Pewnie niektórzy się zastanawiają czemu nie wrzucamy żadnych relacji ostatnio. Nie obraziliśmy się anie też nie jest tak, że nigdzie nie jeździmy. Po prostu nie ma z czego. Ostatnie wycieczki to lipa lip.
Po wielu niepowodzeniach doszliśmy do wniosku, że nie ma sensu się napinać i zrobić coś lightowego. Dlatego postanowiliśmy zrobić mały trekking w Małej Fatrze.
Wyjechaliśmy kolejką w Vratnej i udeżyliśmy na najwyższy szczyt tych gór Wielki Krywań. Pogoda miała być spoko ale jeszcze nie było nam dane i ze szczytu mogliśmy sobie poogladać widoki w wyobraźni.
Dalej zaczęliśmy ambitnie targać w stronę Wielkiego Rozsutca. Trochę górek i kilometrów było po drodze.
Na Stochowej Przełęczy postanowiliśmy skrócić sobie drogę żeby jeszcze zdążyć uderzyć na Wielkiego. Po coś w końcu te raki i czekany nosiliśmy...
Niestety szlak był nieprzetarty i byłą to makabra. W pewnym momencie po przekraczaniu kolejnego żlebu chciałem złazić nim do doliny na pałę ale jednak zmuszaliśmy się dalej brnąć w tym śniegu. Jakoś w końcu doszliśmy do przełęczy ale trwało to bardzo, bardzo długo i wypruło z nas flaki. O Rozsutcu nie było mowy.
Zeszliśmy do Stefanowej, a tam z buta do skrzyżowania, a później na szczęście złapałem stopa.
Zdjęcia takie se ale to i tak super zważywszy na moją ostatnią stagnację.
Trzeba poczekać do kwietnia, wtedy może będą betony.
