Kolejna wyprawa z cyklu poznawanie tego co jeszcze w Tatrach nie poznałem. Po tak długiej przerwie narazie na jakieś hardcory mnie nie ciągnie, narazie...
a zaległości spore. Po Jaworowym Szczycie przyszedł czas na kolejny cel, który chodził mi po głowie - Hruby Wierch. Od samego początku pogoda nas nie rozpieszcza. Jednak tuż przed przełęczą Bystry Przechód pojawia się nadzieja
Słoneczko z chmurami daje ciekawy efekt
Od przełeczy od razu ruszamy granią w stronę szczytu. Niestety na grani widać że lato w Tatrach sie kończy. Grań na początku nie jest trudna ale jest oblodzona a w wiekszości jest eksponowana więc nie idzie się zbyt komfortowo. Na dodatek znowu nic nie widać...
Łatwą granią wchodzimy na Furkot. Dalej grań robi się nieco trudniejsza a te oblodzenia sprawiają że w niektórych miejscach naprawde robi się gorąco. Jednak mocna skała z wieloma chwytami powoduje, iż szybko docieramy na szczyt. W nagrodę chmury zaczynają się rozstępować. Na poczatek ukazuje się nam Orla Perć
i Grań Hrubego
Chmur jest z kązdą chwilą mniej.
Grań, którą przeszliśmy
W chmurach pokazuje się Gerlach...
...Miegusze...
...Szczyrbski Szczyt i Grań Baszt (co tam w tym stawie siedzi)...
...Krywań...
Na szczycie jesteśmy 1,5h po czym Grania wracamy na Furkota a z tamtad schodzimy starym szlakiem wprost do Doliny Furkotnej. Ostatnie zdjecia
Z dołu grań, którą przed chwilą szliśmy
