Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest Wt lip 02, 2024 6:09 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 27 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: N maja 09, 2010 4:07 pm 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N lut 17, 2008 11:12 pm
Posty: 1357
Lokalizacja: NewSączCity
Draupromenade. Siedzę i grzeję pyszczek do słoneczka. Sycę wzrok pięknem otaczającego mnie widoku. Na pierwszym planie wolno płynąca o zielonkawym zabarwieniu rzeka, dalej ograniczający ją kamienny mur a ponad nim miasto. Domy, jakaś ulica, z prawej kolejowy most. Niby zwykły codzienny miejski ruch, czyli widok jaki często można spotkać. Lecz dla mnie ma on coś z magii. Z magii i nierealności… Nie wiem czy wynika to z faktu że tuż za linią miasta na horyzoncie czają się groźnie ośnieżone alpejskie szczyty które otaczają miasto niemal dookoła, czy bardziej z kontrastu, jakim jest ten sielankowy widok w połączeniu z tym, co przeżywałem raptem dwadzieścia parę godzin wcześniej. Mimowolnie po raz kolejny wracam myślami wstecz...



dzień wcześniej...

Po raz kolejny w ostatnim czasie zerknąłem na zegarek, lecz w przeciwieństwie do poprzednich prób, tym razem podjąłem decyzję. Nie czekam do ósmej. Schodzę. Po niemal dwóch dobach czekania uświadomiłem sobie że nic w ciągu tych następnych 37 minut się raczej nie zmieni, skoro nic nie zmieniło się w ciągu ostatnich 37 godzin.

Ubrałem wszystkie przygotowanie wcześniej ciuchy i dołożyłem drew do pieca na maksa. Tak na wszelki wypadek, gdybym tu jeszcze wrócił. Podświadomie wiedziałem jednak iż to tylko daremny gest – piec pożerał pełny wkład w ciągu godziny, a po kolejnych trzydziestu minutach nie pozostawał w jego palenisku nawet okruch żaru z którego można by ponownie rozpalić ogień. Nie przewidywałem tak szybkiego powrotu tutaj. Prawdę mówiąc nie przewidywałem powrotu w ogóle do tego schronu, ale gdybym jednak musiał to zrobić, wolałem zostawić sobie możliwość takiego powrotu w komfort ciepełka.

Otworzyłem drzwi na zewnątrz i skrzywiłem się na widok tego co zobaczyłem. I tego co poczułem. Zamglony niewyraźny świat zamknięty w kakofonii przeszywającego na wskroś wiatru. Jęczący gwizd natychmiast wypełnił każdą moją komórkę nerwową. Płaty śniegu błyskawicznie otoczyły moją postać białym kokonem. Przez chwilę zastanawiałem się czy aby na pewno dobrze robię wybierając się gdziekolwiek w takich warunkach, ale determinacji i uporu mi jeszcze nie brakło, więc nie poddałem się już na wstępie. Wbrew instynktowi ruszyłem naprzód.

Dotarłem do końca budynku i usiłowałem dojrzeć co dalej. Nie było to łatwe, nawet pomimo okularów. Kierunek wiatru pokrywał się wprawdzie z kierunkiem mojego spojrzenia, ale zwrot był niestety przeciwny. Pomyślałem że w takich warunkach to przydałyby mi się gogle, ale tych niestety nie miałem. Schronisko stało tuż nad głębokim parowem, przypominającym swoim przekrojem literę U. Z prawej strony był on ograniczony ścianą grani, z lewej kończył się gdzieś na lodowcu. Nie miałem najmniejszej nawet ochoty włazić na lodowiec ani tym bardziej zostać zmieciony przez lawinę spadającą z grani, więc nie kombinowałem – uderzyłem w poprzek minidolinki, niemal dokładnie na południe. Stromym zboczem w dół wprost naprzeciw wiatru.

Lawina. Na tym pierwszym odcinku to było moim największym zmartwieniem. Nie miałem wprawdzie pojęcia jaki jest stopień zagrożenia lawinowego, ale doskonale zdawałem sobie sprawę że prawdopodobieństwo jej wywołania było wystarczająco duże, abym musiał taką ewentualność brać pod uwagę przy ustalaniu linii schodzenia. Początkowo więc starałem się schodzić kamienisto śnieżnym zboczem, potem gdy się ono skończyło, wypatrywałem nieośnieżonych skał lub większych skupisk głazów i poruszałem się zygzakiem od jednego takiego punktu do drugiego. Uparcie unikając przy tym większych pól śnieżnych. Niestety, udawało mi się to tylko do czasu...

Najbardziej stromy odcinek był już tylko śnieżnym królestwem. Przystanąłem na ostatnim kamieniu jaki znalazłem, po raz ostatni skorygowałem kierunek z kompasem, śnieg wciąż ograniczał widoczność do minimum, i zrobiłem krok do przodu w białą masę. Robiąc go, nie zastanawiałem się jak głęboki może być w tym miejscu śnieg, ale nawet gdybym o tym pomyślał, nie przyszło by mi pewnie do głowy że aż tak głęboki. Wpadłem po szyję. Wpadłem, unieruchomiło mnie i nie spodobało mi się to. Tym bardziej że przy próbie wygrzebania się z tej białej kupy, wyczułem pod stopami jakieś podejrzane szczeliny i dziury. Zdałem sobie sprawę że gdyby mi w to wpadła noga, złamanie lub podobnie uroczy uraz miałbym zagwarantowany.

Nie bez trudności obróciłem się i z mozołem wygramoliłem ponownie na skałkę. Pierwszą pojedynczą myśl zwątpienia jaka zaczęła mi kiełkować, kwestionującą sensowność dalszej drogi, wybiłem z głowy w zarodku. Bez chwili wahania uderzyłem ponownie. Tym razem dwa, może trzy metry bardziej na lewo. Jakiś szósty zmysł podpowiadał mi że tam będzie lepiej. I faktycznie. Było. Tym razem wpadłem jedynie po pas. Niby też głęboko i równie niebezpiecznie, ale dało się iść. Jeśli oczywiście mój sposób przemieszczania się w tym białym gównie można było nazwać chodem.

Już po przebyciu kilku metrów poczułem pierwsze oznaki zmęczenia. Wiatr ani na moment nie przestawał smagać z wściekłą zaciętością, cały czas bombardując mnie niesionymi przez siebie tumanami śniegu. Do tego dochodził jeszcze czynnik chłodu. Nie wiedziałem jak duży był mróz, ale nie podejrzewałem aby temperatura podniosła się zbytnio w stosunku do wczorajszego dnia, kiedy to wskazywała minus czternaście stopni. Jedyną korzyścią z tego zimna, była teoretycznie odrobinę mniejsza szansa na lawinę. Ale z drugiej strony przy takich ilościach sypkiego i suchego śniegu, przez jaki się non stop przebijałem, nie miało to chyba większego znaczenia.

Wreszcie dotarłem do dna parowu. Tu, ku mojemu lekkiemu zaskoczeniu zacząłem zapadać się dużo mniej, ale w głębi wiedziałem że to tylko chwilowe ułatwienie. Chwila odpoczynku i kolejna korekta kierunku. Jeszcze tylko szybka decyzja iż bezpieczniej będzie odbić nieco na lewo w stosunku do pierwotnych zamiarów, tak by choć trochę zmniejszyć nachylenie stoku przy podejściu, i ruszyłem dalej. Cóż, już po chwili moje poprzednie przewidywania się sprawdziły i tu śnieg znów był głębszy. Dodatkową uciążliwością był fakt, że o ile przed chwilą ewentualne moje zsuwanie się mogło pokrywać się z moim życzeniem, o tyle teraz, wszystko to co zjechałem musiałem wyłazić ponownie. I gdy nadszedł taki moment w którym na każdy pokonywany w górę metr, wracałem siedemdziesiąt centymetrów z powrotem, zdecydowanie zaprotestowałem.

Porzuciłem pierwotny pomysł dotarcia do najbliższej bezpiecznej skałki i odbiłem jeszcze bardziej w lewo. Może nowy kierunek oznaczał wejście w większą powierzchnię śniegu, może i za dużą jego głębokość, ale gwarantował też mniejsze nachylenie. Więc ułatwiałem sobie wspinaczkę. Nie zaprzątałem sobie już głowy jałowymi rozmyślaniami o lawinach. Gdybym pojechał, i tak nic nie byłbym w stanie zdziałać. Uparcie i stanowczo parłem natomiast naprzód. Krok po kroku. Byle przed siebie. Nie pamiętam dokładnie jak długo to trwało. W linii prostej było to raptem parędziesiąt metrów, a w każdym razie nie więcej niż sto. Ale ta stumetrówka wyczerpała mnie znacznie. Gdy w końcu poczułem pod stopami trochę łagodniejsze nachylenie, co równocześnie wiązało się z jakby nieco twardszym śniegiem, musiała minąć dłuższa chwila zanim zacząłem odczuwać pierwsze świadome oznaki satysfakcji. Satysfakcji z pokonania najbardziej ryzykownego odcinka.

Pokonanie jej w jednym kawałku oczywiście nie oznaczało końca moich kłopotów, ale szanse uratowania swojego dupska jakby nieznacznie wzrosły. Teraz musiałem się już tylko nie zgubić. Teoretycznie zadanie było proste, szczególnie znając swoją przybliżoną wysokość i kierunek. W rzeczywistości wyglądało to trochę mniej radośnie. Tu, po drugiej stronie parowu, wiatr wiał z dużo większą siłą, wzbudzając dużo większe zamieszanie i ogólnie zdecydowanie bardziej utrudniał mi cokolwiek. Głównie widzenie. Że o marnotrawieniu energii, wynikającej z konieczności przebijania się przez ścianę wiatru, już nie wspomnę.

Chwilę odpocząłem, próbując przy okazji rozgrzać się kubkiem gorącem herbaty, i po chwili ruszyłem dalej. Ten odcinek był bardziej płaski, mimo to wcale nie szło mi się nim dużo łatwiej. Siła uderzającej we mnie śnieżnej ściany momentami była tak ogromna, że nie byłem w stanie zrobić nawet kroku. Były to na szczęście tylko chwilowe kaprysy Natury, lecz przy każdym takim pokazie wolałem siadać w śniegu by nie upaść i odwracałem głowę w tył. I tak nic nie było do oglądania. Trwało to kilkanaście, czasem kilkadziesiąt sekund, kiedy Góra pokazywała mi swoją siłę, ale potem się uspokajała i mogłem kontynuować marsz w dół. Ten odcinek pokonywałem głównie na kompas i altimetr. Pojedyncze głazy i oblodzone skały jakie widywałem naokoło, z topograficznego punktu widzenia nie miały dla mnie żadnego znaczenia.

Gdy dotarłem do zapamiętanej w schronisku wysokości, odbiłem ostro w prawo, by zgodnie z mapą kierować się w stronę dolnego schroniska. Nowy kierunek nijak się jednak miał do logiki, bo oznaczał ponowne podchodzenie. W pierwszej chwili trochę mnie to zdegustowało, ale wiedząc że idąc zbyt na południowy wschód narażam się na ryzyko trafienia w bardzo strome zbocze, zdusiłem słowa protestu w zarodku i ruszyłem posłusznie w górę. Chwilę w górę, chwilę w dół, chwilę w górę, chwilę w dół. Ale bardziej w dół jednak, więc parłem do przodu, ostrożnie patrząc gdzie stawiam stopy. Momentami zapadałem się tylko po kolana, by po chwili wpaść po pas. Mamrocząc łatwe do domyślenia się słowa wygrzebywałem się z tej białej kupy, szukając płytszych odcinków. Różnie mi to wychodziło.

Jedyne co mnie pocieszało to fakt, że im niżej schodziłem, tym lepsza zaczynała robić się widoczność. Wynikało to głównie z mniejszej siły wiatru, ale też chyba z mniejszej ilości sypiącego śniegu. Chwilami dostrzegałem nawet odległe o kilkaset metrów zarysy przeciwległego masywu. Nic mi to jednak topograficznie nie dawało, bo na podstawie tych szczątków nie potrafiłem właściwie określić jak daleko doszedłem. Większe zasługi oddawał mi w tej kwestii raczej wysokościomierz. Wkrótce skończyły się podejścia, zaczął za to głębszy śnieg. Jeszcze kilka kroków i stanąłem lekko zdezorientowany.

Przede mną, w odległości może kilkudziesięciu metrów, rozpościerała się linia kamiennych skałek, w kształcie łagodnego, trochę wydłużonego garbu. Wyznaczała początek stromego zbocza, które z całych sił starałem się uniknąć. Równocześnie jednak oznaczała drogę letniego szlaku, wzdłuż której kierując się, można było dojść do schroniska. Niestety, nie miałem żadnej pewności że ten garb rzeczywiście był właśnie tym, czym chciałbym by był. I nagle, jak na zawołanie widoczność się poprawiła. Eufemizmem byłoby stwierdzić że udało mi się zobaczyć dalszą drogę, ale w tej białoszarej masie jaka mnie dotychczas zewsząd otaczała, kątem oka zauważyłem coś żółtego. Z całych sił wbiłem wzrok w tamtym kierunku, licząc na ponowną łaskawość Natury i się nie przeliczyłem. Po chwili znów coś w tamtym kierunku zwróciło moją uwagę. A po kolejnej już wiedziałem co to. Tak to on. Szlakowskaz. Zwrot strzałki był wyraźny, ale nazwa kierunku pozostawała dla mnie zagadką.

Zastanowiłem się czy powrót do znaku ma jakikolwiek sens, ale wiedziałem że muszę być pewny gdzie jestem, a że żółta tabliczka była tak na oko nie dalej niż sto metrów, założyłem więc że to tylko kilka minut gratisowego dreptania. Myliłem się. Przede wszystkim nie doceniłem głębokości i konsystencji śniegu na tym dodatkowym odcinku. Dotychczas wydawało mi się że nie może mnie spotkać nic gorszego niż brnięcie w białej kaszy po pas. Otóż tu okazało się że może. Po kilkunastu metrach przebijania się (bo nie można było tego nazwać inaczej) zrozumiałem że poznanie z bliska żółtej tabliczki drogo mnie będzie kosztować. Spróbowałem się czołgać żeby obniżyć swój środek ciężkości z nadzieją iż sprawi to że jakimś cudem będę się utrzymywał na powierzchni śniegu. Miałem wrażenie że równie dobrze mogę się próbować czołgać po wodzie. W akcie rozpaczy zdecydowałem się nawet na coś zbliżonego do próby pływania. Efekt mnie tylko rozbawił, ale spodziewanych korzyści nie bardzo przyniósł.

Te porażki zmusiły mnie do zmiany strategii. Zmieniłem kierunek na ponownie w dół, ale z lekkim kursem na skały. Zmuszałem się wprawdzie po dotarciu do nich na podchodzenie garbem do góry dużo większe niż początkowo planowałem, ale przynajmniej było to wykonalne. Długo to trwało, śnieg miałem wszędzie na sobie i w sobie i generalnie miałem dość tej zabawy. Ale opłaciło mi się. Tabliczka potwierdzała moje przypuszczenia. Byłem na letnim szlaku. To była bardzo dobra wiadomość. Teoretycznie pozostało mi już teraz tylko trzymać się znaków i z łatwością trafię do celu. W praktyce znaków było tylko sztuk trzy. Jedna tabliczka i dwa miejsca z farbą. Reszta ginęła pod śniegiem. Pamiętałem jednakże z drogi podejścia że kierunek tego garbu pokrywa się mniej więcej z kierunkiem zejścia i jeśli tylko uda mi się go nie zgubić, niechybnie dotrę do schroniska.

Co też uczyniłem. Aczkolwiek skłamałbym gdybym powiedział że dalsza droga była już banalna. Widoczność z każdą kolejną minutą poprawiała się, i zgubienie ogólnego kierunku zejścia mi przestawało grozić. Lecz odnajdywanie najlepszej linii zejścia w tym labiryncie zalodzonych skał, ukrytych między głazami szczelin i niejednokrotnie kilkumetrowej wysokości śnieżnych wydm, było mocno wyczerpujące. I co ciekawe, nawet chwilowa życzliwość wiatru, która w tym końcowym odcinku objawiła się zmianą kierunku wiania w plecy i równoczesnym popychaniem mnie w dół, nie na wiele mi się przydała. Bo wcale nie ułatwiała wyszukiwania pułapek. Wszystko jednak ma kiedyś swój koniec i gdy zobaczyłem w oddali krzyż wmontowany w skałę, zrozumiałem że schronisko jest blisko.

Postępujące zmęczenie i chwilowa euforia w wyniku świadomości iż prawie udało mi się dojść do schroniska, omal mnie nie zgubiły. Przestałem szukać najwłaściwszej drogi, przestałem nawet patrzeć gdzie można postawić bezpiecznie stopę. Zacząłem kierować się już tylko wprost na krzyż. I popełniłem błąd. Przy kolejnym kroku stopa wślizgnęła mi się w szczelinę między skały, lecz zbyt szybko parłem w przód by znaleźć czas na wyhamowanie przed następnym krokiem. Miałem świadomość jakby moją stopę trwale zespoliło coś z podłożem, gdy tymczasem reszta ciała poleciała do przodu. Poczułem krótki przeszywający ból kostki, i w tym samym momencie uderzyłem wyciągniętymi instynktownie dłońmi w skałę. Poczułem kolejny ból, a chwilę później pieczenie. Efekt zdarcia sobie części naskórka z dłoni. Puściłem nieżyczliwą wiązankę w kierunku kupy kamieni. Lecz gdy dotarło do mnie iż ta skała uratowała mi prawdopodobnie życie, bo nie do końca jestem przekonany czy ze złamaną nogą byłbym w stanie samotnie dojść do schroniska, przeprosiłem ją.

Po tej przygodzie zwolniłem nieco. Decydując się na próbę schodzenia, doskonale zdawałem sobie sprawę że może mi się nie udać, i świadomość ewentualnej porażki towarzyszyła mi cały czas, ale przegrać na samym dole, tuż przed metą pierwszego etapu, byłoby jednak swoistą głupotą. Śpiesz się powoli, jak mawia stare przysłowie. W rzeczywistości nie szedłem wcale tak powoli, bo od wyjścia z górnego schronu minęły nieco ponad trzy godziny. Dla mnie wprawdzie owe trzy godziny trwały odrobinę tylko krócej od wieczności, ale z matematycznego punktu widzenia była to jedna ósma doby. I tyle.

Krzyż. Stąd po raz pierwszy zobaczyłem budynek dolnego schroniska. Czterdzieści metrów, może mniej. W linii prostej przynajmniej, bo na tym ostatnim odcinku szlak szedł lewym łukiem trawersując bardziej nachylone zbocze które opadało stromo w kierunku widocznego budynku. Kątem oka dostrzegłem nawet wystający spod śniegu fragment metalowej linki która ograniczała ścieżkę. Mimo to ruszyłem wprost w dół. Kolejny błąd. Zrobiłem dwa, może trzy kroki i nagle wpadłem w śnieg po pachy. Równocześnie poczułem iż zaczynam się powoli zsuwać w dół. Błyskawicznie próbowałem odwrócić się i czegoś przytrzymać, ale gdyby nie wciąż trzymany w dłoni czekan, raczej bym nie zdążył. Zahaczyłem ostrzem o najbliższą skałę, jedyną zresztą jaka była w pobliżu, i zatrzymałem się.

Kilka ciepłych słów nieprzeznaczonych bliżej dla nikogo poleciało z wiatrem w głąb doliny. Poczekałem chwilę aż serce przestanie mi walić i powoli wygrzebałem się za skałę. Nie próbowałem po raz drugi popełniać samobójstwa i posłusznie skręciłem w lewo obchodząc zbocze szerokim łukiem. Nie było może łatwiej, bo tu też wpadałem po kolana, ale na pewno bezpieczniej. Wreszcie dotarłem do schroniskowego płotu. Kilka kroków i drzwi. Podszedłem do nich zastanawiając się czy są otwarte, bo na tym wymarłym śnieżnym pustkowiu cały kompleks wyglądał trochę nierealnie, ale gdy nacisnąłem klamkę drzwi ustąpiły bez oporu. Poczułem coś jakby ulgę. Delikatnie wślizgnąłem się w ciepłe pomieszczenie wiedząc że na razie jestem bezpieczny...

koniec części pierwszej...

--------------------------------

Ta historia wydarzyła się naprawdę. Powyższy opis nie jest jednakże przewodnikowym opisem przebytej drogi, a jedynie tylko zbiorem indywidualnych przeżyć głównego bohatera. Z samej natury rzeczy więc jest przesycony subiektywnymi odczuciami i wrażeniami. Dodatkowo pisanymi nie od razu, więc w jakimś stopniu zniekształconymi przez upływ czasu.
Mimo to, jeżeli ktoś uważa że przesadzam lub koloryzuję, proponuje przespacerować się zimą na 3180 metrów (a przynajmniej tyle pokazywał mój mądrala) i wrócić stamtąd podczas burzy śnieżnej. Oczywiście samotnie. A potem niech powie co widział...

_________________
Czasem wystarczy przestać pragnąć jakiegoś marzenia, aby sprawić żeby się ono spełniło...


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N maja 09, 2010 4:32 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pt lis 21, 2008 10:48 pm
Posty: 1233
Lokalizacja: Warszwa
No no czekam na część drugą

_________________
Jeśli zdajesz pytanie dlaczego chodzę po górach to znaczy że nie zrozumiesz odpowiedzi


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N maja 09, 2010 6:08 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn paź 29, 2007 8:31 pm
Posty: 3189
Lokalizacja: Nowy Sącz
Na fotce rozpoznaję Mittagskogel w Karawankach

_________________
http://naszczytach.cba.pl/ Aktualizacja 2023 - nowe: Góry Skandynawskie, Taurus w Turscji, Alpy Julijskie, Kamnickie, Ennstalskie, Tatry Bielskie, Murańska Planina, Haligowskie Skały i wiele innych. Zapraszam


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N maja 09, 2010 6:37 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): Wt sie 11, 2009 9:45 pm
Posty: 2542
mpik,niesamowicie napisałeś..z takim efektem przeniesienia w czasie,no,nie wiem jak to ująć :oops:

_________________
"Ja akurat marzenia górskie mam pod powiekami,to jest mój oddech, moje życie" - Wojtek Kurtyka


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N maja 09, 2010 6:54 pm 
ban
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr cze 20, 2007 7:11 pm
Posty: 5248
matragona
Po prostu pkp :)

_________________
www.grupabieszczady.pl
www.unitra.bieszczady.pl
www.lesko-ski.pl
http://bieszczadzkieforum.pl/mapy-przew ... u-f13.html


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N maja 09, 2010 7:20 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 18, 2009 11:04 am
Posty: 10407
Lokalizacja: miasto100mostów
O kurde, będzie co czytać jutro w pracy. Teraz szkoda resztki niedzieli. :D

_________________
'Tatusiu, zostań w samochodzie, a my zobaczymy gdzie zaczyna się nasz szlak.'


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N maja 09, 2010 7:25 pm 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz wrz 10, 2009 2:55 pm
Posty: 745
Lokalizacja: Sewilla
Z zapartym tchem czekam na kolejną część... na Twój kolejny ostatni raz.
Relacja napisana mistrzowskim piórem, Twoją opowieścią się żyje, czuje ją... Gdyby to była zwyczajna beletrystyka powiedziałabym, że dobrze piszesz, ba! zakrzyknęłabym:"pisz, pisz więcej" a że to opowieść napisana górską drogą to pozostanę w niemym zachwycie.
Mpik :brawo:

_________________
"Czego krzyczysz... co noga? A tamtemu głowę urwało i nie krzyczy, a ty o takie głupstwo. "(Józef Piłsudski)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N maja 09, 2010 7:26 pm 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz wrz 10, 2009 2:55 pm
Posty: 745
Lokalizacja: Sewilla
Krabul napisał(a):
O kurde, będzie co czytać jutro w pracy. Teraz szkoda resztki niedzieli. Very Happy

Krabul zapewniam, że nie szkoda....

_________________
"Czego krzyczysz... co noga? A tamtemu głowę urwało i nie krzyczy, a ty o takie głupstwo. "(Józef Piłsudski)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt maja 11, 2010 7:47 am 
Stracony

Dołączył(a): Pn lut 11, 2013 4:09 pm
Posty: 9871
Lokalizacja: FCZ
fajnie się czyta Twoje relacje 8)
musisz kiedyś dla nas coś napisać :wink:

_________________
NIE MA LEPSZEGO OD MIĘGUSZA WIELKIEGO!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt maja 11, 2010 3:56 pm 
Zasłużony

Dołączył(a): Cz maja 21, 2009 9:10 am
Posty: 243
Michał - super się czyta i proszę "dawaj" resztę
Widze, ze Góry w Austrii cię zauroczyły.
Czy reszta ekipy w tym czasie była w schronie?


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt maja 11, 2010 4:40 pm 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N lut 17, 2008 11:12 pm
Posty: 1357
Lokalizacja: NewSączCity
! napisał(a):
musisz kiedyś dla nas coś napisać :wink:
a to musimy najpierw gdzieś się razem wybrać... :lol:
może być coś z Korony Gór Polskich, jako że brakuje mi kilku perełek do całości 8)

Cytuj:
Czy reszta ekipy w tym czasie była w schronie?

nie :lol: reszty ekipy niet... na szlaku byłem sam (miałem tylko transport do i z Austrii) :wink:

_________________
Czasem wystarczy przestać pragnąć jakiegoś marzenia, aby sprawić żeby się ono spełniło...


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt maja 11, 2010 7:49 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 3:34 am
Posty: 14901
Lokalizacja: Ząbkowska, róg Brzeskiej
Przyznam szczerze że ta maniera nie podawania celów wycieczki a rozpisanie się na kilka stron zwyczajnie mnie denerwuje.

Mógłby mi ktoś wytłumaczyć skąd się to wzięło i po co to?

Nie chodzi o to że zła relacja, zwyczajnie jakoś tak mam jeśli mam czytać kolejną relację i domyślać się na co się wchodzi, to jakoś tak mi się nie chce.

Gdybym czytał np. "Mój Pionowy Świat", i nie wiedział co to akurat za górę Kukuczka zdobywa, to bym przerwał po kilku stronach. Ale widocznie jestem w odosobnieniu.

_________________
Widzisz lewaka, nie stój z boku, reaguj!! Pamiętaj, lewactwo karmi się obojętnością i bezczynnością.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt maja 11, 2010 8:18 pm 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lut 18, 2009 5:05 pm
Posty: 929
Lokalizacja: Katowice
http://picasaweb.google.pl/hiMichal.ns/ ... 416032010#

_________________
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 6000 mnpm tym bardziej...


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt maja 11, 2010 8:49 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lip 23, 2008 8:51 am
Posty: 3860
Lokalizacja: Bathgate/Wawa
Bardzo plastycznie to opisałeś. Nie miałam problemu z wczuciem się. Chętnie przeczytam kontynuację.

_________________
[https://wordpress.com/view/3000stop.home.blog]239, zostało 43[/url]


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt maja 11, 2010 9:33 pm 
Kombatant

Dołączył(a): Pt maja 30, 2008 8:52 pm
Posty: 360
Lokalizacja: Z kątowni.
Fajna relacja, ściska za serce.

grubyilysy napisał(a):
domyślać się na co się wchodzi,

http://summiter.pl/?p=1948

To mi się widzi, że to ten sam pagór, ino że ja tak kwieciście nie umia pisać.

_________________
http://summiter.pl


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt maja 11, 2010 9:57 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Cz sie 06, 2009 5:37 am
Posty: 795
W sumie...Babia też potrafi dać nieźle po dupie.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr maja 12, 2010 9:53 am 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N lut 17, 2008 11:12 pm
Posty: 1357
Lokalizacja: NewSączCity
grubyilysy napisał(a):
Przyznam szczerze że ta maniera nie podawania celów wycieczki a rozpisanie się na kilka stron zwyczajnie mnie denerwuje. (...) zwyczajnie jakoś tak mam jeśli mam czytać kolejną relację i domyślać się na co się wchodzi, to jakoś tak mi się nie chce

mpik napisał(a):
Powyższy opis nie jest jednakże przewodnikowym opisem przebytej drogi, a jedynie tylko zbiorem indywidualnych przeżyć głównego bohatera. Z samej natury rzeczy więc jest przesycony subiektywnymi odczuciami i wrażeniami

Cóż, nie pozostaje Ci więc nic innego jak tylko omijać tematy w dziale relacje, które są podpisane nikiem mpik. :wink: Nie mam w zwyczaju chwalić się wprost co zdobyłem ani co przeszedłem, i nie lubię tworzyć corocznych raportów czy zestwień gdzie to byłem a gdzie nie.
I przy całym szacunku do Twojej osoby nie zamierzam akurat dla Ciebie czegokolwiek zmieniać na przyszłość :lol: Co oczywiście nie oznacza że jeśli o coś zapytasz to Ci nie odpowiem...

_________________
Czasem wystarczy przestać pragnąć jakiegoś marzenia, aby sprawić żeby się ono spełniło...


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr maja 12, 2010 1:05 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 3:34 am
Posty: 14901
Lokalizacja: Ząbkowska, róg Brzeskiej
mpik napisał(a):
Cóż, nie pozostaje Ci więc nic innego jak tylko omijać tematy w dziale relacje, które są podpisane nikiem mpik. :wink:

Kol. Michale nie znamy się, więc moje wrażenie może być zupełnie mylne, muszę jednak przyznać, że właśnie z powodów podanych wcześniej dokładnie będę czynił tak jak zasugerowałeś. Owszem, może mógłbym pokornie wysyłać ci PW z pytaniem/prośbą "A czego dotyczy ta relacja? A czego dotyczy tamta relacja?" Muszę jednak przyznać że zwyczajnie nie wierzę w twoją szczerość wyrażoną zdaniem:
Cytuj:
Nie mam w zwyczaju chwalić się wprost co zdobyłem ani co przeszedłem...

bo krytykowaną przeze mnie manierę odbieram dokładnie odwrotnie - chęcią wzbudzenia podziwu i przede wszystkim dymku tajemniczości wokół opisywanego przejścia. Żadnego PW z prośbą o uchylenie rąbka tajemnicy nie będę ci wysyłał,cóż, któż nie jest zadowolony tym, że jego twórczość spotyka się z zainteresowaniem, więc jakoś nie chcę cię za nie lubianą przeze mnie manierę nagradzać. No bo tak to jest, w końcu sam relację czasem piszę, zawsze jest się ciekawym odbioru swojej twórczości, a jeśli anonimowy internauta przeczyta a nic nie skomentuje, nie pochwali i tylko liczniczek wyświetleń świadczy o jakimkolwiek zainteresowaniu, to jakoś tak smutniej nie?.
Nie dostrzegam nic z "chwalenia" się w konkretnym podawaniu nazw zdobytych gór i dróg które się przeszło, sam tak robię i zrobiłbym nawet jeśli chodziłoby o opis zdobycia Wieżycy na Kaszubach, na której zupełnie nie przypadkiem byłem trzykrotnie. Jest i powód obiektywny. Forum ma swoje rózne funkcje, między innymi także funkcję informacyjną, która w istotny sposób jest ważna jeśli traktujemy TG jako "dobro wspólne" (ja po sporej części tak właśnie traktuję). Z przyjemnością czytuję relacje np. w z wejścia na Ama Dablam z wyrysowaną kreską od podstawy do wierzchołka, bo chociaż sam nigdy nie pojadę, jakoś tak lubię połączyć opis łącząc go wzrokowo z choćby niewyraźną kreską na zdjęciu.
Dla jasności - jako znany pięknoduch nie mam nic przeciwko opisywaniu wewnętrznych przeżyć autora w trakcie górskiej wspinaczki, wręcz przeciwnie to właśnie decyduje dla mnie często o jakości relacji. Pod tym jednak warunkiem, że nie wylewa się dziecka z kąpielą, nie podając drogi jaką autor szedł, bo wtedy nie umiem odnieść tych przeżyć do obiektywnych trudności z jakimi walczył.
Rozumiem teraz dlaczego relacja Maćka ze zdobycia Boczania tak ci się podobała, wszak jest to dokładnie ta właśnie maniera skupienia się na wewnętrznych przeżyciach autora, przy negacji znaczenia co i jaką drogą zdobywa. No może nieco doprowadzona do absurdu, ale nie wskazując konkretnie miło mi się czytało inne relacje z tego forum, atakujące cele może niewiele bardziej honorne od Boczania. Mało tego - niektóre jak choćby debiut kol SvirVira spotkały się z fenomenalnym odzewem i jak na moje oko nie jest to przypadek sam czytałem ją już chyba z 5 razy od deski do deski.
Ok, takoż i się stało, że mi się twój obyczaj budowania nimbu tajemniczości nie podoba, jak to mówią obowiązku czytać nie ma, a pisać wolno, dysk Bellatrixu zawsze da się wymienić na większy :).

_________________
Widzisz lewaka, nie stój z boku, reaguj!! Pamiętaj, lewactwo karmi się obojętnością i bezczynnością.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz maja 13, 2010 8:39 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn wrz 01, 2008 8:10 pm
Posty: 4694
grubyilysy napisał(a):
Przyznam szczerze że ta maniera nie podawania celów wycieczki a rozpisanie się na kilka stron zwyczajnie mnie denerwuje.


mpiku - lubie Cie czytac, ale zgodze sie z powyzszym - ta maniera denerwuje i mnie. Nie jestem zbyt wielkim orlem w Tatrach (a o Alpach nie wspomne) i nie raz dopytuje sie Vespy o co biega. Duzo przyjemniej bylo by gdyby kazdy z was, tatrzanskich wyjadaczy, pisal dokladnie gdzie byl, jaka droga i zamieszczal mapke z gpsa w postaci pliku gpx. :P
nie wiem kto ustalil te reguly by pisac enigmatycznie, ale stanowczo protestuje!!
:skrzypce:

_________________
http://3000.blox.pl/html

"Listy z Ziemi" Twaina: poszukaj, przeczytaj... warto


Ostatnio edytowano Cz maja 13, 2010 9:30 am przez Mazio, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz maja 13, 2010 9:17 am 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Cz sie 06, 2009 5:37 am
Posty: 795
Jak dobrze rozumiem, intencją autora było opisanie wrażeń, a nie ujawnianie celu wycieczki. W zasadzie... jednocześnie dziwi mnie to, ale i nie dziwi...

Powyższy opis wydarzeń brzmi, jakby działy się one na zupełnie innej górze, niż było w rzeczywistości, ale rozumiem, że taki był zamiar, i tak też dobrano środki wyrazu i przekazu. Rozumiem w pełni prawo do subiektywnych odczuć, rozumiem również, że warunki w górach bywają różne.

Natomiast powiedzmy jednoznacznie: Venediger to po prostu nic innego, jak "krowi teren", a przynajmniej powinien taki się wydawać dla kogoś, kto łaził zimą po Tatrach (o lodowcu nie wspominam, bo rozumiem, że w tym konkretnym przypadku odwrót miał miejsce wcześniej). Powyższy, dość enigmatyczny (ale mimo wszystko, niewystarczająco) opis, w zestawieniu ze zdjęciami potwierdza tylko, że faktycznie - odczucia są mocno subiektywne. Z przykrością stwierdzam, że autorowi albo brakło wiedzy, albo doświadczenia, albo instynktu (bo jednak "wyszło na jaw"), albo po prostu dystansu do siebie i swoich osiągnięć.

Abstrahując jednak od powyższego - gratuluję sprawnego posługiwania się słowem pisanym, emocje przebijają i faktycznie, czyta się to jak opowieść o walce człowieka z żywiołem.

Szkoda tylko, że nie potrafię jednak oderwać się od wspomnień o tym, jak miejsce wydarzeń wygląda naprawdę...


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz maja 13, 2010 9:26 am 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt sie 31, 2007 10:13 pm
Posty: 724
Lokalizacja: Kraków
Ja jak byłem 2 czy 3 raz w górach w zimie to se poszedłem na Kozi od Piątki, padało dość mocno, była mgła i to był wtedy czelendż i walka, a trawersując żleb miałem pełno w gaciach.
Także wiecie.
Zależy jak leży.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz maja 13, 2010 9:40 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 3:34 am
Posty: 14901
Lokalizacja: Ząbkowska, róg Brzeskiej
Mooliczek napisał(a):
...Powyższy opis wydarzeń brzmi, jakby działy się one na zupełnie innej górze, niż było w rzeczywistości...Rozumiem w pełni prawo do subiektywnych odczuć...

Gawith napisał(a):
...Zależy jak leży...

Tak dla jasności mojego zdania na temat - po pierwsze ja zupełnie nie neguję z góry autentyczności opisanych przeżyć autora, chociaż właśnie nie podawanie celu wycieczki najprędzej na to wskazywałoby.
Trudność jest czymś obiektywnym na zasadzie porównania - trasa A jest trudniejsza niż B, ale odbiór trudności jest już sprawą indywidualną. SvirVir walczy o życie na Świstówce, Steck narzeka na swoją słabą kondycję i słaby czas na Macie, wierzę i pierwszemu, i nawet drugiemu. Przyjemniej czytało mi się kol. SvirVira, pewnie właśnie z powodu jasnej autentyczności opisu owych wewnętrznych przeżyć i dawki dobrego humoru w jaki wprawia mnie ta relacja, bo Ueli w swoich smutnych relacjach to się za bardzo nie rozpisał, ale zupełnie spokojnie jestem mu też w stanie uwierzyć, że mu było "ciężko bo coś ma słabą kondycję" (mimo że na filmach widać jaką mapłę z dwoma czekanami zap...jącą północną ścianą Mata na żywca).
Coż "każdemu jego Everest", forum jest zapewne otwarte i dla SvirVira i dla Uelego.
Mi tylko o to chodzi, że chciałbym wiedzieć, jaką trasą i na jaką górę wchodził autor czytanej relacji, bo mi się wtedy właśniej przyjemniej czyta, a gdy tego nie wiem, to się wręcz jakoś tak wkurzam i relacja staje się dla mnie bez wartości. Oczywiście nikomu nie każę (zwłaszcza że nie mam prawa) pisać "beee" albo "meee" jedynie wyrażam mój protest i zgłaszam deklarację nie czytania relacji bez ujawnionej nazwy góry czy/i trasy.

_________________
Widzisz lewaka, nie stój z boku, reaguj!! Pamiętaj, lewactwo karmi się obojętnością i bezczynnością.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz maja 13, 2010 9:45 am 
Stracony

Dołączył(a): N wrz 14, 2008 5:52 pm
Posty: 5846
Lokalizacja: Górny Śląsk
Mazio napisał(a):

mpiku - lubie Cie czytac, ale zgodze sie z powyzszym - ta maniera denerwuje i mnie. Nie jestem zbyt wielkim orlem w Tatrach (a o Alpach nie wspomne) i nie raz dopytuje sie Vespy o co biega. Duzo przyjemniej bylo by gdyby kazdy z was, tatrzanskich wyjadaczy, pisal dokladnie gdzie byl, jaka droga i zamieszczal mapke z gpsa w postaci pliku gpx. :P
nie wiem kto ustalil te reguly by pisac enigmatycznie, ale stanowczo protestuje!!


I ja się przyłączę.

Ja jestem kobieta konkretna - lubię czytać konkrety. Wewnętrzne przeżycia autora niezbyt wiele mnie interesują, wolę własne przeżycia (o których zresztą mało piszę, bo nie lubię się uzewnętrzniać na forum).

Natomiast interesują mnie głównie takie relacje, które coś dają jeśli tak można powiedzieć - w sposób poznawczy.
Najchętniej do tego stopnia że są również i dla mnie inspiracją do nowej trasy, nowej wycieczki.

Mistrzostwo jeśli o to chodzi - to relacje Vespy i Mazia - doskonała równowaga między opisem przeżyć a opisem konkretów.
Po przeczytaniu ich relacji nabieram coraz większej ochoty na wyjazd do Szkocji - i jak sądzę nie tylko ja (tylko kiedy znaleźć na to czas ?).

Natomiast daleka jestem od krytyki jakichkolwiek relacji - niech każdy pisze co chce, można czytać a można nie czytać.

Pozdrowienia

Basia

P.S.
Ja dostałam w dup.ę na Babiej Górze, ale nie przyszło mi do głowy robić z tego dramatu. Problem wynikał z mojego braku kondycji, przy jednoczesnej złej pogodzie, więc czym tu się chwalić.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz maja 13, 2010 9:58 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lip 23, 2008 8:51 am
Posty: 3860
Lokalizacja: Bathgate/Wawa
Gawith napisał(a):
Ja jak byłem 2 czy 3 raz w górach w zimie to se poszedłem na Kozi od Piątki, padało dość mocno, była mgła i to był wtedy czelendż i walka, a trawersując żleb miałem pełno w gaciach.
Także wiecie.
Zależy jak leży.

Fakt. Najbardziej dramatyczne przeżycia tej zimy miałam na odcinku, który latem prosił by się o rower :D
Fakt faktem, nigdy w relacjach ani tu ani na blogu nie sugeruję większyć niż obiektywne trudności, jeśli problem wynikał z chwilowych warunków czy jakichś moich niedyspozycji.
Po ponownym rzucie okiem na relację Mpika mam jednak to samo wrażenie co za pierwszym razem: że walczył z pogodą i ze śniegiem. Co akurat ogarniam, patrz pierwsze zdanie.
Nigdy nie byłam wielką fanką barokowego stylu Mpika, ale w powyższej opowieści mnie on nie razi, czuje się idealnie w jaką dupę autor wlazł i o to chodziło, jak sądzę.

_________________
[https://wordpress.com/view/3000stop.home.blog]239, zostało 43[/url]


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz maja 13, 2010 11:04 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn paź 29, 2007 8:31 pm
Posty: 3189
Lokalizacja: Nowy Sącz
Dla mnie styl mpika jest nie nie do strawienia, jakiś taki uduchowiony, czyta się jak "Dziady", ale jedni lubią disco polo a inni trash metal.

_________________
http://naszczytach.cba.pl/ Aktualizacja 2023 - nowe: Góry Skandynawskie, Taurus w Turscji, Alpy Julijskie, Kamnickie, Ennstalskie, Tatry Bielskie, Murańska Planina, Haligowskie Skały i wiele innych. Zapraszam


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt maja 14, 2010 9:10 am 
Zasłużony

Dołączył(a): Cz maja 21, 2009 9:10 am
Posty: 243
Witam

A ja, jak widzę relację Mpika, to z "góry" wiem, że nie napisze gdzie i kiedy, a tylko i wyłącznie swoje odczucia na tej drodze. Miałem okazje poznać Michała i gdy widzę jego posty , to wiem, że na otwartym forum nic konkretnego o danej drodze się nie dowiem. Jednak czytam jego opisy (w Relacjach) - bo traktuję je jako zwykłą górską beletrystykę i to mi wystarcza.
Owszem dział "relacje" przeglądam najczęsciej, gdyż to właśnie tutaj, forumowicze dzielą się z innymi - swoimi spostrzeżeniami, uwagami z konkretnego regionu, tutaj dowiaduje się, gdzie zaparkować, gdzie jest ciekawe miejsce, uszkodzona droga, mylna ścieżka, miejsce na nocleg , stan bivaku oraz miejsce do najbliższej wody etc, napisane rzetelne informacje (jako, ze często wędruje sam są dla mnie b ważne) traktuję jako "pewnik" (bo są najaktualniejsze) powodują jaką mam przyjąć strategie na dany region. Górskie przewodniki są super - tylko czasami opisane tam wiadomości pochodzą z lat 90 i obecnie drogi maja inny przebieg, to samo z niektórymi "śladami szlaków na mapach" przeważnie firmy Kompass. Fakt, ze często piszę do autorów na PW, o dodatkowe info. i do tej pory zawsze je otrzymywałem za co i w tym miejscu dziekuję.

Dlatego , jeżeli forumowicze w dziale relacje zobaczą autor "Mpik", to niech sobie darują szukania w jego postach praktycznych informacji.

Z deszczowego Ślaska
viking59


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt maja 14, 2010 10:18 am 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N cze 24, 2007 9:52 am
Posty: 709
Lokalizacja: Dolny Śląsk / 400km do Tatr
Też mnie to czasem podburza, bo ot tak bym sobie prześledził gdzie autor był i co konkretnie widział/czuł z danego miejsca. A tak to taka troszkę fantastyka i abstrakcja. No chbya ze ktoś zna każdy piarg, żleb, kominek i inne formy, ale chyba niewielu tu takich, a o ile w ogóle jest taki.

_________________
Góry, podobnie jak morze i kobiety, są kapryśne i nieprzewidywalne


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 27 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 8 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL