Forum portalu turystyka-gorska.pl
http://turystyka-gorska.pl/

ślad piękna...
http://turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=5271
Strona 1 z 1

Autor:  mpik [ Pn mar 31, 2008 5:50 pm ]
Tytuł:  ślad piękna...

w poniższym tekście użyte są słowa ogólnie uważane za obraźliwe, jeżeli w jakikolwiek sposób przeszkadza Ci w mowie potocznej używanie niecenzuralnych słów, zakończ czytanie opowiadania w tym miejscu...


------------------



Po raz kolejny zatrzymałem się i szczegółowo rozglądnąłem dookoła, lecz tak jak przy wszystkich poprzednich próbach, tak i teraz nie dostrzegłem niczego nowego i nawet śladu tego co chciałem zobaczyć. Śnieżnobiała pustynia skrząca się i mieniąca w promieniach ostrego słońca, gdzieniegdzie tylko udekorowana wystającymi ostrymi skałami. Martwiło mnie to coraz bardziej.
Gdy patrzyliśmy na tą ścianę z dołu, wydawało się nam że w jej prawej części widzimy niewyraźną ścieżkę biegnącą ku górze. Lecz teraz, po przebyciu prawie dwóch trzecich drogi i nie znalezieniu nawet śladu tego śladu, zaczynałem wątpić w swój wzrok. Czy może nie tyle we wzrok ile w trafność oceny śladu. Tu na górze, gdy co jakiś czas przechodziliśmy obok malutkich lawinisk i śladów pozostawionych przez spadające kawałki śniegu, zdałem sobie sprawę że linia którą widzieliśmy z dołu to nie był przetarty szlak, ale właśnie takie wyżłobienie pozostawione po osuwających się odłamkach śniegu.
Sami zresztą znajdowaliśmy się akurat na takim fragmencie podejścia, gdzie śladów takich było bardzo dużo. Mimowolnie przyszło mi do głowy ze wspinanie się w takim miejscu nie jest najbezpieczniejszym pomysłem, ale równocześnie dotarło do mnie że i tak nie mamy wyjścia. Cofnąłem się myślami wstecz do chwili, w której byliśmy gdzieś w połowie wysokości podejścia. Przetrawersowałem wówczas kawał ściany aż do krawędzi wielkiego żlebu, stanowiącego letni wariant szlaku. Było to trochę ryzykowne, bo wchodziłem w najbardziej stromy fragment, ale wtedy miałem jeszcze jakąś nadzieję na znalezienie wydeptanego szlaku.
Niestety, udało mi się dotrzeć jedynie do krawędzi żlebu i musiałem zawrócić. Kontynuowanie marszu i próba wejścia w ten żleb były gwarancją katastrofy. Nie próbowałem już trawersować ściany w lewo, gdyż wydawało mi się że z tamtego kierunku właśnie przyszliśmy, więc uważałem że nie mamy tam czego szukać.
Ale teraz nie miało to już znaczenia. Przestałem rozglądać się za przedeptaną ścieżką, dochodząc do wniosku że dziś jesteśmy jedynymi osobami na tym szlaku. Wiedząc że wierzchołek powinien znajdować się z lewej strony masywu, zacząłem powoli posuwać się w tamtym kierunku. A przynajmniej próbowałem na tyle, na ile pozwalało mi na to ukształtowanie terenu, gdyż ilekroć na tym odcinku zbaczałem za bardzo w którąś ze stron, natychmiast zapadałem się w mokrym i ciężkim śniegu po kolana.
Zostaliśmy więc niejako zmuszeni do podchodzenia w linii prawie prostej. A to jeszcze bardziej utrudniało marsz. Wprawdzie w tym rejonie ilość śladów pozostawionych przez osuwający się śnieg była dużo większa niż wcześniej, ale cały czas powtarzałem sobie że to tylko efekt zjazdu narciarzy, a nie zwiększającego się zagrożenia lawinowego terenu. Praktycznie od samej podstawy ściany kątem oka starałem się dostrzegać, niejednokrotnie hipotetyczny, ślad po zjeździe skiturowców, próbując jak najwięcej podejścia przebyć właśnie nim. Podświadomie wiedziałem że dopóki będę posuwał się tym torem, dopóty czeka nas dużo płytsze zapadanie się w śniegu. Niestety, wiązało się to z kolei z mniejszą możliwością wyboru łatwiejszych technicznie odcinków. Jednakże wkrótce i ten ślad zaczynał zanikać.
Obróciłem się by spojrzeć na idącą dziewczynę. Choć znajdowała się co najmniej kilkanaście metrów za mną, bez trudu byłem w stanie dostrzec na jej twarzy grymas bólu. Zagryzłem bezsilnie wargi i tylko ostatnią siłą woli zdusiłem w zarodku cisnące się na usta pytanie. Zresztą i tak domyślałem się jaka będzie jej reakcja. Dwie pierwsze odpowiedzi na moje propozycje powrotu plus jej zapewnienie że jak będzie chciała wrócić to powie, utwierdziły mnie w przekonaniu że lepiej jest ten temat przemilczeć. Zastanawiałem się przez chwilę czy byłbym w stanie iść z tak wysoką gorączką, ale wiedziałem że było to czysto akademickie rozważanie. Organizm ludzki reaguje bardzo dziwnie w sytuacjach krytycznych, i przewidywania pewnych zachowań są bardzo indywidualną rzeczą każdego człowieka. A tu dochodziła jeszcze dodatkowo adrenalina, a może nawet podświadoma euforia za zdobytego prawie szczytu. No właśnie. Prawie...
Dziewczyna zatrzymała się i podniosła głowę w moją stronę. Widząc że patrzę w jej kierunku wskazała ręką w lewą stronę. Podążyłem wzrokiem za jej dłonią i w mojej głowie pojawiła się obawa. Pojedyncze, strzępiaste obłoczki, które dotychczas niegroźnie muskały tylko otaczające nas szczyty, teraz połączyły swoje siły w jedną wielką kłębiastą chmurę. A co gorsza chmura ta zaczynała podążać w naszym kierunku z przerażającą szybkością. No tak. Gdybym przestał się użalać nad sobą tylko zaczął rozglądać się dookoła, sam bym ją dostrzegł. Nie wróżyło nam to nic dobrego. Nie znając dokładnie ściany, bez przetartych śladów i w gęstniejącej mgle, a nie daj boże jeszcze z zawiewającym nasze kroki wiatrem, nasze szanse na bezpieczne wejście i zejście z tej ściany zaczynało graniczyć niemal z cudem. Wiedziałem jednak że od szczytu dzieli nas niecałe pól godziny marszu. Nie zastanawiałem się więc zbyt długo i ruszyłem do góry. Dziewczyna bez słowa powoli podążyła moim śladem...


********

- O-kur-wa... –
- Ja pier.dolę... –
- Zajebiście to wygląda! –
Staliśmy już dobrych kilka minut w tym miejscu z rozdziawionymi gębami, a jedynym dźwiękiem jaki rozchodził się dookoła były nasze słowa zachwytu składające się w dużej mierze z wyrazów których normalnie nie umieszcza się w słownikach. Ale co ciekawe, tu na tej wysokości nie wydawały się bluźnierstwem, lecz w jakiś specyficzny sposób akcentowały tylko nasz podziw dla rozgrywającego się przed naszymi stopami przedstawienia. Bo zaiste show, jakie tego dnia zafundowały nam Góry w połączeniu z chmurami, było rzadko spotykane.
Nie upłynął nawet jeszcze kwadrans od momentu w którym, po prawie dwugodzinnym przecieraniu, dostrzegliśmy w odległości kilkunastu metrów od nas dwójkę ludzi swobodnie podążających ku górze po przetartej ścieżce prowadzącej wprost na wierzchołek. A chwile później czekał nas kolejny silny miły wstrząs. Chmury, które chwilę po dostrzeżeniu przez nas ścieżki, otoczyły nas szczelnie, ograniczając naszą widoczność od minimum, teraz nagle skończyły się. A naszym oczom ukazał się bajkowy widok.
Gęste mleko kłębiących i falujących chmur rozciągało się aż po horyzont. Nieodparcie kojarzyło się to z gigantyczną rzeką. Z jej kipiących głębin wystawało tylko kilka najwyższych szczytów, wyglądających niczym prehistoryczne potwory wysuwające swe kanciaste głowy z otmętów superoceanu. Nagle, dokładnie pod żółtą kulą słońca zawieszoną na nieboskłonie, tam gdzie biała kipiel była najgęstsza, a jej ostra biel najsilniejsza, zaczął wynurzać się kolejny łańcuch. Podłużny kształt, przywodzący na myśl starożytny galeon, lub łódź wikingów, wyłonił się brutalnie z drgającej bieli. Jakby z zamiarem ścigania znajdujących się obok potworów.
Następnie chmury uczyniły coś, czego już nie potrafiliśmy zrozumieć. Morze chmur pod naszymi stopami otwarło się, ukazując nam dno doliny. Lecz tam dalej, na jej końcu obłoki nie zniknęły, i nadal w swych objęciach otulały wystające szczyty. Wszystko to razem robiło niesamowite wrażenie, jakby połączenia dwóch światów. Podwodnego - na dnie doliny, i podniebnego - na powierzchni chmur. Nierealność temu wszystkiemu dodawał jeszcze fakt, że po prawej stronie tego superoceanu nic się nie zmieniło. Chmury nadal zaczynały się prawie u naszych stóp, a kończyły w horyzoncie nieskończoności. Ich biel może tylko nabrała jeszcze intensywności.
Po dłuższej chwili odwróciłem wzrok od pokazu. Spojrzałem na dziewczynę, lecz nie dostrzegłem nawet śladu koszmarnego wyczerpania czy zmęczenia. Chyba nawet gorączka nie przeszkadzała jej napawać zmysłów widokami. Delikatnie dotknąłem jej ramienia i pokazałem w kierunku wierzchołka, znajdującego się zaledwie kilkanaście metrów od nas.
- Szczyt – powiedziałem uśmiechając się do niej.
- Tak, wiem – odpowiedziała uśmiechem – wiec chodźmy tam – dodała
Pokiwałem lekko głową w niemej zgodzie. „Tak, chodźmy...” pomyślałem, a jakieś wewnętrzne przekonanie dawało mi pewność, że to co przed chwilą widzieliśmy, co przeżyliśmy, było dopiero preludium do tego, co będzie czekało na nas na szczycie, gdy naszym oczom ukaże się pozostałe trzy czwarte horyzontu...

Autor:  KWAQ9 [ Pn mar 31, 2008 5:54 pm ]
Tytuł: 

Długością postów depczesz Lechowi po piętach... :lol: ;)

Autor:  Do-misiek [ Pn mar 31, 2008 7:26 pm ]
Tytuł: 

mpik to też jest ładna, ale dwa poprzednie teksty były lepsze :)

Autor:  monk4a [ Pn mar 31, 2008 8:44 pm ]
Tytuł: 

Ładnie, ale mi też się chyba poprzednie bardziej podobały ;)

Autor:  keff79 [ Pt kwi 04, 2008 1:24 pm ]
Tytuł: 

mpik napisał(a):
- O-kur-wa... –
- Ja pier.dolę... –
- Zajebiście to wygląda! –
Staliśmy już dobrych kilka minut w tym miejscu z rozdziawionymi gębami, a jedynym dźwiękiem jaki rozchodził się dookoła były nasze słowa zachwytu składające się w dużej mierze z wyrazów których normalnie nie umieszcza się w słownikach. Ale co ciekawe, tu na tej wysokości nie wydawały się bluźnierstwem, lecz w jakiś specyficzny sposób akcentowały tylko nasz podziw dla rozgrywającego się przed naszymi stopami przedstawienia...


czyli klasyka..

Obrazek

:thumright:

Autor:  stan-61 [ Pt kwi 04, 2008 1:49 pm ]
Tytuł: 

Co kraj to obyczaj. :lol:

Autor:  Olka [ Pt kwi 04, 2008 3:28 pm ]
Tytuł: 

Przeczytałam jednym tchem.
Pięknie :)

P.S. Proszę o więcej takich postów

Autor:  kilerus [ Pt kwi 04, 2008 3:37 pm ]
Tytuł: 

Dobre ale ja bym chcial wiedziec gdzie to?

Autor:  mpik [ Pt kwi 04, 2008 8:08 pm ]
Tytuł: 

kilerus napisał(a):
Dobre ale ja bym chcial wiedziec gdzie to?


a ten znowu swoje... :twisted:



południowa ściana Koziego... bo po północnej jakoś przy lawinowej trójce nie miałem serca latać... :)

Autor:  dresik [ Pt kwi 04, 2008 8:19 pm ]
Tytuł: 

mpik napisał(a):
południowa ściana Koziego...

Stoki :D

Autor:  górolka [ N kwi 06, 2008 12:48 pm ]
Tytuł: 

następna super relacja, jeżeli;i masz ich więcej to zapodawaj, świetnie się czyta :brawo:

Autor:  mpik [ Pn kwi 07, 2008 10:15 pm ]
Tytuł: 

dresik napisał(a):
mpik napisał(a):
południowa ściana Koziego...

Stoki :D


Cicho bądź :!:

dla tych co nie wiedzą gdzie to, "ściana" brzmi groźniej niż "stok"... 8)

Autor:  Olka [ Wt kwi 08, 2008 10:10 am ]
Tytuł: 

mpik napisał(a):
dresik napisał(a):
mpik napisał(a):
południowa ściana Koziego...

Stoki :D


Cicho bądź :!:

dla tych co nie wiedzą gdzie to, "ściana" brzmi groźniej niż "stok"... 8)


Znajdź mi na tym forum kogoś kto nie wie gdzie to jest 8) :wink:

Autor:  kilerus [ Wt kwi 08, 2008 2:19 pm ]
Tytuł: 

Ale chodzi o Kozia Gore w Bielsku-Bialej? Bo innej nie znam. :roll: :roll:

Strona 1 z 1 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/