Moja kolejna relacja z Beskidu Śląskiego
Dziś rano moja Żona wraz ze swoim chórem miała koncert w Wiśle, ale że później miała nieco wolnego, to postanowiliśmy zdobyć jakąś górkę w okolicy. Wybór padł na Stożek Wielki, bo tam akurat mieliśmy najbliżej. Zabraliśmy też ze sobą koleżankę, która jednak szła w sandałkach, więc musieliśmy wybierać taką drogę, żeby jak najdalej iść asfaltówką. Niestety na naszej kiepskiej mapie nie były zaznaczone żadne parkingi, tak więc drałowaliśmy prawie z centrum Wisły, choć okazało się że w ten sposób straciliśmy mnóstwo czasu, bo pod samym Stożkiem jest spory parking. Czasu mieliśmy ok. 2 godzin, a samo dojście pod tą górkę zajęło ze 45 minut. Podejście albo zielonym szlakiem, albo wprost pod wyciągiem... nie wyglądało zachęcająco - stromy porośnięty trawą stok. Wyglądało że podejście zajmie nam kolejne 45 minut... a czasu już nie było. Zachowaliśmy się więc jak typowe cepry i wjechaliśmy wyciągiem krzesełkowym. Na szczycie... schronisko, stoliki, kupa ludzi popijających piwko... generalnie mało pociągające klimaty. Widok na Beskidy ładny, widać było Skrzyczne, Baranią Górę, nawet gdzieś tam w oddali Pilsko. Zeszliśmy szybko zielonym szlakiem, a dalej już asfaltówką do centrum Wisły. No i tyle... wycieczka krótka i bardzo lekka, no bo wjechaliśmy wyciągiem. Ale w sumie nic ciekawego
widok z góry
nasza trójka przy schronisku na szczycie
|