Forum portalu turystyka-gorska.pl
http://turystyka-gorska.pl/

rysa na duszy... uaktualnione o resztę fot...
http://turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=6035
Strona 1 z 1

Autor:  mpik [ N sie 31, 2008 7:29 pm ]
Tytuł:  rysa na duszy... uaktualnione o resztę fot...

tytułem wstępu na razie tyle... teraz idę się wyspać, a reszta wkrótce...

Obrazek

Obrazek

panoramki małe bo ich jakośc pozostawia wiele do życzenia... ale cóż, głupim jasiem nie nabuczy zbyt wiele...

Autor:  don [ N sie 31, 2008 8:08 pm ]
Tytuł: 

Ładne panoramy. Pozostałe zdjęcia chyba też super wyszły. Pogoda dopisała.

Autor:  Jacek [ N sie 31, 2008 9:04 pm ]
Tytuł: 

No Mpik Piękny poranek 8)

Autor:  stan-61 [ Pn wrz 01, 2008 6:19 am ]
Tytuł: 

Wcześniejszy od skowronka. :wink:

Autor:  KWAQ9 [ Pn wrz 01, 2008 6:30 am ]
Tytuł: 

Piknie! Czuję niezłą relację... 8)

Autor:  Lechuu [ Pn wrz 01, 2008 1:18 pm ]
Tytuł: 

a ja czekam na ifo jak zrobiłeś takie genialne panoramy! trybem auto? pół auto? preselekcją czasu? ojaaaaa :shock: :shock: genialne!

Autor:  antyqjon [ Pn wrz 01, 2008 8:21 pm ]
Tytuł: 

Pierwsza super! :D :D :D Drugą trochę poszarpało, ale widzę że był klimacik :)

Autor:  Justka [ Wt wrz 02, 2008 4:02 pm ]
Tytuł: 

alee klimat 8)

Autor:  gouter [ Wt wrz 02, 2008 4:24 pm ]
Tytuł: 

Cytuj:
tytułem wstępu na razie tyle... teraz idę się wyspać, a reszta wkrótce...

coś długo odsypiasz :D

Autor:  mpik [ Wt wrz 02, 2008 9:55 pm ]
Tytuł: 

antyqjon napisał(a):
Drugą trochę poszarpało, ale widzę że był klimacik :)


obie są poszarpane... :mrgreen: tylko na tej drugiej nie widać aż tak...
fotki wklejone poniżej też są nie obrabiane... ale niestety doba ma tylko 24 godziny i nie mam na razie na to czasu... może kiedyś... ;)

Autor:  mpik [ Wt wrz 02, 2008 9:56 pm ]
Tytuł: 

Nie lubiliśmy się z tą Górą. Już nie pamiętam kto pierwszy zaczął, ani o co poszło, ale przez te wszystkie lata wzajemna niechęć nie przeszła nam. Gdy tylko się do niej zbliżałem, ona zawsze chowała się we mgle lub w deszczu. A gdy mimo to, zdobywałem jej szczyt, częstowała wówczas zerową widocznością. Ja za to omijałem ścieżki w jej pobliżu jak tylko mogłem. W początkowym okresie nasze „znajomości”, gdy jeszcze zależało mi, by stanąć na którymś z jej wierzchołków, liczba wycofów i rezygnacji jaka mnie spotkała, zaiste godna była podziwu, i wiele mówiła o mojej cierpliwości. Ilość rezerwowych szlaków jakie w zastępstwie zrobiłem, przekracza ogólne tatrzańskie zdobycze niejednego turysty.

W ten ostatni wakacyjny łikend też nie zapowiadało się że zawitam w jej okolice, bo początkowo planowałem coś zupełnie innego. Ale nie zgrałem się czasowo z partnerem, a robić samemu to co chcieliśmy zrobić, było lekkim szaleństwem. W efekcie zdecydowałem się na Schronisko pod Wagą, bo wiedziałem że ma być tam inna kumpela. Jej opcja wschodu na Rysach brzmiała może i zachęcająco, ale u mnie, jak łatwo się domyślać, budziła mieszane uczucia. Mimo to spróbowałem szczęścia.

MOko przywitało mnie chmurami. Standard. Jedynie Mnich i czasem Mięgusze ukazywały swoje groźne oblicza. W samym schronisku jeszcze się chwilę zastanawiałem nad sensownością planowanej wyprawy, bo z kumpelą nie mogłem się skontaktować, przez co zapowiadało się samotne wędrowanie. Ale koło godziny szesnastej trzydzieści podjąłem ostateczną decyzję. Idę. Jeśli chcę zdążyć przez zmierzchem, muszę iść. Sam.

Do Czarnego Stawu spotykałem jeszcze sporo ludzi, lecz w miarę nabierania wysokości mijałem ich coraz rzadziej. Za to im późniejsza byłą pora, tym większe zdziwienie obserwowałem na ich twarzach. Pytań o latarkę, naładowaną baterię do telefonu czy znajomość alarmowego numeru TOPR miałem co najmniej kilka. Najbardziej spodobały mi się dwie dziewczyny, które po usłyszeniu że zamierzam iść na szczyt, podsumowały że nie powinny mnie samego puszczać na górę o tej porze. W odpowiedzi stwierdziłem z uśmiechem na ustach że zawsze mogą mi towarzyszyć i poczłapałem dalej.

Na wysokości Buli pod Rysami widoki skończyły się definitywnie. Ostatnią z mijanych grup – piątkę radosnych etosowców, z czego co najmniej dwóch tego etosu miało w sobie zdecydowanie za dużo by być w stanie mówić bez bełkotu, minąłem przy pierwszych łańcuchach. Potem szedłem już w samotności. Na szczycie byłem parę minut przed dziewiętnastą. Na polskim wierzchołku czekało mnie małe zaskoczenie. Przygotowywało się tam do biwaku dwóch Węgrów. Chwilę porozmawialiśmy, ale że mój węgierski był równie dobry jak ich polski, długo to nie trwało. Tym bardziej że angielski też mi zardzewiał.

Rozglądnąłem się po wierzchołku, ale bez drobnej korekty Madziarów nie znalazłem miejsca dla siebie. A ponieważ nie chciało mi się przemeblowywać szczytu, ruszyłem dalej. Mimo początkowych zamysłów biwaku, zamierzałem skierować się do Chaty. Po drodze chciałem tylko jeszcze zdobyć słowacki wierzchołek, lecz na nim czekało mnie kolejne zaskoczenie. Osłonięte głazami, płaskie i suche miejsce. Prawie idealne. Nawet było gdzie plecak i buty schować pod kamieniem, co by na wypadek deszczu nie zamokły. Wprawdzie pierwsze przymiarki do nowego legowiska uzmysłowiły mi prawdziwość słów z pewnej znanej reklamy, mówiących że „prawie” robie wielką różnicę, ale przyzwyczajony do braku luksusu w nocy (wynikającego z dzielenia łóżka z bulterierem i conocnymi walkami z nim, a to o poduszkę, a to o kołdrę), zdecydowałem się mimo wszystko tam pozostać. Oczywiście tyko do rana.

Mgła była nadal, ciemność zaczynała się robić, i choć o dziwo, wiatr nie wiał, zaczynało się robić porządne zimno. Wyjąłem więc psiworek, zapakowałem się do niego, i zacząłem się rozbierać. Nie miałem odwagi na odwrotną kolejność. Ledwie zdążyłem się rozgrzać, a Góra już przypomniała sobie o swojej złośliwości. Mgła z wolna zaczęła opadać, i na horyzoncie pojawiła się czerwona łuna zmierzchu. Ostrość koloru nie pozwoliła mi przejść nad tym widokiem obojętnie. Z wielką determinacją wyskoczyłem ze śpiwora, wyjąłem aparat i ruszyłem do walki. Lodowate zimno natychmiast przeszyło mnie na wylot. Nie wytrzymałem długo. Kilkanaście ujęć i dłonie zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Nim się ubrałem, wszystko znów przykryła mgła. Wlazłem ponownie do wora i włączyłem funkcję grzania. Gdy mi się to prawie udało, blask czerwieni po raz drugi rozlał się po niebie. Kilka niecenzuralnych słów poleciało w lodowatą przestrzeń, ale poddałem się. Wiedziałem że to już ostatnie podrygi zachodu, i nie warto się użerać z Górą. Jutro czeka na mnie wschód. Cały, piękny i mam nadzieje cieplejszy. Nastawiłem budzik na trzecią rano i zamknąłem umysł.

Nie mogę powiedzieć że była to najdłuższa noc mojego życia, bo aż tak długo nie trwała. Nie była też najzimniejsza, bo nawet nie zmarzłem. Przebudziłem się koło trzeciej. Nie pierwszy raz zresztą, bo cała noc składała się z kilku odcinków półsnu. Głęboki sen na wysokości ponad dwa kilometry większej niż poprzedniej nocy, jest raczej trudny do osiągnięcia. Wystawiłem oko na zewnątrz i ze zdziwieniem stwierdziłem że brzasku jeszcze nie widać. Cóż, drobna pomyłka w obliczeniach. Poprzedniego wieczora wydawało mi się że o czwartej spektakl powinien być już w pełnym rozkwicie. W rzeczywistości o czwartej dopiero się zaczynał. Poleżałem jeszcze chwilę, wyskoczyłem z ciepłego środka, ubrałem wszystko co ze sobą wziąłem i trochę poskładałem teren. Show się zaczęło...

Temperatura pokazu była odwrotnie proporcjonalne do temperatury powietrza. Ale piękno otaczającego mnie świata było zaiste wyjątkowe. Są takie chwile, takie stany świadomości, których nie można opisać za pomocą słów. Wszystkie słowa świata we wszystkich znanych językach nie są w stanie wyrazić pewnych rzeczy. Myślę że ta chwila tam na szczycie była dla mnie właśnie jedną z takich chwil. Perfekcyjne połączenie żywych barw z przeszywającym ciało na wskroś mrozem. Orgia na horyzoncie i świadomość pustki we mnie. Lodowata nicość, a dokoła mnie świat który żyje. Nie czułem się tylko widzem. Byłem jednym z elementów tego przedstawienia. Aktorem. Chwilami może nawet najważniejszym...



Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Autor:  LigeiRO [ Wt wrz 02, 2008 10:01 pm ]
Tytuł: 

Noooo powaliłeś tymi fotami, też miałem piękny zachód i wschód tyle że w dolinie niedaleko Ciebie, i chłód był konkretny...

Autor:  Justka [ Wt wrz 02, 2008 10:22 pm ]
Tytuł: 

swietna narracja jak zawsze zreszta :brawo: a zdjecia... :bowdown: zazdroszcze przezycia :)

Autor:  antyqjon [ Wt wrz 02, 2008 10:30 pm ]
Tytuł: 

O Panie! Zazdroszczę... zdjęcia miodne, piękne chmury :) Nocka na Rysach, ech :)

Autor:  Gawith [ Wt wrz 02, 2008 11:21 pm ]
Tytuł: 

Zajebiście. A swoją drogą, to pewnie gdzieś się mijaliśmy albo w okolicach Czarnego Stawu, albo na asfalcie ;)

Autor:  Mag_Way [ Śr wrz 03, 2008 7:14 am ]
Tytuł: 

Pięknie. Ale klimat :shock: Nie bałeś sie ze w nocy gdzieś ześlizgniesz się w przepaść? :wink:

Autor:  Krystian Klonecki [ Śr wrz 03, 2008 7:57 am ]
Tytuł: 

faktycznie szczyt od strony słowackiej sprzyja noclegowi:) jest miejsce gdzie jest dosc plasko i miejsce to otoczone jest glazami, takze jakas am ochrona przed ewentualnym wiatrem jest:)

pzdr

Autor:  zolffik [ Śr wrz 03, 2008 8:19 am ]
Tytuł: 

o 16 wyruszac w trase na rysy... przeciez to nieodpowiedzialne. jak dobrze znales teren? fotki tez bez sensu :wink:

Autor:  mpik [ Śr wrz 03, 2008 7:24 pm ]
Tytuł: 

Gawith napisał(a):
A swoją drogą, to pewnie gdzieś się mijaliśmy albo w okolicach Czarnego Stawu, albo na asfalcie ;)


ilość mijanych ludzi na asfalcie, zarówno w sobotę wieczorem jak i w niedzielę rano była ogromna (bo jakoś prawie wszsycy szli w przeciwnym kierunku niż ja :lol: ), więc pewnie gdzieś tam sobie cześć powiedzieliśmy... :wink:

Mag_Way napisał(a):
Nie bałeś sie ze w nocy gdzieś ześlizgniesz się w przepaść? :wink:


znalazłem sobie własnie takie miejsce z trzech i pół strony osłonięte głazami... a z czwartej Gerlach i Wysoka na mnie patrzyły, więc zakładam że mnie pilnowały... :D
zresztą sen na wysokości o ponad 2200 metrów wyższej niż noc wczesniej jest czystą iluzją (przynajmniej dla mnie)... to raczej był półsen, lub rodzaj letargu...


zolffik napisał(a):
o 16 wyruszac w trase na rysy... przeciez to nieodpowiedzialne. jak dobrze znales teren?

ten odcinek z mgłą to prawie na pamięć znam... a jak rano schodziłem z widokami, to aż mi czegoś brakowało i sie tak dziwnie czułem... :mrgreen:

zolffik napisał(a):
fotki tez bez sensu :wink:

noo, masz rację... ale wiesz jak to jest... oglądanie takich wschodów na fotkach ma sie tak do rzeczywistości jak prowadzenie ferrari na gameboyu, albo seks z Zosią Rączkowską... :?

Autor:  peepe [ Śr wrz 03, 2008 7:41 pm ]
Tytuł: 

PKP po prostu PKP!

Autor:  Gawith [ Śr wrz 03, 2008 9:40 pm ]
Tytuł: 

mpik - raczej w sobotę wieczorem... ;)
Magda - ja bym się bał raczej w drodze niż na szczycie ;)

Autor:  Mag_Way [ Cz wrz 04, 2008 7:26 am ]
Tytuł: 

Gawith napisał(a):
Magda - ja bym się bał raczej w drodze niż na szczycie

A ja bałabym się zapaść w sen czy półsen na szczycie. Pewnie czujnie bym noc przeczekała.... dlatego najlepiej pójsć z kimś jeszcze. Mozna pogodać bo i jest o czym. :wink:
Mpik - kawał dobrej roboty. Graty! :twisted: Poszalałes z tymi rysami. Kiedyś to moje marzenie - powitać tam wschód, bo też nie za bardzo lubię sie z tą górą i chciałabym ją nieco oswoić :twisted:

Autor:  świnia na świnicy [ Cz wrz 04, 2008 7:42 am ]
Tytuł: 

*stęknięcie podziwu*

Autor:  dawid_w [ So wrz 06, 2008 7:56 am ]
Tytuł: 

te zdjęcia naprawdę mają super klimat 8)

Strona 1 z 1 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/