W niedzielę plan był jeden: Tatry. Choć do sprecyzowania celu i wyboru drogi byliśmy odmiennego zdania. Jedni toczyli boje o Wysoką, inni zaś o Kościelec, zaś moją propozycją były „Świnki Dwie”. Była to niejako propozycja, która stała pośrodku relacji trudności drogi do aktualnych warunków pogodowych. Po długich dyskusjach, rozległych argumentacjach i kontrargumentacjach ostatecznie udało mi się przekonać moich towarzyszy co do takiego właśnie planu.
Wyjechaliśmy z Bielska o godzinie trzeciej (czasu letniego;) w składzie: Tomek, Renia, Grzesiek i ja. Potem Żywiec, Pawel Ślemieńska i stop po kumpla Grzecha, a potem prosto do Kuźnic. Plan również obejmował postój na darmowym parkingu w Zakopcu i tego się trzymaliśmy. Potem przez Jaworzynkę na HG. Szybka herbatka, śniadanie i ponowna dyskusja co do celu. W grę wchodziło również przejście z Żółtej na Wierch pod Fajki, ale ostatecznie zostaliśmy przy starym planie. Trochę zaskoczeni małą ilością śniegu ruszyliśmy w stronę Przełęczy Świnickiej.
Potem było już tylko gorzej. Śnieg mokry, a miejscami
w ogóle go brak. Lokalne osunięcia płatów śniegu. Im wyżej tym go mniej. Na przełęczy wieje jak cholera. Tak więc, krótki odpoczynek i w drogę. Na wierzchołek taternicki droga mija nam szybko. Częściowo po skale, częściowo po śniegu w którym raz po raz zapadamy się po kolana. W połowie drogi zamieniamy kije na czekany.
W końcu jesteśmy. W zasadzie nic nie widać. Po chwili jednak widoczność się poprawia i widzimy część dalszej drogi na główny wierzchołek.
Nie widzimy jednak całej grani. Inaczej sobie ją wyobrażałem. Myślałem, że będzie zasypana śniegiem, a szczerbiny pomiędzy skalnymi zębami będą mniejsze. Mając mieszane uczucia co do lotnej - wiążemy się. Dalej idziemy we troje - Renia postanawia poczekać. Droga okazuje się nie trudna, choć bardzo ciekawa, z niezłą lufą po lewej stronie. Mały konik dodaje wrażeń.
Jesteśmy na szczycie. Kilka pamiątkowych zdjęć z pierwszego w tym składzie wypadu i wracamy tą samą drogą na wierzchołek taternicki z krótkim zjazdem na końcu.
Podczas zejścia wypogadza się.
Słońce i dodatnia temperatura zrobiło swoje. Zejście ze Świnki przynosi wiele wrażeń. Śnieg już bardzo mokry, zsuwa się mocno spod nóg. Miejscami nogi wpadają pomiędzy przykryte śniegiem kamienie, co grozi niezłym koziołkiem.
Takim sposobem dochodzimy do Murowańca, w którym z przyczyn obiektywnych wypijamy jednym tchem butelkowego żywca. Tomek i Renia poszli przodem, my zaś z Grzesiem ocieramy się o otwarty w Kuźnicach bar. A potem to już prosto do Bielska.