25 wyruszyliśmy w Bieszczady, od rana w Rzeszowie padało, Lesko prawie pod wodą a w Cisnej przywitało nas słoneczko ale już koło południa zaczeło padać... i padać... i padać...
Kościół w Cisnej
Solinka podczas naszego pobytu przybrała 30cm
Nowy namiot...
I znów te chmury...
Następnego dnia też padało(w nocy wyła syrena na pożar i wszyscy na polu wyskoczyli z namiotów bo myśleli, że rzeczka wylała - okazało się, że spłonął dom w Wetlinie) więc wybraliśmy się na Bieszczadzką Kolej Wąskotorową (Majdan-Przysłup) Ponieważ dla mojego lubego Bieszczady są czymś nowym... nie mogłam odmówić (bilecik 20zł):
Potem się przejaśniło więc wybraliśmy się na pomnik poległych w walce o utrwalenie władzy ludowej:
A potem beznadziejne próby wejścia na Łopiennik:
Szlakiem płynęła rzeka, bokiem prowadziła ścieżka - niestety buty zapadały się po kostki w błocie, zdecydowaliśmy się na odwrót co okazało się trafną decyzją bo dogoniła nas gwałtowna burza. Wieczorem wylewaliśmy wodę z butów a suszenie ubrań nad ogniskiem nic nie dało. Jedyny plus - namiot nie przemókł w żadnym miejscu.
Kąpiele błotne na polu namiotowym.
Piękna burza w Cisnej...
I krwawy zachód słońca...