Forum portalu turystyka-gorska.pl
http://turystyka-gorska.pl/

Veni, vidi, vici
http://turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=7889
Strona 1 z 1

Autor:  Basia Z. [ Pn lip 13, 2009 4:51 pm ]
Tytuł:  Veni, vidi, vici

Na ten szczyt chciałam wejść od dawna.
Marzyłam o nim od kilku lat, od chwili, kiedy spojrzałam na niego z sąsiedniej góry.
Nareszcie się udało.

Oto widok ze zdobytego szczytu:

Obrazek

A to on sam (zdjęcie zrobione z zejścia):

Obrazek

A to piękne kwiaty na jego stokach:

Obrazek

I jeszcze widok sąsiedniej góry - z której spoglądałam dwa lata temu na tą na którą weszłam w tym roku:

Obrazek


Reszta relacji - jak się wreszcie rozpakuję.

B.

Autor:  Basia Z. [ Wt lip 14, 2009 10:27 am ]
Tytuł:  Re: Veni, vidi, vici

Najpierw nerwówka w ostatniej chwili przed wyjazdem. Odmówiono nam noclegów, i nie wiadomo czy da się w ostatniej chwili załatwić coś innego.
Udało się - i jak się okazało było to miejsce dużo korzystniejsze niż miejsce planowane pierwotnie.

Wyjazd w piątek po południu. Pociąg na trasie Katowice - Żylina stał z niejasnych przyczyn ponad dwie godziny w Zwardoniu, przez co uciekły nam wszystkie możliwe połączenia z Żyliny. Ostatecznie po połówce nocy spędzonej na ławce obok fontanny w samym centrum miasta pojechaliśmy o 3 w nocy InterCity do Michałowiec.
Za to stamtąd dalsza podróż poszła już gładko:
Po 20 min. przesiadka na autobus do Użgorodu, tam godzinna przerwa na kawę i małe conieco (większość wybrała barszcz ukraiński), potem autobus do Sołotwiny (180 km w 4 godz., ale to jeszcze nic bo pociąg jedzie tą trasą 8 godz.).
Granicę przekroczyliśmy na przejściu Syget Marmaroski-Sołotwina, przez most na Cisie.
W Sygecie zasiedliśmy na ławkach na skwerku w centrum miasta i rozpoczęli poszukiwania transportu do miejsca zamieszkania (ok 10 km) co ze względu na panujące sobotnie popołudnie było trudne.

W końcu poznaliśmy sympatycznego chłopaka, znającego angielski, który czterema kursami zawiózł całą grupę do pensjonatu.

Tam od razu mocno rzuciło się nam w oczy wyposażenie pokojów utrzymane w tradycyjnym stylu marmaroskim:

Obrazek

Taras doskonale nadawał się na wieczorne piwo:

Obrazek

Po odespaniu zaległości z poprzedniej nocy kolejnego dnia wyruszyliśmy na niezbyt długą ale ciekawą trasę w Góry Gutyńskie.
Są to góry pochodzenia wulkanicznego, mi troszkę przypominały charakterem Góry Szczawnickie, aczkolwiek są nieco wyższe.

Nie mieliśmy mapy, ale na szczęście była w terenie:

Obrazek

Andezytowe skały o nazwie "Koguci Grzebień" są również miejscem wspinaczek:

Obrazek

Z bliska wygląda to jeszcze ciekawiej:

Obrazek

A od tyłu tak:

Obrazek

W końcu stajemy (a raczej siadamy) na najwyższym szczycie tego pasma: Vârful Gutâiul Mare 1443 m n.p.m.

Obrazek

W zejściu skaliste zbocza Vârful Gutâiul Mica czyli "Trzech Apostołów" przypominają mi troszkę Wielkiego Chocza lub Salatyn, ale rodzaj skał jest inny, bo są to andezyty:

Obrazek

Przedzieramy się przez bardzo kłujące jałowce halne, ale jest też trochę przyjemności:

Obrazek

c.d nastąpi

Autor:  Sofia [ Wt lip 14, 2009 10:34 am ]
Tytuł: 

Góry górami, ale
Basia Z. napisał(a):
wyposażenie pokojów utrzymane w tradycyjnym stylu marmaroskim

jak to nazwać? kobierce, pledy? albo te włochate
piękne i bardzo ciekawe :)

Autor:  kilerus [ Wt lip 14, 2009 10:46 am ]
Tytuł: 

Bardzo malownicze to to. :mrgreen:

Autor:  Basia Z. [ Wt lip 14, 2009 10:56 am ]
Tytuł: 

Sofia napisał(a):
Góry górami, ale
Basia Z. napisał(a):
wyposażenie pokojów utrzymane w tradycyjnym stylu marmaroskim

jak to nazwać? kobierce, pledy? albo te włochate
piękne i bardzo ciekawe :)


Te włochate bardzo przypominają tradycyjne huculskie liżniki, aczkolwiek te huculskie nie są aż tak kolorowe tylko bardziej stonowane.
Jak to się nazywa w rejonie Maramuresz - tego nie wiem.

A Huculszczyzna w stosunku do rejonu Maramuresz - to za górką (będzie zresztą na kolejnych zdjęciach)

Też mi się bardzo podobają, zarówno te huculskie jak i te marmaroskie (huculskie chyba jednak bardziej).
Marzę też o haftowanej ręcznie koszuli - "soroczce", ale z roku na rok niestety są coraz droższe (obecnie równowartość ok. 300 zł).

To ja wraz z koleżanką razem z naszymi gospodarzami i ich znajomymi z zespołu ludowego.
Są w tradycyjnych strojach marmaroskich, panowie w takich charakterystycznych kapelusikach, a w tle pensjonat i marmaroska brama:

Obrazek

W ogóle Maramuresz to takie "ichniejsze Podhale", gdzie kultywuje się aż do przesady tradycje ludowe, powstają współczesne budynki utrzymane w przeładowanym do przesady ludowym stylu budownictwa, pełno jest zespołów ludowych, wszyscy słuchają na okrągło miejscowej muzyki ludowej itd.

Pozdrowienia

Basia

Autor:  magda [ Wt lip 14, 2009 10:59 am ]
Tytuł: 

Czuć spokój i przestrzeń, naprawdę malownicze.

Autor:  Luiza [ Wt lip 14, 2009 11:01 am ]
Tytuł: 

dywany, zasłony, narzuty - jakkolwiek zwał - cudne! .. a jagódki mniam :wink:

K. Grzebień (zdjęcie od tyłu) - ciekawy bardzo

Autor:  Basia Z. [ Wt lip 14, 2009 2:23 pm ]
Tytuł: 

ciąg dalszy

Kolejna dwa dni z powodu niezbyt sprzyjającej pogody poświęcamy na turystykę krajoznawczo - etnograficzną.

W każdym razie zwiedzamy kolejno:

- "Wesoły Cmentarz" w Sapanţa - ewenement na skalę światową.
Na nagrobkach przedstawione są praca, lub ulubione zajęcia zmarłego, lub też sposób w jaki zginął.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Trzeba przyznać, że dość makabryczny czarny humor.

Po kilku godzinach nastrój całkowicie inny - wstrząsające Muzeum Ofiar Komunizmu.
W Sygecie Marmaroskim było najcięższe na terenie Rumunii więzienie, gdzie reżim komunistyczny wymordował własną inteligencję - uczonych, duchownych, nawet artystów.

W dawnych celach jest teraz muzeum poświęcone nie tylko ofiarom, ale również wszelkim zrywom przeciwko komunizmowi.
Dumna byłam z tego, ze jest kilka sal poświęconych polskiej "Solidarności".
Na dziedzińcu na dawnym spacerniaku jest pomnik ofiar.

Obrazek



Kolejnego dnia - zwiedzanie skansenu w Sygecie Marmaroskim:

Obrazek

Obrazek

Tradycyjne marmaroskie bramy, zachowane na szczęście nie tylko w skansenie:

Obrazek

Obrazek


Potem wycieczka ze zwiedzaniem kilku cerkwi, z których trzy znajdują się na liście UNESCO:

Deseşti:

Obrazek

Obrazek

Kto zna cyrylicę może przeczytać kogo transportują diabli do piekła:

Obrazek

Obrazek

Budeşti:

Obrazek

Tam nie wolno było robić w środku zdjęć.

Oraz malutka, urocza cerkiewka w Barsana (też nie wolno było robić zdjęć wewnątrz, a wielka szkoda, bo była tam piękna polichromia).

Obrazek

Poza tym odwiedziliśmy miejsce gdzie działa dawna pralka:

Obrazek

Oraz współczesny "cepeliowski" monastyr w Barsana zbudowany na wzór dawnych cerkwi:

Obrazek

Na mnie jednak te małe, autentyczne i stare świątynie robią znacznie większe wrażenie.

Na koniec dnia czekał nas obiad złożony z samych smaczności:

Obrazek

c.d. nastąpi i wreszcie będą większe góry

Autor:  Luiza [ Wt lip 14, 2009 2:32 pm ]
Tytuł: 

Monastyr w Barsana śliczny i okolica piękna. Pralka też niczego sobie :)

Autor:  kefir [ Wt lip 14, 2009 2:39 pm ]
Tytuł: 

Superaśnie, pikne to wszystko. Mozesz napisać trochę dokładniej ile zajął Ci przejazd?

Autor:  Basia Z. [ Wt lip 14, 2009 2:52 pm ]
Tytuł: 

kefir napisał(a):
Superaśnie, pikne to wszystko. Mozesz napisać trochę dokładniej ile zajął Ci przejazd?


W każdą stronę po około 24 godz., wyłącznie komunikacją publiczną.
Z tym ze jadąc "tam" straciliśmy ok 6 godz. przez spóźnienie pociągu. Gdyby nie to - bylibyśmy prędzej.
Koszt przejazdu ok. 120-150 zł w jedną stronę.

Pozdrowienia

Basia

Autor:  Carcass [ Wt lip 14, 2009 3:33 pm ]
Tytuł: 

Bardzo fajne klimaty. Macie jakąś zorganizowaną grupę na takie wyjazdy ?

Autor:  Basia Z. [ Wt lip 14, 2009 3:47 pm ]
Tytuł: 

Carcass napisał(a):
Bardzo fajne klimaty. Macie jakąś zorganizowaną grupę na takie wyjazdy ?


To akurat był wyjazd, który prowadziłam dla biura "Wierchy" z Krakowa.

Ale moi znajomi dość często tam jeżdżą również prywatnie.
Ja też byłam w północnej Rumunii (w różnych rejonach) 2 razy prywatnie i 3 razy prowadząc komercyjne wyjazdy typu "obozy wędrowne".

W tym roku po raz pierwszy byłam bardziej stacjonarnie, nocując w pensjonacie, bo już mi się nie chciało dźwigać cały czas tego ciężkiego plecaka.
Ale i tak w wyższe góry wyszliśmy na dwa dni (i spali w szałasie), bo startując z okolic Sygetu Marmaroskiego to nie jest do zrobienia w jeden dzień.

Niestety dojazdy środkami publicznej komunikacji są fatalne.
A z kolei własny bus lub autobus, który ma się stale do dyspozycji bardzo znacznie podwyższa koszty wyjazdu.

Jadąc w 2-3 osoby można śmiało podróżować stopem (nigdy nie czekałam dłużej niż 10 min. a zdarzało się ze jak nic już nie jechało to całą grupą wracaliśmy stopem rozdzieleni na dwójki i trójki).
Noclegi też się znajdzie gdzieś "u ludzi" którzy są bardzo życzliwi.

Rzecz jasna można też jechać własnym samochodem, chociaż jakość dróg miejscami jest fatalna (zwłaszcza w tych "ciekawszych" górskich miejscach), a rumuńscy kierowcy jeżdżą bardzo "specyficznie".


B.

Autor:  lucyna [ Wt lip 14, 2009 6:38 pm ]
Tytuł: 

Śliczności :D

Autor:  Mazio [ Wt lip 14, 2009 7:13 pm ]
Tytuł: 

Odkąd przeczytałem Jadąc do Babadag fascynuje mnie ten zakątek Europy. Chciałbym tam kiedyś się znaleźć.

Autor:  Basia Z. [ Wt lip 14, 2009 7:25 pm ]
Tytuł: 

Mazio napisał(a):
Odkąd przeczytałem Jadąc do Babadag fascynuje mnie ten zakątek Europy. Chciałbym tam kiedyś się znaleźć.


Mnie fascynuje od dawna.
Chciałabym kiedyś spotkać się ze Stasiukiem i pogadać z nim o bezdrożach Rumunii i Ukrainy.
To nie jest takie całkiem nierealne, gdyż jest on znajomym mojego dobrego kumpla. Tylko w miarę wzrostu jego sławy robi się to realne coraz mniej.
Ale fascynują mnie generalnie te same miejsca - Beskid Niski, wschodnia Słowacja, Ukraina, Rumunia.
Na Bałkanach jeszcze nie byłam, ale zapewne jest tam podobnie.
Takie miejsca, gdzie drugi są dziurawe, po drogach chodzą przez nikogo nie pilnowane krowy, a ludzie są serdeczni i z każdym można wypić kieliszek własnoręcznie przez niego zrobionej wódki.

(przywiozłam taką śliwowicę z Rumunii)

B.

Autor:  gouter [ Wt lip 14, 2009 8:02 pm ]
Tytuł: 

Mnie też Rumunie trochę chodzi po głowie, na razie trzeba spełnić tegoroczne plany, a w przyszłym roku - jak nie zwolnią z pracy to całkiem prawdopodobne. Jakiś dwutysięcznik, malowane klasztory w Bukowinie, a po tych prezentacjach fotograficznych apetyt wzrósł, a jak z dzikimi psami, które sa tam ponoć plagą?

Autor:  Basia Z. [ Wt lip 14, 2009 8:08 pm ]
Tytuł: 

gouter napisał(a):
Mnie też Rumunie trochę chodzi po głowie, na razie trzeba spełnić tegoroczne plany, a w przyszłym roku - jak nie zwolnią z pracy to całkiem prawdopodobne. Jakiś dwutysięcznik, malowane klasztory w Bukowinie, a po tych prezentacjach fotograficznych apetyt wzrósł, a jak z dzikimi psami, które sa tam ponoć plagą?


Tym razem nie mieliśmy żadnych problemów. Ale to dlatego, że z małymi wyjątkami nie chodziliśmy po terenach gdzie był wypas.

Na poprzednich wyjazdach robiliśmy tak, że widząc psy trzeba było cierpliwie stać w oddali i czekać aż nadejdzie pasterz, który zawoła je do siebie.
Ewentualnie coś wołać z daleka aby zauważył.
One po prostu pilnują stada i reagują kiedy (wg nich) ktoś zbliża się na tyle aby stanowić zagrożenie.
Jak się stoi z daleka nic nie robią ani też same nie atakują.
Natomiast gdyby się wlazło w środek stada owiec mogły by stanowić zagrożenie.

B.

Autor:  Markiz [ Wt lip 14, 2009 8:14 pm ]
Tytuł: 

Mazio napisał(a):
Jadąc do Babadag

Przereklamowane. Senna dziura a ta rzekoma "tureckość" dawno wywietrzała. Takie jest moje wrażenie, jeszcze z czasów Causescu.
Natomiast tkwi w pamięci prysznic w łaźni na campingu w Alba Julia. Prysznic w kaloszach (coś mnie tknęło zabrać, pewnie po powodzi na campingu nad Balatonem) - woda z gównami, tak na 20 centymetrów.

Autor:  Basia Z. [ Wt lip 14, 2009 8:33 pm ]
Tytuł: 

Markiz napisał(a):
Mazio napisał(a):
Jadąc do Babadag

Przereklamowane. Senna dziura a ta rzekoma "tureckość" dawno wywietrzała. Takie jest moje wrażenie, jeszcze z czasów Causescu.
Natomiast tkwi w pamięci prysznic w łaźni na campingu w Alba Julia. Prysznic w kaloszach (coś mnie tknęło zabrać, pewnie po powodzi na campingu nad Balatonem) - woda z gównami, tak na 20 centymetrów.


A bo Ty Markiz masz błękitną krew, nie przyzwyczajony jesteś do niewygód.
A ja musiałam właśnie spać w bacówce na podłodze wraz z mokrymi butami. I obudziłam się w nocy z twarzą prawie w tych butach.

Jednak nie powiem - po powrocie do pensjonatu wykąpałam się z dużą przyjemnością (łazienka była w każdym pokoju)

Teraz wiele miejsc noclegowych ma standard na prawdę europejski, niestety ceny też europejskie.

U nas tez od 30 lat coś się jakby zmieniło.

B.

Autor:  Mazio [ Wt lip 14, 2009 8:35 pm ]
Tytuł: 

Nie zgadzam się! Rozdział o Albanii i ten z deltą Dunaju zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Podaj jakieś inne przykłady do konfrontacji wiedzy o tych rejonach. Przy okazji podoba mi się rownież styl autora.

edit:
trafiłem na tą książkę przypadkiem - na brytyjskim ebayu - nie mając pojęcia co kupuję.

Autor:  Basia Z. [ Wt lip 14, 2009 8:39 pm ]
Tytuł: 

Mazio napisał(a):
Nie zgadzam się! Rozdział o Albanii i ten z deltą Dunaju zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Podaj jakieś inne przykłady do konfrontacji wiedzy o tych rejonach. Przy okazji podoba mi się rownież styl autora.


Delta Dunaju to chyba jedyne nie-górskie miejsce, w które bardzo chciałabym pojechać.

B.

Autor:  Vespa [ Wt lip 14, 2009 8:44 pm ]
Tytuł: 

Świetnie mi się czytało i oglądało. O tym cmentarzu gdzieś niedawno czytałam - przemistrz :lol: W ogóle ciekawe klimaty, chętnie zobaczę więcej.

Autor:  piomic [ Wt lip 14, 2009 8:52 pm ]
Tytuł: 

Skąd Ty, Baśka takie miejscówki wyciągasz? Discovery się chowa...

Autor:  Carcass [ Śr lip 15, 2009 7:37 am ]
Tytuł: 

Basia Z. napisał(a):
To akurat był wyjazd, który prowadziłam dla biura "Wierchy" z Krakowa.


O - znajome klimaty. Basiu gdybyś planowała jakiś wyjazd zorganizowany w Fogarasze to daj znać. Jak tylko miałbym trochę czasu to chętnie bym się wybrał. Mam na myśli przejście głównej grani Gór Fogarskich.

Autor:  Basia Z. [ Śr lip 15, 2009 9:34 am ]
Tytuł: 

No to kontynuuję:

W końcu w środę rano licząc na lekką przynajmniej poprawę pogody wynajęliśmy w już zaprzyjaźnionej firmie transportowej busa i pojechaliśmy w góry (ok. 80 km od naszego miejsca pobytu).

Obrazek

Podchodzimy najpierw ok. 8 km szeroką doliną do miejsca gdzie jest "schronisko", niestety na głucho zamknięte.
W pobliżu pałętają się tylko jakieś zwierzaki, a pracujący w pobliżu drwale powiedzieli nam, że na Popa Iwana Marmaroskiego da się podejść płajem przez Rypę (można bez problemu porozumieć się po rosyjsku, bo rejon ten zamieszkują Ukraińcy).

Obrazek

Specjalnie dla Markiza - zwracam uwagę jak atrakcyjny może być współczesny strój turystyczny.

Idziemy dalej szeroką drogą wprost do góry grzbietem Rypy. Droga jest zaznaczona na dwóch mapach - przedwojennej polskiej WIG-ówce (nadal jest to najlepsza dostępna mapa tamtego rejonu, niestety nie obejmowała całości naszej trasy) oraz na wojskowej mapie radzieckiej.
Mimo tego że droga była szeroka dwukrotnie miała ślepe odnogi i gubiła się w krzakach nie do przejścia.
Wtedy wracaliśmy po kilkadziesiąt metrów deniwelacji w dół i próbowali ponownie w inną odnogę drogi.
W końcu po około dwóch godzinach podejścia wyszliśmy na rozległą połoninę, gdzie zrobiliśmy sobie jakieś jedzonko i zaczęli podejście odkrytym terenem.

Niestety pogoda zaczęła się pierniczyć. Mieliśmy bardzo wiele szczęścia, bo tuż przed deszczem dotarliśmy do zagubionego na rozległej połoninie starego i nie używanego szałasu pasterskiego.

Obrazek

Szałas nie był w najlepszym stanie, ale o dziwo do środka nie padało.

Obrazek

Natomiast na nocleg niezbyt się ten szałas nadawał, w środku była po prostu owcza i końska ubikacja. Jedynie stryszek był jako-tako zdatny do użytku. Z braku innego miejsca myśleliśmy już nawet o noclegu tam, chociaż była dopiero godz. 15.
W końcu jednak przestało lać i wyszliśmy ponownie na trasę wznosząc się nadal grzbietem Rypy.

Obrazek

Już nie padało, ale trawa była bardzo mokra, przez co wszystkim przemokły buty, a chwilę później weszliśmy w chmury i zrobiła się taka mgła, że widoczność była w granicach 20 m.

Wg obu map - tej WIG-owskiej i tej radzieckiej jakieś 200 m deniwelacji poniżej szczytu Rypy (ma ona ok 1700 m n.p.m.) prowadził jej zboczem wyraźny płaj trawersujący ją od wschodu. Podchodząc wprost do góry grzbietem nie było szans na niego nie trafić (jeżeli nadal istniał). I na ten płaj mimo mgły rzeczywiście trafiliśmy. Obejście góry trwało około 2 godz. niestety nic nie widzieliśmy.
Powiedziałam grupie "jeżeli do 17 nie spotkamy innego miejsca noclegu - wracamy do tego dziurawego szałasu"
Na szczęście tuż przed 17, w pewnym krótkim momencie wiatr rozwiał chmury i z daleka przed sobą zobaczyliśmy całe zgrupowanie szałasów położonych dość nisko, ale przed nami.
No to już było gdzie spać.

Podeszliśmy bliżej. Ponieważ dochodziła już 18 a do szczytu Popa Iwana było jeszcze ok 500 deniwelacji ponadto kompletnie nic nie było widać zdecydowałam (a wszyscy się z tego ucieszyli) że najbliższą noc prześpimy w szałasie, a kolejnego dnia wejdziemy na Popa Iwana, tym bardziej ze prognozy otrzymane SMS-em z Polski były raczej pomyślne.

Tak więc podeszliśmy do szałasu, miejscowi pasterze (17 letnie rodzeństwo) nie byli zachwyceni naszą wizytą ale udzielili nam gościny.
Ze względu na szczupłość miejsca 4 osoby musiały spać jakieś 500 m dalej w osobnej budce. Tymczasem jednak wszyscy coś zjedliśmy i zaczęli suszyć kompletnie przemoczone buty i skarpetki.


Obrazek


Obrazek


W końcu około 22 położyliśmy się spać. Cztery osoby wyszły spać w osobnej budce, 6 osób na szerokiej ławie, ja na karimacie na podłodze obok butów. W nocy obudziłam się z twarzą niemal w tych butach.

Niestety okazało się, że w nocy nasi "mili" gospodarze nas okradli, najpierw dostali od kolegów czekoladę, a potem w nocy sami przetrząsnęli niektóre plecaki zabierając słodycze i czekolady. Nie ruszyli tych plecaków, które były zawinięte w ochraniacze przeciwdeszczowe (np. mojego).

Jednej z dziewczyn zginęły kijki trekkingowe, na szczęście nie nowe, ale i tak była to duża strata.

Rano była piękna pogoda.

Obrazek

Śniadanie zjedliśmy obok miejsca noclegu naszych kolegów (to ta budka):

Obrazek

Z takim pięknym widokiem na sąsiedni Farkaul:

Obrazek

Jedna z moich ulubionych gór, byłam na niej dwa lata wcześniej. :-)

W końcu zaczęliśmy podejście.
Poniżej naszego pierwszego odpoczynku linia granicy:

Obrazek

Kwiaty na trasie:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kotły polodowcowe:

Obrazek

I wreszcie na szczycie.

Chmury były na tyle łaskawe, że ze szczytu odsłonił się nam widok na Czarnohorę.

Na ostatnim planie czarnohorski Pop Iwan.

Obrazek

Oraz Pietros i Howerla:

Obrazek


Na pierwszym planie też Pietros - Marmaroski.
Ze szczytu Popa Iwana widać aż cztery Pietrosy - oprócz dwóch wymienionych Budyjowski i Rodniański.

Na szczyt dotarła para Polaków z Bielska, zrobili nam zdjęcie (akurat przyszła chmura i zrobiło się zimno):

Obrazek

Zaczęliśmy zejście.
Rzut oka wstecz - na szczyt:

Obrazek

I w przód - na Farkaul i Michajłek.

Obrazek

Zdjęcie kolegi sprzed dwóch lat:

Obrazek

I widok dwa lata temu spod Farkaula na Popa Iwana Marmaroskiego.

Obrazek

W tych górach podobają mi się rozlegle szerokie przestrzenie, w żadnych innych znanych mi górach (nawet chyba Alpach) nie czuje się tej przestrzeni tak bardzo.

To ma jednak swoje ujemne strony. Zejście na dół trwało bardzo długo, a w końcu 10 km drogą doliną.

Obrazek

Jednak udało się, złapaliśmy stopa, potem drugiego stopa, w końcu 60 km taksówką (są znacznie tańsze niż w Polsce) wróciliśmy do domu około północy.

Kolejnego dnia tylko łagodny i przyjemny spacer sadami i łąkami w górkach w pobliżu Sygetu Marmaroskiego.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pogoda piękna, na horyzoncie widać było nawet Gorgany.

I te piękne płoty i ukwiecone łąki.

Obrazek

Obrazek

Na koniec pożegnalny obiad z grilla.

Obrazek

I niestety wyjeżdżamy:

Obrazek

I to by było na tyle.

Basia

Strona 1 z 1 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/