Dzień 1
Mój tegoroczny pobyt zaczął się od spontanicznego 3-dniowego wypadu na Słowacje. Pierwszym celem był Słowacki Raj, który miałem okazje odwiedzić po raz pierwszy, a przy okazji potraktowałem to jako dobra rozgrzewkę przed wędrówkami po Tatrach. Wybór padł na cieśniawę Wielki Sokol, w opisywaną jako jedna z najtrudniejszych. Szczerze mówiąc trasa nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia, choć było tam kilka ciekawych odcinków, jednak trudności wynikały głównie z fatalnego stanu szlaku (a może to jest tam normalne?). Często po prostu nie było ścieżki – trzeba było brodzić w potoku i miałem okazje wypróbować tam wodoodporność swoich butów. Z racji tego, ze na szlakach było zupełnie pusto postanowiliśmy wrócić pod prąd cieśniawa Piecki. Tutaj było już łatwiej, poza tym, że na trasie była na oko 20 metrowa drabinka sprowadzająca z progu wielkiego wodospadu, którym niestety prawie nie spływała woda. Dzień zakończyliśmy zakupieniem ogromnej ilości piwa w Popradzie, a noc przyszło nam spędzić już u stóp Tatr – w Dolnym Smokowcu.




Dzień 2
Tego dnia za cel obrałem Czerwoną Ławkę. Zaczęło się od wjazdu na Hrebeniok a potem postanowiliśmy naddać trochę trasy aby zobaczyć wodospady Zimnej Wody. Moim zdaniem robią one o wiele większe wrażenie niż nasza wielka siklawa. Na podchodzeniu na próg Doliny Pięciu Stawów Spiskich spotkałem pierwszy płat śniegu do przetrawersowania. Jednak był to dopiero przedsmak tego co mnie czekało. Niestety pogoda tego dnia była dość kapryśna i zaraz po dojściu do Terycho Chaty zaczęło padać. Postanowiłem ze jednak nie odpuszcze i już sam wyruszyłem w deszczu w kierunku czerwonej Ławki. Gdy zobaczyłem co mnie czeka, pojawiły się wątpliwości. Cała Lodowa Dolinka i podejście pod przełęcz było w śniegu. Pierwsze w moim życiu podejście w śniegu pod katem jakichś 45 stopni zrobiło na mnie duże wrażenie, nieocenione okazały się kije trekkingowe. Potem już tylko trochę przyjemnej wspinaczki i staje na przełęczy. Tam chwila odpoczynku i znów ruszam dalej, bo po raz kolejny zaczyna padać. Na szlaku było w miarę pusto, choć jak się później okazało ruch po słowackiej okazał się większy niż po polskiej. Zejście dolina Starolesną bardzo mi się podobało, pomimo kiepskiej pogody. Jest to teraz jeden z moich ulubionych zakątków w Tatrach, a cala wycieczka należała do najlepszych w mojej karierze.








Dzień 3
Mimo zmęczenia, nie było mowy o zwalnianiu tempa. Po noclegu w Liptowskim Hradoku szybki wypad w Tatry Niżne do Demianowskiej Jaskini Lodowej. Trzeba przyznać ze lód w jaskini, gdy na zewnątrz jest prawie 30 C to dobry sposób na upał. Zaraz potem w planach był wjazd kolejką na Chopok i przejście grania na Dziumbir (czy jakoś tak), jednak otwarta tylko do 16 stacja kolejki pokrzyżowała te plany. W zastępstwie pojawił się pomysł na wejście na Siwy Wierch – ostatni szczyt w grani tatr zachodnich. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Piękne widoki, niesamowite skalne formacje – krotko mówiąc okolica przypomina połączenie Babiej Góry z Jurą Krakowsko- Częstochowską. Jeśli ktoś się tam wybiera polecam czerwony szlak. Wiedzie on wśród bajkowej skalnej scenerii (są nawet łańcuchy). Dodam jeszcze ze po drodze nie spotkaliśmy nikogo. A po zejściu, przez przejście graniczne w Chochołowie ruszyliśmy prosto do Zakopanego.




Dzień 4
Zasłużony odpoczynek
Dzień 5
Od tej pory chodziłem już sam. Podczas pobytu na Słowacji miałem ochotę na Rochacze, na co jednak już nie wystarczyło czasu. W związku z tym wpadłem na pomysł zaatakowania ich od polskiej strony. Mozolne podejście przez Wyżnią Chocholowską na Wołowiec, gdzie udało mi się załapać na wzmocnienie śliwowicą (albo czymś podobnym) od grupki Słowaków. Pogoda była tego dnia wyśmienita i nie pozostało mi nic innego jak tylko iść dalej. Gdy stanąłem na wierzchołku Rohacza Ostrego byłem trochę rozczarowany. W przewodniku Nyki czytałem cos o słowackiej orlej perci, znacznych trudnościach i skalnym koniu. A tu podejście o trudnościach porównywalnych moim zdaniem np. z granatami, tyle ze bez takiej ekspozycji. Od tego momentu postanowiłem ze będę iść cały czas w miarę możliwości trzymając się ostrza grani. I musze przyznać, ze potem było trochę emocji i frajdy. Z Płaczliwego roztoczył się przede mną piękny widok na całe Tatry. Ale musiałem wrócić jeszcze na polską stronę wiec nie było czasu na dłuższy postój. A wiec szybki zejście na Smutna Przełęcz potem Smutna Dolina i za moment znów musiałem wspiąć się ponad 500 m do góry na przełęcz Zabrat, a stamtąd na Rakoń. Z Rakonia na Grzesia, gdzie nogi powoli przestawały mi odmawiać posłuszeństwa. Zejście Chocholowską było już koszmarem i cudem załapałem się na chyba ostatniego busa.







Dzień 6
Leczenie pęcherzy na stopach i odwiedziny nowo wybudowanego aquaparku.
Dzień 7
Tym razem celem był Chłopek. Wyruszyłem z zakopanego dość późno wiec, drogę do MOka zrobiłem w rekordowym dla siebie czasie 1 h 10 min. Musze się pochwalić ze wyprzedziłem jeden konny zaprzęg. Pogoda znów mi dopisywała. Nad czarnym stawem kończył się ruch turystyczny, przynajmniej jeśli chodzi o Chłopka. Jeśli chodzi sama drogę to słynna galeryjka wygląda strasznie tylko na zdjęciach, a w rzeczywistości ekspozycja jest tam skromna. Na przełęczy miałem nadzieje spotkać kogoś kto szedłby na Czarnego Miegusza, ale jak już wspominałem było tam prawie pusto, a ja nie miałem odwagi ruszać sam na nieznana mi drogę. Schodząc spotkałem faceta organizującego obóz taternicki w moku. W drodze powrotnej obszedłem z nim czarny staw, podchodząc pod ścianę kazalnicy. Gdy patrzy się w gore tuz przy jej podstawie jeszcze bardziej poraża swoim ogromem i wyraźnej widać ze jest przewieszona. Przy okazji zwiedziłem pusty jeszcze obóz taternicki, w którym w najbliższych latach muszę się pojawić.










Dzień 8
Zaspałem i nie było sensu już potem nigdzie wysoko wychodzić, byłem tylko w Dolince Ku Dziurze.
Dzień 9
Ostatniego dnia przed wyjazdem postanowiłem zakończyć pobyt mocnym akcentem. Wybór padł oczywiście na Orlą Perć. Chciałem ja przejść w całości, jednak to co zobaczyłem za oknem po przebudzeniu po prostu mnie wk****lo. Lejący deszcz i mgła ograniczająca widoczność do minimum jednak mnie nie zniechęcił, wiec ruszyłem do Kuźnic, jaworzynką do Murowańca. Tam spędziłem godzinę na suszeniu się i oczekiwaniu na poprawę pogody, która według prognoz od godziny 12 miała się znacznie poprawić. Tymczasem minęła 12, a tu ciągle mgła i deszcz. Postanowiłem ze pójdę nad czarny staw i tam zdecyduje co dalej. Tam w końcu przestało padać, a mgła powoli zaczęła się podnosić. Było już tak późno ze nie miałem praktycznie żadnych szans na przejście całej orlej perci, wiec na rozwidleniu nad Zmarzłym Stawem wybrałem żółty szlak na Kozią Przełęcz. Po szybkim podejściu znalazłem się na miejscu. Przede mną był najtrudniejszy moim zdaniem odcinek szlaku na Kozi Wierch, a skała była wciąż bardzo mokra i pogoda niepewna. Powiem szczerze, na tym odcinku byłem maksymalnie skupiony i jednocześnie zestresowany, a i tak zdarzyło mi się lekkie poślizgnięcie na zejściu z Koziej Przełeczy Wyżniej (zejście tamtędy to chyba najtrudniejszy moment na orlej). Na Kozim Wierchu przywitał mnie silny, mroźny wiatr niosący ze sobą kryształki lodu albo śniegu. Było tak zimno, ze na wierzchołku nie zatrzymałem się ani na chwile. W okolicy Granatów pogoda zupełnie się zmieniła. W końcu wyszło słońce, a niebo przybrało piękny, błękitny kolor. W okolicach Granackiej Przełęczy spotkałem pierwszych i jedynych ludzi na całej mojej trasie od Czarnego Stawu. Odtąd zaczyna się moja ulubiona część Orlej. Bardzo fajne jest przejście wąską polka od strony Doliny Pańszczycy oraz ostatnie łańcuchy prowadzące na buczynowa przełęcz. Jedynym problemem w tej okolicy jest krucha skała ( strasznie wszystko się tam sypie, radzę sprawdzać czego się chwyta i co się leci spod nóg). Na Krzyżnem przywitał mnie huraganowy wiatr, który dosłownie mną rzucał i NAJPIĘKNIEJSZY widok. Potem długie i męczące, ale piękne zejście do Murowańca. Z Tatrami pożegnałem się widokiem znad Przełęczy Miedzy Kopami, a później już tylko jak najszybciej przez Boczań do Kuźnic. Tam niestety nie było już żadnego busa i do musiałem iść na pieszo. U siebie byłem dopiero po 21, wykończony tak że brak słów.



















Mam nadzieję, że zdjęcia i opis Wam się podobają i sorry jak jakieś nazwy są poprzekręcane, bo pisałem z pamięci
