"Kto nie ma szczodrej i miłosiernej żony ten się nie dowie jako smakuje... przepustka"
Na przepustkę udaje się także wyrwać git funfla z celi nr 15, na co dzień siedzimy na tym samym bloku.
Punkt 5 ruszamy na południe, kolega w Tatrach robił już grań Krupówek i Gubałówkę, więc nie jest źle. Jak się później okaże, przyniesie nam to dwa wzloty i trzy upadki.
Wybieram trasę łatwą, a zarazem dającą szansę na rozwój poprzez gry i zabawy na świeżym powietrzu.
Kobylarzowy żleb, to miejsce do którego chętnie wracam. Tym razem miejscami na podejściu zalega sporo śniegu - zabawa jest świetna, choć zimą zdaje się, że jest to teren mocno lawiniasty. Zresztą jak widać w tym miejscu już się coś posypało.
Po wejściu na szczyt okazuje się, że "czerwoni" powstrzymują ofensywę ze Słowacji. Po jednaj stronie grani słońce, po drugiej solidna zawierucha. Silny wiatr i marna widoczność towarzyszą nam, aż do zejścia z Kopy. Zdjęć nie będzie...
Podsumowując - kolega Jacek zalicza swoje dwa pierwsze dwutysięczniki - Małołączniak oraz Kopa Kondracka. Dostaje trochę w kość ale radzi sobie całkiem dobrze, dopóki... no właśnie. Dopóki nie wychodzimy na gładką równą jak stół trawiastą polanę. Upadek pierwszy - najzwyklejsze jebudu, upadek drugi - potrójny tulup, upadek trzeci - uduchowiony... plecami na kije ułożone w znak krzyża.