Tygodnik podhalański zamieścił relację ze spotkania z uczestnikami wyprawy na Dhaulagiri, jest tam opis akcji ratunkowej, jeśli komuś nie chce czytać się całości to odnośny fragment:
Cytuj:
Piotr Morawski i Słowak Peter Hamor byli w świetnej kondycji. Torowali w świeżym śniegu z bazy do przełęczy, gdzie ustawili obóz I, a następnego dnia podeszli do „dwójki”, w której nocowali. W tym wejściu aklimatyzacyjnym uczestniczyła również Justyna Szepieniec. Dhaulagiri planowali zrobić w ekspresowym tempie, a następnie udać się pod Manaslu, gdzie ich głównym celem była droga na zachodniej ścianie. Rano 8 kwietnia zeszli z obozu II do „jedynki”, po czym na lekko zaczęli schodzić do bazy.
Pierwszy zbiegał Morawski i w momencie, kiedy niewiele zboczył z wydeptanej trasy, wpadł nagle do niewidocznej szczeliny lodowcowej, zwężającej się u dołu, co spowodowało, że zaklinował się na głębokości 20 metrów. Został unieruchomiony i nie mógł wykonać żadnego ruchu. Była godzina 9.10. Wtedy Mazik usłyszał przez radio prośbę o pomoc. Grupa Pawlikowskiego pozostawiła niesiony ładunek, by czym prędzej dotrzeć do miejsca wypadku, ale zajęło im to niespełna 3 godziny. W tym czasie Peter Hamor wrócił do „jedynki” po linę, której koniec opuścił Morawskiemu do szczeliny, ten jednak był tak unieruchomiony, że nie mógł z niej skorzystać. Wtedy Hamor zjechał na linie do szczeliny, ale nie mógł dotrzeć do Piotra. Pawlikowski i Lakpa wzięli plecak z liną, śpiworem i ciepłym ubraniem i niosąc go na zmianę, starali się jak najszybciej dojść do miejsca wypadku.
Za nimi podążali Mazik i Witkowski. Po dojściu na miejsce założyli nad szczeliną stanowisko i wrzucili linę Hamorovi, który miał duże problemy, by dowiązać do niej nie dającego już oznak życia Morawskiego. Po kilkunastu minutach wydobyto go na powierzchnię. Mazik stwierdził u Piotra brak oddechu i krążenia i natychmiast przystąpił do reanimacji, ta jednak nie przyniosła pozytywnego rezultatu. Zbadał ciało Piotra i ustalił, że przyczyną zgonu było wychłodzenie organizmu i wstrząs urazowy. Wyciągnięto ze szczeliny również Hamora z odmrożonymi kolanami, którymi przez jakiś czas klinował się w lodowej szczelinie.
Gdyby pozostał tam godzinę dłużej, to również jemu groziłaby śmierć z wychłodzenia. Ciało Piotra pozostawiono przy szczelinie, a ratownicy podeszli do obozu I, gdzie spędzili noc, a potem jeszcze dzień, oczekując na wiadomość z kraju co do pochówku Piotra. Transport zwłok do bazy byłby niezwykle trudny i niebezpieczny, gdyż w ciągu ostatniej doby spadło metr śniegu – zrobiło się lawiniasto a szczeliny lodowca pokrył świeży śnieg.
Z „jedynki” ratownicy TOPR schodzili do bazy w głębokim śniegu 9 godzin. Po kilku dniach nadeszła zgoda na pochowanie Piotra w szczelinie lodowca. W następnym dniu po Niedzieli Wielkanocnej, którą uczestnicy obu polskich wypraw spędzili w bazie, wyruszyli w górę: Hamor, Szepieniec, Gajewski, Lichota, Bargiel i Mikler, którzy byli świadkami smutnej ceremonii opuszczania ciała Piotra Morawskiego do szczeliny. Na Przełęczy Francuzów, na wysokości 5300 m zbudowano kopiec z kamieni, na którym umocowano tacę z napisem wykonanym przez Hamora, upamiętniającym naszego najlepszego himalaistę ostatnich lat.
A tu całość
http://www.tygodnikpodhalanski.pl/www/i ... ac432ea1a8