Dzień pierwszy zaczynamy od rozgrzewki, trzeba się przygotować i zrobić lekki trening przed następnym dniem.
Ładujemy się na kwatere, przepakowanie prowiantu, sprzętu i wychodzimy na szlak. Najpierw ścieżka pnie się
łagodnie w górę, po kilkuset metrach punkt zaopatrzeniowy, kupujemy napoje energetyzujące i dalej w górę.
Szlak teraz lawiruje między drzewami a po chwili wchodzimy w trawki. Jest dosyć stromo, zatrzymuję się i
spragniony łykam pyszny napój z czerwonej puszki - dodało mi to sporo sił, więc nie zatrzymując się na
dłużej ruszamy dalej. Po pół godzinie przechodzimy pod kolejką, skręt w lewo, ostro w góre i jesteśmy na
kopule szczytowej. Teraz skręcamy ostro w lewo, przedzieramy się przez jakieś krzaczory i jest szczyt!
Hmmm.... tylko te widoki jakieś nijakie, a z mapy wyglądało że ma być tak pięknie.
No to ze szczytu skrecamy znowu w lewo, po raz kolejny te krzaki, na szczęście po paru minutach wychodzimy
na piekną polanę z Zajebiaszczymi widokami!! Wyciągam sprzęt, napoje i w pięknie ogrzewającym słońcu padamy na trawe.
Jest pięknie, robię fotki i patrzę na jutrzejszy cel, bedzie ciężko!!
Nagle telefon, to Kiełbasa dzwoni, że zdobyli Mięgusza, piękny cel! Słońce zaczyna powoli zachodzić, robi się
chłodniej, dobrze że wzięliśmy gorącą herbate, od razu rozgrzewa przyjemnym wiśniowym smakiem.
Czas na zejście, wybieramy drogę poza szlakiem, mam nadzieję że damy rade, bo słońce już zaszło i nie chcielibyśmy
błądzić w ciemnościach.Po kilkuset metrach natrafiamy na stromszy żleb, w mojej ocenie tak gdzieś 0=
schodzimy powoli, nagle uślizg i ladujemy na tyłkach, na szczęście obyło się bez poważniejszych obrażeń.
Dalsza droga juz łatwiejsza, po chwili docieramy do szlaku i bez wiekszych trudności schodzimy w dół.
Dalszej trasy niestety nie pamiętam......
Dobra rozgrzewka przed kluczowymi trudnościami dnia następnego, czas akcji górskiej 6h.
Budzik dzwoni o 6 rano, słońce powoli wstaje, ale nie ma szans się podnieść, łeb napieprza, wychodzimy z 50min opóznieniem.
Droga do schronu przebiega szybko, zamawiamy browar na
kaca i o 9:15 ruszamy dalej.
Po 45min jesteśmy na przeł., co za koszmar! Chwila odpoczynku,
już wiem, że wody braknie - trudno sie mówi, idziemy dalej.
Pół godz. przez kosówki i stajemy na grani, teraz to już lajcik
góra dół góra dół góra dół i przełęcz góra dół góra i przełęcz.
W tym momencie płeć piękna się buntuje:
-
Nie dam rady, idż sobie a ja tu poczekam
- Daaasz radę, jeszcze tylko 1/3, niedaleko
-
Taaaa przecież to daleko i jeszcze takaaa góra
- Albo szczytujemy razem, albo wogóle!
-
No doobra
Lekki trawers i mozolnie pod góre, 30 kroków i oddech 30 kroków i.....
po 40min podejścia jesteśmy, szukam słupka żeby mieć pewność, że jestem na najwyższym punkcie i stoje na szczycie!!
Piżdzi niemiłosiernie, szukamy jakiegoś miejsca żeby się ochronić przed tym zefirkiem. Szamiemy i połykamy wiśniową herbatke, smakuje wybornie!
Rozkładam statyw i próbuje focić, musze mocno trzymać statyw
by mój aparat nie znalazł się w jakimś żlebie poniżej. Udaje mi
się zrobić jakąś fotke na wschód
Póżniej po 10min walki z wiatrem wkońcu na zachód
Koniec tej nierównej walki, składam sprzęt i schodzimy w dół, przez 3 przełęcze i pare pagórków dochodzimy do ostatniego wzniesienia,
okazuje się, że koleś przed nami robi OR, no to my idziemy za nim. Początkowo fajna ścieżka kończy się ujebaniem w kosówkach,
ale warto było zrobić skrót, nadrobiliśmy co najmniej kilkanaście minut.
Po godzinie pijemy zasłużone piwko w schronie ogladając piękny zachód, następne na droge i już po ciemku lądujemy w karczmie na pysznym żurku.
Wierzchołek osiągnięty o 13:25, trudność 0= z miejscem 0- , czas akcji górskiej 12h , było piknie.
Zaloguj
Zarejestruj
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
