01.09. – podróż po pięknych, co chwile zakorkowanych z powodu remontów polskich drogach. Po drodze jakaś pani przewróciła swoim samochodem traktor z przyczepą. Facet by tego nie potrafił, a kobiecie się udało bez żadnych problemów. Pod Częstochową małe zakupy prowiantu na Słowację i małe „fo pa”. Kupuję przez nieuwagę chleb z kminkiem. W Chyżnem nie ma problemu z przekraczaniem granicy na dowód. Przyjeżdżamy do Pribyliny. Cisza, spokój (no może po za chwilami z radiowęzłem) tylko jeden minus – brak knajpy z porządnym jedzeniem. Kwatera OK. Pokój, kuchnia, łazienka.
02.09. –
Sivý vrch (Siwy Wierch) – pogoda pompa. Jak na pierwszy dzień trochę męcząco. Po drodze mijamy zbieraczy jagód w Parku Narodowym (taki miejscowy folklor, bardzo często spotykany na szlakach). Widoki z Siwego Wierchu ciekawe. Końcówka wycieczki też pełna wrażeń. Ścieżka jest szeroka, żwirowa, ale dość stroma co zmusza prawie do biegu na dół. Co z reszta na niektórych odcinkach robimy.
03.09. –
Baranec (Baraniec) – pogoda pompa. Wejście trochę mozolne, ale po drodze widok na oddalony Krywań i na Otargańce. Na szczycie widzimy po raz pierwszy jak Słowacy obalają flaszkę (taki zwyczaj). Ze szczytu widok na graniówkę przez Rohacze i Trzy Kopy jak na dłoni. Zejście w dół i 2 godziny polujemy na świstaki. Głównie ja się zaczaiłem na jednego, ale cykor wystawiał z nory tylko łeb. Inne łaziły sobie po zboczu od czasu do czasu gwizdając. Niestety bez konkretnego teleobiektywu trudno zrobić jakieś dobre zdjęcia.
04.09. –
Bystrá (Bystra) – już trochę chmur, podejście dosyć męczące (po drodze dużo wiatrołomów, które trzeba omijać) a na szczycie Słowacy też walą po kielonku. Wpis do księgi, chwila na szczycie ale z widokami poważnie ograniczonymi przez chmury i schodzimy w dół przez Błyszcz. Przy zejściu spotykamy Przewodnika Tatrzańskiego, który najpewniej przekroczył na lewo granicę w drodze na Bystrą. Widać jemu wolno. Pyta się nas czy schodzimy do Pyszniańskiej Doliny. Żartowniś.
05.09. –
Predné Solisko (Skrajne Solisko) – pogoda pompa, no może trochę chmur. Aby nogi trochę odpoczęły dziś krótsza wycieczka. Do Chaty pod Soliskom idziemy pustym szlakiem, a od Chaty na górę już w tłumie. To coś a`la Giewont tylko podejście łatwiejsze bo połowę drogi można pokonać wyciągiem. Ale widoki z górki nie złe na Krywań i w drugą stronę na Szatana i dalej na wysokie. Chmury trochę jednak przeszkadzają. Widzimy jakiegoś gościa, który schodzi z Wielkiego Soliska. Pewnie zrobił sobie lewą graniówkę od Przełęczy Bystra Ławka.
06.09. –
Kriváň (Krywań) – pogoda słoneczna, ale od czasu do czasu jest trochę chmur. Podejście trochę mozolne, ale zmieścimy się w czasie 3.15. Po wejściu na Mały Krywań świetny widok Tatr Wysokich nad chmurami. A ze szczytu samego Krywania widoki naprawdę super. Na szczycie trochę czekamy aż chmury się rozejdą, aby zrobić jakieś zdjęcia. W międzyczasie fotki jakiegoś ptaszka z niebieską obrączką na jednej nóżce a z żółtą na drugiej (przyleciał tu ze Szwecji czy jak). Na szczycie oczywiście bez tradycyjnej słowackiej flaszki się nie obeszło.
Dla zainteresowanych deniwelacja wynosi 1353 m.
07.09. -
Sedlo Bystrá lávka (Przełęcz Bystra Ławka) – pogoda słoneczna, ale z chmurami. Podejście długie a na końcu jakieś zbędne łańcuchy. A sama przełęcz wąska, ale wspinamy się kawałek na bok i widok już mamy otwarty na obie strony. Czekamy trochę, aż rozejdą się chmury i będzie można zrobić trochę zdjęć. Tomkowi spada film kilkadziesiąt metrów w dół na piarg. A, że film był już ze zdjęciami więc Tomek schodzi na dół i o dziwo znajduje go bez problemu. Obok przełęczy siedzi sobie Niemka i co chwile coś strąca na dół. Kamienie, w końcu nawet pojemnik z kanapkami. Lepiej było poczekać aż ona zejdzie pierwsza, aby nie mieć jej nad głowami.
08.09. –
Sedlo Závory (Przełęcz Zawory) i Hladké sedlo (Gładka Przełęcz) oraz Temnosmrečinské pleso (Ciemnosmreczyński Staw) – pogoda pompa. Przy stawach jesteśmy sami (cała plaża nasza), wyprzedza nas tylko po drodze traktorek (strasznie hałasujący i dymiący), który potem my wyprzedzamy na szlaku w ścisłym rezerwacie. Przy podejściu na Zawory spotykamy tylko kilku Polaków. Z Zaworów nie złe widoki, ale krótkie podejście na Gładką Przełęcz i widoki jeszcze lepsze: Świnica, Kozi Wierch, Mięguszowiecki. Widok z Gładkiej jest jak dla mnie jednym z najciekawszych w Tatrach. Na przełęczy spotykamy dwoje Polaków podchodzących na lewo z polskiej strony. Tomek zakłada swój czerwony polar a`la TOPR ja niestety nie miałem zgniłozielonego polara a`la SG czy straż parku. A mogło być ciekawie. Może byśmy nawet skasowali po mandaciku.
To są według mnie jedne z najpiękniejszych miejsc w Tatrach.
09.09. –
Roháče (Rochacze), Tri kopy (Trzy Kopy), Banikov (Banówka) - (Rakoń, Grześ) – pogoda nie pewna. Aby zaoszczędzić czas i siły podjechaliśmy do Tatlikovej Chaty GlamourBusikiem jak na grzeczną stonkę przystało. Następnie podejście na Rakoń i na sedlo Zabrat niestety spotkało nas załamanie pogody. Wiatr ok. 100-120 m/s zdmuchuje ze szlaku a nad Wołowcem i Rohaczem kłębi się ciągle jedna ciemna chmura. Założenie było takie, że zrobimy Rohacze przez Wołowiec aż do Banówki. Ze względów pogodowych zmiana planów. Trawersujemy przy silnym wietrze trawiaste zbocze Rakonia i zalegamy w kosówce pod szczytem. Po dość długim oczekiwaniu niestety pogoda nie poprawia się więc odpuszczamy Rohacze i planujemy przez Grzesia i Sedlo pod Osobitou wrócić do Zverovki. Na Grzesiu okazuje się, że pogoda się jednak poprawiła, ale jest już zbyt późno na powrót na Rohacze. Na szlaku z Grzesia do przełęczy spotykamy filanca patrzącego przez lornetkę w poszukiwaniu jakiegoś pozaszlakowego turysty na zamkniętym szlaku na Osobitą. A na przełęczy też jakaś podejrzana grupka. Niby rodzinka, ale wyglądają raczej na grupę szybkiego reagowania gotową to szybkiego pojmania jakiegoś turysty, który zszedł ze szlaku. Zejście z przełęczy z początku dość strome i śliskie. Potem już lepiej. Po drodze na polanie mijamy jak to mówi Tomtom zestaw turystyczny, czyli dwie myśliwskie ambony i paśnik. Dalej już tylko krótki spacerek z końcowym asfaltowym fragmentem (od Zverovki) i jesteśmy w końcu przy pensjonacie Sindlovec (
http://www.sindlovec.sk) - dobre jedzenie za rozsądne ceny.
10.09. –
Kôprovský štít (Koprowy Wierch) – pogoda słoneczna, trochę chmur. Podejście dość męczące, ale niestety w towarzystwie hałaśliwych wycieczek. Z Koprowego świetny widok na Mięguszowieckie Szczyty, w dole trochę chmur więc może jakieś zdjęcie widma brokenu. Na górze spotykamy internetowych znajomych z Polski (z tatry.prv) Tomka K z bratem. Rozmawialiśmy sobie z nimi na szczycie, potem nad Hinczowym Stawem i jeszcze później w Strbskim Plesie. Po zejściu na dół wylegujemy się na ławkach przy Strbskim w oczekiwaniu na Dresika, który miał dołączyć do nas przechodząc przez Rysy. Zjawił się punktualnie, ale nie miał niestety zamówionej przez nas polskiej kiełbasy.
11.09. –
Priečne sedlo (Czerwona Ławka) – pogoda pochmurna. Gdy docieramy pod przełęcz jest już wszystko w chmurach. Przy podejściu pod samą przełęcz idąc za znakami mijamy po prawej stronie łańcuchy i idziemy za znakami w górę. Niestety to błąd a my musimy pokonać spory kawałek ściany po za szlakiem aby dotrzeć do łańcuchów (nie chciało nam się wracać w dół do tych pierwszych łańcuchów). Wspinaczki jest sporo a łańcuchy często przeszkadzają zamiast pomagać. Np. wiszą w kilku miejscach przy gładkiej ścianie bez chwytów czy jakiś miejsc pod stopy. W paru miejscach pomagam sobie łańcuchem a Tomek i Daniel wchodzą bez ich pomocy. Następnym razem jak tam wrócę zrobię to samo, te łańcuchy naprawdę przeszkadzają. W momencie gdy wchodzimy na przełęcz zaczyna padać deszcz. Mamy szczęście, że nie pół godziny wcześniej. Z przełęczy zmoknięci schodzimy do schroniska Zbójnicka Chata. Tu się suszymy i jemy coś za przystępną jak na schronisko cenę a potem schodzimy na dół gdzie zatrzymujemy się jeszcze przy Wodospadach Zimnej Wody.
Obejrzałem sobie ten filmik z Ławki ze strony Cepra. Nie daje on jednak poglądu jak tam jest.
Tak, z wycieczki na Czerwoną Ławkę mamy tylko zdjęcia wodospadów.
12.09. –
Poľský hrebeň (Polski Grzebień), Východná Vysoká (Mała Wysoka) – Pogoda niepewna. Przy wejściu na Grzebień trochę tracimy czasu na świstaki i oglądanie stada kozic biegających po grani. Dresik się trochę śpieszy bo musi zejść jeszcze do Łysej Polany i na 17.00 być w Zakopanym. Na Polskim Grzebieniu motywujemy go odpowiednio, i decyduje się jeszcze wejść na Małą Wysoką. Po jakiś 30 min jesteśmy na szczycie. Dresik schodzi na dół, aby zdążyć do Zakopanego a my czekamy aż Gerlach wyłoni się z chmur. Na szczycie spotykamy parę Polaków tuż po ślubie w podróży poślubnej po Tatrach. (jeśli to kiedyś przeczytają to pozdrowienia). Na Łomnice, Lodowy i Tatry Bielskie widok jest bardzo ciekawy a ponieważ nie ma szans aby Gerlach się odsłonił schodzimy na dół. Po drodze znowu świstaki.
13.09. –
Otrhance (Otargańce) – pogoda podejrzana. Podejście lasem na Otargańce jest bardzo mozolne i nieprzyjemne (wiatrołomy, które trzeba omijać). Gdy idziemy granią Otargańców wszystko niestety jest już w chmurach, więc widoków żadnych, zdjęć też. Schodzimy przez Jarząbczy i Kończystą. A przy zejściu ze Starorobociańskiej Przełęczy do Raczkowej Doliny makabrycznie zniszczonym szlakiem zaczyna jeszcze lać. Więc na sam koniec porządnie mokniemy.
14.09. – suszenie i LB (leżenie bykiem)
15.09. – jedziemy do Łysej Polany, gdzie przekraczamy granicę. Potem małe zakupy w Zakopanym i Tomek wraca na Słowację i dalej na Taborisko a ja w nieprzyjemnej mżawce idę do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów. Po drodze spotykam jakiegoś starszego gościa, który zrywa sobie jakąś gałązkę, aby coś nagryzmolić na mokrym piasku. Po groźnym spojrzeniu i krótkiej wiązance z mojej strony szybko znika w dole szlaku. Od 11.00 można już zająć łóżko wiec rzucam plecak i czekam aż pogoda się trochę poprawi. Przestaje padać, więc wieczorem można się przejść po dolinie.
16.09. – w planach
Zawrat i potem
Orla Perć – pogoda rano wygląda dobrze, z okna schroniska widzę Wołoszyn i Krzyżne w rannym słońcu. Więc jest szansa na pogodę. Wyruszam na Zawrat. Podejście przyjemne, po drodze kilka zdjęć i po jakiejś godzince osiągam przełęcz. Niestety po wejściu na Zawrat nadciągają chmury, zaczyna padać i silnie wiać wiatr. Odpuszczam sobie Orla Perć. Nie mam ochoty na mokre i śliskie skały. Trzech Słowaków, którzy byli ze mną na Zawracie chyba poszli na Orlą. Orla w chmurach i deszczu to nie dla mnie. Następnym razem, przy dobrej pogodzie. Schodząc z Zawratu chciałem znaleźć tą ścieżkę na Gładką Przełęcz, na którą niby przez pomyłkę weszła ta para Polaków. Początku ścieżki nie znalazłem choć może jest coś takiego ledwo widocznego w trawie. Wyżej tą ścieżkę jednak wyraźnie widać, ale ze szlaku na Zawrat nie da się na nią wejść przez pomyłkę. Nieźle gość naściemniał. Choć potem chyba się do tego przyznał, bo mówił, że wszędzie już był tylko nie na Gładkiej. Z powodu pogody powrót do schroniska i reszta dnia w jadalni. Bardzo ciekawe obserwacje niektórych turystów. Jeden chodził cały czas po schronisku z zestawem słuchawkowym w uchu choć w schronisku zasięgu raczej nie ma. Wieczorem spotykam tych Słowaków z Zawratu. Okazuje się, że na Orlą poszedł tylko jeden, który w tych trudnych warunkach przeszedł ją całą. Mówi, że przez chwileczkę widział słonko.
17.09. – schronisko – mgła, pada, 10 stopni i przez chwile pada nawet śnieg. Następny dzień spędzony w jadalni na czytaniu i obserwacji turystów. Naprawdę czasem zabawne rzeczy się widzi i słyszy. Opowieści z cyklu „co to nie ja” o sprzęcie czy górach lub sam widok gości z karabinkami przy plecakach i w markowym sprzęcie (to taki folklor ale czasem bardzo zabawny). Ja z markowych rzeczy mam tylko na nogach buty, ale aby się nimi trochę polansować musiałbym nogi położyć na stół. Ale to by było trochę niegrzeczne wiec siedzę sobie cicho, czytam i czasem popatrzę po sali.
18.09. – powrót do cywilizacji.. Rano idąc do ubikacji deptam przez przypadek leniwego glebanta, który ułożył się w ciemnym przejściu i choć było już po 7 rano ciągle wylegiwał się na podłodze. W nocy spadł śnieg. Nie wiele, ale robi się trochę ślisko. Krótkie śniadanko i schodzę do Palenicy. Po dojściu do asfaltu dostaje serie trudnych pytań od stonki. Uwzięli się na mnie czy jak. Pewnie z dużym plecakiem wyglądam bardziej „profesjonalnie” (trzeba się jakoś lansować na szlaku,

brakuje mi tylko do kompletu kijków i jakiegoś markowego polara). Pierwsze pytanie od gościa z piwem w ręku „Nie wyschło czasem to Morskie Oko?”. Szybka odpowiedź: „Wyschło. Na zimę spuszczają wodę” Drugie pytanie od grupki jakiś pań: „Lepiej się idzie pod górę czy w dół?” Odpowiedziałem im: „Że najlepiej to po płaskim” i na koniec jeszcze jedno pytanie : „ Ile jeszcze kilometrów?” Nerwy mi już puszczają, ale odpowiadam zgodnie z prawda, że z 8 km. W końcu docieram do Palenicy. Tu wsiadam w busa, który o dziwo jeździ zgodnie z rozkładem co 20 min więc jadę sam z kierowcą. W Zakopanym jeszcze zdążam na chwilę wpaść na Grań Krupówek. A potem to już tylko 9 męczących godzin w pociągu, który miał być ekspresem, ale zatrzymywał się co chwile jak zwykły pośpieszny.
-------------------------------------
Tatry Słowackie