Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest N cze 16, 2024 10:34 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 10 ] 
Autor Wiadomość
 Tytuł: przełęcz...
PostNapisane: So mar 29, 2008 7:33 pm 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N lut 17, 2008 11:12 pm
Posty: 1357
Lokalizacja: NewSączCity
cz. 1

"PRZEŁĘCZ"


Noc była krótka, ale wieczorna impreza u narciarzy przeciągnęła się długo poza godzinę dwudziestą drugą. Widocznie kierownictwo tego schroniska nie zajmowało się takimi drobiazgami jak egzekwowanie ciszy nocnej. Gdyby nie to, że nie wszyscy z nas musieli wstawać rano, pewnie wychodząc postawilibyśmy większość schroniska na nogi. Śniadanie zjedliśmy przy akompaniamencie sprzątania po nocnej zabawie, a w ramach porannej gimnastyki popodnosiliśmy trochę nogi, gdy pani z obsługi jeździła na odkurzaczu koło stolika przy którym siedzieliśmy. Cóż. Taki folklor tej budy. Lekko spóźnieni, lecz bez zbytniego żalu opuściliśmy ten przybytek dla strudzonych turystów.

Pierwszy odcinek do stawu pokonaliśmy bez żadnych przeszkód. U stóp ściany zatrzymaliśmy się na krótki odpoczynek, wiedząc że zaraz zaczną się prawdziwe trudności. Patrzyliśmy przez chwilę na czekające nas podejście pod przełęcz. Wyglądało niewinnie, lecz zdawaliśmy sobie sprawę że to złudne wrażenie. Prawie dwustumetrowy odcinek, tylko w początkowej fazie o łagodnym nachyleniu, bardzo szybko nabierał ostrej stromizny, momentami w niektórych miejscach osiągając prawie pion. Dodatkowo w tym dniu szliśmy tym szlakiem jako pierwsi (i chyba jedyni), wiec na podejściu nie było nawet jednego wydeptanego śladu. Czekało nas przecieranie.

Jako pierwszy wystartowałem ja. Zaniechałem spoglądania na czekającą mnie drogę, bojąc się, że jak się zacznę nad tym zastanawiać, to zrezygnuję przed startem. Trochę na ukos podszedłem pod ścianę i ruszyłem do góry w kierunku przełęczy. Początkowo szło mi się całkiem przyjemnie, pomimo że tempo miałem dość mocne. Nie chciałem zostawać zbyt długo w, bądź co bądź, lawiniastym terenie. Szybko więc nabierałem wysokości. Równie szybko szlak zaczął stawać się coraz bardziej pochyły.

Z tęsknotą wspomniałem swoje poprzednie przejście tym szlakiem, kiedy to mając wydeptane stopnie szło mi się jak po schodach, i to bez sprzętu. Tym razem nawet raki i czekan nie dawały mi poczucia bezpieczeństwa. Posuwałem się więc do przodu bez zbędnych przerw. Nie zatrzymywałem się nawet na robienie zdjęć. Powtarzałem sobie że to z powodów czasowych, choć w głębi duszy zdawałem sobie sprawę że prawdziwy powód jest zupełnie inny. Na tak zdradziecko śliskiej i niestabilnej powierzchni bardzo łatwo było upuścić aparat. A wtedy nic nie powstrzymałoby go już przed zjazdem na sam dół. Nie chciało mi się po tej ścianie biegać tam i z powrotem. Nie mówiąc już o tym, że równie dobrze to i ja mogłem polecieć w dół. Na to miałem jeszcze mniejszą ochotę.

Gdy podnosiłem głowę do góry, dostrzegałem przełęcz. Wydawało mi się że jest ona już tuż, tuż. Że zrobię parę kroków i mój strach się skończy. W rzeczywistości do przejścia miałem jeszcze spory kawałek. Podświadomie domyślałem się że to co widzę, nie jest jeszcze końcem, a tylko najdalej widoczną powierzchnią śniegu, po dotarciu do której będzie czekała na mnie kolejna część. Wraz ze wzrostem wysokości i nachylenia śnieg stawał się coraz bardziej ubity. Jego twardość coraz częściej zmuszała mnie do wykopywania sobie stopni. Utrudniało to znacznie marsz i powodowało że przestałem iść prosto w kierunku przełęczy, a zacząłem zbaczać nieznacznie w prawo. Łatwiej było mi iść na wprost niż na ukos. Wówczas popełniłem swój pierwszy błąd.

Akurat dotarłem do prawie pionowego odcinka, utrudnionego dodatkowo wystającą gdzieniegdzie kosówką. Iść po niej było niemożliwością, a pierwsza próba uchwycenia się jej, omal nie skończyła się tragicznie. Pokryta zmarzniętym śniegiem gałąź wyślizgnęła mi się z rękawicy, a mocniejszy chwyt odłamał ja całkiem od głównego konaru. Tylko wyjątkowy zmysł równowagi i mocno wbity w podłoże czekan pozwoliły mi utrzymać równowagę i nie odpaść od ściany. Więcej takich sztuk nie próbowałem. Drugi raz mogę nie mieć tyle szczęścia.

Po raz setny już chyba tego dnia spojrzałem w kierunku przełęczy. Miałem do niej jeszcze co najwyżej 20 metrów. Do niej, albo do miejsca które widziałem, i które wydawało mi się przełęczą. Tak naprawdę to mogło to być jeszcze drugie tyle. Coraz częściej zacząłem marzyć żeby to podejście się już skończyło. Po raz pierwszy od dłuższego czasu rzuciłem okiem w dół. Pozostała trójka dzielnie wspinała się za mną, choć miałem dziwne uczucie że każdy z nich idzie swoją ścieżką. Pewnie każdy z nas na swój sposób toczył indywidualną walkę ze ścianą.

Na koniec zerknąłem do góry i w odległości kilku metrów nad miejscem w którym stałem, dostrzegłem formację skał. Przez głowę przeleciała mi luźna myśl że po skałach będzie już łatwo się wspiąć na grań, a w każdym razie łatwiej niż po tym lodzie. Ruszyłem więc w górę. Oparłem prawą rękę mocniej o czekan i poczułem tępy ból. Zdziwiony zdjąłem rękawicę i z grymasem spojrzałem na sinofioletową spuchniętą dłoń w okolicach kciuka. „A niech to” pomyślałem, „w takim momencie”. Musiałem, zupełnie nieświadomie zresztą, zbyt mocno używać kciuka, przez co odnowiła mi się narciarska kontuzja dłoni. To tylko zdopingowało mnie do jak najszybszego ukończenia niebezpiecznej wspinaczki.

Do upragnionych skał dotarłem błyskawicznie, lecz tu ukazał się cały dramatyzm sytuacji. Początkowy pomysł o przejściu skalnej drogi okazał się mrzonką. Na łatwą do pokonania trasę to wyglądało tylko z dołu. Tu z bliska dotarł wreszcie do mnie ogrom mojej naiwności. Z niesprawnym kciukiem, bez asekuracji i zmęczony dotychczasową wspinaczką musiałbym być szalony żeby próbować iść dalej po ośnieżonych i pokrytych lodem skałach. Dla średniej klasy alpinisty był to pewnie łatwiutki spacerek. Ale ja byłem tu amatorem, i nie znalazłem w sobie na tyle odwagi, ani desperacji żeby choćby próbować. Wbiłem pewniej czekan i wkopałem głębiej lewą dłoń w zmarznięty śnieg. Odpoczynek. Tego mi było trzeba teraz. Tu już nie groziła mi lawina, więc mogłem spędzić tu dłuższą chwilę, zanim nie dojdę do siebie. A zaiste było mi to potrzebne.

Z niemałym wysiłkiem zmusiłem się do zachowania spokoju. W ustach zaczynałem czuć już smak strachu, a nogi drżały mi zupełnie bez powodu. Strach. Pomyślałem o telefonie po pomoc, ale wiedziałem że to tylko chwilowy kaprys. Że moja sytuacja nie upoważnia mnie jeszcze do fatygowania innych ludzi. Sam tu wlazłem, więc sam muszę z tego wyleźć. Czy akurat teraz zleźć. Bo zdawałem sobie sprawę że muszę wrócić w dół do miejsca, z którego będę mógł przetrawersować ścianę. Trawers w tym miejscu był niemożliwy z powodu otaczających mnie z trzech stron skał. Zostawało mi tylko zejście.
Kilka głębszych oddechów, parę chwil na uspokojenie i byłem gotów. Zejście na tak stromej i śliskiej ścianie było bardzo ryzykowne, ale nie miałem innego wyjścia. Na każdy krok w górę, przypadały trzy, czasem nawet cztery w dół. Mimo przetarcia szlaku, musiałem wykopywać stopnie, jak bym szedł tędy po raz pierwszy. Nie wiem jakim cudem udało mi się zejść, ale wiem ile mnie to kosztowało nerwów. Parę siwych włosów z tej wyprawy na pewno przywiozę. Wreszcie po kilku minutach, które dla mnie akurat trwały tyle co rok przestępny, dotarłem do miejsca gdzie mogłem próbować przejść trawersem.
Dodatkowym ułatwieniem od tego momentu były wydeptane kroki któregoś z chłopaków.

Czas stracony na moje błędy, oni wykorzystali na dogonienie, a niektórzy nawet na przegonienie mnie. I teraz mogłem iść za nimi. Nie ukrywam że była to dla mnie znaczna pomoc. Schowałem dumę do kieszeni, i ruszyłem po ich śladach. Pewną trudność miałem jeszcze idąc trawersem, bo warunki nie były normalne, i nawet wydeptane ślady poprzedników nie na wiele się tu zdały. Jednakże w porównaniu do zejścia było to o niebo łatwiejsze, więc nie przybyło mi tu zbyt wielu zmarszczek.

Ostatni odcinek był prawie komfortowy. Teren coraz bardziej się wypłaszczał, co było znakiem że pomału dochodzimy do przełęczy. Jeszcze kilka kroków i dotarliśmy do skał, które wyprowadziły nas bezpiecznie do grani. Koniec. Przynajmniej pierwszego etapu. Spojrzałem w dół, ale nie dostrzegłem nawet krzty dowodu, który przekonywał by do tego że ten odcinek jest tak koszmarny. Lecz to są Góry. Tu trzeba znać swoje możliwości. Zastanawiałem się czy nie przeceniliśmy trochę swoich. Ale skoro nic się nikomu nie stało. Ot, po prostu kolejna lekcja życia.


ciąg dalszy miał nastąpić, ale z przyczyn czasowych (czytaj lenistwo) nigdy nie został ukończony... choć może kiedyś...


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So mar 29, 2008 10:18 pm 
Kombatant

Dołączył(a): Pn sie 27, 2007 10:51 pm
Posty: 397
Lokalizacja: R.Ś.
bardzo przyjemnie się czyta, obrazowo napisane i trzymające w napięciu oba opowiadanka :) tylko pytanie - gdzie toczy się akcja powyższego?

_________________
"...góry wciąż obiecują to samo: zapomnieć, zrealizować się, być szczęśliwym. A życie upływa na przygotowaniach do tych cudownych chwil pełnych szczęścia."

http://picasaweb.google.pl/jaaga83


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So mar 29, 2008 11:11 pm 
Kombatant

Dołączył(a): Pt mar 30, 2007 7:47 pm
Posty: 658
Lokalizacja: Jaworzno
Bardzo fajnie to opisujesz :)

_________________
Dołem - wicher ciężkie chmury niesie,
O skaliste roztrąca urwiska;
Burza huczy po sczerniałym lesie.
I gromami w głąb wąwozów ciska...
A tam w górze, gdzie najwyższe szczyty,
Lśnią pogodne, jak dawniej błękity.

Adam Asnyk


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N mar 30, 2008 10:30 am 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pt lis 11, 2005 3:23 pm
Posty: 1214
super empik masz fajne pióro, ale przed czytaniem następnej(ych) opowieści zamienię kawę na melisę :roll:


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N mar 30, 2008 6:40 pm 
Stracony

Dołączył(a): Pn paź 17, 2005 5:35 pm
Posty: 7568
Lokalizacja: z lasu
:) fajne.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn mar 31, 2008 7:15 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 23, 2006 8:39 am
Posty: 5110
Lokalizacja: daleko od gór
Fajnie. Fikcja?

_________________
W życiu piękne są tylko chwile. (R. Riedel)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn mar 31, 2008 8:19 am 
Stracony

Dołączył(a): So lis 03, 2007 11:11 pm
Posty: 4104
Lokalizacja: Kraków K.E.G.
No wlaśnie. Mnie też się bardzo podoba ( bardzo lubię tego typu literaturę i sam piszę ) ale jeśli jest to beletrystyka to NIE powinna być w relacjach.
Relacje są swego rodzaju opisem dzialań mogącym innym pomóc w planowaniu akcji górskich.
Tak ,że jeśli jest to beletrystyka ,to trzeba się zastanowić gdzie to umieścić -bo tak jak napisalem fajna sprawa i warto to gdzieś wstawić.

_________________
Krakowska Ekipa Górska -KEG
www.keg.yoyo.pl STRONA O GÓRACH


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn mar 31, 2008 9:32 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So sty 07, 2006 8:19 pm
Posty: 18162
Ja tam sadze, że to dobre miejsce.
W koncu to takze relacja i to całkiem fajna. :D


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn mar 31, 2008 5:35 pm 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N lut 17, 2008 11:12 pm
Posty: 1357
Lokalizacja: NewSączCity
stan-61 napisał(a):
Fikcja?


Prawda. Tylko oczywiście ubrana we właściwe słowa...

Luka3350 napisał(a):
(...)
ale jeśli jest to beletrystyka to NIE powinna być w relacjach.
Relacje są swego rodzaju opisem dzialań mogącym innym pomóc w planowaniu akcji górskich.
Tak ,że jeśli jest to beletrystyka ,to trzeba się zastanowić gdzie to umieścić -bo tak jak napisalem fajna sprawa i warto to gdzieś wstawić.


To jest relacja. Być może nie obejmująca całości wyprawy, a tylko ten (te) moment(y), który(e) coś wnosi(wnoszą), lecz właśnie w taki sposób łatwiej jest przekazać mi pewną myśl przewodnią...
Być może powinienem jednoznacznie określać miejsce akcji, ale z drugiej strony uważam że opisane historie mogły zdarzyć się w każdym innym podobnym miejscu...

A tak już zupełnie na marginesie, to wątpie czy relacjonując wszystko jak leci i pisząc np. o zdejmowaniu brudnych skarpetek, dłubaniu w nosie po drodze, albo puszczaniu bąków na szlaku, wzrosną walory artystyczne mojego pseudoutworku... No chyba że czynności te mają istotne znaczenie dla treści, to wtedy co innego... pojawią sie na pewno... :D


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn mar 31, 2008 7:21 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So lis 10, 2007 8:21 pm
Posty: 4336
Lokalizacja: Kraków
mpik napisał(a):
A tak już zupełnie na marginesie, to wątpie czy relacjonując wszystko jak leci i pisząc np. o zdejmowaniu brudnych skarpetek, dłubaniu w nosie po drodze, albo puszczaniu bąków na szlaku, wzrosną walory artystyczne mojego pseudoutworku... No chyba że czynności te mają istotne znaczenie dla treści, to wtedy co innego... pojawią sie na pewno... :D

I Twój styl mi się podoba i szczegółowe opisy chętnie czytam. Tym chętniej, im więcej nieznanego wnoszą. Czasem takie drobne uwagi wyłowione z opisów mniej lub bardziej literackich wiele uczą.
Piszcie więcej. Mało chodzę, to przynajmniej poczytam. :wink:

_________________
Te linki okazują mowę nienawiści lub dyskryminację wobec chronionej grupy osób z powodu rasy, wieku lub innych naturalnych cech.
https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%BBagiew_(organizacja)
https://pl.wikipedia.org/wiki/A_quo_primum


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 10 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 23 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL