Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest N cze 30, 2024 10:17 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 7 ] 
Autor Wiadomość
 Tytuł: 5 dni w Tatrach
PostNapisane: N mar 07, 2010 10:52 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn lip 10, 2006 7:11 pm
Posty: 907
Lokalizacja: Białystok
Pięć dni w Tatrach Marka i Wieśka
Impuls
W czasie wrześniowego pobytu w Tatrach ze znajomymi pada propozycja zaplanowania wyjazdu typowo zimowego. Z naszej czteroosobowej ekipy z przyczyn różnych rezygnują z wypadu kobiety, moja żona i siostra kolegi, nad czym specjalnie nie bolejemy, wiadomo „baba z wozu...” Pozostaje nam dokompletowanie sprzętu i uzgodnienie daty. Zima mija, nic się nie dzieje w temacie wyjazdu, na przeszkodzie staje brak czasu, konieczność zainwestowania... W czasie kolejnego spotkania naszej czwórki na nartach biegowych w okolicach Supraśla, rzucam hasło „jedziemy”. Termin ustalamy na ostatni tydzień lutego, w planach na początek Zachodnie, a potem zobaczymy.... Zamówienie niezbędnego sprzętu w sklepie „8a” (tu będzie kryptoreklama, ale szybka realizacja zamówienia i upusty każe o tym wspomnieć) okazuje się strzałem w dziesiątkę. Mamy urlopy do niedzieli z opcją przedłużenia na poniedziałek, co skwapliwie wykorzystamy.
Dzień pierwszy, czwartek, 25.02.2010r.
Wyjazd z Białegostoku kilka minut po północy, droga pomimo mgieł i deszczu mija dosyć szybko. Jedziemy na zmianę, CB informuje, i o godzinie 7.10 jesteśmy w Zakopanem, na liczniku mondziaka 614km. Spotkanie ze znajomym, który przebywa na tygodniowym odpoczynku na Krupówkach (twardziel). Przebieramy się u jego i pozostawiamy samochód pod pensjonatem. Zaglądamy do FISu na jajecznicę i kawę, a później jedziemy busem do Chochołowskiej. Miejsca w schronisku mamy zarezerwowane więc specjalnie się nie spieszymy. Po drodze robimy dwa postoje w celu uzupełnienia płynu w postaci malinowej nalewki podarowanej przez żonę, świat robi się piękny... Dochodzimy do schroniska, bardzo miła pani daje klucze do pokoju. Rozpakowujemy się, zjadamy obiad, piwo (cholera 8pln) i... przecież nie będziemy siedzieć jak te pierdoły na tyłkach. Wychodzimy rozejrzeć się w kierunku Grzesia. Na Przełęczy Bobrowieckiej zapada decyzja, że idziemy w prawo. Słowacy coś tam popisali, szlabany postawili, ale co tam... Widoki z Bobrowca są piękne, śniegu nie jest dużo, pogoda bezwietrzna, słońce ciepło przebija się przez chmury. Patrzymy na częściowo widoczny piękny szlak, który przeszliśmy jesienią. Od Przełęczy Banikowskiej przez Banówkę, Hruby Wierch, Trzy Kopy do Smutnej Przełęczy. No i oczywiście planujemy optymistycznie jutrzejszy dzień: Grześ, Rakoń, Wołowiec i przy dobrych warunkach być może zamknięcie okrążenia przez Trzydniowiański. Przy zachodzącym słońcu schodzimy na przełęcz, gdzie spotykamy dwóch „twardzieli”, którzy mają zamiar przejść grań Zachodnich Polskich z namiotem. Pierwszy nocleg zaplanowali w okolicach Grzesia. Złazimy do schroniska, jemy, pijemy, i idziemy spać, bo przy ambitnych planach pobudka zaplanowana na godzinę 4.30.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Dzień drugi, piątek, 26.02.2010r.
Dzwoni budzik, jest uciszany skutecznie kilka razy. Zmęczenie z dnia dojazdu daje znać o sobie. Koniec końców wyłazimy na szlak około godziny 6.30. Szlak jest przyjemnie dla raków przylodzony i zmrożony, szumią świerki. Nie wygląda to specjalnie źle, tym bardziej, że prognoza na ekranie TOPRu była dosyć zachęcająca. Na granicy lasu przed Grzesiem spotykamy ludzi z namiotem, również zbierają się do wędrówki. Wiatr zaczyna wiać coraz mocniej. Z ich informacji wynika, że do godziny czwartej była cisza, a potem mieli trochę problemów z wiatrem, który przewrócił im namiot. Praktycznie w czwórkę dochodzimy do Grzesia. Tam trochę przerwy na herbatę i zdjęcia. Od strony Podhala niebo jest w miarę pogodne, za to od strony grani Zachodnich wzrasta zachmurzenie i ten wiatr. Nasi jednodniowi znajomi zastanawiają się mocno nad możliwością kontynuowania wędrówki i ostatecznie rezygnują wracając w Chochołowską. My decydujemy się na dalszy marsz, przecież przed nami TYLKO Rakoń. Idziemy z coraz większym trudem, wiatr wieje w twarz i zacina śniegiem, dochodzimy w okolice ostatniego pagórka przed Rakoniem i... stop. Halny okazuje się mocniejszy i nie pozwala na kilka kroków więcej. Siadamy na tyłki nieco osłonięci tym pagórkiem. Wyciągamy termosy, jakieś kiełbaski, chleb, którego pół bochenka zaraz ulatuje porwane przez wiatr. Wytrzymujemy z pół godziny w nadziei, że może przejdzie, lecz wiatr się nadal wzmaga.
Tutaj krótki filmik z przerwy śniadaniowej: http://www.youtube.com/watch?v=eeKXd27D7-c
Kolega, który za nic miał moje śmiechy w stylu „na ch... ci czekan na Grzesiu”, podchodzi wyżej z 30 metrów i zostaję skutecznie zepchnięty przez wiatr. No cóż robimy wycof, który podobno przecież nigdy nie przynosi ujmy... tfu. Dochodzimy do wniosku, że dobrze jest czasami poleniuchować, gdybyśmy wyszli półtorej godziny wcześniej prawdopodobnie dobilibyśmy w okolice Wołowca i przy pogarszających się warunkach mielibyśmy trochę problemów z powrotem. Grzesia pokonujemy trawersem i przy wściekłych porywach halnego miejscami na czterech łapach. Wracamy do schroniska mijając po drodze skiturowców i innych zdobywców Zachodnich, jak się później okazało nikt dalej nie zaszedł.
Jemy niezbyt zasłużony obiad, chwilę odpoczywamy. Jest środek dnia, godzina trzynasta więc podejmujemy decyzję, że spróbujemy podejść na Trzydniowiański, przecież nie przyjechaliśmy po to by gnuśnieć w schronie. Szlak niezbyt atrakcyjny w pierwszej części, wręcz odpychający. W lesie jest cisza, w kosówce zaczyna powiewać, a na otwartej przestrzeni ponownie zmagamy się z czołowym wiatrem. Tym razem porywy wiatru są jakby nieco mniejsze co pozwala nam dojść na wierzchołek. Podziwiamy widoki (z racji chmur niezbyt rozległe) i finezję zamocowania szlakowskazu, który nie poddaje się podmuchom i trwa...
Filmik z upojenia po zdobyciu Trzydniowiańskiego: http://www.youtube.com/watch?v=Z80HliEaRbo
Tradycyjnie herbata, trochę zdjęć, filmik i z poczuciem „spełnienia” schodzimy w dolinę. Po drodze zaczyna padać śnieg, który nisko w Chochołowskiej gęstnieje i staje się coraz bardziej mokry. Temperatura delikatnie na plusie. W międzyczasie, z uwagi na zasięg, robimy telefon do Murowańca w poszukiwaniu noclegu na jutro i... jest nadzieja, że będzie. Halny wystraszył nieco ludzi i rezerwacje są odwoływane. Przy kolacji, dla zdrowotności dopijamy malinówkę. Nasuwa się pytanie dlaczego butelka jest tak mała i tylko jedna. Szybko do łóżka, rano ponownie wczesna pobudka, gdyż planujemy wyjechać busem o godzinie 7.20.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Dzień trzeci, sobota, 27.02.2010r.
Ponownie dzwoni budzik, tym razem go nie wyciszamy. Leniwe czynności poranne i z „dużo” czasu robi się mało. Ze schroniska wychodzimy o 5.50, aby po szybkim marszu przy ciągle padającym mokrym śniegu dotrzeć do wejścia w dolinę o 7.10. Jesteśmy już nieco przemoczeni, a mamy jeszcze 10 minut oczekiwania na bus, który wreszcie punktualnie się pojawia. Przejazd na dworzec, śniadanie i kawa w FISie nieco poprawia humor. Kupujemy trochę jedzenia i płynów, i przejeżdżamy do Kuźnic. Około godziny dziesiątej wchodzimy na szlak wiodący do Gąsienicowej, oczywiście przez ulubiony Boczań. Nadal pada mokry śnieg, na szczęście wyżej jest trochę mrozu, lecz za to po wyjściu z lasu ponownie dopada nas wiatr wiejący prosto w oczy. Na szlaku jest dosyć dużo śniegu, ślady są szybko zawiewane przez wiatr i padający śnieg. Do Murowańca docieramy po około dwóch godzinach, pokój na szczęście się znalazł i to w bardzo uroczym towarzystwie... Wyczekując na poprawę pogody rozpakowujemy się, pochłaniamy pyszny murowańcowy obiad (ukłony dla pań pracujących w kuchni), jedno piwo, drugie... Wreszcie za oknem zaczyna się przejaśniać i co najważniejsze przestaje padać śnieg. Decydujemy się na rozpoznawczą przechadzkę w stronę Czarnego Stawu. Przebieramy się, pakujemy sprzęt i wymarsz. Jest całkiem przyjemnie. Pomimo warstwy świeżego puchu szlak jest przechodzony, lekki mróz również sprzyja. Z daleka widać, że na Małym Kościelcu mała grupka sprawdza warunki tam panujące. Dochodzimy w pobliże pomnika Karłowicza, spostrzegamy ślady prowadzące żlebem w prawo i postanawiamy skorzystać z... zaproszenia. Zmieniamy sprzęt adekwatnie do potrzeb i zaczynamy podejście. Po drodze mijamy grupkę czterech chłopaków, którzy z racji trudności zrezygnowali z dalszego podążania szlakiem. Otrzymujemy informację, że wyżej jest trudne do przejścia miejsce, i że dalej poszła para z asekuracją... Wymieniamy zdania na temat, że wycof nie... Spotkamy ich potem na Karbie, na który weszli następnym żlebem, i przy świetle księżyca wrócimy wspólnie do schroniska. Wchodzimy bez większych sensacji na szczyt i decydujemy się na kontynuowanie marszu granią Małego w stronę Karbu. Idziemy przez kosówkę, mocno zasypaną śniegiem.
Tutaj nudny filmik z tego monotonnego przejścia: http://www.youtube.com/watch?v=GHdZuhyHcFI
Przechodzimy jedną ściankę, dochodzimy do drugiej, gdzie doganiamy dwójkę chłopaków. Mają trochę kłopotów z jej sforsowaniem, a przy okazji trochę blokują przejście. Nie chcąc czekać decyduję się na obejście tego miejsca dołem z lewej strony, co okazuje się dobrym pomysłem. Chłopcy męczą się nadal, a my dochodzimy do miejsca, gdzie mnie trochę przytrzymało. Kolega przechodzi bez większego bólu, ja natomiast nieco kombinuję jak pokonać tą szczelinę, przy której ta na Granatach to normalnie pikuś. Trzeba zrobić maksymalny rozkrok pomiędzy dwoma skałami, do tego nie ma pewnego chwytu, a po lewej i prawej jest... gdzie odlecieć. Dobra... udaje się, jeszcze tylko zejście w przełączkę wprowadzającą letni szlak na Karb, trochę przejścia granią i meldujemy się pod Kościelcem. A tam rozpoczyna się piękny spektakl z zachodzącym słońcem w roli głównej. Adrenalina powoli opada, można zająć się obowiązkową sesją fotograficzną. Docieramy do Murowańca po dziewiętnastej.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Dzień czwarty, niedziela, 28.02.2010r.
Budzimy się rano, za oknem słychać szalejący wiatr. Zapowiada się następny dzień z halnym. Murowańcowa tradycja z wrzątkiem o 7.30 niespiesznie wprowadza wszystkich w rytm życia. Nikt się nigdzie raczej nie spieszy wyczekując raczej na ruchy innych mieszkańców schroniska. Halny wieje, lecz opadów śniegu raczej nie będzie, taka jest zapowiedź TOPRu i widoku za oknem. W planie mieliśmy wstępnie Kościelec lecz przy takim wietrze raczej trasa niemożliwa do wykonania. Decydujemy się w końcu na przejście na Czarny Staw, a potem... się zobaczy. Idziemy nie przedeptanym szlakiem, śniegu nieco przez noc przybyło. Przy tym jest on raczej przewiany przez wiatr. Dochodzimy nad Czarny i robimy pięć minut przerwy na herbatkę. W międzyczasie dociera grupa kursantów zimowych, która udaje się na „z góry upatrzone pozycje”. Nie chcąc robić tłoku decydujemy się na wejście na Karb żlebem częściowo pokrywającym się ze szlakiem letnim. Zakładamy raki, dziabki w dłoń i naprzód. Na początku dla zabawy każdy sam sobie toruje drogę, gdy robi się stromiej idziemy już razem. Wiatr ponownie wieje w oczy zgodnie ze starym przysłowiem, że „jak nie wiatr w oczy to h.. w d..ę”. Na szczęście spotkało nas tylko to pierwsze. Momentami trzeba przytulić się do stoku żeby przetrwać podmuch wiatru i sypiący śnieg, szron i co tam jeszcze... Wejście na grań, jak i przejście na przełęcz odbywa się już do końca krótkimi skokami, przytulenie i dziesięć metrów do przodu. I tak do skutku. Na przełęczy oczywiście herbatka, i kiełbaski... tym razem z halnym ulatuje czapka kolegi. Łapie nas jakaś wietrzna głupawka. Filmik tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=o6odaILMCqQ
Trochę kręcimy się pod Kościelcem podchodząc w rejon ścian gdzie w normalnych warunkach wspinają się alpiniści. Panuje tam błogi spokój. Z tego miejsca Kościelec prezentuje się bardzo majestatycznie. Schodzimy nad Długi Staw, przecinamy go i torując szlak powracamy z powrotem do schroniska. Dostajemy wiadomość, że musimy zmienić pokój , co robimy z niejakim żalem. Jako, że czasu do końca dnia jest wiele, decydujemy się na znaczne uszczuplenie zapasów jedzenia i zawartości butelki (przecież nie będziemy znosili TO na dół). W międzyczasie w naszym pokoju melduje się miłośnik gór z Gdańska o imieniu Tomek. Końcówka zawartości butelki pozwala na szybkie znalezienie wspólnej płaszczyzny do rozmowy. Z czasem i zapadającym zmierzchem przemieszczamy się w dolne rejony schroniska. Grzaniec i piwo pozwalają w dobrej formie przetrzymać długi zimowy wieczór. W międzyczasie dogadujemy się co do celu jutrzejszej wędrówki. Na celownik bierzemy Zadni Granat, idziemy w trójkę, Tomasz z chęcią dołącza się do nas.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Dzień piąty, poniedziałek, 01.03.2010r.
Tradycji staje się zadość. Pobudka, 7.30 wrzątek, wyczekiwanie kto pierwszy ruszy na szlak, przejście nad Czarny Staw. W ciągu nocy dosypało trochę świeżego śniegu, a wiatr nadal wieje z dużą siłą. Przed nami w stronę Zmarzłego Stawu podąża trzyosobowa grupka, jak się potem okazało prawdopodobnie prowadzący kurs zimowy. Ich ślady są jednak bardzo szybko zawiewane tak, że przejście polega praktycznie na zakładaniu nowego śladu. Przechodzimy Gąsienicowy, miejscami pod pokrywą śniegu jest nie zamarznięta woda, z którą niestety się zapoznaję. Podchodzimy w kierunku Zmarzłego, po śladach naszych poprzedników, szlakiem zbliżonym do letniego. Raki i czekany aż do podejścia na Zadni Granat pozostają w plecaku. Wchodzimy na poziom Koziej Dolinki i dochodzimy do rozstaju Zadni – Kulczyński. Słupek z kierunkowskazem wystaje ponad śnieg około 1 metr, a widać, że spod Koziego Wierchu zeszła lawina. Patrząc w stronę Zadniego opracowujemy plan podejścia. Idziemy nieco bardziej na prawo od szlaku letniego, trzymając się wystających spod śniegu skał i kamieni, a starając się omijać nawiany świeży puch. Już na podejściu zakładamy raki i bierzemy w łapki czekany (można to było zrobić wcześniej moim zdaniem) i mozolnie wspinamy się w górę. Śnieg jest różny, miejscami beton, miejscami trochę przewiany, pomimo tego raki i dziabki mają w czym trzymać. Ogólnie warunki są stabilne i dobre cokolwiek miałoby to znaczyć. Trafiamy również na „małe lody” co przy tej wysokości nie stanowiło dodatkowej atrakcji, lecz raczej niemiłą przeszkodę. Wychodzimy wreszcie na grań Orlej Perci, nieco na prawo od Zadniego Granatu. Oczywiście na górze, jak i po całej drodze, piździ niemiłosiernie, do tego zaczyna sypać śnieg i robi się mała zadymka. Tradycja na herbatkę, małe żarcie, fotografowanie (chociaż w tych warunkach aparat nie dał już rady, i zmrożony i zawiany śniegiem nieco obniżył jakość zdjęć). Przechodzimy na docelowy wierzchołek naszej wędrówki, Zadni okazał się do „zdobycia”. W związku ze stale pogarszającą się pogodą i moimi obawami co do drogi w dół namawiam kolegów do przyspieszenia zejścia. W sumie schodzimy bez większych przygód i trudności (przy podejściu te kłopoty uroiły się chyba w mojej głowie, a spotęgowały je warunki panujące na górze) i po jakimś czasie meldujemy się przy szlakowskazie.
Filmik tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=DH96sh4uguY
Uciekamy z kotła Koziej Dolinki, na chwilę zatrzymujemy się ponad Zmarzłym, gdzie obserwujemy kursantów łojących lodospad. Następnie zejście nad Czarny dla odmiany wybieramy wariantem zimowym. Śniegu jest dosyć dużo, szlak mocno już o tej godzinie przedeptany. Nad Czarnym Gąsienicowym obowiązkowa pożegnalna sesja zdjęciowa i przed nami tylko krok do Murowańca.
Szybkie pakowanie plecaków, obiad i idziemy do Kuźnic w towarzystwie Tomka, który schodzi po prowiant. Przy sklepie żegnamy się z Tomkiem, obiecując sobie spotkanie gdzieś na szlaku, wskakujemy w busika i na dworzec. Samochód stoi gdzie stał, rozliczamy się z gospodarzem i o godzinie siedemnastej wyjeżdżamy z Zakopanego. Przed nami daleka droga do domu, dojeżdżamy po godzinie drugiej, cholera rano do trzeba iść do pracy.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Na koniec podsumowujące pytanie: jak było? Zajebiście!!! :)))
Plany na następne wyjazdy zimowe i nie tylko już się powoli rodzą.
Podziękowania:
- żonie, za niezmienne wsparcie, od wielu już lat
- Wieśkowi, za pogodę ducha z jaką wytrzymał ze mną te kilka dni

_________________
Marek


Ostatnio edytowano Pt kwi 09, 2010 2:21 pm przez marek_2112, łącznie edytowano 3 razy

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N mar 07, 2010 11:29 pm 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 15, 2008 10:41 pm
Posty: 810
Lokalizacja: Dolny Śląsk
naprawdę sympatyczna relacja i ciekawy wypad!
W którym miejscu napotkani rozbili namiot pod Grzechem?


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn mar 08, 2010 7:56 am 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn lip 10, 2006 7:11 pm
Posty: 907
Lokalizacja: Białystok
awake napisał(a):
W którym miejscu napotkani rozbili namiot pod Grzechem?

dosłownie na granicy lasu, w miejscu gdzie szlak skręca w lewo i wchodzi w kosodrzewinę, znaleźli jakieś delikatne zagłębienie :)

_________________
Marek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn mar 08, 2010 9:06 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 23, 2006 8:39 am
Posty: 5110
Lokalizacja: daleko od gór
No i fajnie tak pobrodzić trochę w śniegu. Dobrze się czyta.

_________________
W życiu piękne są tylko chwile. (R. Riedel)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn mar 08, 2010 11:50 am 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn cze 08, 2009 9:04 am
Posty: 661
Lokalizacja: górki mniejsze...
stan-61 napisał(a):
Dobrze się czyta.


Fajna relacja :)

_________________
Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn mar 08, 2010 7:02 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pt lis 21, 2008 10:48 pm
Posty: 1233
Lokalizacja: Warszwa
marek_2112 napisał(a):
cholera rano do trzeba iść do pracy.


najbardziej dołująca część relacji. Poza tym elegancko

_________________
Jeśli zdajesz pytanie dlaczego chodzę po górach to znaczy że nie zrozumiesz odpowiedzi


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt mar 09, 2010 7:49 am 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn lip 10, 2006 7:11 pm
Posty: 907
Lokalizacja: Białystok
stan-61 napisał(a):
pobrodzić trochę w śniegu

...jest o wiele lepiej niż ociekać potem w lecie :)
baschovia napisał(a):
Fajna

mam nadzieję, że ktoś z "tego" skorzysta
tatromaniak24 napisał(a):
najbardziej dołująca

reszta była górująca :)

_________________
Marek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 7 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 18 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL