Forum portalu turystyka-gorska.pl
http://turystyka-gorska.pl/

Breżniew i inni, czyli kolejny kawałek Orlej Perci
http://turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=7929
Strona 1 z 2

Autor:  świnia na świnicy [ Pn lip 20, 2009 1:08 pm ]
Tytuł:  Breżniew i inni, czyli kolejny kawałek Orlej Perci

Noc ze środy na czwartek
3.40 – wsiadam w autobus przelotowy z Puław do Z. O jakimkolwiek śnie ciężko mówić – jedzie banda idiotów wracających z jakiegoś meczu. Gadają głupoty, suszą pieniądze na podłodze. Czuwam w trybie stand-by. W okolicy Nowego Targu zaczyna lać, błyskać i migać, co napełnia mnie zrozumiałym optymizmem. W okolicach szóstej rano wypadam z autobusu na dworcu PKS w miejscowości Z. Do odjazdu pierwszego busa w stronę Palenicy mam jeszcze prawie godzinę – zakupy, śniadanie, szlugi, odjazd.

Poranek piękny czwartkowy
Budka przy wejściu na teren TPN inkasuje ode mnie złocisze za wstęp. Uzbrojona w kijki marki Polsport za pięć tysięcy dolarów ignoruję zaproszenie właściciela fasiąga i idę. Cel – Dolina Pięciu Stawów. Przy Wodogrzmotach zaczynam mieć lekko dość, wyłażą ze mnie dwie nieprzespane noce, mimo to skręcam w prawo i dzielnie brnę dalej przez las. W tempie emeryckim.

Docieram do polanki na której stoi szałas.
Dobra, przystanek.
Dobra, rozłożę karimatę żeby się nie zaziębić.
Dobra, rozłożę bardziej, odpocznę chwilę. I jeszcze się polarkiem przykryję. O jak przyjemnie.
Kwadransik i idę dalej.

Dwie godziny później otwieram lewe oko i widzę, że kolejna mijająca grupa przypatruje mi się badawczo. Przeciągam się. O, ta pani żyje, dobiega mnie czyjaś diagnoza. Dojrzewam do decyzji ruszenia dalej. Zwijam manele i idę. Powoli i chwiejnie. Kolejny przystanek już wkrótce, obserwacje socjologiczne w miejscu, gdzie szlak rozgałęzia się na stromy skrót i drogę przez Siklawę. Tłumy wybierają Siklawę. W ciągu dziesięciu minut przeciąga obok mnie jakieś sto osób. Wstępuję na kamienne schodki. Zakręt, zakręt, zakręt, zakręt, skrót, zakręt, skrót. Ychu-dychu, już strumyczek od strony schroniska. Jakaś para nabiera z niego wody do butelki. Jestem wredna i nie mówię co o tym myślę. Schronisko. Brak zasięgu, brak siły. Rekord czasowy trasy Palenica-DPS – łącznie ze snem i odpoczynkami ponad pięć godzin. Następnym razem zrobię pierwsze wejście z butlą tlenową.
Kamienne ławy przed schroniskiem wyglądają bardzo zachęcająco. Karimata, śpiwór i spać. Przed wieczorem krótka pobudka na kolację i życie towarzyskie. DPS oblepiony pielgrzymkami z Gdyni, Gdańska i Sopotu. Dwóch okularników przymierzających się w kolejnym dniu do ataku na Zamarłą Turnię. Krzysiek planujący Liptowskie Mury – tajny właściciel firmy Telezakupy Mango ze zbędnikiem turystycznym (etui na etui, serwis z saskiej porcelany na piętnaście osób, waza z dynastii Ming w której wozi śpiwór), no i oczywiście Świnia, z celem przebrnięcia kolejnego fragmentu Orlej Perci.
Dowcip wieczoru: dlaczego Breżniew stoi na mównicy tak sztywno? Żeby mu się elektrolit nie wylał. Ha ha ha, idziemy spać.

Piątek, tygodnia koniec i początek
Czyste niebo w nocy owocuje piękną lampą rano. Wychodzimy z Krzysiem realizować plany. Pierwszy kto wróci zajmuje drugiemu miejsce na kamiennych ławach przed schroniskiem. Krzysiek odbija przy skręcie na Szpiglasową Przełęcz, ja podwijam spodnie i drepcę na Zawrat bez jakichkolwiek ciśnień. Na Zawracie – karimata, drugie śniadanie i czas iść dalej.
Przypomina mi się pierwsze zetknięcie z tym fragmentem Orlej Perci – rok temu, kiedy narodziła się Świnia, skręcaliśmy w stronę Świnicy. Rzut oka w przeciwnym kierunku i błyskawiczna myśl – No k...a na pewno nie, chyba ty, twoja stara i w życiu tam.
Dzisiaj właśnie ten dzień, kiedy k...a na pewno tak, chyba ja, moja stara i właśnie tam.
Początek nie wydaje się wcale taki trudny. Pomału, pomału. Pierwsza zaduma (lepiej brzmi niż „obsrywa”) - w Honoratce. Zalega sporo śniegu, skała wilgotna a łańcuchy śliskie. Przeszkadzają magiczne kijki Polsport za pięć tysięcy dolarów. Mocno zwalniam, a gdy kończy się śliskość ciężko siadam na trawie i uspokajam się nikotyną. Po kwadransie przestają wyglądać jakby mnie wyciągnięto z wody i obeschnięta, pokrzepiona czekoladą ruszam dalej. Robi się fajnie lufiaście – ku własnemu zaskoczeniu nie czuję specjalnego strachu w miejscach eksponowanych, za to coraz głębszą niechęć odczuwam do łańcuchów. Wredne żelastwo wywołuje myśl, że za chwilę z niego spadnę, miejscami jest za długie, miejscami za krótkie, i cały czas brakuje mi trzeciej ręki. Patentuję naprędce sposób – tam, gdzie ciężko mi przejść, czekam aż pojawi się ktoś inny kto przejdzie, a ja za nim, jego śladami. W związku z tym tempo mam żółwie, ale w zasadzie nigdzie mi się nie spieszy. Jeden z mijających mnie chłopaków stwierdza, że o piętnastej będą godzinki, więc się za mnie pomodli. Uprzejmie dziękuję i macham mu na pożegnanie.

Na płytach nad Zamarłą Turnią umiera z pragnienia dwóch taterników z Żywca. Chcą przehandlować karabinek za łyk wody. Przysiadam z nimi na chwilę i negocjuję stawkę – przypadkiem mam przy sobie uprząż, więc może pozwolą mi zjechać za wodę? ;) Kolejna ekipa zdążająca od Zawratu depcze po rozłożonej linie. Chłopaki gotują, wyjaśniają mi potem od strony technicznej, dlaczego po linie nie należy deptać. I opowiadają anegdotę o jakimś żywieckim łojancie, który na kursie na słowa instruktora Teraz będziesz asekurował z półwyblinki odpowiedział Nie zabrałem półwyblinki z domu. Żegnam się z chłopakami i idę dalej w stronę drabinki.

Przy drabince – długawy moment zadumy. Najtrudniejszy pierwszy krok, nucę sobie pod nosem, i próbuję jedną nogą, drugą nogą... i nic. Przechodzi grupa małolatów.
Czekam na przypływ odwagi.
Czekam.
Czekam.
Czekam. Fajne widoki, a do zmierzchu jeszcze daleko.
Czekam. Ciekawe, czy tamten chłopak od godzinek pomodlił się w mojej intencji.
Nadciąga rodzina z małą dziewczynką. Dziewczynka zaczyna płakać, uspokaja się wreszcie i asekurowana przez rodziców schodzi na dół.
Ja czekam. Sama nie wiem na co, ale czekam. Siedzę nad przepaścią, dyndam nogami i czekam.
Nareszcie do zejścia motywuje mnie kolejny przyjazny człek, z sercem w dupie stawiam te najtrudniejsze pierwsze kroki na drabince. W połowie drabinki nawet się lekko rozluźniam i wdzięcznie pozuję do fotografii.
Prędka decyzja – w stronę Koziego już dzisiaj nie pójdę, skończyła się woda – dwa litry wyparowały niepostrzeżenie, zaczyna mnie piec skóra i jestem zmęczona. Złażę po łańcuchach w stronę Pustej Dolinki, natykając się po drodze na chłopaków z Pomorza, którzy dzisiaj zrobili Motykę.
Ostatnie łańcuchy dają mi w kość najbardziej. W Pustej Dolince mam ochotę całować ziemię. Wyminęli mnie już chyba wszyscy, którzy tego dnia zdążali tym szlakiem (ostatnia ekipa trzymała się za mną dość długo i wytrwale, jednak nareszcie ze słowami Wie pani, schabowym nam już zapachniało ( :shock: ) to może jednak faktycznie się miniemy) wyprzedzają mnie i oni.
Przy pierwszym śniegu podstawiam pod kapiący strumyczek butelkę, odczekuję aż się napełni i od kopa wypijam półtora litra wody. Przy kolejnym już bardziej rwącym strumieniu operacja się powtarza. Włącza się ssanie. Na trasie nie ma już nikogo – przypominam sobie o żarciu w plecaku, w przyjemnej samotności zjadam na kolację to, co miałam zjeść na obiad i niespiesznie sunę w kierunku schroniska, płosząc po drodze tłustego świstaka.
Z ganku schroniska wita mnie ryk radości – wszyscy już wrócili. Zamykam peleton wypraw dnia piątkowego, zjadam drugą kolację, konstatuję że cierpię na zaawansowaną grilozę. Nic dziwnego że tym tam na górze zapachniał schaboszczak, jestem przypalona... Wbijam w śpiwór, sen poprzedzając krótką rozmową o sztuce.
Dowcip piątku: Dlaczego Breżniew ma na mównicy dwa mikrofony? Do jednego podłączony jest głośnik a drugim podają mu tlen.
Skóra na odnóżach nieznośnie mnie pali.

Sobota
Nie mam siły na nic, za to przybrałam ognistą barwę. W ramach odpoczynku postanawiam udać się w stronę Pustej Dolinki, hobbystycznie polokalizować koleby. Plan ciekawy, wykonanie siada, bo kiedy docieram do Pustej, opatulona w długi rękaw i długie portki dla ochrony przed słońcem, siły starcza mi jedynie na rozłożenie karimaty i gapienie się z cienia, jak kilka zespołów zmaga się ze ścianą Zamarłej i, z drugiej strony, z filarem Koziego. Mam auto! słyszę co i raz, moszczę się wygodnie na legowisku. Ach jak przyjemnie. Spokój mąci czerwony brzuch Śmigła, perkoczący na niebie, kierujący się w stronę Szpiglasowej Przełęczy i zawisający w powietrzu gdzieś w okolicy Mnicha. Na Mnicha dzisiaj napiera ekipa warszawsko-świętokrzyska. Śmigło wraca, leci raz jeszcze, odsuwam na chwilę myśl o tym co mogło się stać, zasypiam.
Kiedy wracam do schroniska, ktoś mówi coś o wypadku w okolicach Mnicha. Zaczynam się znowu trochę martwić. Toprowców nie ma w dyżurce, nie ma zasięgu, nie mam karty do automatu. Na szczęście wkrótce przybywa Słońce Żywca i uspokaja, że ekipa warszawsko-świętokrzyska około południa osiągnęła mnisi czubek. Śmigło latało wcześniej, i okazuje się że wypadek miał miejsce na Hińczowej.
Plan spędzenia kolejnej nocy na kamiennym łożu pali na panewce – gwałtowne oberwanie chmury spędza wszystkich do środka schroniska. Wpycham się na krzywy ryj do zarezerwowanego pokoju. Przybywają zdobywcy Mnicha, melodyjnie chlupocząc. Korytarze zawalone ludem, pielgrzymki od pokoju do pokoju z pytaniami o glebę, swojskie klimaty, butelka, kolacja, jajka na twardo, indoktrynacja potencjalnej nowej forumowej duszy część pierwsza, opowieści o zaklinowanym w którejś ścianie friendzie czyli wspinaczkowy Eskalibur do wydobycia przez wspinacza o czystym sercu, ciasnota i sen. Niektórzy wyspani, inni za cenę dżentelmenelstwa ani trochę.

Niedziela instant
Budzę się o piątej i ruszam, gnana suszą, ekstremalnym szlakiem przez zapchane korytarze do łazienki, bo instynkt podpowiada mi że tam bije źródło kraniczanki. Źródło faktycznie bije, orzeźwiam się lekko i powrót do przepełnionej ósemki. Następna pobudka – w okolicy siódmej, pogoda dupowa, niespieszne pakowanie, niespieszne browary i pada. Schronisko pustoszeje, czekamy na dogodny moment, żeby zejść. Za oknem z wolna przemija mgła, ruszamy w kapuśniaczku, kiedy docieramy do Palenicy – pogoda zaczyna się klarować. Sprawy administracyjno-żywieniowe w Z., rytualna strzemienna dezynfekcja, błądzenie po Z. w poszukiwaniu portek Pomrocznego, jazda w stronę Krakowa, Kraków, pożegnanie z Doktorem, atak na bulwar wiślany poprzez sklep całodobowy. Prosię, masz takie fajne murki i nie próbujesz się wspinać tu? Warszawa atakuje wał przeciwpowodziowy, wraca rozczarowana, straszliwa kruszyzna. W drodze na dworzec częściowo uciekają oscypki a ja się wywalam bo przecież byłoby nieważne bez wyp.lenia się na ostatniej prostej.
Na peronie walka o wejście do pociągu, walka o miejsca, Pomroczny poczuwa się do opieki nad dwiema kobietami i naucza nieekonomicznie rozwalonych gówniarzy, że powinni się ścieśnić i zrobić miejsce, kolejarscy odgwizdują odjazd, salutuję, Warszawa wraca do siebie, zwracając wolność pozostałym oscypkom i pozwalając im jechać do Gdyni.
*FIN*

ps. osobne podziękowania dla Lufki, będącej od pewnego czasu moją inspiracją do działania :)

Autor:  Gustaw [ Pn lip 20, 2009 1:57 pm ]
Tytuł: 

Bardzo ładnie ... :)

świnia na świnicy napisał(a):
Na Zawracie – karimata, drugie śniadanie i czas iść dalej.

Ja to odczytałem :
Cytuj:
Na Zawracie – karimata, drugie śniadanie i czas iść spać.

:lol:

Autor:  świnia na świnicy [ Pn lip 20, 2009 2:06 pm ]
Tytuł: 

:lol: senna pielgrzymka... dużo się spało i często piło (ha dwa o)

Autor:  antyqjon [ Pn lip 20, 2009 2:13 pm ]
Tytuł: 

To je dobre :]

Autor:  Gustaw [ Pn lip 20, 2009 2:29 pm ]
Tytuł: 

świnia na świnicy napisał(a):
:lol: senna pielgrzymka... dużo się spało i często piło (ha dwa o)

W końcu człowiek (świnia też człowiek :wink: ) musi się kiedyś wyspać, nie :?:
:lol:
Jak już sypiasz na wycieczkach to znaczy, żeś rutyniara ... :lol:

PS
Kumpel miał upodobanie wyruszać wcześnie, być pierwszym na grani, obcykać kozy i iść spać. Jak było słonecznie to wracał wieczorem z gębą ostro spieczoną (bo śpiąc na słońcu na 2000mnpm człowiek szybko i solidnie się opala) ... :lol:

Autor:  Lufka [ Pn lip 20, 2009 2:44 pm ]
Tytuł:  Re: Breżniew i inni, czyli kolejny kawałek Orlej Perci

świnia na świnicy napisał(a):
ps. osobne podziękowania dla Lufki, będącej od pewnego czasu moją inspiracją do działania :)

:shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock:
o cholercia, czujem siem taka co nieco zakłopotana....
ale dziękuję

Autor:  Gustaw [ Pn lip 20, 2009 2:44 pm ]
Tytuł: 

Ali7 napisał(a):
Gustaw napisał(a):
obcykać kozy i iść spać

Ekhm... :mrgreen:

:oops:

Autor:  świnia na świnicy [ Pn lip 20, 2009 2:47 pm ]
Tytuł: 

Gustaw napisał(a):
Jak już sypiasz na wycieczkach to znaczy, żeś rutyniara ...

:lol: chyba zacznę propagować, wzorem Gekonów, STGS (Samotną Turystykę Górsko Senną). pomysł coraz bardziej mi pasuje ;)
Lufka napisał(a):
o cholercia, czujem siem taka co nieco zakłopotana....

łiiii tam, gul mi skacze w sposób wyjątkowo pozytywny. jako leń patentowany potrzebuję takiej marcheweczki na końcu kijaszka za pięć tysiączków dolarków (w sam raz pod ćwiartunię żołądkóweczki) :mrgreen:

Autor:  Lufka [ Pn lip 20, 2009 3:00 pm ]
Tytuł: 

a to jeszcze będziesz mieć pare takich fajnych inspiracji 8)

Autor:  karo^ [ Pn lip 20, 2009 3:46 pm ]
Tytuł: 

eeech:(

spisek kocio- wenezuelski sprawił to iż nie dotarłam:(

W mojej głowie powstało podejrzenie, ze czarna ręką wyrzuciła Azję z 4 piętra :shock:

Autor:  świnia na świnicy [ Pn lip 20, 2009 4:03 pm ]
Tytuł: 

Lufka napisał(a):
a to jeszcze będziesz mieć pare takich fajnych inspiracji

domyślam się qrfa :twisted: i bardzo dobrze. mam nieśmiałą nadzieję na uczestnictwo przynajmniej w promilu.
karo^ napisał(a):
Azję

Lunę.
ale dobrze że jest dobrze. następnym razem Wenezuela pod pachę i napieramy - kawałek Orlej jeszcze został 8)

Autor:  Hathor [ Pn lip 20, 2009 4:32 pm ]
Tytuł: 

świnia na świnicy napisał(a):
Niektórzy wyspani
chciałabym ujrzeć tych szczęśliwców :roll:

Autor:  Łukasz T [ Pn lip 20, 2009 4:33 pm ]
Tytuł: 

Hathor napisał(a):
chciałabym ujrzeć tych szczęśliwców


Na przykład ja.

Autor:  świnia na świnicy [ Pn lip 20, 2009 4:35 pm ]
Tytuł: 

:mrgreen:
szczęśliwy to człek, którego Towarzysze kołyszą do snu na wysokościach

Autor:  piomic [ Pn lip 20, 2009 5:22 pm ]
Tytuł: 

A do jakiej ósemki ty rano wróciłaś? Przecież leżakowaliśmy w osiemnaścioro w dziesięcioosobowej dziewiątce...

Autor:  świnia na świnicy [ Pn lip 20, 2009 6:02 pm ]
Tytuł: 

piomic napisał(a):
A do jakiej ósemki ty rano wróciłaś?

weź. mnie się w relacjach potrafią pomylić ze sobą szczyty na które włażę :oops: to się nie przysysaj już do tego, że jedno czy dwa łóżka mi wyparowały z pamięci... :oops:

Autor:  piomic [ Pn lip 20, 2009 7:19 pm ]
Tytuł: 

świnia na świnicy napisał(a):
jedno czy dwa łóżka mi wyparowały

Taa...
To ile ty tych łóżek odwiedzałaś? :mrgreen:
Ale ławki mogliby robić miększe.

Autor:  Mazio [ Pn lip 20, 2009 7:21 pm ]
Tytuł: 

:mrgreen:

musisz częściej chodzić w gory - uwielbiam Twoje relacje ^^

Autor:  Luiza [ Pn lip 20, 2009 7:33 pm ]
Tytuł: 

Zgadzam się z Mazio całkowicie.

Autor:  świnia na świnicy [ Pn lip 20, 2009 7:37 pm ]
Tytuł: 

piomic napisał(a):
To ile ty tych łóżek odwiedzałaś?

bądźmy racjonalni, nie było sensu odwiedzać ich więcej skoro w tym jednym leżało trzech chłopa.
Mazio napisał(a):
musisz częściej chodzić w gory - uwielbiam Twoje relacje ^^

muszę częściej chodzić w góry - uwielbiam jak tak piszesz ^^
na relację klimat musi być. wenong twórczy mnie akurat złapał tym razem :)
edit:
Ali7 napisał(a):
Pójdziesz, nie pożałujesz.

spocę się ze strachu, coś mi tak mówi :| ale pewnie że pójdę ;)

Autor:  Mazio [ Pn lip 20, 2009 7:42 pm ]
Tytuł: 

Razem się możemy spocić, we trojkę, to znaczy na Orlej, no... proponuję wycieczkę 3-go bo mamy do zrobienia od Zawratu do Granatow. Tylko nie wiem jak z noclegiem bo my mamy Murowaniec zarezerwowany... Jakby co to zadzwoń. Jeszcze jest kupa czasu. Niestety...

Autor:  świnia na świnicy [ Pn lip 20, 2009 7:52 pm ]
Tytuł: 

Mazio napisał(a):
Tylko nie wiem jak z noclegiem bo my mamy Murowaniec zarezerwowany...

będziem się zgadywać. a piątki nie macie w planach not at all?
Ali7 napisał(a):
tam się spocisz

to tam też i pewnie tym bardziej :mrgreen:
ale nie zapominaj, że pociłam się już przy okazji Honoratki (głębokie zamyślenie wyczerpuje)

Autor:  Mazio [ Pn lip 20, 2009 8:00 pm ]
Tytuł: 

Chyba nie tym razem. Ogolny plan już jest wykluty, choć zależy od pogody. Po Murowańcu chcemy jechać na Słowację do Terinki, tam do końca tygodnia. Potem powrot i Moko, tutaj może Słoneczko Żywca się z nami spotka. Końcowka to Trzy Kopy, czyli znowu Słowacja sam nie wiem skąd.

Ale zawsze można się rano spotkać gdzieś na Orlej, na przykład na Zawracie... Niech tylko będzie pogoda!

Autor:  Jacek [ Pn lip 20, 2009 8:28 pm ]
Tytuł: 

No Prosiak, to jeszcze jeden z piękniejszych kawałków Ci się został ;)

Autor:  świnia na świnicy [ Pn lip 20, 2009 8:34 pm ]
Tytuł: 

Ali7 napisał(a):
świnia na świnicy napisał(a):
ale nie zapominaj, że pociłam się już przy okazji Honoratki

Przywykniesz. Kij z Honoratką, wystarczy dwa metry nad ziemią, próba zejścia z pnia i składający się kijek. Uczucie opadania kroczem w stronę sterczącego ostrego konara - bezcenne :twisted:


:shock: ałcz. ale nie odbieraj mi prawa do cykora w określonych warunkach. tak jak pisałam, ekspozycja to pikuś w porównaniu z nieokreślonym uczuciem jaki wywołuje we mnie myśl o luźnych łańcuchach. dumam rekreacyjnie czy by nie spróbować na OP z lonżą i porównać doznania. w sumie, czemu by nie, sprawa jest rozwojowa.

Ali7 napisał(a):
Serio - nigdy w życiu nie miałem w górach takiego cykora, jak w tej zafajdanej dżungli :lol:

ech, bardziej niż Twoje dżungle cieszą mnie kamyczki ;)


Ali7 napisał(a):
świnia na świnicy napisał(a):
(głębokie zamyślenie wyczerpuje)

Ale nie boli? :twisted:

no co ty. siano? boleć? ;)

Jacek napisał(a):
No Prosiak, to jeszcze jeden z piękniejszych kawałków Ci się został ;)

ta emotka na końcu silnie mnie niepokoi. tysiące ukrytych przestróg. brrrr.

Autor:  piomic [ Pn lip 20, 2009 8:36 pm ]
Tytuł: 

świnia na świnicy napisał(a):
Mazio napisał(a):
Tylko nie wiem jak z noclegiem bo my mamy Murowaniec zarezerwowany...

będziem się zgadywać. a piątki nie macie w planach not at all?
A po co Ci piątka?
Słońce miał zarezerwowane 4 miejsca w 10-tce i ile nas wlazło?
Jak Mazio ma 2 miejsca to z pół foruma wlezie... 8)

Autor:  świnia na świnicy [ Pn lip 20, 2009 8:44 pm ]
Tytuł: 

piomic napisał(a):
Słońce miał zarezerwowane 4 miejsca w 10-tce i ile nas wlazło?

:shock: był tam? nie zauważyłam.
a właśnie. Jacek. ty już wiesz co. bo jak nie, to zrobię voodoo z batonika i... :twisted:

Autor:  Jacek [ Pn lip 20, 2009 8:47 pm ]
Tytuł: 

świnia na świnicy napisał(a):
zrobię voodoo z batonika

;) :mrgreen:
niebawem spakuję ;)

Autor:  piomic [ Pn lip 20, 2009 9:02 pm ]
Tytuł: 

świnia na świnicy napisał(a):
piomic napisał(a):
Słońce miał zarezerwowane 4 miejsca w 10-tce i ile nas wlazło?

:shock: był tam? nie zauważyłam.
A myślisz, że nie był? Przecież burza wszystkich śpiochów kosówkowych pod dach zapędziła. Na bank był (w przebraniu) i zdjęcia ukrytym w getrach aparatem robił.

Autor:  Sofia [ Pn lip 20, 2009 9:28 pm ]
Tytuł: 

Jeśli kiedyś w górach doleci cię zapach kotleta schabowego...
:lol: :lol: :lol:

Strona 1 z 2 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/