Kiedy kolejny raz robisz coś o czym marzyłeś, gdy kolejny raz przekraczasz swoją granicę, gdy czujesz przestrzeń, powietrze i pustkę pod Twoimi nogami wiesz, że to co robisz jest warte całego tego poświęcenia, wiesz, że chcesz robić to dalej.
Kiedy kolejny raz wchodzisz na górę, która nie tak dawno była tylko w sferze Twoich marzeń, z Twojego spisu celów wykreślasz jeden cel ale jednocześnie pojawia się kilka innych. Wierzę, ze tak można całe życie i przez to można być szczęśliwym, bo ciągle spełnia się swoje marzenia i jednocześnie ma się do czego dążyć.
Nie napiszę tutaj dużo, bo cóż można napisać... trzeba tam pójść i samemu pomacać...
Patrzę na naszą grań i nasz cel w oddali, na który wspina się już dwóch Polaków. Wygląda to niesamowicie. Oby tylko pogoda się nie popsuła...
Pierwsza część grani składa się z kilku turniczek, na które wchodzi się na wprost lub wdrapuje się na nie z prawej strony. Schodzi na to dużo czasu, bo trudno się w tak zróżnicowanym terenie asekurować i musimy robić krótkie wyciągi. Szczególnie ciekawym miejscem jest niewysoka przewieszka, nad którą chwilkę się pogłowiłem, a także ciekawą sprawą jest wspinanie się po grani licznych tutaj skalnych koni. Lufa na ostrzu grani dodaje smaku całej tej zabawie. Cały czas zmieniamy się na prowadzeniu.
Dochodzimy w końcu do miejsca skąd ostatnio się ewakuowaliśmy. Hak Maćka dalej tam był ale zostawiamy go bo wyraźnie się tutaj przyda. Zemsta będzie słodka...
Teraz z grani wchodzimy w ścianę, gdzie ma być owo najtrudniejsze miejsce na drodze. Nie jest ono o dziwo trudniejsze dla nas od przewieszki.
Spotykamy tą drugą ekipę, która już zjeżdża ze szczytu. Trochę gadamy, musimy się jakoś pomieścić na stanowisku. Oni od nas dostają informacje jak zjechać na dół, a my od nich jak wejść na górę
A daleko już nie jest....
Jeszcze tylko dwa trawersy, jeden filarek i już wychodzimy na przedwierzchołek.
Ostry padł!
W świetle zachodzącego słońca ciekawie wygląda Spąga i Pośrednia Grań. Ano właśnie zachodzące słońce... trzeba spadać (nie dosłownie

).
Ostry to poważna góra i nie da się z niego tak łatwo wydostać. Jakieś siedem zjazdów nam zafundował (mieliśmy 30m podwójnej liny).
Piękna wycieczka, piękna akcja. Myślę, że jeszcze nie raz wrócę na tą mroczną i piękną górę, a i podczas samej drogi zwrócił moją uwagę inny niesamowity cel... grań od Białej Ławki na Mały Lodowy... i tak w kółko...