Lipiec, sobota, południe, duszny Kraków, hmm czas ruszać w Tatry...
Może jakiś wschodzik słońca na Orlej.
Po dotarciu na miejsce, ukazuje się znajomy widok
Jest nieźle, choć te chmury...po parunastu minutach było już tak...
i w cale nie chciało być lepiej...
Myślę sobie"z Orlej to już nic nie będzie", zmiana planów, padło na Kopieniec Wielki, niby nic szczególnego, ale przynajmniej wyspać się będzie można w czasie deszczu,jednak niedaleko Kopieńca zaczęło się przejaśniać...
O shit

,trudno, już nie wracam, pora na kimono, moja chata z kraja
Pobudka przed "skoro świt"

, krótki spacer na szczyt i zaczęło się...
niby to lipiec a zimno jak cholera
urokliwe miejsce mojego noclegu...
jak się już zaczęło, tak poszłoooo...
Kurcze, dlaczego mnie tam nie ma, tym razem za szybko spękałem...
No cóż, pora do domu...
Wschód słońca na Orlej będzie wkrótce....
