Forum portalu turystyka-gorska.pl
http://turystyka-gorska.pl/

Piotr Korczak o zagadce Mallorego i Irvina z 1924
http://turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=13&t=16256
Strona 1 z 1

Autor:  grubyilysy [ Wt mar 18, 2014 11:54 pm ]
Tytuł:  Piotr Korczak o zagadce Mallorego i Irvina z 1924

Bardzo fajny tekst.

http://brytan.com.pl/dlaczego-wierze-ma ... 1924-roku/

Autor:  Markiz [ Śr mar 19, 2014 12:43 am ]
Tytuł:  Re: Piotr Korczak o zagadce Mallorego i Irvina z 1924

Fascynująca choć bardzo trudna w "odbiorze" lektura. Przyznaję się, że przy pierwszej próbie przeczytania z "ekranu" padłem i zgubiłem wątek, "wybawienie" przyniosło wydrukowanie i przeczytanie tak po "ludzku" czyli z papieru. Osobiście byłbym ukontentowany gdyby kiedykolwiek udało się ustalić, że obaj Panowie osiągnęli wierzchołek,szczególnie Mallory - należał mu się.

PS.
Swego czasu dość głośne były dywagacje czy Hillary czy Tenzing pierwszy stanął na wierzchołku oraz który z nich miał większe "zasługi" w jego zdobyciu. Były one niesmaczne podobnie jak wszystkie tego rodzaju teksty - niestety niedoskonałość natury ludzkiej sprawia, że zawsze one są chetnie czytane.

Grubemuiłysemu podziękowanie za zwrócenie uwagi na ten tekst, nie wszyscy na bieżąco czytują Brytana.

Edit:
Z tematyką everestowską zapoznałem się po raz pierwszy w wieku lat 9-ciu, w 1944 roku. W jaki sposób? Korzystałem z zaprzyjaźnionej prywatnej biblioteki państwa K. w Bochni i pani K. zarekomendowała mi książeczkę "Na szczyt świata" wydaną w serii "Polska i świat współczesny" chyba Gethnera i Wolfa. Już po wojnie znalazłem ją i zakupiłem w poznańskim antykwariacie. Niestety gdzieś mi wsiąkła i już jej nie posiadam. Nazwiska autora niestety nie pamiętam.

Autor:  Krabul [ Śr mar 19, 2014 8:58 am ]
Tytuł:  Re: Piotr Korczak o zagadce Mallorego i Irvina z 1924

Markiz napisał(a):
Swego czasu dość głośne były dywagacje czy Hillary czy Tenzing pierwszy stanął na wierzchołku
Sam Tenzing napisał w swojej książce, że pierwszy stanął Hillary, a on zaraz po nim. Ale jakie to ma znaczenie? Obaj przeszli do historii.

Autor:  Markiz [ Śr mar 19, 2014 3:28 pm ]
Tytuł:  Re: Piotr Korczak o zagadce Mallorego i Irvina z 1924

Krabul napisał(a):
Ale jakie to ma znaczenie?


Oczywiście, że żadne. Przykre jest jedynie to, że do takich dywagacji dochodzi. Taki kiepsko skrywany rasizm. Opowiadano mi, że podobno przed wojną zastanawiano się na ile koledzy "wciągnęli" Lidę Skotnicówną na Żabiego Konia. Opowiadała mi to kobieta, przedwojenna taterniczka, więc należy to traktować z rezerwą. Faktem niezbitym natomiast jest, że przez wiele lat kwestionowano samodzielne taternictwo kobiet - "z chłopem i owszem, ale aby dwie baby razem, nie, to niemożliwe!"

Autor:  mpap [ Cz mar 20, 2014 1:00 pm ]
Tytuł:  Re: Piotr Korczak o zagadce Mallorego i Irvina z 1924

Znakomity tekst.
Cytuj:
Przyznaję się, że przy pierwszej próbie przeczytania z "ekranu" padłem i zgubiłem wątek, "wybawienie" przyniosło wydrukowanie i przeczytanie tak po "ludzku" czyli z papieru.

Czytało mi się rewelacyjnie, nie rozumiem w czym trudność, ale może to moje przyzwyczajenie, bo dużo pracuję na komputerze ;)

Autor:  Natalka [ Pt mar 21, 2014 12:00 am ]
Tytuł:  Re: Piotr Korczak o zagadce Mallorego i Irvina z 1924

Dzięki za tekst :)

Autor:  Burza [ N mar 23, 2014 5:53 pm ]
Tytuł:  Re: Piotr Korczak o zagadce Mallorego i Irvina z 1924

Komentarz Wojtka Kurtyki do tekstu Szalonego.


"O Cadyku i Mallory’m"

Wczytuję się zachwycony w wypracowanie Piotrka i przecieram oczy ze zdumienia gdyż nie widzę cyfry powiewającej dumnie na sztandarze. Pewnie się pojawi w drugiej części opracowania. Widzę natomiast bezinteresowną pasję i fascynację ludzkim wyzwaniem sprzed 90 laty. W analizie Piotrka urzeka i uwodzi uderzającą świeżość oraz brak mentalnej sztampy w ujęciu tematu. Zgoda, Piotrek przemawia poniekąd z pozycji umysłu nawiedzonego, ale bywa, że tylko nawiedzona wnikliwość ma szansę na zbliżenie się do prawdy. Dlatego z fascynacją wsłuchuję się w jego argumentację. Nawet nie przeszkadzają mi wszelkie „anus probandi”, pardon „onus probandi”, ani nawet jakiś „pozytywistyczny redukcjonizm” .. Co to, do cholery. jest? Ale skoro jest, to po tej lekturze skłonny jestem to polubić.

Przestrzegałbym przed pochopnym wytykaniem Piotrkowi braku himalajskiego doświadczenia i osobistego wyczucia strefy śmierci. Właśnie w braku tego doświadczenia upatruję świeżość jego podejścia do tematu. Doświadczenie, nawet najbardziej pouczające pozostawia w naszych umysłach rodzaj plam. Kiedy doświadczenie gromadzi się poruszamy się w gąszczu plam, znaków i symboli których relacje tańcują w głowie i tracimy zdolność czystej percepcji. Plątanina doświadczeń często wiedzie na racjonalne manowce. Piotrek nie jest tą plątaniną skażony i dochodzi do swojej prawdy samodzielnie. Właśnie dlatego jego ogląd wysokogórskiej rzeczywistości jest intrygujący zachowuje świeżość.

W chwilach przełomu brak doświadczenia bywa potężnym atutem.

Warto zwrócić uwagę na poziom doświadczenia himalajskiego u Wielickiego i Cichego w 1980 podczas pierwszego wejścia zimą na Everest – był po prostu zerowy. Obaj nie mieli bladego pojęcia ani o zimie himalajskiej ani o strefie śmierci. Wiodła ich czysta, nie skażona plamami doświadczenia energia i pasja.

Również ja znajdowałem się w podobnej pozycji w 1972 na moim pierwszym „big wallu” w Hindukuszu. Nie miałem pojęcia czym jest styl alpejski, bo po prostu wtedy coś takiego jeszcze nie istniało. Wierzcie mi byłem głupkiem, jednakże głupkiem bogatym czystością percepcji.

Przekonują mnie Piotrowe uwagi na temat sprzętu i odzieży tamtejszej epoki. Właśnie na wspomnianej, mojej pierwszej wyprawie używaliśmy odzieży bardzo podobnej do sprzętu z epoki Mallory’iego. W pewnych funkcjach takich jak bielizna, rękawice, skarpety współczesna fascynacja syntetykami wydaje mi się głupia i wymuszona przez rynek. Bardziej cenię w tych funkcjach dominujący składnik wełny a nawet czystą wełnę. Podobnie jest z naturalnym puchem. Zaskakuje we współczesnym drytool’u odejście od obuwia z plastiku i powrót do skóry.

Podoba mi się w opracowaniu Piotra intrygująca dokumentacja fotograficzna, jakby z innej galaktyki. Pozbawiona jest zupełnie dramatycznej estetyki pionu, przeciwnie pokazuje jakieś niepozorne bałuchy, łupkowe stoki i garby. I któż to dokonuje prezentacji tych bałuch i łupków? Czyni to wspinacz zakochany w pionie tak dalece, że korygował jego nieprzystępność dłutkiem. No i proszę, człowiek z dłutkiem w dłoni odsłania przed nami znaczenie i tajemnicę bałuch. Każda z nich ma swoją mroczną i przejmującą historię. Między bałuchami leżą trupy.

Właśnie brak efektownych urwisk skalnych i dramaturgii pionu pozwala w opracowaniu Piotra poczuć barierę najtrudniejszą i najważniejszą – barierę wewnętrzną, która w himalaizmie jest kluczem do sukcesu. Myślę, że Piotrek słusznie wyczuwa, że Mallory i Irvine w konfrontacji z tą barierą byli mistrzami. Domniemanie, że tych dwoje zdeterminowanych alpinistów błąkało się 8 czerwca 1924 od świtu do nocy gdzieś pomiędzy stopniem pierwszym i drugim wydaje się wręcz niedorzeczne. Nie dziwię się wierze Piotrka, że sięgnęli znacznie wyżej.

Mam cichą nadzieję, że w naszym kłótliwym środowisku elegancja Cadykowego opracowania wzbudzi życzliwość i że potrafimy cieszyć się jego pasją i zaproponowaną fantastyczną grą umysłową.

Pociąga mnie ta gra. To w istocie zamysł wielkiej katastrofy która ma szansę naruszyć pojęciowy ład zbudowany na szablonach i złudzeniach o ludzkiej wielkości. Właśnie czymś takim byłoby wykazanie , że w 1924 Mallory’emu i Irvine’owi jednak udało się.

Życzę Cadykowi powodzenia, życzę katastrofy i nieśmiertelności.

Zwierz

Autor:  Markiz [ N mar 23, 2014 7:07 pm ]
Tytuł:  Re: Piotr Korczak o zagadce Mallorego i Irvina z 1924

Kapitalny tekst Kurtyki. Dlaczego? Bo zdumiewa jego uniwersalność - wystarczy zmienić kilkanaście słów i pasuje do wszystkiego, nawet problemu zasiłków dla rodziców dzieci niepełnosprawnych, bo stworzenie większości z tych dzieci szansy jako takiego funkcjonowania w życiu codziennym to zadanie równe trudne jak zdobycie Everestu.

Od strony "władzy" problemem tych zasiłków zajmują się ludzie o mentalności komputerów, dziś są w Ministerstwie Pracy i Opieki Społecznej, jutro mogą być w Ministerstwie Sportu a pojutrze np. w Ministerstwie Szkolnictwa. Być może nie brak im wiedzy, ale brakuje pasji. Takiej pasji, którą miał Jacek Kuroń a teraz np. Jurek Owsiak czy Janina Ochojska. Doradzałbym premierowi wywalić Kosiniaka i zastąpić go właśnie panią Janiną Ochojską, oby tylko zechciała.

Autor:  grubyilysy [ Pn cze 02, 2014 1:14 pm ]
Tytuł:  Re: Piotr Korczak o zagadce Mallorego i Irvina z 1924

Jest cz. 2.
Jeszcze całej nie przeczytałem, ale po pierwszych 4 stronach czuję, że chyba zmienię definitywnie zdanie w kwesti "byli/nie byli".

http://brytan.com.pl/dlaczego-wierze-mallory-i-irvine-everest-1924-cz-2/

Autor:  Burza [ Pn cze 02, 2014 1:22 pm ]
Tytuł:  Re: Piotr Korczak o zagadce Mallorego i Irvina z 1924

yeah doczytam w domu, ciezko w robocie tyle tekstu ogarnac :)

Autor:  grubyilysy [ Pn cze 02, 2014 1:24 pm ]
Tytuł:  Re: Piotr Korczak o zagadce Mallorego i Irvina z 1924

Jak niedyś książki przygodowe postanowiłem skoczyć ze strony 4 do 14 (ostatniej).
Mała "perełka"

Cytuj:
...gdy w Holywood zechcą zrobić film fabularny o Mallorym i Irvinie jako homoseksualnych zdobywcach Everestu, to „dowody” na to będą musiały się znaleźć i być może takie zostaną „wyciągnięte” wprost z kieszeni Irvine’a...

Autor:  Arongumczyk [ Pn cze 09, 2014 12:09 pm ]
Tytuł:  Re: Piotr Korczak o zagadce Mallorego i Irvina z 1924

Ciekawa lektura

Autor:  kaczka [ Pn cze 16, 2014 10:49 am ]
Tytuł:  Re: Piotr Korczak o zagadce Mallorego i Irvina z 1924

Tekst jest fantastyczny. Ja osobiście bardzo bym chciał by okazało się że weszli, to by była naprawdę taka piękna, romantyczna historia jak z bajki...

Niemniej po przeczytaniu wszystkiego wciąż parę rzeczy mi się nie zgadza i sugeruje, że nie weszli:
- nawet jeśli Chińczycy (a przed nimi Sowieci, ale to na jedno wychodzi) swoimi wyprawami kasowali wszystkie ślady jakie się dało, to jednak nie oni pierwsi zaliczyli każdy fragment drogi M&I. Przecież dla każdej trasy punktem wspólnym jest szczyt. Logicznym jest chyba, że albo M&I coś by tam zostawili "trwalszego" niż zdjęcie żony albo zostawić mogli.

Więc jeśli mówimy o teorii spiskowej, to w spisku tym musieliby również uczestniczyć Hillary i Tenzing oraz cała wyprawa Hunta. Bo przecież H&T nie atakowali szczytu jako pierwsi, czyli ten sam cel musiałyby mieć założony inne ekipy szturmowe. Więc i oni musieliby o tym milczeć do grobowej deski, a myślę, że ktoś by się po latach jednak sypnął. Do tego przed Chińczykami na szczyt doszli jeszcze i Szwajcarzy. Wydaje mi się, że lata 50' nie były jeszcze tak skomercjalizowane i podporządkowane mediom jak mamy to obecnie i jakby znaleźli dowód to by go upublicznili. Jednak nawet jeśli wtedy by coś ukryli, żeby sobie zachować miejsce w kronikach jako "wejście nr1" to myślę, że z czasem coś by wypłynęło, albo od jednego albo od drugiego. Proszę pamiętać, że po wyprawie oni chyba już nie żyli ze sobą tak w 100% zgodnie. Zresztą nawet jakby Hillary i Tenzing nic nie widzieli na trasie M&I, to o ile znaleźliby jakiś dowód bycia M&I na szczycie (przyjmując, że M&I weszli zakładam że taki dowód musiałby, no po prostu musiałby tam leżeć) musieliby wtedy liczyć się z tym, że odrobinę poniżej szczytu M&I też coś mogli zostawić. Zresztą z tego co się orientuje trasę do 2-go stopnia widać stamtąd chyba w miarę nieźle, czyli albo coś by ze szczytu mogli widzieć albo przynajmniej musieliby liczyć się z tym że choć sami nie widzą, to jakaś następna wyprawa zobaczy. Pamiętajmy - w 53' nie wiedzieli kto będzie następny na szczycie, kiedy, którą drogą i czy będzie miał interes w zacieraniu śladów (jak Chińczycy) czy nie.

A więc idąc tym tropem H&T musieliby w 53' najpierw sami oczyścić szczyt z dowodów wejścia M&I. A nawet jeśliby takowych nie znaleźli to tym gorzej dla nich bo musieliby ich poszukać i pokopać aby się upewnić, że nie ma jakiejś butli np. 10 cm pod śniegiem. Potem, jakby tego było mało, to zakładając że planowali poprawianie historii, po zdobyciu szczytu, przeczesaniu i przekopaniu go (chociaż pobieżnym) musieliby jeszcze pójść jeszcze paręset metrów na północno-wschodnią stronę. Tak na wszelki wypadek, aby ją również oczyścić z ewentualnych dowodów. Co najmniej paręset metrów. Najlepiej aż do miejsca do którego doszli Sowieci, ale co najmniej kilkaset metrów - myślę że ani raczej nie wiedzieli dokąd doszli Sowieci ani czy na pewno usunęli wszystko. Więc H&T musieliby ujść na trasie północno-wschodniej taki kawałek, poniżej którego późniejsze znalezienie śladu bytności M&I nie dawałoby pewności, że "skoro tu doszli to stąd na szczyt już na pewno musieli dotrzeć". A po tym wszystkim wrócić na wierzchołek i dopiero schodzić na swoją stronę. Sorry, ale wg mnie to niemożliwe.

Przypominam, po H&T następni na szczycie byli Szwajcarzy i oni moim zdaniem nie mieliby absolutnie żadnej intencji w ukrywaniu znaleziony lub widzianych dowodów wejścia M&I. H&T nie znali historii następnych wejść, a patrząc z ich punktu strasznie mało prawdopodobne było moim zdaniem, by żadna z późniejszych ekip nic nie znalazła. No a w każdym bądź razie ryzyko, że znajdzie było dla H&T spore. Czyli nie tylko Chińczycy, ale i H&T musieliby mocno przyłożyć rękę do zacierania śladów po M&I. O ile jednak Chińczycy byli sporymi grupami (wnieśli nie tylko drabinę, ale i triangul co jest o wiele większym wyczynem moim zdaniem. Wtedy już szczyt musieli przekopać całkiem nieźle i o ile coś by było, to wtedy już na 100% zostało usunięte) to H&T byli we dwójkę, po morderczej wspinaczce i pierwszym wejściu w historii. Ergo jakoś nie mogę uwierzyć, aby mieli na to siły i byli w stanie poświęcić czas szukaniu i kasowaniu śladów M&I na szczycie oraz tuż poniżej ale co istotne nie na swojej trasie zejścia.

Pozostają też takie pytania jak - dlaczego Chińczycy w ogóle nie usunęli ciała Mallory'ego? Tak na wszelki wypadek. Oki, mogli usunąć dowody jakie sami znaleźli, ale skąd mogli wiedzieć czy kiedyś ktoś nie natrafi na coś co oni przeoczyli? Jakbym ja był na ich miejscu, to zamiast usuwać dowody z kieszeni usunąłbym całe ciało. Najprościej i najbezpieczniej. Skoro usunęli dowody od stopni do szczytu i widzieli ciało, to mogli usunąć i je.

Albo skoro Chińczycy puścili we wspinaczkowym światku jakieś przecieki że widzieli ciała M&I to pewnie któryś z nich (a było ich trochę) myślę, że puściłby również farbę pt "a ja wiem że M&I weszli". Po prostu przy tylu ludziach ciężko by to utrzymać w tajemnicy.

I takich wątpliwości jeszcze nadal parę innych jeszcze mam, choć faktycznie tekst znacząco bardziej przesunął moją wiarę w kierunku "weszli" lub "pewnego dnia okaże się że weszli". Na ten moment jednak wątpliwości wciąż mam spore, choć tekst wiele z nich rozwiewa. Niestety jednak wciąż nie wszystkie. Ale tak dla jasności - ja również liczę, że pewnego dnia z kieszeni Irvine'a zostanie wyjęty dowód na to, że weszli, albo wręcz będzie przy nim aparat, z którego będzie dało się jakoś odzyskać zdjęcie szczytowe. To byłoby naprawdę piękne zwieńczenie tej historii.

Autor:  grubyilysy [ Pn cze 16, 2014 10:50 pm ]
Tytuł:  Re: Piotr Korczak o zagadce Mallorego i Irvina z 1924

H&T nic na szczycie nie znaleźli. Nie posądzam Hillarego, że gdyby cokolwiek znalazł to by to do końca życia trzymał dla siebie (zob. historia Scotta i Amundsena).
Tylko jednak - oba wejścia (jedno hipotetyczne) dzieli od siebie 30 lat, 30 lat wiatrów, opadów śniegu, zlodowaceń, nadtopień itp.
Ślady M&I mogły ze szczytu zniknąć w drodze naturalnej.

Strona 1 z 1 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/