autor:  prof.Kiełbasa [ So mar 03, 2007 9:58 pm ]
Tytuł: 

zolffik napisał(a):
a jednak...

no


ale opis zajebisty-teraz kolejne pare miechów na zakonczenie relacji :P :wink:

Autor:  Olka [ So mar 03, 2007 10:17 pm ]
Tytuł: 

Czekam na cd :D

Autor:  piomic [ So mar 03, 2007 10:21 pm ]
Tytuł: 

Dresie, nie pie..ol, tylko pisaj dalej.
Super.
tylko, jak boziekozie, nie z przymiotnikami pisze się razem, nie osobno

Autor:  Adasiko [ So mar 03, 2007 10:56 pm ]
Tytuł: 

Niesamowita opowieść.
Czyta się jak rewelacyjnie.
dresik, czy nie powinieneś jakiejś książki napisać?

Olka napisał(a):
Czekam na cd

Autor:  Gofer [ So mar 03, 2007 11:09 pm ]
Tytuł: 

Warto było czekać.

P.s. A napisz mi jeszcze raz, że mam lewą ortografie.

Siedzę właśnie z Jackiem, Kaytkiem i Chódym :) obejrzeliśmy film i po raz kolejny przeżywamy wyjazd raz jeszcze.
Masz zaległości bo film warto obejrzeć. Jest zajebisty.
Pozdro.

Autor:  dresik [ So mar 03, 2007 11:13 pm ]
Tytuł: 

Gofer napisał(a):
Siedzę właśnie z Jackiem, Kaytkiem i Chódym :) obejrzeliśmy film i po raz kolejny przeżywamy wyjazd raz jeszcze.
Masz zaległości bo film warto obejrzeć. Jest zajebisty.
Pozdro.

O . zapomnialem o filmie :twisted:

Ps.Odp sie od ortografii. Nie uzywam Worda. Ufam tylko standartowym narzędziom Win :D

Autor:  Gofer [ So mar 03, 2007 11:18 pm ]
Tytuł: 

Spoko , złożymy Ci się na Worda :D

Autor:  Hubert [ So mar 03, 2007 11:29 pm ]
Tytuł: 

teraz nawet firefox worduje , bedzie taniej :twisted:
A tak serio to dresik czytalem jak dobra ksiazke te twoja relacje. No i zdobylem troche wiedzy o forumowych Towarzyszach. Wielkie gratulacje za wyprawe i za relacje. Jestem pod wrazeniem !

Autor:  Jacek [ N mar 04, 2007 12:39 am ]
Tytuł: 

Pięknie się zapowiada :) :salut:
czekamy na ciąg dalszy.

Autor:  grubyilysy [ N mar 04, 2007 9:14 am ]
Tytuł: 

Q-untynuuj!
Z niecierpliwością czekam na odcinek "Atak szczytowy!".

Autor:  e [ N mar 04, 2007 11:09 am ]
Tytuł: 

bez kontynuacji się na forum nie pokazuj :D :wink:

Autor:  AsiaJ [ N mar 04, 2007 11:39 am ]
Tytuł: 

e napisał(a):
bez kontynuacji się na forum nie pokazuj :D :wink:

dokładnie, kiedy cdn?

Autor:  -- Mistrzu -- [ N mar 04, 2007 11:43 am ]
Tytuł: 

Ekstra :!:

Autor:  tomek.l [ N mar 04, 2007 12:38 pm ]
Tytuł: 

Cytuj:
dokładnie, kiedy cdn?
analogicznie do części pierwszej za pół roku :D

Autor:  Kaytek [ N mar 04, 2007 12:49 pm ]
Tytuł: 

Dresik, qrna, twoja relacja jak sex przerywany... Jak mogłeś... w najlepszym momencie :twisted: :twisted: :twisted:

Dawaj szybko resztę!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

I nie przerywaj na zbyt długo!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Autor:  pol-u [ N mar 04, 2007 1:07 pm ]
Tytuł: 

Kaytek napisał(a):
Dresik, qrna, twoja relacja jak sex przerywany... Jak mogłeś... w najlepszym momencie


Istotnie, wielki stresss

Autor:  WiolkaS [ N mar 04, 2007 9:43 pm ]
Tytuł: 

Stres to mało powiedziane :!:

Autor:  prof.Kiełbasa [ N mar 04, 2007 9:53 pm ]
Tytuł: 

olivia napisał(a):
Stres to mało powiedziane :!:

Dres-Stres i wszytsko jasne :wink:

Autor:  stan-61 [ Pn mar 05, 2007 9:57 am ]
Tytuł: 

Pomijając twoją dysleksję czyta się to tak, jakby się chciało czytać każdą książkę czy przewodnik o Tatrach – z napięciem i zaciekawieniem. I nie rób z tego tragedii w odcinkach „Matysiakowie”. Nie chcemy czekać bez końca na finał. Chciałbym w końcu poznać jakiś kompletny i sensowny opis drogi na MSW a nie ciągle tylko pokrętne opisy Cywińskiego. :lol:

Autor:  cure-czka [ Pn mar 05, 2007 11:54 am ]
Tytuł: 

Dresik, moje gratulacje, że w końcu udało Ci się to zamieścić
relacja super, ale przerwać w takim momencie... no comment

Autor:  don [ Pn mar 05, 2007 12:05 pm ]
Tytuł: 

Super. Przerwa w dobrym miejscu. Po Hinczowym Żlebie trzeba odpocząć. Ania nie mówiła, że tam jest ścieżka z lewej strony żlebu?

Autor:  Jacek [ Pn mar 05, 2007 5:38 pm ]
Tytuł: 

don napisał(a):
Ania nie mówiła, że tam jest ścieżka z lewej strony żlebu?

Jest, jest może nie całkiem wyraźna ale po obserwacji terenu można ją dostrzec z Wielkiej Galerii.

Autor:  Guci [ Pn mar 05, 2007 9:38 pm ]
Tytuł: 

No no ...warto było czekać i ...warto będzie czekać na następną część
Twoich wypocin :)
Masz talent,
moje gratulacje :)

Autor:  CHODY [ Pn mar 05, 2007 9:57 pm ]
Tytuł: 

no Dresik mordo w końcu:)))))

Relacja super chylę czoła:))))
Popełniłeś tylko jeden mały błąd poznałeś ekipę nie z Wielkopolski tylko z Centrum:)))))

Autor:  don [ Wt mar 06, 2007 7:55 am ]
Tytuł: 

CHODY napisał(a):
Popełniłeś tylko jeden mały błąd poznałeś ekipę nie z Wielkopolski tylko z Centrum


Własnie, nie popełniaj więcej błędów :lol: i wybierz się z ekipą z Wielkopolski :wink: . ( A miałeś krówki?)

Autor:  Justka [ Wt mar 06, 2007 6:58 pm ]
Tytuł: 

don napisał(a):
wybierz się z ekipą z Wielkopolski

albo z ekipą z Górnego Śląska i Małopolski 8)

Autor:  górolka [ Wt mar 06, 2007 8:53 pm ]
Tytuł: 

kapitalnie się czyta, dokończę jutro teraz muszę smykać na autobus

Autor:  Ania S [ Wt mar 06, 2007 9:27 pm ]
Tytuł: 

Justka napisał(a):
don napisał(a):
wybierz się z ekipą z Wielkopolski

albo z ekipą z Górnego Śląska i Małopolski 8)


Taaaa 8) zaszlibyśmy .... do baru Jaworzynka :wink:

Strona 1 z 2 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/