Forum portalu turystyka-gorska.pl
http://turystyka-gorska.pl/

Krótka opowieść o Królu, Karczmarzu i żelaznej psychice.
http://turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=8729
Strona 1 z 3

Autor:  Mooliczek [ Wt gru 08, 2009 8:35 am ]
Tytuł:  Krótka opowieść o Królu, Karczmarzu i żelaznej psychice.

Ta Góra, i ta droga, wyssała z nas wszystko. Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni byłam tak zmęczona i pozbawiona dokumentnie całej energii. Nigdy wcześniej nie widziałam Jacka w takim stanie, jak podczas tego zejścia. Wcześniej też nie zdarzyło mi się słyszeć własnego krzyku w górach. To było doświadczenie górskie przez duże D.

Czytam opis drogi z WHP: Trudności zimowe odpowiadają alpejskiemu stopniowi AD. „Będzie ciekawie” – pomyślałam. O ile Jck i Brade narobili się w Alpach dróg o podobnych lub niewiele mniejszych trudnościach, o tyle my z Igim nigdy nawet nie powąchaliśmy tzw. Assez Difficile. Nasz max. to PD+, a i tak leciwe, bo mało. Jednak nasłuchaliśmy się tyle o tej drodze, że w połączeniu z ciągłymi zachętami w stylu „dacie radę”, z marzenia zmieniła się ona w nasz górski cel.

Piątek od rana to był jakiś mentalny koszmar, czas ciągnął się nieubłaganie. Miałam wrażenie, że siedziałam tego dnia w pracy dłużej, niż przez cały poprzedni tydzień razem wzięty. Wreszcie nastąpiła godzina zero – jedziemy!

Z Tatrzańskiej Polanki ruszamy o 2.00. Nie ma pełni, ale i tak jest jasno, jak w dzień, nie ma potrzeby używać czołówek. Pod Śląskim Domem pojawiamy się przed 4.00. Wieje i jest mało przyjemnie. Zachodnie zbocza Wielickich Granatów i Staroleśnej są całkowicie czarne, zapowiadają się nam nieciekawe warunki, jak na zimowe wspinanie. Pojawiają się obawy, czy w ogóle będziemy w stanie urobić cokolwiek, na dodatek zaś chmury znacząco obniżyły swój pułap.

Podchodzimy pod słynny „piargowy stożek”, przypominający raczej olbrzymią hałdę gruzu i złomów, i rozpoczynamy wejście Karczmarzem, najdłuższym tatrzańskim żlebem, jedynym tutaj o typowo alpejskim charakterze. Idziemy w dwa zespoły, każdy z pełnym sprzętem i liną 60 metrów. Warunki okazały się dobre, śnieg zmrożony na beton, choć nie było go zbyt wiele. Wreszcie, pojawiamy się pod trudnością techniczną numer 1: progiem, zajmującym całą szerokość żlebu i znajdującym się w ok. 1/3 jego wysokości. Zwykle, jak jest dużo śniegu, nie stanowi on większego technicznego problemu, gdyż widać tylko niewielką jego część. Jego pokonanie zajmuje wówczas średnio ½ godziny. No ale cóż. Jako, że u nas zawsze musi być inaczej, to naszym oczom ukazuje się niemalże w całości odsłonięty skalny mur. Wiemy, że powinniśmy go pokonać od lewej, tam jednak wita nas lodowa ścianka o nachyleniu ok. 70 stopni. Przystawiamy się zatem do niego od prawej strony.

Męczymy się długo, bez sztywnej asekuracji ani rusz. Końcówka po zalodzonych skałach budzi szczególne emocje, Jacek forsuje dzielnie ten odcinek i ściąga resztę do siebie. Siarczysta „motyla noga” wyrywa się z moich ust po tej próbie. To był konkret. Po ok. 90 minutach kontynuujemy wspinaczkę.

Dalej robi się fantastycznie.

Obrazek

Żleb jest na tyle długi, że jest się czym nacieszyć. O 9:45 meldujemy się na Lawiniastej Przełączce. Zdajemy sobie sprawę, że teraz dopiero rozpocznie się „zabawa”. Czytamy raz jeszcze opis z WHP i przypuszczając jedynie, gdzie może być wspomniane „wybitne żeberko” czy inne „siodełko w grani” idziemy szukać dalszej drogi.

Obrazek

Cała nasza czwórka liczyła na to, że ja wraz z Igim będziemy pamiętać tą drogę z naszej ubiegłorocznej wycieczki na Gerlach przez Wielicką Próbę. Nic bardziej mylnego. Oczywiście, droga wyglądała kompletnie inaczej. I oczywiście, wpędziłam nas w warianty z wrótkami i kominkami na czele. Nasz „spacer” zamienił się w niekończącą się historię. To był orientacyjny labirynt, serial brazylijski w odcinkach.

Wreszcie, po 4 godzinach meldujemy się na szczycie Gerlacha.

Obrazek

Widok był niesamowity. Cała Słowacja pod chmurami, efekt inwersji był powalający. Dookoła sporadycznie pojawiał się wierzchołek Kończystej, a za nami Durny z Łomnicą, na zmianę. I oczywiście widmo Brockenu. To uczucie i ten widok wart był każdego wysiłku.

Niestety, musimy szybko schodzić. Wieje niemiłosiernie, zimno jest tak przeszywające, że zaczynamy odczuwać je w każdej cząstce naszego ciała. Król Karpat nie chciał jednak łatwo się nam poddać, a przynajmniej – łatwo oddać. Miał nam jeszcze sprezentować ciekawe przeżycia na zejściu.

Zaczynamy od 120-metrowego zjazdu w dół Batyżowieckiego Żlebu, Jck zaś zostaje na górze, męcząc się z zamarzającym szpejem i decydując się na schodzenie na własnych nogach. Brade jedzie pierwszy, ja za nim. Ze zjazdem męczyłam się okrutnie. Lina była tak ciężka, mokra i miejscami zalodzona, że nie chciała w ogóle przechodzić przez przyrząd zjazdowy. A takie 120-metrów waży swoje. W połowie przepinam węzeł, jadę dalej, aż po czasie bliżej nieokreślonym pojawiam się na końcu liny. Wypinam się i schodzę na dół, gdzie Brade już czeka – tuż nad Batyżowiecką Próbą…

Po jakimś czasie pojawia się również Igi. We trójkę, czekamy na Jck. Czekamy długo. Wreszcie, pojawia się… Wyglądał strasznie. Obwieszony zewsząd szpejem, z dwiema linami na plecach, sprawiał wrażenie galernika, który zaraz padnie na twarz i wyzionie ducha. A na dół jeszcze kawał drogi… Robi się mrocznie. Dosłownie i w przenośni.

Z Próby chcemy zjechać, bez kombinowania. Niestety. Zasada „chcieliśmy dobrze, a wyszło jak zwykle” miała i tym razem zastosowanie. Linowy koszmar. Preclą się, france, jedna z drugą tak, że nie możemy sobie z tym dać rady. W najgorszym odcinku, kiedy we trójkę jesteśmy przypięci do jednej klamry i czekamy na Jck, po zjeździe do nas okazuje się, że lina się zablokowała i trzeba cały odcinek przewspinać do góry… Siarczyste przekleństwa, przemieszane z nutką zrezygnowania padają z naszych ust. Wszyscy jesteśmy już tak zmęczeni, że nikt nawet ze sobą nie rozmawia. „Ja pójdę” – rzuca cicho Jck. Widzieliśmy wszyscy, w jakim jest stanie. Jacek jednak wykazał się niezłomnością, odwagą i żelazną psychiką. Zostaliśmy tak zawieszeni, na 1m², w ciemności, dygoczący z zimna, kiedy Jck podejmował swoją Próbę w celu odblokowania liny.

Nie pamiętam, jak długo go nie było. Wiem, że chłopaki w międzyczasie po obu moich stronach walczyli z linami, które przypominały kłębowisko żmij. Ja zaś zaczęłam odpływać. Było mi tak koszmarnie zimno, a bezruch potęgował tylko to uczucie. Mięśnie, broniąc się przed hipotermią dygotały bezwolnie na całym ciele. Zamknęłam oczy i zaczęłam wyobrażać sobie, że jest mi ciepło. Wreszcie mocno podniesione głosy Radka i Igora mnie budziły: „Mulik, otwieraj oczy! Masz być przytomna, rozumiesz?! To najtrudniejszy moment! Ma Ci być zimno, masz być motyla noga, obudź się!” To było jak kubeł gorącej wody, który wyrwał mnie z otępienia.

Wkrótce potem pojawia się Jacek. Słyszę go nad naszymi głowami, z niewyraźnym: „Tutaj zjadę. Nie chcę schodzić tą Próbą do końca…”.Słowa te były tak ledwo słyszalne, pozbawione jakiejkolwiek siły i mocy, że sprawiały wrażenie jakby rozbrzmiewały tylko w mojej głowie. Wreszcie, zjeżdża do nas.

Po tym, czekał nas ostatni zjazd. Radek rozpoczyna, po pewnym czasie daje się słyszeć z dołu „Tu jest przewieszka”. Myślę sobie: „Jasna cholera, jeszcze przewieszka? Gdzie? Tutaj?! Nie pamiętam takowej, jak schodziliśmy tędy latem.”. Okazuje się jednak, że zamiast na lewo, jak biegnie droga, zjechaliśmy na prawo. Pojawiły się małe wrótka, z których zjazd wprost do małej jaskini widzi się niemalże – cytując Igiego – „jak zjazd do Tartaru”. Na szczęście, to koniec. Chowamy liny i dalej, na dno doliny postanawiamy już dotrzeć na własnych nogach.

Jak się okazuje, trzeba być czujnym do końca. W międzyczasie ujeżdża mi noga i wsiadam do Batyżowieckiego Expressu, szybko znajdując się na dnie Batyżowieckiej Doliny, w towarzystwie różnych wydawanych z siebie mimowolnie dźwięków. Na szczęście, skończyło się na paru guzach.

Zejście do Tatrzańskiej Polanki zajęło nam jeszcze ponad 3 godziny. Na parkingu meldujemy się przed 23.00… Po przeszło 20 godzinach akcji górskiej.

To pierwsze tak alpejskie doświadczenie w Tatrach. Na długo zapadnie w mej pamięci.

Galeria zdjęć, klasycznie, tutaj: http://summiter.pl/?p=2310

Autor:  kilerus [ Wt gru 08, 2009 8:54 am ]
Tytuł: 

Hahahaha, zjazd do Tatratru ;)

No niestety lawinowa przełączka to jeszcze nie koniec, oj nie!

Batyżowiecką Próbę można ominąć i nawet powiedziałby, że trzeba, bo po co się męczyć? Na prawo jest łągodne zejście. My tylko musieliśmy przeskakiwać szczelinę...

A prożek mieliście dość fascynujący!

Autor:  keff79 [ Wt gru 08, 2009 8:57 am ]
Tytuł: 

Świetne... straszne - ale świetne.

Przebijają emocje - nie da się ukryć.

ps. ile tego niekontrolowanego zjazdu było?

Autor:  Hathor [ Wt gru 08, 2009 9:04 am ]
Tytuł: 

Gratulacje zarówno wejścia jak i powrótu w całości (oprócz paru siniaków)

Autor:  Łukasz T [ Wt gru 08, 2009 9:07 am ]
Tytuł: 

Mooliczek napisał(a):
Na szczęście, skończyło się na paru guzach.


Siwizny nie zauważyłaś ?

keff79 napisał(a):
Przebijają emocje - nie da się ukryć.


Zwłaszcza w slowach o "odpływaniu". Oj, robi to wrażenie.

Autor:  Krabul [ Wt gru 08, 2009 9:17 am ]
Tytuł: 

Relacja mniodek.

Autor:  kilerus [ Wt gru 08, 2009 9:18 am ]
Tytuł: 

20 godzin... Boże... to przebija wszystkie akcje u nas :D

Autor:  Mooliczek [ Wt gru 08, 2009 9:34 am ]
Tytuł: 

kilerus napisał(a):
Batyżowiecką Próbę można ominąć i nawet powiedziałby, że trzeba, bo po co się męczyć? Na prawo jest łągodne zejście

Widocznie nasze paczałki już nas zawodziły w ciemnościach. Szkoda, że nie zapytaliśmy starszych kolegów :lol:

Ali7 napisał(a):
Bolało, ale za to teraz musi smakować :)

Zdecydowanie. 100% satysfakcji.

Cytuj:
20 godzin... Boże... to przebija wszystkie akcje u nas :D

:mrgreen: Bo Wy to rzeźnicy jesteście, full light & fast ;) A ja się zawsze grzebię :lol:

keff79 napisał(a):
ps. ile tego niekontrolowanego zjazdu było?

Nie wiem, nie zdążyłam policzyć, szybko było. Chłopaki coś mówiły o, pi razy drzwi, 300 metrach.

Autor:  kilerus [ Wt gru 08, 2009 9:49 am ]
Tytuł: 

Najdłuższa nasza pod 18 podchodziła!

Autor:  golanmac [ Wt gru 08, 2009 9:53 am ]
Tytuł: 

Jak to mówią, co się odwlecze, to nie uciecze, gratuluję zarąbistej wycieczki :)

Autor:  maju [ Wt gru 08, 2009 9:58 am ]
Tytuł: 

Mooliczek napisał(a):
full light & fast


Zawsze ma być light i zawsze ma być fast. A wychodzi jakoś inaczej...

Autor:  kilerus [ Wt gru 08, 2009 10:00 am ]
Tytuł: 

http://forum.turystyka-gorska.pl/viewto ... 411#376411

Autor:  LoveBeer [ Wt gru 08, 2009 10:09 am ]
Tytuł: 

coz mozna powiedziec.... motyla noga ! ;)

Autor:  marekm [ Wt gru 08, 2009 10:10 am ]
Tytuł: 

fajnie, takie się najdłużej pamięta :) gratulacje :)

Autor:  keff79 [ Wt gru 08, 2009 10:12 am ]
Tytuł: 

marekm napisał(a):
fajnie, takie się najdłużej pamięta :) gratulacje :)


Plecy już nie bolą? :D

Autor:  'Krzysiek' [ Wt gru 08, 2009 10:17 am ]
Tytuł: 

Długa i ciężka wyrypa. Takie chwila pamięta się na długo. Zarąbista droga.
Gratulacje :brawo:

Autor:  marekm [ Wt gru 08, 2009 10:18 am ]
Tytuł: 

keff79 napisał(a):
marekm napisał(a):
fajnie, takie się najdłużej pamięta :) gratulacje :)


Plecy już nie bolą? :D


śmiej się śmiej :mrgreen:

Autor:  Basia Z. [ Wt gru 08, 2009 10:34 am ]
Tytuł: 

Ech, gratulacje, nic więcej nie potrafię napisać.

B.

Autor:  antyqjon [ Wt gru 08, 2009 10:37 am ]
Tytuł: 

Dramatycznie, ale najważniejsze że liczebność grupy jest taka sama przed i po. Szacunek za akcję!

Autor:  lucyna [ Wt gru 08, 2009 10:40 am ]
Tytuł: 

Brak mi słów więc :salut:

Autor:  Mooliczek [ Wt gru 08, 2009 12:18 pm ]
Tytuł: 

Strasznie może wydawało się w trakcie, ale potem groza w pamięci się zaciera i pozostaje jedno wrażenie: było zajebiście! :mrgreen: A człowiek pozbawiony instynktu samozachowawczego już szpera po necie w poszukiwaniu kolejnych dróg ;)

Autor:  Rohu [ Wt gru 08, 2009 12:20 pm ]
Tytuł: 

No, no, piękna akcja górska.
Widzę, że wy też nie chodzicie w góry dla przyjemności :wink:

Autor:  jck [ Wt gru 08, 2009 12:30 pm ]
Tytuł: 

Rohu napisał(a):
Widzę, że wy też nie chodzicie w góry dla przyjemności

Jak to nie? Skąd wiesz, że nie zaliczam się do tych co lubią jak mu nogi śmierdzą? :wink: Po sobocie byłbym wniebowzięty :D

Autor:  Vespa [ Wt gru 08, 2009 12:36 pm ]
Tytuł: 

Świetnie napisane, widać że prosto z serca, bez jakichś szpanerskich cudów - wianków :brawo:
Foty gites, dobrze że tak ich dużo (na summiterze znaczy), dały mi jakieś wyobrażenie (pewnie i tak niewielkie, ale...).
Gratuluję :salut:

Autor:  antyqjon [ Wt gru 08, 2009 12:40 pm ]
Tytuł: 

Ja tak z ciekawości spytam jeszcze, co jest zaznaczone na tym zdjęciu?

http://summiter.pl/wp-content/gallery/g ... _topo0.jpg

Autor:  jck [ Wt gru 08, 2009 12:44 pm ]
Tytuł: 

antyqjon napisał(a):
Ja tak z ciekawości spytam jeszcze, co jest zaznaczone na tym zdjęciu?

Droga naszego trawersu. Sam jestem ciekaw, jak bardzo żeśmy popieprzyli w odniesieniu normala.

Autor:  Rohu [ Wt gru 08, 2009 12:46 pm ]
Tytuł: 

jck napisał(a):
Jak to nie? Skąd wiesz, że nie zaliczam się do tych co lubią jak mu nogi śmierdzą?

A ja z kolei wolę mistykę ;)*

*Chociaż też czasami śmierdzi

Autor:  golanmac [ Wt gru 08, 2009 12:54 pm ]
Tytuł: 

jck napisał(a):
Sam jestem ciekaw, jak bardzo żeśmy popieprzyli w odniesieniu normala.

Tam jest tyle możliwości że chyba żadnego nie można nazwać "normalnym". Tak serio, to najszybsza droga, to zejście do Batyżowieckiego Żlebu, jak tylko się da i nim w górę, wyście szli dość wysoko, znaczy bardziej honornie, więc jeszcze raz graty.

Autor:  igi [ Wt gru 08, 2009 12:56 pm ]
Tytuł: 

antyqjon napisał(a):
Ja tak z ciekawości spytam jeszcze, co jest zaznaczone na tym zdjęciu?

To jest anty topo :)

jck napisał(a):
Droga naszego trawersu. Sam jestem ciekaw, jak bardzo żeśmy popieprzyli w odniesieniu normala.

A pomyśleć że mam w domu prosty GPS, zupełnie o nim zapomniałem :shock:

Autor:  Mooliczek [ Wt gru 08, 2009 2:09 pm ]
Tytuł: 

golanmac napisał(a):
Tak serio, to najszybsza droga, to zejście do Batyżowieckiego Żlebu, jak tylko się da i nim w górę, wyście szli dość wysoko

Bo popierdzieliłam "siodełka", było ich tam pierdyliard. Aczkolwiek widać, że ktoś szedł podobnie. Śladów oczywiście nie było absolutnie żadnych, co praktycznie utrudniło orientację, ale przy drugim zjeździe śnieżnym kominkiem zlokalizowaliśmy powyżej taśmę, którą bezwzględnie wykorzystaliśmy.

Acha, i jak ktoś znajdzie nad progiem w Karczmarzu wbitego po lewej haka, to Jacek z Radkiem będą wdzięczni za zwrot :D Jakoś nam się o nim zapomniało :oops:

Strona 1 z 3 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/