No to teraz moich słów kilka:
Przychodzę pod Jaskinię o 17:10. Siedzi już tam
Killerus i na mnie czeka. Cholera, jest jeszcze chudszy niż na zdjęciach z forum.
Myślę sobie: on to się chyba wciśnie nawet do mysiej nory

Będzie ciężko nadążyć.
Przebieramy się i idziemy do środka. Po chwili jesteśmy już w Salce z Belką mijając po drodze kilku kolesi z liną. No i pora paść na glebę i zacząć atrakcje. Początek łatwy, można iść na czworaka, czasami tylko schodząc do parteru:
Potem skręt w lewo, korytarz się zwęża i zniża, tak jest dalej prawie cały czas. Trzeba pełznąć. Momentami ciężko. Zacisk. Ciasno, nie wiem czy dam rady. Probuję, kręcę się we wszystkie możliwe strony i udaje się. Ufffff!!!! Zmęczyłem się troszkę. No, ale
Killerus już daleko w przodzie, więc trzeba pełznąć dalej. Docieram do rozwidlenia korytarza. Za nim
Killerus forsuje kolejny zacisk. Przeszedł. Ja po około 10 minutach prób wymiękam. Wcisnąłem się w ten zacisk do połowy i dalej nie przejdę

Wycof.
Ale jak

Ani w tył, ani w przód. Niech to szlag, przecież nie moge się zaklinować. Napieram z całej siły w tył. Nic z tego. Jeszcze raz i jeszcze raz. Podciągam koszulę i podkoszulek aż do ramion i cofam się gołym brzuchem po mokrej glinie i skale. W końcu udało się.
Killerus w tym czasie zwiedza partie za zaciskiem i znajduje...kości. Leżę i czekam. Wyłączam czołówkę. Cisza, ciemność, spokój, chłód, ściany wokół prawie mnie przygniatają

Jak to dobrze, że nie mam żadnych skłonności klaustrofobicznych.
Uwielbiam to uczucie bycia sam na sam ze sobą w jaskini. No, ale już słyszę wracającego
Killerusa.
Wycofujemy się. Ja ta samą drogą, on bocznym korytarzykiem.
Dochodzimy do rozgałęzienia i dalej w stronę Labiryntu. Znowu ciasno.
Ale nagle coraz szerzej, aż docieramy do salki, w której można nawet usiąść i zgiąć trochę kolana. Ufff! Ale ulga.
Przeglądamy mapkę i szukamy odgałęzienia do Labiryntu. Jest:
W środku trochę ładnych nacieków. Idziemy. Po kilku metrach znowu ciasne miejsce. Ale daję radę. Korytarz się rozwidla.
Killerus schodzi w dół wąską studzienką. Ja za nim z dużymi problemami. Dziwne uczucie opuszczać się ciasną szczeliną nie widząc zupełnie co jest pod nogami.
Killerus krzyczy, że dam radę i że nie jest wysoko. Ma rację. Nie taki diabeł straszny jak go malują. Zszedłem. Ale dalej znowu zacisk. Próbuję wejść. Nogi zmieściły mi się tylko do połowy uda. Nie ma szans. Nie poradzę sobie. Wycofuję się. Zwiedzę górną część jaskini nad studzienką.
Killerus pełza po Labiryncie a ja się wspinam wąska szczeliną do góry. Niestety po paru metrach wszystkie górne rozgałęzienia się kończą. Schodzę i czekam. Trzeba jakoś zabić czas, więc robię sobie fotkę:
Killerus wraca, cofamy się do szerokiej salki. Chwila na kilka zdjęć:
No i to chyba koniec atrakcji na dziś. Pora wracać. Jest alternatywna droga powrotu, znacznie krótsza, ale ciasna. No cóż, trzeba spróbować.
Ciasno i po skosie do góry. Gramolę się, nogi ślizgają sie na mokrej glinie, ręce nie maja czego chwycić. Brzuch zawadza o podłogę, plecy o sufit. Jakie to wspaniałe uczucie

. Jakby ktoś mnie ściskał w imadle. Uda się czy nie? Jest, hurra, Salka z Belką już na wyciągnięcie ręki. Jeszcze tylko jedno ciasne przejście i wychodzę z korytarza. Odpoczynek. To koniec pełzania na dzisiaj. Czuję zmęczenie. Jeszcze tylko powrót po plecaki parę metrów na czworaka i wychodzimy.
Na zewnątrz upał, duszno. Nie to co w chłodnej jaskini. Tak tam było przyjemnie.
Fota na koniec i do domu:
