W niespełna dwa tygodnie po zimowym kursie w Tatrach znów tam wracam:) Nie żeby było ,żem już wszystkie rozumy pozjadała, o nie..do tego jeszcze daleka droga.. W niedzielę rano o 4:35 montujemy się na tylnym siedzeniu (tam najlepiej się śpi) autobusku do Zakopanego. Jesteśmy już pewni, że wreszcie będzie piękna pogoda..Domysły się potwierdzają w drodze do Murowańca, szczyt Babiej wyłania się z mgieł, a nad nami piękne, czyste niebo:) Rzucamy niepotrzebne akurat na wyjście na szczyt rzeczy w Murowańcu, szybkie śniadanie i ruszamy nad Gąsienicowy Staw.
Cel na dziś: Kościelec. Bez emocji wdrapujemy się na Karb, przypominając sobie jak niedawno ćwiczyliśmy tu hamowano czekanem i nauka o grzybach też była, hahaha;-) ..już zaczyna mi się podobać ,a widoki..piękne. Chwilka sesji foto i powolutku zaczynamy się piąć w górę..śniegu jest malutko, wyraźnie udeptana ścieżka..mijam schodzących już ze szczytu, którzy dodają, że tam takie trudne miejsce, a dalej jeszcze inne..hymm..najlepiej tego nie słuchać, bo się nakręcić można..szybko docieramy do najtrudniejszego miejsca, tuż pod samym szczytem..troszkę mam pietra jak zejdę , zastanawiam się, włazić czy nie..ale nie poddaję się i ..staję na Kościelcu:D Mamy szczęście, przez pół godziny nikt nie wchodzi..napawam się pięknem krajobrazu. Naprawdę cieszę się jednak, jak staję bezpiecznie na Karbie..tam wygrzewamy się w słonku a potem schodzimy na Halę Gąsienicową, dla odmiany z drugiej strony..w Murowańcu spokój, grupka kursantów Waldka Niemca, kilka osób. I takie przyjemne ciepełko:D i ten browarek zwycięski, za 7,40..ekh;-)
W poniedziałek rano chcemy jeszcze coś zadziałać, wybór pada na Skrajny Granat. Mam lekkie obawy, bo coś mnie pobolewa lewy staw skokowy, ale chcę iść, choć kawałek. Powoli pnę się w górę, zerkam na grupkę kursantów, idą nad Zmarzły Staw, „na lody”

To znów nasłuchuję taterników, wyraźnie dobiegają mnie ich pokrzykiwania..śnieg miejscami jest twardy jak beton, ale miejscami kopny i niezwiązany ,i tak go mało..jakieś 20 metrów przed szczytem ( tak mi się wydaje) popełniam chyba błąd ,źle obieram sobie drogę i ładuję się w śnieg jak cukier, koszmar..ani w prawo, ani w lewo, ani w górę..instynktownie ogarnia mnie strach, ależ mam licho skonstruowaną psychikę, jakoś pokonywanie lęków marnie mi idzie..rozglądam się wokoło, ledwo stoję, czekana też za bardzo nie ma w co wbić..postanawiam powoli się wycofać, powoli..nie żałuję ani sekundy, nie mam ochoty robić nic na siłę, a teraz czuję, że za dużo byłoby tego dobrego jak na początek „kariery” zimowej w Tatrach..schodzi się fatalnie, śnieg ujeżdża..jakoś powoli złażę na dół, przeprawiam się szybko wzdłuż Stawu Gąsienicowego ,który …niesamowite odgłosy wydaje-huczy, pomrukuje..hehe, już moja wyobraźnia mi podpowiada ,że mówi „a masz ,mało Ci Kościelca było?? ”hehe

niesamowite wrażenie.. Siedzę jeszcze chwilę nad Stawem Gąsienicowym, odpoczywam i myślę sobie kiedy wrócę na Granaty;-)
Zejście niebieskim szlakiem do Kuźnic to dopiero ślizgawka ,lód, lód..makabra;-) niefartem byłoby tutaj gwizdnąć ,i sobie krzywdę zrobić..ale jakoś się udaje:) po przepysznym hamburgerze w Kuźnicach odjeżdżam busikiem do Zakopanego i do domu..Wracam zadowolona ,mimo wszystko
I jeszcze kilka moich amatorskich fotek:
Głupawka na szczycie:
Początek drogi na Granaty
Chyba Kasia86 zerkała pod ten sam krzak kosówki co ja:)
