W ostatnie dni sierpnia udałem sie z moją żoną Moniką w Tatry na 5 dni.
22 sierpnia przyjeżdzamy do Zakopanego a tam leje
No to się kwaterujemy i ruszamy na krupówki zjeść grule z gziką. Nic się tego dnia nie uda zrobić bo po południu przyjechalismy no i ten deszcz. W telewizji zapowiedzieli, że będzie nazajutrz po południu przejaśnienie więc zasypiam z wielką nadzieją, że będzie chodzenie po górach

Na skoczni jest letnie Grand Prix w skokach, ale jakoś nie mamy na nie ochoty.
Niedziela 23 sierpnia, Dolina Chochołowska
Rano pobudka a za oknem lipa, gorszy deszcz niż w sobotę. Do południa odliczam godziny i nic. 12:00 jak lało tak leje. Dostałem doła. Ale jakoś po 13:00 deszcz zamienił się w mżawkę. Ja dalej muchy w nosie przez te pogodę ale Monika decyduje, że idziemy się rozgrzać w Dolinie Chochołowskiej. Spacerek do schroniska i spowrotem na rozruszanie się i poprawę humoru. Ludzi prawie zero tylko my krowy i owce. Góry w chumrach. W schronsiku jedzonko i powrót. Prognoza pogody na poniedziałek: bezdeszczowo i słonecznie

. Decyzja: Rysy albo Przełęcz pod Chłopkiem.
Poniedziałek 24 sierpnia, Palenica -> Morskie Oko -> Przełęcz pod Chłopkiem -> Morskie Oko -> Palenica
Pobudka z rana. Pogoda super. Pakujemy wyżerkę i cherbatę i na busa. Do Morskiego Oka ludzi nie wiele. Nad Morskim Okiem też w miarę luźno. Ale trochę tam zamarudziliśmy (musieliśmy zjeść jajecznicę i szarlotkę), WC, zdjęcia. W tym czasie już trochę się tłoczniej zdążyło robić.
Gdy robiłem zdjęcia znad Morskiego Oka ktoś stał z boku i robił panoramę kamerą. Nagranie komentował:
"...widać ładnie Chłopka, wczoraj tam byliśmy...". No wtedy sobie pomyślałem, że chyba jestem z cukru bo w taką pogodę nosa nie wyściubiłbym z doliny

a tutaj pan zrobił Chłopka z córką zdaje się. Pomyślałem, że dziś w takim razie nasza kolej ale w wersji bardziej lajtowej - słonecznej

Jakieś chmurki akurat gdzieniegdzie się wyłaniały spoza szczytów. Nad Czarnym Stawem pod Rysami tez zmarnowaliśmy z 20 minut bo na rozdrożu jeszcze ćmiła się w głowach opcja na Rysy. Staliśmy tak i patrzyliśmy jak się rozkładał ruch na rozdrożu. Około 95% ludzi a troche już ich przybywało kierowało się na Rysy. Pokusa była silna więc i my też tam ruszyliśmy. A co Rysy to sprawa honoru

No ale po 300 metrach stwierdziłem, że na Chłopku będzie jednak kamerlaniej i zrobiliśmy odwrót. Szlak na Chłopka okazał się strzałem w 10. Ludzi jak na lekarstwo widoczki super do pewnego momentu bo w końcowej fazie już było tylko mleko (dlatego trzeba będzie tam wrócić ). Na samej przełęczy posiedzieliśmy 40 minut bo a
"nóż widelec się coś odsłoni". W tym czasie ochłonęliśmy więc w ruch poszły czapki, nogawki, herbata i bułki z bundzem. Odsłoniło się dosłownie na chwilę po Słowackiej stronie, to musiało wystarczyć. W drodze powrotnej też lepsza widoczność.
Coś mi żona zameldowała, że odczuwa dyskomfort w okolicach żołądka od tego włażenia na kolanach (jest niska). Nic to ale twardo sobie radziła. Co raz patrzyłem na nią czy daję radę ale to twarda sztuka. Potem jeszcze się przyznała, że coś jej but zmasakrował stopę i z każdym krokiem pojawiał się grymas cierpienia na twarzy

Koniec końców ze szlaku wróciliśmy sczęśliwie choć z Moka do Palenicy było tak ciężko, że nam 2:30h zeszło i korzystanie ze skrótów nie było możliwe. Po wyjściu z busa oboje trzęsliśmy się jak osiki. Widać kondycja słaba i oragnizmy nie dają rady

Żołądek za to ustąpił po wizycie w aptece i użyciu medykamentów. Ale postanawiamy, że na drugi dzień wstajemy o 9:00 i połazimy lekko jakoś.
Wtorek 25 sierpnia, Palenica -> Dolina Pięciu Stawów -> Krzyżne -> Dolina Gąsienicowa -> Kuźnice
Samoistnie bez budzika wstajemy jakoś po 6:00. Rzut oka za okno i wstajemy bo przeca nie można zmarnować takiej pogody. Żołądek ok, tylko nogi bolą ale to się zdaża w górach, trzeba rozchodzić

. Tym razem ze względu na stopę Moniki wybieramy lżejsze obuwie. Jeszcze tylko kupiliśmy sobie ubezpieczenie na Słowację, które było nam potrzebne na następny dzień. W Palenicy kupiliśmy sobię książeczkę GOT na pieczątki. Mięliśmy pójść do Doliny Pięciu Stawów na szarlotkę i tam wymyśleć drogę powrotną. Padło na Krzyżne bo nie jest jakieś uciążliwie trudne a nas tam nigdy nie było. No i kurcze jestem pod wrażeniem tego szlaku. No długi jak diabli ale widoki są, nie ma co. Żonie szlak też się podoba. Nie śpieszyliśmy się tego dnia. Fajnie, że się udało odwiedzić D5SP i Gąsienicową za jednym razem. Na samym szlaku na Krzyżne ludzi za wiele nie było. Na samej przełęczy już trochę więcej wracających z Orlej Perci. Byliśmy z żoną kiedyś na Zawracie teraz wdrapaliśmy się na Krzyżne zatem można powiedzieć, że Orla Perć zaliczona

No ale kiedyś trzeba będzie się z nią zmierzyć narazie znamy start i mete.
Środa 26 sierpnia, Stary Smokowiec -> Dolina Pięciu Stawów Spiskich -> Przełęcz Lodowa -> Jaworowa Dolina
Nasz słowacki debiut

Pomysł na przejście tej trasy zrodził się po przeczytaniu
relacji Elfki (dzięki wielkie) bo przyznam szczerze, że nie wiedziałem jak w ogóle "urgyźć" słowacką stronę kwaterując się w Zakopcu (nie wiedziałem o Stramie - taki leń ze mnie). No więc raniutko pierwszym autobusem (już z autobusu widoki na Łomnicę odlot) do Smokowca i stamtąd kolejką na Hrebienok. Potem marsz do Schroniska Zamkowskiego gdzie jemy słowackie specjały (bryndzowe pierogi i ziemniakowe gule). Ruszamy do Doliny Pięciu Stawów Spiskich. Droga widokowo ekstra. Łomnicka Grań robi wrażenie. W dali już u góry widać schronisko Teryego. Wydaje się być na wyciągnięcie ręki. Ale jednak trzeba kawał drogi pod górę wleźć, ale warto! Po drodze mijamy tragarza co niesie towar do Terinki. W schronisku miłe połączenie kapuśniaka i kofoli, kupujemy sobie jeszcze po T-shircie, robimy zdjęcia stawów i w drogę dalej zielonym. Na rozdróżu jeszcze wahanie:
Ja:
"a może Czerwoną Ławką byśmy prześli?"
Monika (patrząc na ludzi wiszących na łańcuchach):
"a mam dość łażenia na kolanach"
W sumie to już planu lepiej nie zmieniać więc leziemy ku Lodowej Przełęczy. Po drodze mijamy namioty chyba pracowników, którzy cywlizują szlak przy pomocy drewnianych bali. Reczywiście miejscami jest dość sypko. Na przełęczy jesteśmy tylko we dwoje potem jeszcze ktoś nas mija. Panoramy błogie

Schodzimy do Jaworowej Doliny. Zejście było malownicze. Z dołu widoki też są tam pierwszorzędne. Pod koniec jeszcze trochę lasu, w którym same miśki na nas czychały za każdym drzewem. Włączamy dopalacze bo czas wydaje sie być niezły i pojawiła się nadzieja, że zdążymy na autobus przed 18:00. Na mapie niestety przeoczyłem ostatni 40 minutowy odcinek do samej Jaworzyny o czym poinformowałem mocno już zmęczoną małżonkę. Ja już poddałem się. Już oczami wyobraźni widziałem jak zmęczeni czekamy 2h na następny kurs albo jak drepczemy asfaltem do Łysej Polany. Trasa, którą przeszliśmy tego dnia była dla nas niezłym wyzwaniem i jeszcze doszło zmęczenie bo to w sumie 3 dzień łazęgowania. Spowodowało to, że zaczęliśmy trochę na siebie patrzeć z pod byka

. Więc jeszcze bardziej przycisnęliśmy i w milczeniu pokonywaliśmy ostatni odcinek. I zdążyliśmy! Końcówka to był 300m bieg w tych buciorach z plecakiem i machanie rekoma bo z daleka widzieliśmy podjeżdzający autobus i do końca nie byliśmy pewni czy kierowca nas widzi i zaczeka. Zaczekał. Radość wróciła na nasze twarze. Będzie dziś jeszcze piwo na Krupówkach pomyślałem.
Oba słowackie schroniska nam się spodobały takie przytulne i ceny ok.
Następnego dnia żegnaliśmy stolicę Tatr.
Aha i mimo, że w radio trąbili, że na szlakach tłumy to na tych trasach, które zrobiliśmy nie było nic a nic tego odczuć.
Więcej zdjęć:
http://picasaweb.google.com/mkossowski/ ... 2923016114