Byłem w Zakopcu na sylwestra, bodajże w 2001. NIGDY WIĘCEJ!!!!! Tłumy juz nawet nie ludzi tylko bydła które się z całej Polski chyba zjechało. Majowe weekendy to przy tym pikuś. Nowy rok witałem na Gubałówce, ciekawie wyglądały z góry te wszystkie fajerwerki. Oczywiście dziesięc po dwunastej zaczęła się tuż obok potężna rozróba, taka rodem z dyskoteki w remizie, tak więc trzeba sie było wycofywać, żeby przypadkiem jakąś sztachetą nie zarobić w głowę. Mróz -25 stopni, myślałem że już tam przymarznę. W efekcie skonczyliśmy wraz ze znajomymi w zaprzyjaźnionej knajpce w Zębie - tam w miarę cicho, spokojnie, sama zabawa taka sobie, miejscowi górale widać są miłośnikami disco-polo

, ale dało się przeżyć. W nowy rok ambitnie wstałem o 9 i poszedłem na narty na Nosal - genialna sprawa, oprócz mnie było może z dziesięć osób na stoku

Tyle że na lekkim kacu kiepsko się jeżdzi
Powrót - koszmar do kwadratu. To była pamiętna zima gdzie zasypało całą Polskę, rekordziści wracali z gór nad morze po 3 dni, samochodom w zaspach kończyła się benzyna itd. Powiem tylko że mając miejscówki na ekspres nie martwiłem się zbytnio, ale mój pociąg spóżnił się 8 godzin, które przestałem na dworcu przy 20 stopniowym mrozie. To co sobie pooglądałem w tym czasie przerosło moje oczekiwania - ludzie "rozgrzewali się" wódą, prawie zlinczowali babkę z informacji, która nie potrafiła powiedzieć ile jeszcze godzin trzeba będzie poczekać na jaki pociąg (w efekcie informację zamknięto), w międzyczasie przyjechało kilka pociagów typu "rzeźnia" do których ludzie wsiadali autentycznie w biegu, i to nie tylko od stron peronów ale i od strony torów, żeby tylko zając miejsca siedzące w przedziałach, w środku regularna bitwa o te przedziały. Potem jak już wszyscy się poupychali (w pociągu było tak jak w komunikacji miejskiej w godzinach najgorszego szczytu, a przecież ludzie z plecakami, nartami itp., pociag drzwi nie mógł domknąć) to się okazało że te pociągi czekają nie wiadomo na co więc stały takie załadowane przez kilka godzin na peronie. Mój pociąg wreszcie przyjechał, nawet o dziwo miałem ogrzewany przedział, choć były też nieogrzewane, ścianki w przejściach między wagonami pokrywała kilkucentymetrowa warstwa lodu. Postał jeszcze chyba 1,5 h i wreszcie ruszył. Po jakis 10 km stanął i... stał tak do rana, czyli jakieś 6-8 h (okazało się że stały wszystkie pociągi, te załadowane na maksa "rzeźnie" również, to musiał byc koszmar dla tych ludzi). Wreszcie rano ruszył, potem jeszcze gdzieś po drodze postał ze 2 h, no ale już za Krakowem jechał normalnie. W Warszawie byłem dokładnie 24 h po czasie który miałem podany na bilecie

Na dworcu obskoczyli wysiadających reporterzy z różnych gazet, żądni sensacji, nawet było moje zdjęcie w "Życiu Warszawy"
Z tego co wiem to podróż zakopianką trwała ok 8-10 h, a mróz jak pisałem - trzaskający. Samochodom kończyła się benzyna - przecież trzeba co jakiś czas zapalac silnik i grzanie włączać.
W głębi gór, w takiej np. Piątce musiało byc jednak zupełnie inaczej, i myślę że kiedyś właśnie na takiego sylwestra się zdecyduje. Natomiast Zakopane? Chyba nigdy więcej.
Radzę wziąć jakiś kilkudniowy urlop, i jeśli już spędzac sylwestra w Zakopcu, to poczekać aż większośc wyjedzie i dopiero wtedy wracać. Szczególnie jeśli zima będzie sroga.
_________________
Maciej Łuczkiewicz
http://naszegory.info - nasza strona o górskich wyprawach
http://czarnobyl1986.info - moja strona o wyprawach do "zakazanego" miejsca