Forum portalu turystyka-gorska.pl
http://turystyka-gorska.pl/

Świnia o wschodzie słońca (full version)
http://turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=6306
Strona 1 z 2

Autor:  świnia na świnicy [ N paź 26, 2008 6:38 pm ]
Tytuł:  Świnia o wschodzie słońca (full version)

Kaszana na zakopiance, czyli samochód bez pampersa – Las Zakochanych – Kultywacja etosu w stopniu zminimalizowanym – Przez nocną Zawoję – Czego nie wolno robić w Babiogórskim Parku Narodowym? - Świnia upada po raz pierwszy – Dwadzieścia par oczu – Yeti zbiegł – Rzecz o kosodrzewinie – Lenistwo na Bronie – Koticz – Mercbus, Kraków i zgon.

(fot. Zwerardus(zwłaszcza wschód), świnia, obróbka: świnia)

Alfred Hitchcock powiedział kiedyś, że dobry film powinien zacząć się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie ma narastać. Przypomina mi się to w momencie, kiedy obserwuję sytuację z tylnego siedzenia, a Zwerard stoi i skrobie się po brodzie, oceniając, czymże jest kałuża, jaka właśnie wypłynęła spod samochodu. Rzecz rozgrywa się na rogatkach Krakowa, świeżo po zatankowaniu pełnego baku. Kałuża wygląda jak benzyna, śmierdzi jak benzyna... jest benzyną. Zegary wskazują godzinę 9 z haczykiem. K...a, gumą do żucia to zapchajmy, proponuję. Albo jakąś poxilinę kupmy, albo coś. Po paru minutach kapanie ustaje. Podchodzimy do sprawy optymistycznie i jedziemy dalej, żeby kilka kilometrów później, zorientowawszy się że zostawiamy ślady, zawrócić z piskiem opon do hedkłoter, odstawić samochód z dziurą w baku, błyskawicznie przepakować się do plecaków i podążyć na dworzec, machnąwszy chwilowo ręką na płynny fundusz, jaki był łaskaw wyciekać nadal.
O godzinie trzynastej wytargujemy z busa plecaki i wór z kilkudziesięcioma drewnianymi tabliczkami i ładujemy się do podstawionej limuzyny, starając się zmieścić pomiędzy sadzonkami a plecakami. Kierowca wiezie nas na miejsce robót – do lasu, który w przyszłości porośnie sadzonkami, wkopanymi w ziemię na żądanie różnych tam oszalałych z miłości postaci. Więcej o Lesie Zakochanych tutaj. Ze względu na swoje cyniczne poglądy, bardziej niż na sadzeniu sadzonek o zabarwieniu uczuciowym, koncentruję się na zbijaniu tabliczek z podpórkami i dokumentacji fotograficznej całej imprezy :mrgreen:
Obrazek Obrazek

Po jej zakończeniu – gasimy ognisko i udajemy się do bazy, z której w nocy wyruszymy zdobywać perłę Beskidu Żywieckiego – Babią Górę.
Po drodze do bazy zwracamy uwagę na ciekawe odsłonięcie geologiczne... to znaczy Zwerard mówi, że to się tak nazywa, ja się nie znam :mrgreen:
Obrazek

Plan: idziemy spać wcześnie, trzepnąwszy uprzednio po kawałku piwa i metaxy na lepszy sen, wstajemy w nocy, idziemy przez Zawoję, wchodzimy do lasu, targamy na wschód słońca. Rzeczywiście, o 7 wieczorem leżymy już grzecznie w śpiworach w przyjaznym domku na szkółce leśnej (Wełcza), ale do snu mamy jeszcze kawałek. Kluczową sprawą staje się kwestia: o której jutro będzie miał miejsce wschód słońca, skoro następuje przesunięcie czasu? Dyskusja ożywiona, bo każdy ma swoją wersję wydarzeń, i każdy proponuje inną godzinę pobudki. Kiedy już przepalają nam się obwody od kombinowania (piąta – nie, szósta – nie, siódma!) zasięgamy języka telefonicznie u Karo, T.I.P.S.a, który tym razem nam nie towarzyszy. Karo konstatuje, że także strony internetowe podają sprzeczne wersje. Koniec końców, ustalamy pobudkę na pierwszą trzydzieści, i
szacujemy że będzie nam potrzeba czterech godzin marszu (przeklęty dziurawy bak samochodu w połączeniu z odległością Wełcza-Markowa równa się konieczności przejścia przez spory kawał najdłuższej z polskich wsi per pedes). Krótka sesja fotograficzna dla rozluźnienia przed snem, udajemy hinduską trzygłową boginię, zasypiamy.
Obrazek

Około pierwszej budzi mnie lekka halucynacja: zdaje się, że słyszę śpiew ptaków? Sprawnie pakujemy się, parzymy kawulon, naciągamy czołówki, zostawiamy klucze w umówionym miejscu – i ruszamy. Od razu na początku drogi emocji dostarcza nam samochód wypełniony niezbyt trzeźwą młodzieżą, wyrastający nagle za naszymi plecami. Pomna pewnych doświadczeń z przeszłości, kiedy to w podobnych okolicznościach przyrody z samochodu wypadły cztery karki i chciały przerabiać mnie na kotlety, prawie dostaję zawału. Ci na szczęście pojechali w dal. Hamując chęć wskakiwania do rowu za każdym razem, kiedy przejeżdża jakiś samochód, utrzymuję równe tempo z Troją i Zwerardem. Po przejściu nadprogramowych (pi razy oko) siedmiu kilometrów, nareszcie docieramy do Zawoi-Markowa. Tutaj czas na zastrzyk energii i pierwszą porcję śmiechu. Kontemplujemy znak, z którego możemy dowiedzieć się między innymi, że na terenie parku nie wolno pluć na ptaki oraz zostawiać śladów. Trzeba przyznać, że bepeenowcy mają niezłą fantazję.
Obrazek

Wchodzimy do lasu. Ciemno jak wiadomo u kogo i wiadomo w czym.

Obrazek
Do schroniska na Markowych Szczawinach docieramy, nie spotkawszy nikogo po drodze – z daleka wita nas ujadanie psa. Termometr przy starym schronisku pokazuje dwa stopnie powyżej zera. Kolejny energetyzujący kawulon, mija nas jakiś człowiek, który zapewne także zasuwa na szczyt. Czyli będziemy mieli towarzystwo. Gapimy się w niebo usiane gwiazdami, wreszcie – ruszamy w stronę Perci Akademików, mając do wschodu równe półtorej godziny. Kiedy droga znowu zaczyna piąć się pod górę, zaczynają się oblodzenia i czas na pierwsze akrobacje. Z rozmachem siadam w płacie śniegu, i natychmiast mam ochotę przewrócić się na plecy i zostać do rana. Spacer powoli zaczyna mnie męczyć – jak zwykle w pewnym momencie trasy zaczynam zastanawiać się, co ja właściwie robię, i po jasną cholerę narażam na szwank swoje kończyny. Mimo wszystko wstaję i idziemy. Z niepokojem zauważamy, że gwiazdy zaczynają gasnąć. Na niebie pomału pokazuje się róż, no pięknie, durne słońce najwyraźniej nie ma zamiaru na nas poczekać. Łańcuchy przechodzimy lekkim twistem. Zwerard podnosi mi ciśnienie, co jakiś czas oznajmiając, ile minut zostało do wschodu. Zaczynam mieć wszystko w d., w związku z czym zostaję z tyłu, bo nagle odechciewa mi się zarzynać, wszystkiego mi się w zasadzie odechciewa. Na szczyt docieram kilka minut po towarzyszach.
W momencie, kiedy ja mam poranny atak złego humoru, Troja i Zwerard docierają na Diablaka. Kuba wbiega pierwszy i daje upust radości: Gocha, patrz, patrz, zdążyliśmy, dopiero wstaje! - krzyczy... i w tym momencie dostrzega wpatrzone w siebie ze dwadzieścia par oczu całej reszty amatorów babiogórskich wschodów słońca. Bezcenne.
Na widok, jaki idzie ku nam od słowackiej strony, przechodzą mi wszelakie złe nastroje – słońce, pierzyna z chmur, zayebiście, wyrywam Zwerardowi aparat, też chcę zrobić trochę fotek... Obfitą dokumentację fotograficzną oczywiście przerobię w domu, bezwstydnie nadużywając filtrów i dorabiając do nadużycia ideolo: jest tyle zwykłych relacji fotograficznych z Babiego wschodu, że nikt nie powinien mieć pretensji o eksplozję kiczu, walor poznawczy można odnaleźć w guglu...

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Postanawiamy wpisać się do Vrholovej Knihy, z której ochronnym pudłem Zwerardus walczy długo, bo oporne nie daje się tak łatwo otworzyć.
Tatrzańscy Inspektorzy Punktów Skupu Yeti pozostawiają raport, że w Beskidzie Żywieckim Yeti także nie wykryto, i postanawiają kontynuować akcję patrolowania innych szczytów. Dostajemy ataku głupawy na widok wpisu na pierwszej stronie Knihy, a kiedy dupska zaczynają nam namarzać, ruszamy w dół w kierunku Brony.

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Jedna wywrotka na trasę – byłoby nieważne. W związku z tym, stąpnąwszy na śliski kamień, jeszcze nie do końca zszedłszy z samego wierzchołka, znowu leżę. Sytuacja zachwiania pionu powtórzy się jeszcze wielokrotnie, bo droga ze szczytu na przełęcz Brona należy do tych najbardziej porytych – mało śniegu, ale wystarczająco śliski, żeby grozić sturlaniem w razie postawienia nieodpowiedniego kroku. Na ogół źle wypowiadam się o kijkach do marszu, jednak tym razem myślę tęsknie, że chybaby się przydały. Na szczęście grube rękawice pozwalają czepiać się kosówki i traktować ją trochę jak poręcze – dzięki chwytaniu gałęzi unikam utraty zębów i skręcenia kostek.
Kiedy docieramy do Brony, śniegu już prawie nie widać, rzucamy się na suchą trawę i w zasadzie wcale nie chce nam się iść dalej, tak tu pięknie i cicho, ciepło, słonecznie. Pierwsi dzienni turyści są dopiero mniej więcej w okolicach schroniska, które nawiasem mówiąc rośnie pomału a systematycznie.

Obrazek Obrazek Obrazek


Z lasu wychodzę na przedostatnich nogach, obiecując sobie solennie, że zacznę biegać, ćwiczyć, prowadzić zdrowy tryb życia. O mękoleniu zapominam w momencie, kiedy spotykamy pięknego koticza, dołączając jego zdjęcie do dokumentacji powrotnej, tuż obok domu-słonia.
Na przystanku – mamy szczęście, bo minutę po naszym przyjściu przyjeżdża bus. W środku prawie natychmiast zasypiam jak kamień. Do domu docieram w stanie skrajnego wycieńczenia. Z tego miejsca składam gratz towarzyszom, którzy po tej nocy udali się jeszcze na koncert Kultu...

Obrazek Obrazek

Autor:  Justka [ N paź 26, 2008 9:05 pm ]
Tytuł: 

'spiepSZaj dziadu' :mrgreen:

Autor:  regedarek [ N paź 26, 2008 10:16 pm ]
Tytuł: 

Las Zakochanych - nono, ładnie się zaczyna

Autor:  Jędruś [ Pn paź 27, 2008 9:10 am ]
Tytuł: 

Taaa... ja już się trzęsę. Gustaw jak przeczyta to pewnie się spoci
:wink:

Autor:  Markiz [ Pn paź 27, 2008 9:54 am ]
Tytuł: 

Mnie intryguje ta "rzecz o kosodrzewinie"... zielsko to co prawda wyjątkowo niesympatyczne ale w okolicach Murowańca innych zarośli brak...

Autor:  Amorphis [ Pn paź 27, 2008 10:14 am ]
Tytuł: 

Czekam na foty, bo pogodowo wyjazd nieźle trafiony :]

Autor:  prof.Kiełbasa [ Pn paź 27, 2008 11:41 am ]
Tytuł: 

ożywaj i zapodaj foty 8)

Autor:  stan-61 [ Pn paź 27, 2008 2:39 pm ]
Tytuł: 

To gdzie w końcu ten etos kultywoawałaś?

Autor:  Elfka [ Pn paź 27, 2008 9:55 pm ]
Tytuł: 

Rewelacja :) Przepiękne foty i relacja :) Jak z baśni... .

Autor:  karo^ [ Pn paź 27, 2008 11:46 pm ]
Tytuł: 

beze mnie:(
smuteczek

Autor:  regedarek [ Wt paź 28, 2008 12:20 am ]
Tytuł: 

fotki 2 i 5 z wschodów SUPER jakbym to ja je zrobił
Kangur ustrzelony super, zbarałaś go do domu?

Autor:  chemica [ Wt paź 28, 2008 7:31 am ]
Tytuł: 

Superextramegarewelacja relacja i ten wschód na Babiej (jeszcze go nie zaliczyłam). Ostatnio mam schizę misiaczkową-ale rozumiem nic po drodze futrzastego nie słyszeliście?

A koticz faktycznie bomba, wygląda na rosyjskiego.

Autor:  prof.Kiełbasa [ Wt paź 28, 2008 8:20 am ]
Tytuł: 

gruba faza :shock: foty kosmos i zdecydowanie musze to rozpisac na zime 8)

Autor:  regedarek [ Wt paź 28, 2008 12:21 pm ]
Tytuł: 

chemica napisał(a):
Superextramegarewelacja relacja i ten wschód na Babiej (jeszcze go nie zaliczyłam). Ostatnio mam schizę misiaczkową-ale rozumiem nic po drodze futrzastego nie słyszeliście?

A koticz faktycznie bomba, wygląda na rosyjskiego.


Ale o co chodzi - przecież miśki się bojom strasznych ludzi a jeszcze w chełmach to strach sie bać

Autor:  świnia na świnicy [ Wt paź 28, 2008 12:27 pm ]
Tytuł: 

regedarek napisał(a):
Kangur ustrzelony super, zbarałaś go do domu?

pies by mi go zjadł
chemica napisał(a):
nic po drodze futrzastego nie słyszeliście?

słyszeliśmy, ale był to pies ze schronu :lol:
karo^ napisał(a):
beze mnie:(
smuteczek

bez stęków. wszelkie znaki na niebie i ziemi oraz w kartach wskazują, że jeszcze przynajmniej kilka lat tyrania przed nami :mrgreen:

Autor:  keff79 [ Wt paź 28, 2008 1:04 pm ]
Tytuł: 

Obrazy robią wrażenie, szczególnie na człowieku, który na Babiej bywa podczas widoczności na +/- 5 metrów :lol:

Ja czekam na zimowe warunki i wtedy uderzę na Babią, może tym razem będzie coś widać.

Autor:  Amorphis [ Wt paź 28, 2008 2:12 pm ]
Tytuł: 

Zdjęcia robią wrażenie - szczególnie piątka - moc:)
Mam wrażenie, że po tej recenzji zrobi się tłoczniej na babiej:P

Autor:  świnia na świnicy [ Wt paź 28, 2008 2:53 pm ]
Tytuł: 

Amorphis napisał(a):
zrobi się tłoczniej na babiej:

bardziej tłocznie to już się, cholera, nie da
ciekawe, jak będzie w zimie 8)

Autor:  Amorphis [ Wt paź 28, 2008 4:17 pm ]
Tytuł: 

świnia na świnicy napisał(a):
bardziej tłocznie to już się, cholera, nie da



Oj da się, da się - to społeczeństwo jest zdolne do wielkich czynów....

Autor:  Carcass [ Śr paź 29, 2008 2:06 pm ]
Tytuł: 

Czyżbyś była w ostatnią niedzielę ? Jeśli tak to minęliśmy się o kilka godzin.
Fabułę poczytam w domu, bo w pracy nie ma za dużo czasu.

Autor:  zwerardus [ Pt paź 31, 2008 9:26 pm ]
Tytuł: 

! napisał(a):
foty kosmos

a dzięki dzięki, sam robiłem, w TIPS'ach mamy wydzielone zadania - świnia pisze recenzje, a ja robie foty :) amen

Autor:  zwerardus [ Pt paź 31, 2008 9:27 pm ]
Tytuł: 

karo^ napisał(a):
beze mnie:(

obiecuję, że to był pierwszy i ostatni raz :)

Autor:  świnia na świnicy [ Pt paź 31, 2008 11:52 pm ]
Tytuł: 

zwerardus napisał(a):
świnia pisze recenzje, a ja robie foty

ja też rabiam foty ;)
a także przepuszczam je przez fotoszopską ciemnię amatorską :D

Autor:  Sofia [ So lis 01, 2008 1:45 am ]
Tytuł: 

Amorphis napisał(a):
Mam wrażenie, że po tej recenzji zrobi się tłoczniej na babiej

Wysoce prawdopodobne:lol: , po taaaakich zdjęciach :lol:
Super relacja :mrgreen:

Autor:  zwerardus [ So lis 01, 2008 7:33 am ]
Tytuł: 

świnia na świnicy napisał(a):
przepuszczam je przez fotoszopską ciemnię amatorską

psuje zdjęcia!!!!!! :)

Autor:  świnia na świnicy [ So lis 01, 2008 9:22 am ]
Tytuł: 

zwerardus napisał(a):
psuje zdjęcia!

zwerardu zniszczę cię :twisted:

wszystkim dziękujemy za słowa uznania i polecamy się na przyszłość :)

Autor:  zwerardus [ So lis 01, 2008 10:52 am ]
Tytuł: 

świnia na świnicy napisał(a):
zwerardu zniszczę cię

czekam na to :twisted:

Autor:  AsiaJ [ Cz lis 06, 2008 10:54 am ]
Tytuł: 

Lubię te twoje relacje Świnio :D
Koticz super, gratuluję pięknegowschodu słońca :)

Autor:  Łukasz T [ Cz lis 06, 2008 11:00 am ]
Tytuł: 

Aaaaaa, kotki dwa. Ładna to przypowiesć biblijna.

Autor:  Luka3350 [ Cz lis 06, 2008 5:28 pm ]
Tytuł: 

Łukasz T napisał(a):
Aaaaaa, kotki dwa. Ładna to przypowiesć biblijna.


Relacja jak relacja. Ale wiersz Łukasza - super.

Strona 1 z 2 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/