Słowa pisanego? No cóż. Szliśmy sobie zielonym szlakiem z Kuźnic. Na początku spokojnie, lekko lasem. Co raz słychać, jak pracuje kolejka linowa... To strasznie przytłacza na tamtejszej trasie ale bądź co bądź jest to najkrótsza trasa (3h), a my ruszyliśmy późno, bo około godz. 11. Sami rozumiecie, urlop, sielanka i z łóżka nie chciało się wstawać. Raczej spokojnie idąc trawersem strzeliła nam niecała pierwsza godzina marszu i znaleźliśmy się na pośrediej stacji kolejki na Myślenickich Turniach. Stamtąd zaczynają się schodki... Pocxątkowo bez problemów. Słonko paliło, szczypała mnie glowa, bo przez rzadkie włoski mnie spaliło... Po 20 minutach zaczynam sapać. Kiedyś chodziłem dużo więcej i miałem o wiele mniejszą masę ciała. teraz muszę dźwigac na nogach swoje 3 cyfry wagi, plecak i inne akcesoria. No ale trudno. Z nóżki na nóżkę dochodzimy do pietra kosodrzewiny. Zaczyna wiać i słonko znika, a w zamian za nie pojawiają się czarne, brzydkie chmury straszące niemałą ulweą. Im jesteśmy wyżej, tym lepsze mamy widoki w kierunku Giewontów, jednak nie trwa to dlugo, bo zaraz znikają w gęstych, ołowianych chmurach. Moja Pani wyprzedza mnie. Ja muszę przysiąść na kamyczku. Gdy widzę już budynek obserwatorium meteorologicznego, moja Pani z drugiej strony osłonięta budynkiem kolei i restauracji grzeje się w słonku. Na iejsce docieram 7 minut po niej. To smutne, że jedna z mimo wszystko najlatwiejszych kondycyjnie tras w Tatrach polskich dała mi dość w kość ale sam sobie na to zasłużyłem..... Nie będę jednak tego wątku ciągnął, bo nie miałem stanów, żebym mocno niedomagał. Ogólnie rzecz biorąc bardzo mila trasa, z resztą nie szedłem tamtędy po raz pierwszy. Na powrót postanowilismy wybrać swoiste ułatwienie, jakim jest wspominana wcześniej kolej linowa. I tu byłem debiutantem, bo zawsze chodziłem pieszo i to było dla mnie coś nowego. Jest dużo wyciągów różngo rodzaju w polskich górach, a ja jechem zaledwie kilkoma. Także poznałem coś nowego.
I to tak pokrótce, acz pisane, nie fotografowane.
Pozdrawiam.