Forum portalu turystyka-gorska.pl
http://turystyka-gorska.pl/

Mała Fatra, duży problem 22-23.11.2008
http://turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=6473
Strona 1 z 2

Autor:  ck [ Śr lis 26, 2008 7:47 pm ]
Tytuł:  Mała Fatra, duży problem 22-23.11.2008

Były bardzo trudne warunki. Popełniliśmy błąd i to taki, że no.. Mogło mnie to kosztować życie, lub odmrożenie kończyn. Poszliśmy na przełęcz Medzihole z miejscowości Stefanowa, i tam było tak, że dwie drogi były: albo zdobędziemy (podobno) najtrudniejszą technicznie górę Małej Fatry (Velky Rozsutec, 1610m), albo w drugą całkiem stronę idziemy do schroniska w 2.30h, trawersem góry Stoh, 1607m. No to uznałem, że idziemy zdobyć te górę. Było naprawdę sporo czasu, nie wiem, może 11ta godzina.

Wchodzimy po śniegu po kolana, czasem po pas, wieje zimny i silny wiatr. Wchodziliśmy ze 40min z plecakami, mieliśmy potem tą samą drogą wracać na te przełęcz i dalej do schroniska Chata na Gruni. Plecaki pozostawiliśmy na szlaku (mój pomysł) i dalej przedzieraliśmy się, bo to nie było chodzenie, raczej wspinaczka, wdrapywanie się i mój styl ninja, określany przedzieraniem, no, bo było bardzo stromo i mnóstwo śniegu, i nie dało się iść, trzeba było się przedzierać, bo próbując stać na nogach wpadało się po pas, po jaja, zatem przedzieraliśmy się tak jeszcze z godzinę i w końcu, po łańcuchach, po lodzie, po drabinkach, no masakra… Strasznie stromo .. Minęliśmy dwie przepaście, tak, że no.. Było niebezpiecznie. W końcu już mówiłem Łukiemu, że mało czasu, że skoro jest tak trudno, a szczytu nie widać to może.., Ale jakoś jeszcze tylko do tych skałek, jeszcze do tej kosodrzewiny i t.d. No i w końcu chyba dojrzeliśmy szczyt, już dalej nic nie było (widać), ale jeszcze był on od nas z 15 minut. Minąwszy przepaść, akurat ja byłem na zmianie w przedzieraniu się, co torowało drogę drugiemu, wspinałem się częściowo po skale, a część po śniegu, Łuki za mną ze 2m i stało się takie coś, że zerwało mnie i zacząłem się ześlizgiwać. Ludzie, tylko pamiętam: k.., Łukasz, nie!!! I jadę w dół. To było na serio taki krzyk, że no k.., wiedział od razu, co to znaczy.

Pochwycił mnie i jakoś się złapałem czegoś, ale byłem taki zesrany, że mówię, że dalej nie idę. W końcu patrzę w dół, stromizna jak k… no nie wiem, nie widać dna i jest ślisko (wreszcie sobie to uświadomiliśmy) i z nerwów zaczęły mi skakać nogi, drżeć, nie do opanowania, co stanę na palcach to normalnie podryguję jak narkoman. I powoli schodzimy, po chwili zaczynam się śmiać i śpiewać, robi się bezpieczniej, mijam tą otchłań, co się jej tak bałem, skaczemy, biegniemy po skałach, po łańcuchach, wytracając impet na metrowej głębokości śniegu. Cały jestem mokry od potu, i od śniegu, wszędzie, całkiem przemokłem i przepociłem. Wracamy do plecaków, i dalej już z tym ciężarem na plecach. Zaliczyliśmy tyle gleb, tyle razy leżałem, Łuki raz by sobie kolano złamał, zbiegając wskoczył w śnieg aż po udo, a reszta ciała przegięła go do przodu, tak, że pocałował śnieg przed sobą.

Okazało się na przełęczy, że mamy godzinę 13:00 i do schroniska ok. 2.45h. Tak sobie to wyliczyliśmy wg mapki. Idziemy, najpierw dwa szlaki razem, potem jeden idzie przez szczyt góry Stoh, a drugi jej trawersem, którym mamy iść, wchodzimy, nagle dociera do nas, ze szlaki już się rozdzieliły.. Zatem zbiegamy parę metrów niżej i w końcu znajdujemy szlak, ale jest on, jak się okazuje zamknięty!! Nie ma czasu na obejście szczytem góry i potem dalej do schroniska, zresztą oboje nie mamy już sił! Pojedliśmy kanapki, popili gorącej herbaty, czekolady pojedli... Idziemy tym zamkniętym szlakiem, na zmianę przedzieramy, śnieg po kolana, czasem po uda. Czasem nie da się po prostu iść, trzeba się przedzierać stylem ninja. Jest to bardzo trudna praca, wspinanie się po śniegu na kolanach i wydrapując rękami każde 40cm do przodu; gdzie się da podciągamy się na kosodrzewinie. Spodnie mi spadają. Kurtka się podwija, masakra. Już nie gram silniejszego, tylko mówię Łukiemu żeby dawał zmiany i on mi tak samo, co jakiś czas. Zazwyczaj zmieniamy się w przedzieraniu jak któryś upadnie i nie ma sił się podnieść, koszmar! Nie widać końca szlaku, nie wiadomo czy się poruszamy o 10% wolniej, czy o 50% wolniej niż normalnie idący tędy w lecie ludzie.

Zaczynają się już układać koszmarne myśli, a do tego zaczął padać jeszcze śnieg. W końcu zagrywam ostatnią kartą: przedzieram wolnej, ale nie schodzę ze zmiany. Idę tak nie wiem ile (wydaje mi się ze długo). Na urwanym filmie docieram do skrzyżowania szlaków. Cieszę się jak ch.., już tylko 1:30h, wiem o tym, bo mi Łuki powiedział, jak patrzał na przełęczy na mapę. Potem się okazuje, że źle zapamiętał i było 2.15h. Ale myśl, że tylko 1.30h zbawiennie podziałała. Najpierw 45 pod górę na Południowy Gruń, (1460m), potem 45 z góry. Idziemy ciut szybciej, głęboki śnieg już ktoś dziś wcześniej przedarł, ale trzeba te nogi w te dziury wkładać i wyjmować. Łatwo nie jest. Zaczyna się pod górę, już obojgu nam ciepło, pot leje się po jajach, ale jeszcze tylko trochę, mówię mu jak się bałem tam przedzierając, a on mi na to, że miał czarne myśli i jeszcze bardziej dość. A nie wspomniałem, że idąc przeklętym trawersem lewa noga stawała zawsze trochę wyżej od prawej, robiąc znacznie większą pracę, i to tak Łukiemu dokuczyło, że czuł to nawet na drugi dzień. Łuki mówi, że miał jeszcze bardziej dość niż ja, ale nie mówił wtedy, ja też zresztą nie dokładałem, ale po oczach i po twarzach widać było... Dalej wchodzimy. Jest ciężko: biorę zmianę: docieram na szczyt, i przybijam pionę Łukiemu, cieszę się – szczyt; ale Łuki dostrzega, że to nie szczyt, że droga wiedzie jeszcze w górę, nie mówię, że ciągle pada śnieg i nie widać dalej niż 100m. Trafia mnie szlag, robi się jeszcze stromiej, ale nie ma skał, i zaczyna bardzo silnie wiać. Zakładam kaptur. Łuki ma twarz całą czerwoną. Moje wiatro-odporne, mokre rękawiczki od potu i rozpuszczonego śniegu zaczynają sztywnieć. Wiatr tak wychładza ich powierzchnie, że krzepną, w palce zimno, że zdążyłem prawą dłoń w pięść złożyć, lewej nie udało się, rękawice były jak z drewna. Docieramy na szczyt Południowego Grunia, nie mam sił, ani nawet myśli żeby jakoś się cieszyć. Schodzimy po bardzo stromym, na siłę prostuję dłoń z pięści, bo w razie upadku mogę złamać nadgarstek. Zbiegamy znowu, widzimy schronisko w oddali. Już wiemy ze daliśmy radę, ale jeszcze parę minut. Po dotarciu o 15:50 na miejsce cieszę się. Po prostu cieszę się, że żyję, że jestem zdrów i że nic się nie stało. Gościu w recepcji nam mówi, że nie ma wolnych miejsc, odpieram, że śpię na ziemi, i ch... Nie dopuszczam myśli, że gdziekolwiek stąd wychodzę.. Plecy mnie bolą niewyobrażalnie, nogi mnie bolą, palce stóp, kolana, zdejmuję czapkę i strasznie boli mnie ucho. Totalnie wdzięczny jestem ze przeżyłem, ale facet w końcu mówi, że za 30min będzie pokój. Łuki tak samo, obolały i szczęśliwy, że żyje, nie mówimy wiele, zamawiamy wyprażany syr i czekamy te 30min. Po zjedzeniu dopiero idziemy się przebrać i siadamy "do kolacji". Mamy 0.7L śliwowicy, grzałkę do wody, chińskie zupki, mineralną, eleganckie kieliszki hutnicze „h.b.b. Częstochowa”, dwa litrowe kubki oraz grzejnik; na grzejniku suszy się to co jutro musi być suche. Zakładam swoje spodnie biegowe, bo reszta mokra i idziemy po 2 piwa; bo były tam młode słowaczki, wcześniej ładnie się przywitałem po polsku z nimi, ale gdy po ok. połowie bidonu od czasu jak je widziałem idziemy po te piwa, (bo w alu bidonie mieliśmy wódkę) nie ma już młodych panienek, są same mężatki, dzieci i ich mężowie. W ogóle Chata na Gruni ma komplet pasażerów. Wychlaliśmy te piwa i te 0.7, prowadząc nie nadające się do przedstawienia ogółowi rozmowy i w końcu spać ok. 21:00. Rano nadal nie chciało mi się błąkać po górach, ani Łukiemu; jeszcze wczoraj wiedzieliśmy, że "ino do samochodu i wio". Więc 45 min w ładnej pogodzie, najedzeni, wygrzani, raźnie idziemy... Baterie naładowane w aparacie i robiliśmy foty. Szło się nawet lekko, bez problemu, ale zapamiętałem tą wczorajszą lekcję. I tak miałem mnóstwo szczęścia: nie było wichury, nikt nie doznał urazu (a bolały nas już kolana obu) także plecy mnie bolały, w każdym razie miałem mnóstwo szczęścia.. Nie stało mi się nic. Jeszcze jedno: tętno miałem 150-180 idąc przez ten śnieg. CAŁY CZAS! Dobrze, że biegam na co dzień, całe lato uprawiałem kolarstwo, miałem jakiś zapas tchu.
Wszystko, co powyżej napisane wydarzyło się naprawdę, nie ubarwiłem tego ani trochę. Sam nie wiem, jak mogłem być tak głupi. Będę pamiętał o górach i Tobie też radzę zapamiętać i nauczyć się na moich i Łukasza błędach.

Jeśli to przeczytałeś to proszę, nie pisz mi jaki mądry jestem. Wiem to.

Autor:  magda [ Śr lis 26, 2008 7:53 pm ]
Tytuł: 

Łuki żyje? Niech się biedak odmelduje ;)

Autor:  golanmac [ Śr lis 26, 2008 8:42 pm ]
Tytuł: 

eee tam zaraz głupi ... zdarza się .... w taki sposób zdobywa się doświadczenie, tak myślę :) ........
P.S.
ale nie odechciało Ci się zimowych, górskich wędrówek ?

Autor:  ck [ Śr lis 26, 2008 9:48 pm ]
Tytuł: 

Nie odechciało mi się.
Łuki ma się dobrze, i też będzie zimą po górach hulał, to pewne.
Ale jak widzę foty jak np.golanmac fruwa w relacji "Koronia Tatr w rok" to ręce mi oblewa zimny pot.

W ogóle miało być mniej śniegu wg.prognozy i web-kamerek (i naszych założeń), ale w wieczór wyjazdu napadało nawet w Cz-wie..

Autor:  golanmac [ Śr lis 26, 2008 10:06 pm ]
Tytuł: 

ck napisał(a):
Ale jak widzę foty jak np.golanmac fruwa w relacji "Koronia Tatr w rok" to ręce mi oblewa zimny pot.

Niepotrzebnie, jeśli ja to zrobiłem, Ty także możesz .... cierpliwości ... pamiętaj, że marzenia są po to by je spełniać :)

Autor:  Rohu [ Śr lis 26, 2008 10:09 pm ]
Tytuł: 

Ech, ja też miałem podobne przeżycia kiedyś w Bieszczadach. Pod koniec trasy przewracałem się ze zmęczenia, a nogi miałem obtarte do krwi od zamarzniętych spodni. Nauczyło mnie to wiele i nie żałuję. Gór też mi się nie odechciało. :D

Autor:  leppy [ Śr lis 26, 2008 10:36 pm ]
Tytuł: 

"Co nas nie zabije, to nas wzmocni".. :wink:

Autor:  KWAQ9 [ Śr lis 26, 2008 11:09 pm ]
Tytuł: 

Hmmm głupi? Moim zdaniem fajnie jest coś takiego przeżyć. Dostać porządnie w dupę tak żeby następnym razem brać jakiś zapas pod względem wszystkiego. :D
Gdyby ktoś mi dał gwarancję że nie będzie uszczerbku na moim zdrowiu (wyłączając oczywiście ogromne baty w postaci zmęczenia) to poszedłbym z Wami... :mrgreen:

Autor:  kilerus [ Śr lis 26, 2008 11:24 pm ]
Tytuł: 

No Rozsutec to iście tatrzanski szczyt na zimę od tej przelęczy, wiec radzę sprzęt mięć.

Tak poza tym fajna lekcja. Masochizm górą!!!

Autor:  świnia na świnicy [ Cz lis 27, 2008 12:21 am ]
Tytuł: 

:shock:
o motyla noga!
jestem w twoim masochistycznym teamie. pomału coś nakształt szykuję 8)

Autor:  peepe [ Cz lis 27, 2008 12:25 am ]
Tytuł: 

ck dorzuciłbyś jakieś foty

Autor:  xaga [ Cz lis 27, 2008 9:07 am ]
Tytuł: 

ck napisał(a):
(...) Będę pamiętał o górach i Tobie też radzę zapamiętać i nauczyć się na moich i Łukasza błędach.

historia warta zapamiętania,
w zimie trzeba mieć wyjątkowe szczęście, by trafić na doskonałe warunki

też bym chętnie fotki obejrzała...

Autor:  ck [ Cz lis 27, 2008 1:40 pm ]
Tytuł: 

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek


Zdj 6 to przeprawa przez Vag w Strecznej, koszt to 65 SK.
Zdj 7 i 8 to foty wewnątrz Chaty na Gruni. :P

Autor:  świnia na świnicy [ Cz lis 27, 2008 1:43 pm ]
Tytuł: 

jaaaaaaaaaaaaaakie fajne chłopaki! 8) :mrgreen:

Autor:  kilerus [ Cz lis 27, 2008 2:32 pm ]
Tytuł: 

Na takie eskapady koniecznie kupcie kijki trekkingowe.

Autor:  Justka [ Cz lis 27, 2008 8:46 pm ]
Tytuł: 

przypomniala mi sie moja banalna-jak by sie moglo wydawac- wyprawa razem z ! na Rusinowa w podobnych warunkach.. 'letko' nie bylo.. zima w gorach rzadzi sie swoimi prawami.

Autor:  golanmac [ Cz lis 27, 2008 9:21 pm ]
Tytuł: 

No teraz jeszcze powiedz na zdjęciach który jest który ....

Autor:  KWAQ9 [ Cz lis 27, 2008 9:25 pm ]
Tytuł: 

Justka napisał(a):
zima w gorach rzadzi sie swoimi prawami.


Obaczymy kto w lutym będzie żądził... :mrgreen:

Autor:  ck [ Cz lis 27, 2008 9:28 pm ]
Tytuł: 

Ja jestem ten w czarnej czapce 8)

Autor:  Justka [ Cz lis 27, 2008 11:21 pm ]
Tytuł: 

KWAQ9 napisał(a):
Obaczymy kto w lutym będzie żądził...

e hehe TY?? :mrgreen:


Obrazek

Autor:  świnia na świnicy [ Pt lis 28, 2008 1:44 am ]
Tytuł: 

ck napisał(a):
Ja jestem ten w czarnej czapce 8)

jestem coraz bardziej w twoim teamie 8)
zaprawdę, forum nie dość że przepiękną bracią górską stoi, to i takową przyciąga zauważyła z zachwytem już chyba po wsze czasy niepoprawna i nieuleczalnie chora na komplementarum facetozis świnia ! :mrgreen: 8) :lol:

Autor:  Luka3350 [ Pt lis 28, 2008 9:42 am ]
Tytuł: 

świnia na świnicy napisał(a):
to i takową przyciąga

No wlasnie to zauważylem -bo czuję jakieś takie straszne przyciąganie.
Myślę ,że przyczyną jest wlaśnie moja przynalezność do Przepięknej Górskiej Braci.

Autor:  świnia na świnicy [ Pt lis 28, 2008 9:55 am ]
Tytuł: 

Luka3350 napisał(a):
przyczyną jest wlaśnie moja przynalezność do Przepięknej Górskiej Braci.

bez wątpienia.
oczywiście jako Górska Brać pachniesz stosownym yardleyem YGB* numer 5? (PGB to będzie damska woda toaletowa)




*Yebie Górską Bracią :mrgreen:

Autor:  Luka3350 [ Pt lis 28, 2008 10:14 am ]
Tytuł: 

Tak wlasnie jest. Tylko tak mnie strasznie przyciąga .... :D

Autor:  świnia na świnicy [ Pt lis 28, 2008 10:18 am ]
Tytuł: 

Luka3350 napisał(a):
Tylko tak mnie strasznie przyciąga .

chcesz mi coś wyznać? :oops:

Autor:  Luka3350 [ Pt lis 28, 2008 10:27 am ]
Tytuł: 

Do Forum mnie tak ciągnie jak magnesem.
Jak trudno byc pięknym ,mlodym i mądrym. Boże ,jak trudno.

Autor:  Łukasz T [ Pt lis 28, 2008 10:32 am ]
Tytuł: 

Luka3350 napisał(a):
Jak trudno byc pięknym ,mlodym i mądrym. Boże ,jak trudno.


Ojcze - łączymy się z Tobą w tym cierpieniu.

Autor:  Luka3350 [ Pt lis 28, 2008 10:34 am ]
Tytuł: 

Wiem. To nie nasza wina ,że nasz Zakon takich pięknych, mlodych i mądrych zrzeszyl w swych gościnnych progach.

Autor:  Łukasz T [ Pt lis 28, 2008 10:36 am ]
Tytuł: 

To czysty przypadek. Będziemy musieli zrobić zajebiaszczą relację z ekstra fotkami z Małej Fatry. Zostaniemy wtedy idolami.

Autor:  Luka3350 [ Pt lis 28, 2008 10:42 am ]
Tytuł: 

świnia na świnicy napisał(a):
Ja jestem ten w czarnej czapce


To JA jestem ten w czarnej czapce !!!! To ja : Luka3350 jestem w tej czarnej czapce!!!!!

Strona 1 z 2 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/