mowi sie ze jaki nowy rok taki... pomyslalem ze fajnie byloby go spedzic w gorach, a zeby jakis tam sukces byl nastawilem sie ze pojde na babia... ale z widokami. bez juz bylem, zreszta nie widzi mi sie przez nastepny rok miec pecha i trafiac ciagle na niefajna pogode
zatem tradycyjnie niech obrazy przemowia
zaczelo sie ciemno i mroczno
zeby bez zdjec nie wracac upierdzielilem sie w strumyku zeby jego chociaz uwiecznic
kapke wyzej i cos zaczyna sie dziac w kwestii nasniezenia
potem do szczytu byla juz tylko wielka biel, szedlem na czuja, tyczek nie bylo specjalnie widac. na szczyt trafilem po glosach tych milych ludzi
potem byla przerwa bo jak pisalem - uparlem sie ze chocbym mial tam zamarznac to doczekam sloneczka... no i jakos powoli zaczelo sie rozjasniac....
oprocz ludzi i gor byly widma i zjawy
(bylkbym wdzieczny za info jak sie toto nazywa

)
(bo to to wiem)
na szczycie przewinelo sie za mojej kadencji ze 20+ osob
to tez ciekawe, ale nad tatrami poziom chmur byl wyraznie wyzszy i bylo widac tylko najwyzsze szczyty... w sumie dobrze ze wybralem babia
'czasie' brac... zejscie jak do mordoru
i na koniec autor tej krotkiej ekhm relacji, szczerzy jape na szczycie
