9 lipca pakuję się do pociągu. W Suchej Beskidzkiej busem do Zawoi, gdzie w Wełczy mam bazę w schronisku PTSM. Resztę dnia spędzam na zwiedzeniu sobie tej słynnej wsi, do centrum mam 5 klocków wkońcu
Następnego dnia udaję się na wycieczkę na rochodzenie: Wełcza-Jałowiec-Kolędówka-Zawoja Centrum-Wełcza, droga się czasem dłuzyła, efekt mało robienia przez cały rok

Drogę Wełcza-Zawoja centrum znam już na pamięć
3 dnia udaję się z dużym plecakiem (bardzo lekkim, tylko 13kg) w bardzo upalną pogodę bez chmurki do przełęczy Klekociny, potem zielonym na Magurkę i Jaworzyniec, przecinkami do Bystrej, a stamtąd 2,3 klocki do Koszarawy. Potem niebezpieczna przeprawa przez potoczek i ostro pod górę do chatki Lasek. Późnym wieczorem idę zobaczyć Vegas - cudny widok. Nad ranem pożegnanie sympatycznego Pana Lecha i powrót do Zawoi w równie upalną pogodę.
Upały nie dają spokoju, na 5 dzień wybieram trasę Wełcza-Zawoja-Spalenica-Hujdy-Zawoja Centrum. Kolana pobolewają po długim i ciągłym schodzeniu. Buty się już przyklejają do asfaltu..
No i wreszcie główny cel - Babia Góra. Wybieram czerwony szlak z Krowiarek przez Sokolicę i Kępę, po drodze olśniewa mnie piękny widok na Tatry, które przy innych wystrzeliwują w górę, widzę nawet pojedyncze szczyty. Na samym szczycie zastaje mnie mleko, szkoda. Wracam czerwonym do schroniska markowe szczawiny, dalej zielonym, trochę asfaltem i czarnym wracam do Wełczy. Pożegnanie z górami i do Krakowa, a tam już tylko wypoczynek
