Dobry Wszystkim.
Pogoda ostatnimi czasy zmienna była. A pochodzić się chce. Czy to "zaliczyć" szczyt czy to ponapawać się widokami i magią. Ale ideologie odłóżmy na bok i przejdźmy do treści.
Aga , Lucy, Peepe, Robert18 i ja umawiamy się na 7.30 w sobotę rano na PKS w Zakopanem. Z powodu bardzo poważnych obowiązków w Żywcu nie docieram na miejsce o tej porze. Reszta ekipy przetacza się na Zachód. Przenikają Dolinę Chochołowską i meldują się w schronisku. Dostają bardzo elegancki pokój. Z ... prywatną łazienką. Otumanieni luksusem udają się poprzez Wołowiec na Rohacze. Ale o tym Oni opowiedzą / napiszą. W tym czasie ja załatwiam w Żywcu swoje sprawy i popołudniu docieram do Nowego targu, potem PKS do Zakopanego, bus do Doliny. I ze słuchawkami na uszach ( Volbeat ) w jedną godzinę i dziesięć minut docieram do schroniska. Prawie w drzwiach spotykam się z Agą i Piotrkiem. Pozostałe dwa typy okupują już pokój. Witamy się, zwiedzamy jadalnię, a potem długo rozmawiamy w nocy. Tak długo, że w niedzielę wychodzimy ze schroniska dopiero o 11

. Plan - Kończysty, Jarząbczy i w dół. W dół przez mityczny Krowi Żleb. Konfrontacja z legendą, pokonanie własnych słabości, przezwyciężenie strachów czy zwykła ( tu cytat z klasyka gatunku ) popierdółka ?

Dla mnie to całkowicie nieznany odcinek Tatr Polskich. Nie byłem na żadnym z tych szczytów. Czyli udaję się tam w celach "zaliczeniowych". Czy będzie mi to wybaczone ??? Jak się później okaże dalej nie byłem na żadnym z tych szczytów
Swobodnym krokiem idziemy przez Dolinę Jarząbczą, co pewien czas podziwiając widoki. Zielono tam. A na niebie chwilowo niebiesko. Im wyżej będziemy to niebieskiego będzie mniej. Wyłania się Wołowiec, Bobrowiec stoi cały czas. Za granicy kuka Rohacz. A za węgła kuka burza. W skrócie - w pobliżu Trzydniowiańskiego Wierchu nic już nie widać, deszcz pada, gromy gdzieś blisko grzmocą, ogólnie letnią magię Tatr szlag trafił. Po burzy mózgów udajemy się na Trzydniowiański ( też wcześniej na nim nie byłem; zaliczyłem ). No i jazda na Krowie

Mnie się tam podobało. Kolana też nie narzekają. W tle pogoda robi się ciekawsza. Oczywiście chwilowo. Złazimy do połączenia szlaku z głównym traktem przez Dolinę. Luda sporo. Zaliczają i podziwiają. No i potem w wagoniku ( rozlalo się cudnie ). Następnie Zakopane, Rówień i pożegnanie. Pa.