Kolejnym naszym celem, po przejściu 3/4 Małej Fatry w długi weekend kwietniowo - majowy, był doskonale widoczny z perspektywy Wielkiego Krywania, Chleba itp. pochylona piramida Wielkiego Chocza, kulminacji Gór Choczańskich. Niestety pora deszczowa, która nastała w kolejne tygodnie, a szczególnie soboty i niedziele, nie pozwoliło na realizacje tego planu, aż do niedzieli 8 czerwca.
W składzie dwójkowym wsiadamy do mojego "Penia" i zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami ruszamy z centrum Krakowa o godz. 4 rano, najpierw w kierunku ul. Zakopiańskiej, po czym drogą nr 7 kierujemy się w kierunku Chyżnego, gdzie po drodze z jednej strony objawia nam się Babia, a po drugiej stronie, tak dawno nie wdziane Tatry. Pogoda piękna, niebo zgodnie z zapowiedziami z mountain - forcast "clear", jednym słowem budzimy się do życia i spokojnie jedziemy w stronę Chyżnego, gdzie jeszcze przed 6 przekraczamy jedną z wewnętrznych granic UE. Po kilku kilometrach konsternacja - widoczność drastycznie spada, nie wiemy czy to mgła, czy jakieś nisko zalegające chmury, jednak niepocieszeni decydujemy się na kontynuowanie wycieczki i już po chwili przejeżdżamy nieopodal Oravskiego Hradu, który jest tam gdzieś po prawej we mgle. Na godzinę 7 dojeżdżamy do Vysnego Kubina, gdzie na stoku ponad kościołem parafialnym parkujemy "Penia", ubieramy buty górskie i rozpoczynamy wędrówkę szlakiem zielonym. Zgodnie z mapą na szczyt Chocza mamy 3 godziny drogi. Najpierw przez pewien czas idziemy zwykłą drogą gruntową, która po chwili przemienia się w jedno wielkie błoto. Widoki żadne, wszędzie mgła czy też chmury. W takich warunkach docieramy do lasu, gdzie przez chwilę ciągle błotnistym szlakiem, aż do znacznego pochylenia terenu, gdzie na szczęście już bez błota i pierwsze formacje skalne, które wyglądają nam na dolomit, choć pewni tego nie jesteśmy. Szlak idzie tu prosto w górę, nie tworzy żadnych zakosów, wobec czego nabieramy szybko wysokości. W tym momencie pojawia się błekitne niebo i pierwsze promyki słońca. Po wyjściu z lasu już w pełnym słońcu osiągamy ok. godz. 8 polanę

Z niej widać nasz dzisiejszy cel. Po małej przekosce ruszamy dalej. Na szlaku na razie pustki i poza dwoma "grzybiarzami" pierwszą osobę spotykamy gdzieś po 30 minutach. W tym miejscu postój na zdjęcia, bo widoki coraz to rozleglejsze. W dolinie malowniczo w tym momencie prezentują się chmury, które tak nas poirytowały na dole.

Przed nami Mała Fatra z Rozsutcami, dalej po lewej nad Rużemberokiem Wielka Fatra, a na południu, jeszcze gdzieniegdzie ośnieżone północne stoki Tatr Niżnych.

Po drodze jeszcze jeden mały łańcuszek, po czym wreszcie ok. 9:30 dochodzimy do szczytu, gdzie spotykamy tylko jednego czeskiego turystę. Kopuła szczytowa jest bezleśna, obfituje w bogatą florę wapieniolubną i alpejską, ale trudno się temu dziwic, skoro masyw zbudowany jest ze skał tzw. płaszczowiny choczańskiej – grubych warstw siwych dolomitów i ciemnych wapieni triasowych. Widok ze szczytu na 360 stopni. Znajdujemy sie teraz 900 m ponad okolicznymi dolinami. Na wschodzie gniazdo Tatr, dalej zgodnie z ruchem wskazówek zegara Niżne Tatry, przed którymi błyszczy lustro Liptowskiego Jeziora, dalej Wielka Fatra, Mała Fatra, Pilsko, Babia Góra. Zgodnie z informacją umieszczoną na metalowej blaszce na samym szczycie, do Babiej 49 km w linii prostej, do Gerlacha 58 km. Dobrze widać też tatrzańskiego Krywania.

Następnie schodzimy na Sedlo Vraca i towarzyszące mu od zachodu małe gniazdo skalne skad doskonale widać cały zachodni stok Chocza. W tym momencie nas Wielką Fatrą pojazwiły się chmury burzowe, wobec czego ruszamy znów na szczyt Chocza, skad czerwonym szlakiem, od Strednej Polany już w przelotnym deszczu, a następnie w akompaniamencie grzmotów dochodzimy do miejscowści Jasenova, gdzie już pada mocno.

Z Jasenovej do Vysnego Kubina mamy jakieś 2 km, więc po ok. 30 minutach z zadowoleniem wsiadamy do "Penia" i ruszamy w kierunku Krakowa.