Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest Pt kwi 26, 2024 3:27 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 191 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 7  Następna strona
Autor Wiadomość
PostNapisane: Pt sie 15, 2008 9:33 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 13, 2008 12:24 am
Posty: 6022
Lokalizacja: Centrum Dowodzenia Wszechświatem (Wro)
Spis treści:
1. Świnia na Kozim - s.1
2. Świnia na Świnicy - s. 1
3. Świnia na Diablaku - s. 3
4. Kilometry pękają pod butami, czyli Świnia ciśnie w Beskid Sądecki - s. 5
5. Rysy, Rysy, niestraszne nam pogody kaprysy - s.6


Poniżej część wrażeń z krótkiej, bo zaledwie trzydniowej wyprawki (lepiej brzmi niż wycieczka ;)). Ten fragment spisałam na serwetkach w schronisku na Pięciu Stawach - straszna zdrada, można tam kupić długopis, ale zeszytu już nie.
Obrazek
(fot. Xyva http://xyva.bocznica.org )
Świnia na Kozim Wierchu


Godzina ósma rano.

Próbuję złapać resztki snu, jednak głośno rozmawiający turyści skutecznie mnie wybudzają. „Cichutko”, mówię do nich półprzytomnie, ale wkrótce wstają następni. Ze spania nici. Rzut oka na zaparowaną szybę – pogoda nie zachęca absolutnie do niczego. Wstajemy.

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Poranna kawa – i pytanie, co robić dalej. Irytujący poprzedniego wieczora głośnym zachowaniem młodzi, rozflirtowani i rozgadani ludzie planują dojście do Morskiego przez Szpiglasową. „I tak nam doleje, że ho ho!” oświadcza najgłośniejszy z nich, w którym nieomylnie upatruję postaci najbardziej irytującej. Może to właściwa dwudziestolatkom pewność sądów, kategoryzacja przekonań i ciągle jeszcze posiadane wrażenie, że wypowiedź nabiera mocy słuszności od wystarczająco przekonującego tomu.

Jako wyznawca teorii że góry odbierają mowę dochodzę do wniosku, że nie mogli się jeszcze specjalnie zmęczyć. Poprzedniego wieczora długo przekomarzali się między sobą, nie biorąc szczególnie pod uwagę samopoczucia reszty śpiących w zbiorówce. Dzisiaj – butnie zapewniają o Szpiglasie.

Dobrze więc.

Pogoda nadal nie zachęca. Drzewan zachęca do marszruty, ale jego inicjatywa rozpływa się w deszczu. Decyduję się iść spać i wpełzam do śpiwora, aby po dwóch godzinach udać się na papierosa. Na papierosie spędzam kolejne dwie godziny w międzymiastowym towarzystwie.

Emwu i Drzewan nareszcie nie wytrzymują. Z planem dojścia przez Zawrat i Kozią Przełęcz na Kozi Wierch wychodzą pomimo deszczu, ubrani w nieprzemakalne peleryny.
Obrazek
„Kondom o smaku marchwiowym”, ocenia Emwu swoje pomarańczowe wdzianko. Odprowadzam ich wzrokiem, a kiedy znikają za Przednim Stawem również podejmuję decyzję, chociaż deszcz wcale nie spieszy się opuścić Dolinę Pięciu Stawów. Szybko wrzucam do plecaka batony, mapę i wodę mineralną. Decyduję się zabrać aparat, ubieram polar, przeciwdeszcza – tym razem kondom o smaku denaturatu, mamroczę do siebie, szarpiąc lekko oporne tasiemki folii. I idę w deszcz.

Nie wiedząc na dobrą sprawę w co się pakuję, szybko podejmuję decyzję: Kozi Wierch(2291). To trochę wyżej niż moja pierwsza tatrzańska zdobycz, Szpiglasowa Przełęcz (2110). „My też wyjdziemy, niech tylko przestanie padać. Deszcz nie może przecież lać cały dzień” uśmiecha się do mnie ogorzały pięćdziesięciolatek, który niedawno opowiadał przygody jakie spotkały go przy objeżdżaniu Polski rowerem.

Obrazek Obrazek
Obrazek

Zostawiam pana i jego opowieści i idę. Chociaż pada. Buty zaimpregnowane... moja marszruta rozpoczyna się od dwudziestominutowego spaceru brzegiem Przedniego Stawu. Mijam bacówkę, lekko ślizgając się po kamieniach, zmierzając do miejsca, gdzie niebieski szlak skrzyżuje się z czarnym. Do tego miejsca kamienna dróżka prowadzi niemal zupełnie płasko. Tutaj też spotykam ostatnie tego dnia osoby na szlaku.

Obrazek

Lubię samotne marsze. Dzisiaj dodatkowo w zamiarze wspiera mnie pogoda. Robi to najlepiej, jak potrafi, ofiarnie wyduszając z chmur hektolitry wody.

Początkowo wspinam się do góry żlebem, mając po prawej szumiący strumień. W pewnym momencie umiarkowanie ostro pnąca się do góry ścieżka zaczyna zapełniać się coraz większymi głazami. Spośród głazów wypływają strumyczki – zastanawiam się, bo idę tą drogą pierwszy raz, czy płyną niezależnie od pogody, czy tylko dzisiaj. W pewnym momencie zdejmuję polar, już nieco nadmoczony przez – tak tak – deszcz, zakładam za to rękawiczki bez palców. One również dość prędko namakają, ale nawet mokre stanowią dobrą ochronę przed wiatrem. Odpędzam od siebie myśl o zejściu, chociaż racjonalny fragment umysłu podpowiada, że może być trudno. Śliskość! Głazy na ścieżce coraz większe, a sama ścieżka kluczy, wije się, utrudnia. Nabieram coraz większej pewności że nie powinnam iść dalej, przypominam sobie własne słowa ze schroniska: nie mam w sobie zawziętej żyłki, która kazałaby mi za wszelką cenę dopiąć Koziego Wierchu choćby mieli mnie stamtąd transportować helikopterem.

A jednak. Idę. Kiedy ścieżka kończy się na dobre, wkraczam na coraz bardziej śliskie głaziska. Pierwsza płyta. Nieduża. Z wrażenia zasycha mi w gardle, jednak szlak omija miejsca, w których ewentualnie mogłabym obsunąć się w dół. Przed widokami w przepaść pogoda również sprytnie mnie chroni: mimo wiatru mgły w ogóle się nie rozwiewają. Odganiam kolejną wątpliwość, a co jeśli mleko otoczy mnie tak, że na wyciągnięcie ręki nic nie zobaczę? A won z takimi myślami, sapię gniewnie w przestrzeń i idę.

Krytyczny moment: zapędzam się w takie miejsce, gdzie po raz pierwszy rozumiem o co chodzi w sytuacji, kiedy ani w górę, ani w bok. Ani na dół. Nogi uwiązane na maleńkim, skalnym występie. Żadną nie mogę ruszyć. Jak ja tu w ogóle?... mam wrażenie, że odchylam się od półeczki i zaraz pofrunę, tylko że na pewno nie w górę. QRVA, QRVA, co jakiś czas słyszą Tatry Wysokie. Nie reagują. Po kilku minutach stękania – ostrożnie wycofuję się na dół. Udało się. Na spokojnie obserwuję teraz okolicę. Ni cholery! Jak dostać się do oznaczenia szlaku widniejącego powyżej? Decyduję się zaangażować nie tylko nogi, ale ręce, łokcie, kolana i wyciągnięty język. Pech chce, że przez trasę mojej niezbyt profesjonalnej wspinaczki przepływa jeden ze strumyków.
I drugi.
I trzeci.
I kolejny.
Ułamek sekundy i decyzja: spodnie już i tak kompletnie przemoczone, więc co mi tam. Pełznę przez zimną wodę, czując się zupełnie jak odkrywca nieznanych lądów, choć wrażeniu ewidentnie przeczą oznakowania dokonane jak najbardziej ludzką ręką.

Im bliżej szczytu, tym chłodniej. W miejscu, gdzie czarny szlak styka się z czerwonym wykonuję mimo deszczu dokumentacyjne zdjęcie i zakładam na nowo rękawiczki, które zdjęła wcześniej, aby uzyskać złudzenie że będzie mi się łatwiej piąć do góry.
Obrazek
Od tego miejsca, mimo że jest zimno, droga wydaje się bardziej stabilna. Jeszcze tylko parę minut – i chyba jestem na Kozim Wierchu! Brakuje oznaczeń, ale – o ile mgła pozwala – dojrzeć można już tylko skalistą grań. Duma rozsadziłaby mnie na pewno, gdyby nie fakt, że powłokę mam zupełnie skostniałą a w butach chlupie woda.

Dumnie wdrapuję się na najbliższą skałkę. Niespodzianka! Leży tam mokra czapka z napisem USE YOUR IMAGINATION. Napis zdecydowanie adekwatny do sytuacji: wokół taka mgła, że gdyby nie lekkie (lekkie! Kolejny powód do triumfu nad słabością ułomnego ciała) zmęczenie oraz ostry wiatr w ogóle nie miałabym poczucia tych 2000 metrów z haczykiem. Używam zatem wyobraźni i wyobrażam sobie potencjalne widoki. W pewnej chwili wydaję z siebie krótki, niekontrolowany wrzask Wygranego. Później okaże się, że Emwu i Drzewan, przebywający w tym samym czasie po drugiej stronie Koziej Przełęczy słyszą moje świadectwo upojenia szczytem.
Obrazek
Wypalam papierosa i wciągam mokry polar – czas na zejście. Jakąkolwiek troskę o zachowanie suchych elementów garderoby odpuszczam sobie już zupełnie. Wbrew obawom – zejście okazuje się prostsze niż wejście. Płyty szybciej ustępują miejsca głazom, głazy mniejszym głazom a te z kolei kamiennej ścieżce. Idąc wzdłuż potoku – mam go obecnie po lewej stronie – zjeżdżam malowniczo na dupie kilkadziesiąt centymetrów. Dobra nasza, nadgarstki całe chociaż oparłam się na nich z dużą siłą.

Przy skrzyżowaniu szlaku czarnego z niebieskim w oddali majaczą się znajome postacie w plastikowych opakowaniach, zielonym i pomarańczowym. Emwuuuuuu, Emwuuuuu, Emwuuuu!... echo przynosi stukrotną odpowiedź, ale oni początkowo nie słyszą. Wreszcie zauważyli mnie. Pochłonięta myślą, żeby teraz finalnie nie zrobić sobie krzywdy, dobijam do chłopaków.

W butach mamy łącznie Dolinę Sześciu Stawów a na całym ciele mokrość. Do schroniska docieram – wcale nie na ostatnich nogach! Czuję się jak fontanna. Tryskam i ociekam ze wszystkich możliwych miejsc.

Powraca już na suchym i ciepłym gruncie myśl o sporej głupocie, która kazała mi wyjść na niekoniecznie najłatwiejszy szczyt w niekoniecznie korzystnych warunkach atmosferycznych. Deszcz, samotność. Fakt, chłopaki miały jeszcze ciekawsze kwestie do pokonania, ale to już ich historia i o niebo większe, tatrzańsko-himalajskie doświadczenie.

Radość. Radość ze zrobienia Koziego Wierchu, przebywania sam na sam ze sobą.


Ostatnio edytowano Pn wrz 15, 2008 8:04 pm przez świnia na świnicy, łącznie edytowano 10 razy

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt sie 15, 2008 9:41 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt cze 14, 2005 4:40 pm
Posty: 6853
Lokalizacja: WOŁOMIN
Wszystko wielkie PKP tylko po co te papierochy? :twisted: :nono: ;)

Aaaa, może jeszcze jakieś fotki się znajdą??? :lol: ;)

_________________
Wchodzi Kaczyński do sklepu a tam wszędzie WINA TUSKA :D


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt sie 15, 2008 9:47 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 13, 2008 12:24 am
Posty: 6022
Lokalizacja: Centrum Dowodzenia Wszechświatem (Wro)
KWAQ9 napisał(a):
Wszystko wielkie PKP tylko po co te papierochy? :twisted: :nono: ;)

Aaaa, może jeszcze jakieś fotki się znajdą??? :lol: ;)


się znajdą, tylko że widoki tego, takie trochę mgielne.
ale właśnie siadłam do spisywania następnego dnia pobytu - czyli faktycznie świnia na świnicy :> a wtedy już była pogoda.
a pety... no cóż, rzucałam je setki razy.
na usprawiedliwienie i lekkie rozgrzeszenie pragnę dodać, że nie wyrzucam niedopałków na trasie, jeno upycham w woreczku i do plecaka. trochę zatarłam złe wrażenie? :)
(a w planach ewentualnie i tak gryzienie a nie całowanie, więc ;))


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt sie 15, 2008 9:50 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt cze 14, 2005 4:40 pm
Posty: 6853
Lokalizacja: WOŁOMIN
Rzucasz jak spalisz... :lol:
Gryzienie na początek a potem to kto wie co... :mrgreen:

_________________
Wchodzi Kaczyński do sklepu a tam wszędzie WINA TUSKA :D


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt sie 15, 2008 10:07 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 13, 2008 12:24 am
Posty: 6022
Lokalizacja: Centrum Dowodzenia Wszechświatem (Wro)
KWAQ9 napisał(a):
Rzucasz jak spalisz... :lol:
Gryzienie na początek a potem to kto wie co... :mrgreen:


potem?
zakopywanie zwłok!
:)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt sie 15, 2008 10:37 pm 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N lut 17, 2008 11:12 pm
Posty: 1357
Lokalizacja: NewSączCity
opowiadanie całkiem, całkiem Świnku... znaczy mam nadzieje na kolejne dni i nastepne opisy... bo zaiste super się Ciebie czyta... :!:
:brawo: i czapki z głów...

niby tylko Koza, ale za to jak zdobyta :!:

_________________
Czasem wystarczy przestać pragnąć jakiegoś marzenia, aby sprawić żeby się ono spełniło...


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So sie 16, 2008 12:15 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 13, 2008 12:24 am
Posty: 6022
Lokalizacja: Centrum Dowodzenia Wszechświatem (Wro)
Część II - Świnia na Świnicy

Plan spisywania historii trochę kuleje, ponieważ niespodziewanie gaśnie światło w zbiorówce: ktoś twierdzi, że jutro wstaje o czwartej i w pozie bojowej pilnuje kontaktu. Mistrz asertywności, myślę sobie i przenoszę się na schody.

Kończę opisywać wyprawkę na Kozi. Po omacku pakuję się w śpiwór i zasypiam, z nadzieją że do jutra wyschną wszystkie mokre ciuchy i buty, ustawione na rurze grzewczej nad łazienką.

Poranek wita nas tym razem pogodą-dzwonem. W schronisku zrozumiałe poruszenie, atmosfera jakże inna od wczorajszego rozlazłego dnia. Dobra nasza, spodnie i buty, z których literalnie kapało po powrocie z Koziego Wierchu – wyschły. Zakładam je więc, klecimy śniadanie i czas na podjęcie decyzji gdzie idziemy. Miły akcent: hałaśliwa ekipa młodych ludzi (nigdzie wczoraj nie dotarli), obkupiona w nadprogramową ilość chleba występuje z propozycją odstąpienia bochenka. Chleb uratuje nasze nadwątlone siły jakiś czas później. Póki co, podporządkowuję się decyzji większości: Zawrat.

Jak Zawrat to Zawrat, nazwę kojarzę z jakiejś czytanki z podręcznika do języka polskiego z lat sześćdziesiątych, w której to czytance dwaj cwani chłopcy powędrowali w brzydką pogodę w góry a spotkanemu góralowi powiedzieli coś o tym, że śnieżycę zawrócą na Zawrat.
W tym samym podręczniku wynalazłam opowieść o okolicznościach śmierci Klimka Bachledy.
Rzut oka na mapę, a właściwie na to, co z mapy zostało po noszeniu jej w kieszeni mokrych spodni. Pakujemy plecaki i wychodzimy.

„Popatrz, jaka piękna góra”, szturcham Drzewana, który o górach wie wszystko i chętnie się tą wiedzą dzieli. Jak ona się nazywa? Drzewan patrzy na mnie z ukosa i wybucha śmiechem. „Podobno byłaś tam wczoraj”.
Kozi Wierch.
Ale wstyd.
Fakt, nie było wiele widać. Śmieję się z własnej ignorancji i idziemy. Za skrzyżowaniem niebieskiego szlaku z drogą na Szpiglasowy (ha, to miejsce rozpoznaję bez pudła :)) nieco zwalniam, przygotowując się moralnie do kamiennych schodków. A schodków to ja nie lubię – moje pierwsze podejście do gór po ponad sześciu latach przerwy rozpoczęło się od marszu na Babią Górę przez Krowiarki. Niedobre wspomnienia, niedobre, pierwszy kwadrans – twarz czerwona, brak oddechu, koszmar senny. Otrząsam złe wspomnienia, nie chcę wracać do tego nieruchawego okresu.

Idę. Niebo w kolorze lazurowym.

Mijam po drodze ekipkę hałaśliwych młodych ludzi ze schroniska, którzy wyszli odrobinę przed nami. Już nie są tacy hałaśliwi. Odpoczywają. Nie spiesząc się mijam ich i idę dalej, obserwując kamienny krajobraz. Jak później powie mi mapa, przez dłuższą chwilę podziwiałam Zadni Staw i mijałam po prawej Kołową Czubę.

Trochę sapię, ale przypominając sobie szlakowskaz, zakładam że dłuższy odpoczynek zrobię dopiero na Zawracie. W pewnym momencie odwracam się i z cichą satysfakcją notuję, że hałaśliwa młodzież zatrzymuje się po raz kolejny.
Obrazek Obrazek Obrazek

Kilka razy stosuję wypróbowane wcześniej odpoczynki: przystaję, biorę kilka głębokich oddechów, pochylam się do przodu. I idę, niespodziewanie prędko docierając do Zawratu. To tutaj? To już? To było takie proste? Napawając się swoimi wysoko rozwiniętymi taterniczymi umiejętnościami dumnie popijam wodę i dokumentuję otoczenie.
Chwilę później potykam się na prostej ścieżce i rozwalam sobie łokieć. Więcej pokory! Na szczęście nikt nie widział kompromitującej sytuacji, szybko wstaję, otrzepuję się i podążam za ekipą.
W planie wejście na szczyt Świnicy.
Dobrze, mówię, nieświadoma faktycznej skali trudności. Ścieżka ustępuje miejsca pierwszym łańcuchom – patrzę w górę i stwierdzam – dam radę.
Rzeczywiście, wygląda na to, że drugie łańcuchy w moim życiu (pierwsze to Babia Góra i Perć Akademicka, zrobione kilka razy - w tym tydzień wcześniej - bez specjalnego wysiłku) dadzą się okiełznać.
Błogosławiona nieświadomość.
Widzę, że z góry schodzi dość sporo osób. Standardowe powitanie, przepuszczam schodzących. Pani około pięćdziesiątki ma na sobie rękawiczki. Po co? Zrozumiem to później. Na razie pani wyraża współczucie z powodu podrapanego kolana i martwi się, że mam na sobie krótkie spodnie. Nie są krótkie, uspokajam ją, tylko podwinięte.
Kolejne łańcuchy, raz w górę, raz w dół. Po tych w dół schodzę tyłem, przeklinając – na razie delikatnie – pod nosem.
„Czy to nie jest trasa jednokierunkowa?” pyta zirytowana ciągłą mijanką dziewczyna swojego towarzysza. „Nie, jednokierunkowa to tam dalej” macha towarzysz ręką w kierunku Zawratu.

Kiedy już nabieram pewności siebie w wejściu po łańcuchach – nieoczekiwana trudność. Ściana taka bardziej w moich oczach pionowa. Drzewan i Ruda już poszli.
„Poczekać na ciebie?” pyta z góry Emwu.
„Poczekaj. Ale nie patrz jak wchodzę” odpowiadam, zachowując jakieś idiotyczne resztki kokieterii. Nie bardzo mam ochotę, żeby kolega oglądał mnie w stanie zasapu i z wywalonym językiem.
Aby pójść dalej nie wystarczy chwycić się łańcucha, trzeba się podciągnąć i chwycić za klamrę. Próbuję. Nic z tego. Druga próba. Trzecia. Lekkie zdenerwowanie – tworzy się za mną kolejka oczekujących. Niby wiadomo, że w górach nie należy się spieszyć, ale mimo wszystko czuję presję. Przez chwilę obserwuję, jak wchodzą inni, starając się na szybko przyswoić zasadę trzech podparć.
Popełniam pierwszą głupotę: chwytam się łańcucha, po którym wspina się ktoś inny i próbuję walczyć ze ścianą, zapomnieć że mam na sobie ciężki plecak.
„Mam lęk wysokości, puść ten łańcuch”, słyszę z góry. Puszczam. Wracam na poprzednią pozycję, rozważając, co teraz. Niezła kiszka.
Z góry wychyla się Emwu.
„Emwu, nie dam rady”, oświadczam tak spokojnie jak tylko mogę, starając się wyrównać oddech.
„Zejdę po ciebie. Wezmę ci plecak, chcesz?” padają spokojne słowa. I faktycznie, Emwu schodzi, zakłada mój plecak i pomału, krok za krokiem instruuje, gdzie postawić nogę i jak się podciągnąć, żeby chwycić się tej cholernej klamry. Na trzęsących nogach WYCHODZĘ i ciężko siadam w pierwszym wygodnym załomku. Emwu staje obok mnie.
„Założę twój plecak na przód”.
Ulga w moich oczach jest chyba widoczna u podnóża góry.
Wyciągam przed siebie rękę.
„Patrz, trzęsą mi się łapy jak pijanemu chirurgowi”. Śmiejemy się, wyciągam z bocznej kieszeni czekoladę. Należy mi się po tym wysiłku, a jeszcze bardziej należy się Emwu. Obserwujemy, jak tworzy się kolejny zator, tym razem nie z mojej winy. Cukier pomału wchodzi do krwi, ręce przestają się trząść, uczucie paniki ustępuje. Ochłonąwszy, patrzę po sobie. Kolejne obtarcia na nogach, złamany na pół paznokieć.
I drugi.
Szlag trafił dwumilimetrowe zapuszczanie.
Pierwsza nauczka: wychodząc w góry muszę mieć jeszcze krótsze paznokcie.
Druga nauczka: wychodząc w góry muszę zabierać mały plecak, albo tragarza.

Podejmujemy marsz po łańcuchach. Bez plecaka – nie ma porównania. Trochę mi wstyd, że przez własną słabość Emwu idzie teraz podwójnie obarczony, a jeszcze bardziej mi wstyd, kiedy słyszę komentarze: o, popatrz na tego faceta, ma dwa plecaki, jest niezły.
To przeze mnie.
Obok wstydu rośnie wdzięczność. Obiecuję sobie, że jakoś to Emwu wynagrodzę. Na dole.
Przed samym świnickim szczytem – kolejny moment krytyczny. Znowu pionowa ścianka, przy której trzeba się zaprzeć nogami żeby wejść na górę.
No jeśli nie dam rady mimo tego że to Emwu jest podwójnie obciążony, to chyba nogami nakryję się ze wstydu.
Głośno przeklinając (bojowe okrzyki wydawane przez Indian w czasie ataku ponoć dodawały im odwagi) chwytam łańcuch i cisnę do przodu. Na kilka centymetrów przed końcem – tragedia, tragedia, zaparta jakimś cudem nogami utykam. ZNOWU.
Sytuację rozwiązuje przyjazny mężczyzna w okularach przeciwsłonecznych, podając mi dłoń. Determinacja sięga zenitu – skoro podaje dłoń, szacuję błyskawicznie, to chyba liczy się z tym że jestem niedołęga i chyba jest dobrze zaparty. Chwytam go za rękę. WCHODZĘ!

Samego szczytu nie osiągam. Na dziesięć metrów przed nim siadam na grani. Wystarczy. Na samej górze i tak masa ludzi. Emwu wchodzi na samą górę, Drzewan skacze jak kozic(a) po płytach.

„Drzewan, powiedz mi, jak się nazywa ten szczyt?” – pokazuję na słowacką stronę, na górę której czubek chwilowo zakrywają chmury.
„Krywań”, mówi Drzewan.
Dostaję gęsiej skórki. Drzewan pokazuje mi kolejne szczyty i mówi ich nazwy.
Myślę sobie, że w gruncie rzeczy to bardzo przyjemne nie znać, nie być do tej pory, odkrywać na nowo.
Tak wiele przede mną Tatr.
Spoglądam to na słowacką, to na polską stronę, i cieszę się, że tu dotarłam.
Obrazek Obrazek Obrazek
Zaczynamy zejście – plan jest taki, żeby skierować się w stronę Murowańca i dalej w stronę Kuźnic. Na część z łańcuchami Emwu znowu bierze mój plecak.

Krótka chwila wahania: zejście po łańcuchu, czy może bokiem, po kamieniach, jak parę innych osób? Decyduję się na łańcuch. Mimo wszystko.
Zejście po ściance pod szczytem pokonuję we właściwy sobie mało profesjonalny, acz skuteczny sposób: po prostu chwytam się łańcucha i opuszczam na rękach, nie troszcząc się szczególnie ani o znalezienie oparcia dla nóg, ani o odbiór społeczny moich akrobacji. Przypływ adrenaliny powoduje, że kontuzja nabyta kilka miesięcy temu (naderwany mięsień prawego ramienia) znika. Permanentnie. Chyba nic nie ważę, myślę sobie.
„Nogi, trzeba się oprzeć!” instruuje mnie życzliwie ktoś z dołu.
„Ani słowa!” cedzę skoncentrowana na sekundach zjazdu.
Otaczający mnie turyści wybuchają śmiechem. Ja też.
Magiczne nici porozumienia.
Ostatnie łańcuchy. Ręce mam czerwone i spuchnięte, dopiero teraz czuję je na dobre i obiecuję sobie, że na kolejny wyjazd zabiorę drugą parę rękawiczek. Te z wczoraj, z Koziego Wierchu, nadal mokre, zresztą nie pomogłyby wiele – zrobione na drutach stanowią ładny akcent ubioru i chronią przed wiatrem, ale na łańcuchy nadają się jak kozia dupa na pianinko. Na Świnickiej Przełęczy skręcamy na czarny szlak.
Na kamieniach odpoczywają różnej maści zwiedzacze Tatr. Moimi faworytami zejścia staje się para w adidasach i... z ciupagą, przełożoną przez plecak pani. Mijając ich słyszę kawałek dialogu: „Mam takie wygodniejsze buty, czarne, górskie”, mówi ona. „Jak dla mnie mogą być nawet różowe”, odpowiada facet.

Niestrudzony Drzewan sugeruje, żeby wejść jeszcze na Kościelec. Tym razem odmawiam, Ruda zdaje się też. Chłopaki ze zrozumieniem odnoszą się do odmowy.
„Widzieliście, hi hi, ciupagę?” pytam.
„Widzieliśmy. Kobieta mnie nią zahaczyła”, mówi Emwu. Otrzymuję mój plecak z powrotem, składam po raz kolejny tysięczne podziękowania i po raz kolejny słyszę, że to nic takiego.

Męczące zejście w dół, po kamiennych schodkach. Dodatkowo sprawę moim zmęczonym nogom utrudniają strumyczki, sprawiające że teren robi się miejscami lekko śliski. W pewnym momencie głośno szoruję butem po żwirze – czujny Emwu natychmiast się odwraca i sprawdza, czy nic mi się nie stało. tymczasem, kilka minut później to Ruda traci równowagę i siada.
W miarę utraty wysokości spotykamy coraz więcej turistisze niedzielnisze. I kto to mówi, myślę sobie, wspominając niedawne występy własne na łańcuchach. Przed ostatecznym wejściem do Doliny Gąsienicowej zasiadamy na kamieniach i zachłannie pożeramy chleb, otrzymany od irytującej młodzieży. Młodzież przestaje wydawać się irytująca. Nagły opad sił zostaje szybko zregenerowany węglowodanami, czy czymkolwiek co znajduje się w chlebie. Najsmaczniejszym, jaki kiedykolwiek jadłam.

Przed Murowańcem rozdzielamy się – Drzewan i Emwu spieszą się do Kuźnic, żeby zdążyć kupić bilety do Krakowa. Za każdym razem powtarza się ten sam schemat, ktoś puszcza hasło, że na pewno zabraknie i zaczyna się wyścig. Ruda i ja idziemy umiarkowanie szybko. Kiedy na trasie – to już żółty szlak – zaczyna robić się gęsto, wyciągam z plecaka słuchawki i odcinam od rozgadanego tłumu.
Kuźnice osiągamy po czasie mniejszym niż podawał szlakowskaz. Błyskawicznie pakujemy się do busika i po chwili jesteśmy pod dworcem. Z ulgą zmieniam buty na japonki, notując przy okazji, że mam nogi opalone w najgorszy możliwy sposób: wyraźnie widać górną granicę skarpetek. Tragedia estetyczna.
Zdziwienie na twarzach Emwu i Drzewana: jakim cudem dotarłyście tak szybko? Obowiązkowe piwo w Fisie naprzeciwko dworca – i pakujemy się do autobusu.
Rozsiadam się wygodnie, pozwalając całodniowemu zmęczeniu nareszcie zaatakować każdy fragment ciała.
Wielka satysfakcja. Przypominam sobie zdjęcie, podesłane kiedyś przez znajomego, a przedstawiające dziewczynę wspinającą się na Świnicę po łańcuchach w klapkach. A to ci gigantka. Patrzę w szybę. Spogląda na mnie zmęczona ale szczęśliwa baba z opalonym czołem, która kilka godzin temu walczyła całkiem dzielnie z własną słabością.
”Świnia na Świnicy”, mamroczę do siebie tuż przed zapadnięciem w sen.


Ostatnio edytowano So sie 16, 2008 12:04 pm przez świnia na świnicy, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So sie 16, 2008 1:39 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sty 25, 2007 9:48 am
Posty: 7564
Fajnie się czyta, pisz więcej! :) Jakies fotki?


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So sie 16, 2008 9:32 am 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Śr sie 13, 2008 10:58 am
Posty: 805
Lokalizacja: Skawina k/ Krakowa
świnia na świnicy napisał(a):
Część II - Świnia na Świnicy

Plan spisywania historii trochę kuleje, ponieważ niespodziewanie gaśnie światło w zbiorówce: ktoś twierdzi, że jutro wstaje o czwartej i w pozie bojowej pilnuje kontaktu. Mistrz asertywności, myślę sobie i przenoszę się na schody.



akurat ta głośna i hałaśliwa młodzież też była za tym aby to światło zgasić. Góry odbierają mowę:)

Cytuj:
iły akcent: hałaśliwa ekipa młodych ludzi (nigdzie wczoraj nie dotarli), obkupiona w nadprogramową ilość chleba występuje z propozycją odstąpienia bochenka. Chleb uratuje nasze nadwątlone siły jakiś czas później.


ano nie dotarła. jedna z tej hałaśliwej młodzieży się zatruła i wyszła do ok 1/3 Koziego. Wielki respekt dla niej, najdzielniejsza z nas

Cytuj:
Mijam po drodze ekipkę hałaśliwych młodych ludzi ze schroniska, którzy wyszli odrobinę przed nami. Już nie są tacy hałaśliwi. Odpoczywają.


koleżanka dalej była struta....:(

Cytuj:
W pewnym momencie odwracam się i z cichą satysfakcją notuję, że hałaśliwa młodzież zatrzymuje się po raz kolejny.


z bardzo cichą - jeśli dobrze kojarze, miałaś wtedy słuchawki....

btw - bardzo fajny model. W ogóle sennheiser ma dobre słuchawki:)

Cytuj:
rzed ostatecznym wejściem do Doliny Gąsienicowej zasiadamy na kamieniach i zachłannie pożeramy chleb, otrzymany od irytującej młodzieży. Młodzież przestaje wydawać się irytująca. Nagły opad sił zostaje szybko zregenerowany węglowodanami, czy czymkolwiek co znajduje się w chlebie. Najsmaczniejszym, jaki kiedykolwiek jadłam.


naprawde miło to słyszeć pomimo pejoratywnego wydźwięku owej hałaśliwej młodzieży. Mam nadzieje, że chlebuś naprawde pomógł, szkoda, że dwóch Wam nie daliśmy, bo jeszcze jeden nadprogramowy się ostał...

do zobaczenia na szlaku, choć pewnie masz nadzieje, że już nas nigdy nie spotkasz...ale - nigdy nie mów nigdy;) pozdrawiam.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So sie 16, 2008 11:00 am 
Swój

Dołączył(a): Pt cze 29, 2007 9:05 am
Posty: 73
Obrazek

Też mam sesje tej czapki ;)
Pozdrawiam


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So sie 16, 2008 11:18 am 
Zasłużony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 12, 2008 6:17 pm
Posty: 188
Lokalizacja: Żywiec/Żar :D
Fajnie sie czyta , przeczytałem całość .
Szkoda że tak mało zdjeć :(

_________________
www.jeziorski.cba.pl FOTOGRAFIE
www.sbbkurs.cba.pl STRONA KURSANTÓW Jaskiniowców


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So sie 16, 2008 11:33 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 13, 2008 12:24 am
Posty: 6022
Lokalizacja: Centrum Dowodzenia Wszechświatem (Wro)
Lechuu napisał(a):

do zobaczenia na szlaku, choć pewnie masz nadzieje, że już nas nigdy nie spotkasz...ale - nigdy nie mów nigdy;) pozdrawiam.


oooo :)
chleb okazał się zbawieniem tysiąc. jeden wystarczył.
z przyprawą jarzynka, zapity wodą i zakąszony resztką czekolady wpompował siłę do zejścia na dół.
ze słuchawkami pożegnałam się za Zawratem.
jedząc go, zastanawialiśmy się, gdzie się podzialiście, hałaśliwa młodzieży :> bo na Zawracie był ostatni moment.
dzięki za naprostowanie historii - jak widać człowiek czasem pochopnie ocenia możliwości i działania innych.
poszliście na Kozi w ten deszcz? :) sympatia wzrasta ;) chociaż pierwszej nocy dawaliście czadu jak cię nie mogę.
pozdrów koleżanki i kolegę :)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So sie 16, 2008 11:36 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 13, 2008 12:24 am
Posty: 6022
Lokalizacja: Centrum Dowodzenia Wszechświatem (Wro)
barek_brw napisał(a):
Obrazek

Też mam sesje tej czapki ;)
Pozdrawiam


widzę że się sturlała po kamieniach :)
bardzo mi się spodobał jej przekaz. powinna tam zostać i służyć radą wszystkim zawiedzionym :)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So sie 16, 2008 12:05 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 13, 2008 12:24 am
Posty: 6022
Lokalizacja: Centrum Dowodzenia Wszechświatem (Wro)
em_dzej napisał(a):
Fajnie sie czyta , przeczytałem całość .
Szkoda że tak mało zdjeć :(


dodałam jeszcze kilka. przy następnym wypadzie górskim będę brała pod uwagę konieczność ilustrowania opowieści :)

_________________
ಠ_ಠ Innego końca świata nie będzie. Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So sie 16, 2008 12:06 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Śr sie 13, 2008 10:58 am
Posty: 805
Lokalizacja: Skawina k/ Krakowa
halo - wypraszam sobie! pierwszej nocy to ten śliczny pan z tą jeszcze piękniejszą panią sobie żwawo dyskutowali do północy przy stole nie zważając na wszystkich innych nie starając się nawet mówiąc półgłosem.... mnie też wkurzali. Nas też wkurzali. Pierwszej nocy nie spaliśmy też z powodu pewnego młodego gościa który siedział z kolei najbliżej drzwi jadalni i czytał książkę. czytał i czytał i czytał i cały czas na nas ziorał - po prostu baliśmy się, że to złodziej. Więc czuwaliśmy;)

dziękuję za pozdrowienia:) pozdrów również "kondomy" :P

ps jeszcze większa sympatia za to, że wyszłaś na Kozi w taką pogodę!! Pomijając chwile gęstego i sporego kapuśniaczku, to lało jak z cebra... gratulacje! szkoda, że we mgle - widoki powalające! ale - od czego mamy naszą wyobraźnię... :)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So sie 16, 2008 12:24 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 13, 2008 12:24 am
Posty: 6022
Lokalizacja: Centrum Dowodzenia Wszechświatem (Wro)
dobra dobra, też się dobrze kotłowaliście w psiworach.
co do tamtych państwa przy stole to fakt, w końcu ich nasza kumpela opieprzyła i trochę spuścili z tonu.
do chłopaków przed chwilą dzwoniłam, właśnie zeszli z Lubonia i narzekają na deszcz :( jeśli zaakceptują fotki, to chętnie wrzucę je także. też pozdrawiają :)

Lechuu napisał(a):
czytał i czytał i czytał i cały czas na nas ziorał - po prostu baliśmy się, że to złodziej. Więc czuwaliśmy;)


czytał Gaardera. myślisz że ktoś taki mógłby kraść? :P



Lechuu napisał(a):
ps jeszcze większa sympatia za to, że wyszłaś na Kozi w taką pogodę!! Pomijając chwile gęstego i sporego kapuśniaczku, to lało jak z cebra... gratulacje! szkoda, że we mgle - widoki powalające! ale - od czego mamy naszą wyobraźnię... :)


wyobraźnia wyobraźnią, a potem człowiek rano nie rozpoznaje pagórka na który wchodził :lol:

_________________
ಠ_ಠ Innego końca świata nie będzie. Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So sie 16, 2008 12:41 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Śr sie 13, 2008 10:58 am
Posty: 805
Lokalizacja: Skawina k/ Krakowa
świnia na świnicy napisał(a):
dobra dobra, też się dobrze kotłowaliście w psiworach.


niniejszym przepraszam wszystkich w imieniu grupy za przeszkadzanie w usypianiu :oops:

Cytuj:
czytał Gaardera. myślisz że ktoś taki mógłby kraść? :P


nie zwróciłem uwagi na to, co czyta - mógłby czytać nawet JPII i być złodziejem, pozory mylą..:P

Cytuj:
wyobraźnia wyobraźnią, a potem człowiek rano nie rozpoznaje pagórka na który wchodził :lol:


odnośnie - "Ciasto z kremem" skwitował ktoś:P Obrazek

_________________
www.picasaweb.com/zadisk8


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So sie 16, 2008 1:59 pm 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N lut 17, 2008 11:12 pm
Posty: 1357
Lokalizacja: NewSączCity
świnia na świnicy napisał(a):
Część II - Świnia na Świnicy


Wiedziałem Świnku że się nie zawiodę... :)
masz rzadki dar tworzyć, ze stosunkowo łatwych tras, trzymające w napieciu opowiadania... :brawo:
i oby tak dalej :!: :wink:

_________________
Czasem wystarczy przestać pragnąć jakiegoś marzenia, aby sprawić żeby się ono spełniło...


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So sie 16, 2008 2:02 pm 
Zasłużony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 12, 2008 6:17 pm
Posty: 188
Lokalizacja: Żywiec/Żar :D
mpik napisał(a):
masz rzadki dar tworzyć, ze stosunkowo łatwych tras, trzymające w napieciu opowiadania... :brawo:


Wydaje mi sie ze bardzo dobrze , może ktoś przeczyta taka relacje i stwierdzi ze to nie spacerek po parku

_________________
www.jeziorski.cba.pl FOTOGRAFIE
www.sbbkurs.cba.pl STRONA KURSANTÓW Jaskiniowców


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So sie 16, 2008 3:09 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 13, 2008 12:24 am
Posty: 6022
Lokalizacja: Centrum Dowodzenia Wszechświatem (Wro)
em_dzej napisał(a):
mpik napisał(a):
masz rzadki dar tworzyć, ze stosunkowo łatwych tras, trzymające w napieciu opowiadania... :brawo:


Wydaje mi sie ze bardzo dobrze , może ktoś przeczyta taka relacje i stwierdzi ze to nie spacerek po parku


no jasne, że dla większości zaawansowanych użytkowników zrobienie Świnicy to wysiłek akurat żeby przed obiadem zaostrzyć sobie apetyt ;)
wy tu rzucacie takimi opisami i takimi trasami, że głowa puchnie :bowdown: (jestem po lekturze fragmentów bloga gekonów), a ja zdobywam sobie pomaleńku kolejne górki i pagórki.
bardzo mi miło, że opisy moich prywatnych everestów :wink: znajdują uznanie. jeśli komuś dodatkowo faktycznie się przydadzą, będzie świetnie. to się nazywa zróżnicowany przekrój odbioru :)
przynajmniej spada ryzyko, że ktoś jeszcze świeższy niż ja poczyta, dojdzie do wniosku, że to porównywalne z przebieżką po Krupówkach a potem runie gdzieś w przepaść z okrzykiem na ustach "forum kłamałoooooooooooo..." :D :badpc:

mam gdzieś w archiwach relację sprzed jakiegoś czasu z nocnej wyprawy na Niemcową. poszukam :) też jest w moich ówczesnych oczach pełna trudności, potu i zmęczenia :)

_________________
ಠ_ಠ Innego końca świata nie będzie. Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So sie 16, 2008 3:39 pm 
Stracony

Dołączył(a): Pn lip 24, 2006 7:21 am
Posty: 3052
Lokalizacja: Leytonstone
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/64a01f90de84fce1.html

ubie takie klimaty 8)

_________________
Dar mądrości - to przede wszystkim umiejętność panowania nad swoją głupotą.

GG 8660406
Skype justka1983


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So sie 16, 2008 7:44 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lip 13, 2007 6:28 pm
Posty: 2072
Lokalizacja: Warszawa
Nooo ekstra! :D Świetnie się czytało, brawo za walkę :)

_________________
siciarz.net


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn sie 18, 2008 10:38 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn mar 05, 2007 8:49 pm
Posty: 6331
Lokalizacja: Kraków
Fajna relacja. Gdybym nigdy nie był na Świnicy, to bałbym się tam pójść po twoim opisie ;)
Czyta się świetnie.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn sie 18, 2008 10:59 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 31, 2007 9:46 pm
Posty: 4465
Lokalizacja: GEKONY
Po zdjęciach widze, że PKP było, poczytam na spokojnie jak wyjde z pracy;)

_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.

http://summitate.wordpress.com/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn sie 18, 2008 11:21 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 13, 2008 12:24 am
Posty: 6022
Lokalizacja: Centrum Dowodzenia Wszechświatem (Wro)
Rohu napisał(a):
Fajna relacja. Gdybym nigdy nie był na Świnicy, to bałbym się tam pójść po twoim opisie ;)
Czyta się świetnie.


ależ!
sztuką będzie teraz wybalansować pomiędzy tym dramatycznym opisem a relacjami tych, co z palcem w nosie :lol:
jak się przynajmniej jeden adidasoid zastanowi, to moje pozytywistyczne popędy zostaną zaspokojone
:rofl_an:

_________________
ಠ_ಠ Innego końca świata nie będzie. Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn sie 18, 2008 12:00 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Śr sie 13, 2008 10:58 am
Posty: 805
Lokalizacja: Skawina k/ Krakowa
myślisz, że adidasoidy czytają to forum?:P


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn sie 18, 2008 2:05 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 13, 2008 12:24 am
Posty: 6022
Lokalizacja: Centrum Dowodzenia Wszechświatem (Wro)
Lechuu napisał(a):
myślisz, że adidasoidy czytają to forum?:P


jest opcja zawsze, nie? :)
a jak nie adidasoidy to zawsze się może trafić ktoś zupełnie niegórski :)

_________________
ಠ_ಠ Innego końca świata nie będzie. Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn sie 18, 2008 2:38 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn mar 05, 2007 8:49 pm
Posty: 6331
Lokalizacja: Kraków
świnia na świnicy napisał(a):

sztuką będzie teraz wybalansować pomiędzy tym dramatycznym opisem a relacjami tych, co z palcem w nosie :lol:
jak się przynajmniej jeden adidasoid zastanowi, to moje pozytywistyczne popędy zostaną zaspokojone
:rofl_an:


Obyś tylko nie stała się kolejnym wcieleniem Misia-Klisia.

A co do adidasów, to są na forum osobnicy, którzy w adidasach nawet po Mięguszach biegają ;)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn sie 18, 2008 3:06 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 13, 2008 12:24 am
Posty: 6022
Lokalizacja: Centrum Dowodzenia Wszechświatem (Wro)
Rohu napisał(a):

Obyś tylko nie stała się kolejnym wcieleniem Misia-Klisia.


a kto zacz i czym się zasłużył albo nie?

_________________
ಠ_ಠ Innego końca świata nie będzie. Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn sie 18, 2008 3:19 pm 
Zasłużony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz lip 24, 2008 12:03 pm
Posty: 199
Lokalizacja: Chełmża/Bydgoszcz
Kapitalna relacja, ale świnek na zdjęciach nie uświadzczyłem :lol:

_________________
Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 191 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 7  Następna strona

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 7 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
cron
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL