Forum portalu turystyka-gorska.pl
http://turystyka-gorska.pl/

od A do Z czyli Zębata Turnia...
http://turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=9915
Strona 1 z 1

Autor:  mpik [ N lip 04, 2010 8:49 pm ]
Tytuł:  od A do Z czyli Zębata Turnia...

Futbolowe atrakcje, jakie w piątek wieczorem zafundowali nam ćwierćfinaliści mistrzostw świata, w połączeniu z wczesnym wyjazdem następnego dnia (oczywiście jeśli pierwsza godzina to już dzień), sprawiły że na sen miałem niecały kwadrans. Potem okazało się że mógłbym mieć jeszcze jeden, ale nie przypuszczając że kierowca się spóźni, posłusznie wstałem. Koniec końców z parkingu wyruszyliśmy jeszcze w ciemnościach. Ciemność nie przeszkodziła nam jednak pierwszy odcinek przedreptać standardowo po torach kolejki.

W dolinie się rozjaśniło. Spróbowałem dotrzeć do schroniska przed szóstą, ale nawet pomimo wrzucenia trzeciego biegu, nie udało się. Brakło kilku minut. Mimo ta czas i tak mieliśmy dobry. Gorzej z warunkami pogodowymi, bo ta wyraźnie zawodziła. Pomimo obiecujących prognoz z dnia poprzedniego, wiał zimny wiatr, było pochmurnie a w widocznej dolnej części naszego żlebu leżał śnieg. Wprawdzie przewidywaliśmy tą ostatnią możliwość, i dla takiego obrotu sprawy wzięliśmy czekany, ale nie ukrywam że wolałbym ich nie używać gdybym nie musiał.

Chwilę posiedzieliśmy w schronisku, ale jako że pogoda wciąż nie zamierzała nas rozpieszczać a czas biegł nieubłaganie, ruszyliśmy do góry. Na pierwszym odcinku ja byłem prowadzący. Jako że szedłem już tędy, wiedziałem którędy dojść do żlebu aby obejść jego dolny próg. Próg może i do przejścia, ale nie będący naszym głównym celem, więc pozwoliliśmy sobie na jego zignorowanie. Tym bardziej że jeszcze nie jedna podobnej trudności atrakcja czekała na nas.

Śnieg zaczął się w połowie żlebu. Chwyciłem czekan w dłoń i spróbowałem co z tego wyniknie. Niestety nic dobrego. Śnieg miejscami miał konsystencję twardego zmrożonego lodu i szybko przekonałem się że bez raków niewiele zwojuję. Olałem więc pierwotną opcję i ruszyłem po skałach. Tutaj szło się już dużo lepiej, choć mokre i wilgotne skały nie dawały pełni gwarancji. Były jednak zdecydowanie bardziej bezpieczne niż śnieg. W akompaniamencie brzęczących czekanów (jako że cały czas mieliśmy obawy że będą potrzebne) doszliśmy do przełęczy. Widok podobny do tego jaki widziałem tu ostatnio: nieprzyjemne skały i wszechobecna mgła. I oczywiście zimny wiatr.

Nie zagrzaliśmy więc tam zbyt dużo czasu. Ruszyliśmy wyżej. Na pierwsze trudności. Ivona coś wprawdzie zaczęła przebąkiwać o linie, ale zanim ją wyjąłem, ona już problem pokonała i do pobliskiego szczytu liny spokojnie leżały w plecakach służąc tylko jako ich obciążenie. Na szczycie pogoda wciąż nas nie lubiła, więc zostaliśmy tam tylko tyle ile potrzeba było do związania się liną. Kolejny szczyt, większy brat pierwszego, był trochę wyższy i trochę trudniejszy. Wprawdzie za pierwszym razem wchodziłem tam bez sznurka, ale wtedy były pewne warunki. Dziś w każdej chwili mógł zacząć padać deszcz, a wchodzenie po mokrej skale do najprzyjemniejszych rzeczy nie należało. Przynajmniej nie na ten szczyt.

Szybko okazało się że nasze obawy były bezpodstawne. Padać nie zaczęło, a znaleziona zaraz za pierwszą ławką ścieżka, praktycznie wyprowadziła nas na wierzchołek. Jednakże radość wciąż była daleko od nas – chmury nie odpuszczały i widoczność była co najmniej kiepska. Momentami na tyle, że zastanawialiśmy się nawet przez moment czy nie odpuścić, ale godzina była jeszcze dość wczesna a my wciąż i uparcie wierzyliśmy w prognozy. Dlatego też po wpisaniu się do puchy i pochłonięciu kilku bułek i batonów, udaliśmy się dalej.

Teraz prowadził Gazza, ponieważ moja praktyczna znajomość terenu kończyła się na poprzednim szczycie, a niezaprzeczalnie Dawid był lepszy ode mnie w te klocki. Szybko znalazł pierwszy ring zjazdowy, choć ja długo nie mogłem się pogodzić z wątpliwościami że to już. Przecież zgodnie z opisem miała tam być jakaś długa wąska grań, zakończona jeszcze eksponowanym węgłem. A ja nic takiego tam nie zarejestrowałem. No chyba że owym węgłem było miejsce w którym Dawid z Ivoną schodzili kawałek niemal pionową ścianką do bardzo stromego żlebu, a potem owym żlebem podchodzili (raptem dwa metry w tę i we wtę), a ja po prostu dwoma krokami przetrawersowałem ową ściankę. Ale skoro był punkt zjazdowy, to nie zamierzałem się kłócić.

Czekając na swoją kolej, bawiłem się w fotografa. Akurat wyszło słoneczko i pokazały się lepsze kolorki, niestety nasza miejscówka nie należała do najlepiej wyposażonych w widoki, więc nie za wiele naszalałem. Dwa zjazdy nie nastręczyły nam zbytnio poważnych problemów. Ale potem zaczęła się zabawa. Wprawdzie do wierzchołka Zębatej Turni było jeszcze znośnie: eksponowana grań, w międzyczasie obejście jakiegoś szczytu, i stanęliśmy przed charakterystycznym zębem. Niewysoki, niemal pionowy fragment skalny, z widocznym wydawało by się obejściem od prawej strony, zdecydowanie mnie nie pociągał. Jednakże to obejście jest iluzoryczne a sama skałka, o czym się przekonujemy już w akcji, nie pozbawiona chwytów i stopieńków. Wspinaczka z dużą dozą frajdy.

Potem jeszcze tylko kilka kroków w prawo na wąską półeczkę, kilka metrów w górę i już jesteśmy na szczycie. Szczyt – lotnisko: płasko i trawiasto. Aczkolwiek miejsca nie za dużo więc lotnisko jedynie dla śmigłowców. Widok z Zębatej Turni jest dość ograniczony przez swoich dwóch potężnych sąsiadów, ale pomimo tego, albo właśnie dzięki temu, urzeka swym pięknem i wszechogarniającą potęgą gór. Tym bardziej spotęgowaną, że wciąż poprawiająca się pogoda akurat weszła na etap "niewielkie zachmurzenie i niska temperatura", i fotograficznie kolorki mogły zadowolić nawet najbardziej wymagającego fotografa. Ja do takiego miana w żadnej mierze nie kandyduję, więc na widoki nie narzekałem.

Obrazek

Niestety, wszystko co piękne kiedyś się kończy, a ze szczytu, nawet najbardziej uroczego, trzeba również wrócić. Jako że schodzić zamierzaliśmy wciąż w tym samym kierunku, przed nami czekał już na nas drugi sąsiad Zębatej. Plus oczywiście kilka atrakcji po drodze. Pierwszą była pozioma lecz stroma eksponowana grań, zakończona nieprzyjemną ścianką zejściową, kończącą się wprost na zaśnieżonej malutkiej przełączce. Niewielki poślizg uświadomił mi że to zejście nie jest jeszcze końcem naszych przygód. Chwilę dyskutowaliśmy z Dawidem co do kierunku obejścia pionowej ściany piętrzącej się naprzeciwko nas, ale dostrzeżona klamra rozstrzygnęła wątpliwość. W lewo. Ekspozycja wprawdzie była tam co najmniej wielka, a półeczka wąska i krucha, ale skoro była klamry.

Niewątpliwie klamry okazały się przydatne, ale zdaniem Ivony było ich zdecydowanie za mało. Dłuższą chwilę kombinowała z tą trudnością, wysłuchując naszych "złotych rad". W końcu korzystając z taśmy jako dodatkowe stopnia, pokonała ją w akompaniamencie haseł "nigdy więcej", "ku-rwa, ja tego nie przejdę"" itp. Szybko okazało się że wyżej nie oznacza łatwiej. Pionowy kominek ubezpieczony łańcuchami okazał się o tyle nieprzyjemny, że dostęp do łańcucha w pewnym momencie był dość utrudniony. Kosztował on Ivonę malutkie wahadełko i pewnie jednego czy dwa siniaki na ramieniu. Plus oczywiście kilka haseł znanych już z poprzedniej trudności. Ale muszę przyznać że wcale się jej nie dziwiłem. Ja również odczuwałem zmęczenie.

Za kominkiem czekał na nas znów kilkunastometrowy odcinek grani a potem chwilka odpoczynku przed kolejną eksponowaną półeczką. Widoczki wciąż były przednie, ale pogoda ponownie nie zamierzała być dla nas miła, i do świecące słoneczka dołożyła zimny ostry wiatr. Powoli zaczynaliśmy żałować że cieplejsze kurtki zostały w domu. Wiedzieliśmy jednak że już niedługo naszego zejścia. Pozostało nam jeszcze tylko podejście na ostatni dzisiejszy szczyt, a potem już tylko w dół. Choć określenie wspinaczka byłoby tu bardziej adekwatne od słowa podejścia. Pionowy komin, wprawdzie udekorowany łańcuchami i klamrami, ale poprzedzony jeszcze długim odcinkiem stromych stopni i bloków skalnych, okazał się nad wyraz wyczerpujący.

Tu ponownie Ivona zaczęła wyrażać słowami nasze myśli. Tekst "pierdzielę, nie idę dalej... tu zostaję!" był chyba najłagodniejszym epitetem jakie wyrażała w kierunku autora owej drogi. A może autora pomysłu na jej przejście. Koniec końców udało się nam w końcu wyleźć na banalnie już łatwy i ostatni odcinek grani i z uśmiechem na ustach, choć nieukrywanym wyczerpaniem, dobić do szczytu. Tu posiłek, wymuszona sesja fotograficzna (wymuszona, bo coś było widać, ale to coś w najmniejszym nawet stopniu nie nadawało się według mnie do wyciągania aparatu) i częściowo udana próba przekonania obsługi kolejki by nam pozwolili zjechać. Częściowo, bo miejsc wolnych udało się zdobyć całe jedno. I to za niecałe półtorej godziny. Ale dobre i to. Przekazaliśmy Ivonie co cięższe rzeczy z naszych plecaków i szybko ruszyliśmy łańcuchami w dół.

Dziewięćdziesiąt minut jakie mieliśmy do zejścia do stacji pośredniej wymuszało na nas zapomnienie o pokonanej przed chwilą niełatwej graniówce. Mogliśmy oczywiście iść normalnym tempem, ale wówczas czekało by nas zejście na nogach na sam dół, a tak to mieliśmy jeszcze, przynajmniej iluzoryczną, nadzieję zdążyć na kolejkę. Ostatecznie udało się. Prawie zjazd łańcuchami (bo trudno to było nazwać zejściem) zajął nam niecały kwadrans. Potem było już tylko łatwiej. W międzyczasie wprawdzie zafundowaliśmy sobie dodatkową porcję zabawy odbijając za bardzo na prawo, ale dostrzeżony przez nas jadący po Ivonę wagonik kolejki, uzmysłowił nam że wciąż mamy szansę. Wymusił na nas wprawdzie coś na kształt truchtu, ale tak jak mówiłem – opłacił się. Zdążyliśmy. I muszę przyznać że dawno już zwykła podróż wagonikiem nie dała mi tyle satysfakcji co wówczas...

Autor:  golanmac [ N lip 04, 2010 9:09 pm ]
Tytuł: 

A już myślałem że się nie doczekam, szczerze bałem się, że wyprzedzi Cię planowana na sierpień tego roku wyprawa bab z oscypkami pod przewodnictwem Luki3350.
Oczywiście, nie sposób nie pogratulować równie mocno, napięcia, emocji i nieziemskiego hardcore.
Jeszcze raz gratuluję i pozdrawiam :)

Autor:  Mooliczek [ N lip 04, 2010 9:47 pm ]
Tytuł: 

Gratuluję drogi, bo jest naprawdę ładna i warta wysiłku. A Ivona miała farta z tą kolejką :)
Natomiast dość osobliwym pomysłem jest uczynienie z Łomnicy punktu będącego na drodze zejściowej z Zębatej Turni :scratch: ...

Autor:  mpik [ N lip 04, 2010 10:33 pm ]
Tytuł: 

golanmac napisał(a):
A już myślałem że się nie doczekam,
A czego :?: Bo chyba znów coś przeoczyłem... :scratch:

Autor:  golanmac [ N lip 04, 2010 10:35 pm ]
Tytuł: 

Mooliczek napisał(a):
Natomiast dość osobliwym pomysłem jest uczynienie z Łomnicy punktu będącego na drodze zejściowej z Zębatej Turni

Chodzi o to, aby czytelnik pomyślał, że Łomnica, dla autora relacji to taki light na drodze zejściowej z mega hardcorowej Zębatej Turni.
Ktoś coś ma nie tak z ego chyba.

Autor:  Ivona [ N lip 04, 2010 10:43 pm ]
Tytuł: 

Mooliczek napisał(a):
A Ivona miała farta z tą kolejką

najwyraźniej..To moja 3 wizyta na Łomnicy,ale tylko 2 razy zapytywałam o zjazd,aby ominąć tą nudną droge na dół..za drugim sie udało.

Mooliczek napisał(a):
Natomiast dość osobliwym pomysłem jest uczynienie z Łomnicy punktu będącego na drodze zejściowej z Zębatej Turni

Mpik już tak ma :mrgreen:

a droga fajna,dopóki Jordanka sie nie zaczyna,tam kończy się przyjemność z zabawy w skale

Autor:  Mooliczek [ Pn lip 05, 2010 6:00 am ]
Tytuł: 

Ivona napisał(a):
tylko 2 razy zapytywałam o zjazd

Ja od razu zaczęłam jęczeć, że jadę na dól, bo kolano nie wytrzyma. Natomiast nie przyszło mi do głowy, że pozwolą zjechać ze szczytu, dlatego robiłam oczy kota ze Shreka dopiero przy Skalnatym ;)
Ivona napisał(a):
dopóki Jordanka sie nie zaczyna,tam kończy się przyjemność

IMHO mogliby pościągać te łańcuchy i klamry, bo za wyjątkiem komina Franza to faktycznie mało przydatne, momentami przeszkadzające wręcz. Zawsze jednak szybciej na tym coś założyć, niż w skale rzeźbić :)

Autor:  golanmac [ Pn lip 05, 2010 7:35 am ]
Tytuł: 

Mooliczek napisał(a):
IMHO mogliby pościągać te łańcuchy i klamry, bo za wyjątkiem komina Franza to faktycznie mało przydatne

Warunki bywają zmienne, po za tym, nie tyle chodzi o ubezpieczenie Jordanki, co najkrótszej drogi, pod zachodnią Łomnicy.

Autor:  Mooliczek [ Pn lip 05, 2010 7:59 am ]
Tytuł: 

golanmac napisał(a):
Warunki bywają zmienne

Na samej grani są miejsca bez ubezpieczeń, które jednak też mogłyby okazać się problematyczne przy kiepskich warunkach - więc z tej strony patrząc byłaby to pewnego rodzaju niekonsekwencja.

Natomiast, biorąc pod uwagę, że...
golanmac napisał(a):
nie tyle chodzi o ubezpieczenie Jordanki, co najkrótszej drogi, pod zachodnią Łomnicy

to jest to dla mnie w zupełności jasne. True.

Autor:  Ivona [ Pn lip 05, 2010 4:21 pm ]
Tytuł: 

Mooliczek napisał(a):
dlatego robiłam oczy kota ze Shreka dopiero przy Skalnatym

a właśnie oczy ze Shreka przydają się na szczycie :wink: w Skalnatym bez problemów kupuje się bilet za 6 euro (można płacić kartą).
Ale tak informacyjnie dla innych,jeśliby ktoś kiedyś potrzebował,to z góry mogą zabrać do Skalnatego pod warunkiem,że nie mają pełnego obłożenia wagoniku.Chodzi o odpowiednią wagę ze względów bezpieczeństwa.Także trzeba pytać,barman kontaktuje sie z dołem na ile osób mają wykupione bilety.Oczywiście nic za darmo :cry: trza zapłacić 10 Euro.(na szczycie też można placić kartą).

Odnośnie łańcuchów to może robią wrażenie niepotrzebnych jak się idzie od Durnego,bo człowiek się przyzwyczaja do fajnej skały i zabawy ze sprzętem.Wtedy w niektórych momentach faktycznie przeszkadzają.Jednak bez nich we "francowatym kominie"-jak go pieszczotliwie w duchu nazwałam, byłoby nieco inaczej :mrgreen:
W każdym bądź razie tego bułowania na pionowym łancuchu nie wspominam miło :wink:

Autor:  mpik [ Pn lip 05, 2010 7:26 pm ]
Tytuł: 

golanmac napisał(a):
Mooliczek napisał(a):
Natomiast dość osobliwym pomysłem jest uczynienie z Łomnicy punktu będącego na drodze zejściowej z Zębatej Turni

Chodzi o to, aby czytelnik pomyślał, że Łomnica, dla autora relacji to taki light na drodze zejściowej z mega hardcorowej Zębatej Turni. (...)
No niezupełnie. Nie wiem czy czytałeś ze zrozumieniem czy nie, ale nawet przy tej drugiej opcji nigdzie nie powinieneś znaleźć potwierdzenia tezy że Zębata Turnia była dla mnie mega hardcorem. :wink:

Autor:  golanmac [ Pn lip 05, 2010 7:35 pm ]
Tytuł: 

mpik napisał(a):
Nie wiem czy czytałeś ze zrozumieniem czy nie

A mógł byś sprecyzować, co rozumiesz poprzez "zrozumienie" ?

mpik napisał(a):
nawet przy tej drugiej opcji nigdzie nie powinieneś znaleźć potwierdzenia tezy że Zębata Turnia była dla mnie mega hardcorem.

I nie znalazłem :!: Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłeś napotkać jakiejś wymierne trudności w drodze na Zębatą Turnię.

Autor:  LigeiRO [ Pn lip 05, 2010 7:42 pm ]
Tytuł: 

Chłopaki, każdy ma swego hardcora, ja nasrałem w pory jak w zeszły tydzień w zaśnieżonym Siwym Żlebie wpadłem w 3-metrową szczelinę i na całe szczęście szliśmy na lotnej.

Autor:  mpik [ Pn lip 05, 2010 7:43 pm ]
Tytuł: 

golanmac napisał(a):
mpik napisał(a):
Nie wiem czy czytałeś ze zrozumieniem czy nie

A mógł byś sprecyzować, co rozumiesz poprzez "zrozumienie" ?
Umiejętność spojrzenia czytelnika (czyli Ciebie) na czytany tekst poprzez pryzmat jego autora (czyli mnie) i tego jak on odbiera otaczający go świat.
Ale chyba trochę naiwny byłem jeśli na to liczyłem... Przecież nie od dziś wiadomo że nadajemy na różnych falach ;)

Autor:  golanmac [ Pn lip 05, 2010 7:44 pm ]
Tytuł: 

LigeiRO napisał(a):
Chłopaki, każdy ma swego hardcora

Wiem, wiem, np mój, jest autorem tego wątku :D

Autor:  mpik [ Pn lip 05, 2010 7:46 pm ]
Tytuł: 

LigeiRO napisał(a):
Chłopaki, każdy ma swego hardcora, ja nasrałem w pory jak w zeszły tydzień w zaśnieżonym Siwym Żlebie wpadłem w 3-metrową szczelinę i na całe szczęście szliśmy na lotnej.
Bo wydaje mi się że bardzo dużo zależy od aktualnych warunków w jakich się idzie. I całkiem łatwo dostaje się w dupe na relatywnie łatwiejszych drogach gdy tylko miało się pecha znaleźć tam w niewłaściwym czasie...

Autor:  golanmac [ Pn lip 05, 2010 7:47 pm ]
Tytuł: 

mpik napisał(a):
Umiejętność spojrzenia czytelnika (czyli Ciebie) na czytany tekst poprzez pryzmat jego autora (czyli mnie) i tego jak on odbiera otaczający go świat.

Teraz rozumiem, nie chodzi o zrozumienie tekstu, tylko Ciebie.

mpik napisał(a):
Przecież nie od dziś wiadomo że nadajemy na różnych falach

Nie raz już Ci mówiłem, że nic z tego nie będzie, nie nalegaj.

Autor:  LigeiRO [ Pn lip 05, 2010 7:47 pm ]
Tytuł: 

Cytuj:
Wiem, wiem, np mój, jest autorem tego wątku Very Happy

:mrgreen:

Autor:  mpik [ Pn lip 05, 2010 7:51 pm ]
Tytuł: 

golanmac napisał(a):
Teraz rozumiem, nie chodzi o zrozumienie tekstu, tylko Ciebie.
Cytuj:
Mnie, i tego co chciałbym danym tekstem "powiedzieć". Bo nie zawsze jest to tylko zwykła chęć obwieszczenia ogółowi że byłem tam czy siam i widziałem to czy tamto... ;)

golanmac napisał(a):
mpik napisał(a):
Przecież nie od dziś wiadomo że nadajemy na różnych falach

Nie raz już Ci mówiłem, że nic z tego nie będzie, nie nalegaj.
Nawet by mi przez głowę nie przyszło by naciskać :mrgreen:

Strona 1 z 1 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/