Z Maćkiem było się spotkać najtrudniej (pogodofob

). W końcu udało się umówić na piątek, ostatni dzień mojego październikowego pobytu. Rano wstaję – pada i ogólnie syf. Mam wątpliwości, czy Maciek przyjedzie. Patrzę przez okno – a cóż to za czerwony klasyk stoi już pod strażą? Szybko się ogarniam i wspólnie już, ze względu na nieciekawa pogodę rezygnujemy z Mnichów na korzyść Kieżmarskiego. Miny mamy nietęgie, ale im bliżej celu, tym pogoda wydaje się być coraz bardziej do zaakceptowania. Do Skalnego Plesa (Łomnickiego Stawu) wjeżdżamy sobie w parę minut kolejką, oszczędzając 2,5h dymania po stoku narciarskim. Stacja górna jest jeszcze w chmurach. Na rozgrzewkę robimy sobie rundkę dookoła stawu.

Podchodząc na Rakuską Przełęcz doznajemy przyjemnego uczucia związanego z inwersją termiczną. Pogoda na przełęczy jest już piękna, więc w korytku kamiennym (jak na Lodowym) robimy sobie mały piknik. Kilka zdjęć morza chmur i ruszamy wyraźną percią w stronę Małego Kieżmarskiego Szczytu, który po niedługim czasie i stosunkowo łatwej drodze osiągamy. Piękne widoki animują nas do zrobienia dłuższej przerwy. Znowu focę. Przejście z Małego Kieżmarskiego na Kieżmarski szczyt jest fajne i zajmuje niewiele czasu tak, że niebawem stoimy na 2558npm.
Widok stąd zaiste zacny: Łomnica jak na dłoni, Durny w zasięgu ręki i... no właśnie, ukryty, podstępny powód, dla którego Maciek się ze mną na tę wycieczkę w ogóle wybrał – Widły. Muszę przyznać, że w istocie piękne. Maciek się im przyjrzał z bliska. Popaśliśmy się na szczycie do woli przy pięknej pogodzie, ale czas schodzić. Po drodze zahaczamy jeszcze o Huncowski szczyt i spokojnie po złomach podążamy w dół do górnej stacji kolejki. Niestety, jak to już często bywało, właśnie przed pięcioma minutami odjechał ostatni wagonik, więc chciał nie chciał schodzimy owym stokiem narciarskim bez nart i śniegu w dół.
A oto kilka fot bez komentarza:







