Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest N cze 16, 2024 2:28 pm

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 76 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3  Następna strona
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostNapisane: Pt mar 02, 2007 1:16 pm 
Zasłużony

Dołączył(a): N wrz 24, 2006 11:17 am
Posty: 209
Lokalizacja: okolice Łodzi
ja też kilka razy musialam sie wycofać ot chociazby w czerwcu 2004 kiedy szlam na Zawrat pogoda niezbyt dopisywala :( padalo i nie chcialo przestac wiec odpuscilam na szczęscie rok późniuej już weszlam bez problemu i w sumie nie załuję tej decyzji

_________________
www.forumgorskie.fora.pl
www.tatrzanski-blog.blog.onet.pl

Pozdrawiam :)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt mar 02, 2007 2:00 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N mar 13, 2005 4:25 pm
Posty: 9935
Lokalizacja: niedaleko Wąchocka
No.. Żółta Turnia 24.2.2007. Lodzio odesłał nas 100m poniżej szczytu.

_________________
Pamiętasz co obiecywała?


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt mar 02, 2007 2:03 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 03, 2005 1:09 pm
Posty: 22106
Przykro mi i głupio. Ale zajdziemy Żółtą latem od Fajek.

_________________
"Stary jestem, mam sklerozę, czas umierać" 09.IX.2006 - rozstaj dróg w Dolince za Mnichem

"Stałem się nowym użytkownikiem ale ten nowy też musi posta napisać"


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt mar 02, 2007 2:05 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): N wrz 11, 2005 1:39 am
Posty: 1740
Lokalizacja: Zamość
Lipiec 2006 w planach Kościelec. Doszłam do Przełęczy Karb, miałam iść dalej. Ale na niebie zaczęły się gromadzić chmury. Wystraszyłam się, więc wróciłam do Gąsienicowej. Nie było wtedy burzy, tylko mały deszczyk, ale wolałam dmuchać na zimne.

_________________
A my zmieniliśmy jawę w sny
Jesteśmy jak rosa, jak pył!
Ukradliśmy siłę gwiazd
I dla nas zatrzymał się czas


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt mar 02, 2007 2:21 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N mar 13, 2005 4:25 pm
Posty: 9935
Lokalizacja: niedaleko Wąchocka
Nie głupiaj Łukaszku. Na MSW też mieliśmy iść z Michasiem i zrobiliśmy wycof na Mnicha ("przecie tam w q... daleko! chodź gdzieś bliżej...")

_________________
Pamiętasz co obiecywała?


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt mar 02, 2007 2:38 pm 
Zasłużony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn lip 17, 2006 9:25 pm
Posty: 249
Troche tego było. Najbardziej wpamięć zapadły najbardziej dramatyczne :wink:
1. Wycof z czerwonego szlaku na Czerwone Wierchy od strony Kir po 2 godzinach podejścia. Widoczność kiepska, początkowo mały deszczyk, potem ulewa. Ze mną koleżanka pierwszy raz w górach mocno przerażona.
2. z Karbu - ulewa
3. z Kazalnicy - oblodzenie
4. po wejściu na Ornak w planie był Starorobociański. Na Ornaku podle wiało przywiało chmurki, wiatr tak silny ze trzeba było odpuścić
5. ze Ślęży - w połowie podejścia użądlenie


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt mar 02, 2007 3:35 pm 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N lis 06, 2005 1:56 pm
Posty: 1388
Lokalizacja: Warszawa
Olka napisał(a):
tomek.l napisał(a):
listopad 2005
Granaty


No i jeszcze Granaty w maju 2006.
Pamiętne kamiory lecące na głowę, współtowarzysz bez prowiantu ale za to z lękiem wyskości i uparty Gofer :wink:


Kurde Oluś jak mogłaś o mnie zapomnieć :twisted:

_________________
http://www.jokerteem.fora.pl/

http://pl.youtube.com/watch?v=P6-fvNX_lFo


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt mar 02, 2007 3:38 pm 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N lis 06, 2005 1:56 pm
Posty: 1388
Lokalizacja: Warszawa
Anetka napisał(a):
1. Wycof z czerwonego szlaku na Czerwone Wierchy od strony Kir po 2 godzinach podejścia. Widoczność kiepska, początkowo mały deszczyk, potem ulewa. Ze mną koleżanka pierwszy raz w górach mocno przerażona.


Także kiedyś miałem wycof z tego szlaku po tym jak usłyszałem że towarzysze moji chcą iśc na Ciemniak :wink:

_________________
http://www.jokerteem.fora.pl/

http://pl.youtube.com/watch?v=P6-fvNX_lFo


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt mar 02, 2007 6:28 pm 
<font color = red><i>Szarik</i></font>

Dołączył(a): Pn sie 01, 2005 5:21 pm
Posty: 2908
Robert18 napisał(a):
Olka napisał(a):
tomek.l napisał(a):
listopad 2005
Granaty


No i jeszcze Granaty w maju 2006.
Pamiętne kamiory lecące na głowę, współtowarzysz bez prowiantu ale za to z lękiem wyskości i uparty Gofer :wink:


Kurde Oluś jak mogłaś o mnie zapomnieć :twisted:


Nie zapomniałam, wiem w końcu komu dałam stuptuty :lol:
Albo Rob dał :wink:


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt mar 02, 2007 6:46 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sty 13, 2005 2:03 pm
Posty: 11090
Lokalizacja: Poznań
Olka napisał(a):
No i jeszcze Granaty w maju 2006.
No tak, ale to już z pod samego wierzchołka Skrajnego :)
Drugi raz nie chce mi się tego pisać
Tu jest opis http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=1927

_________________
Tatrzańskie szlaki..


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz mar 15, 2007 12:04 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 3:34 am
Posty: 14894
Lokalizacja: Ząbkowska, róg Brzeskiej
"W jak Wycof" odc.2

Dwa tatrzańskie szczyty opierały się moim zimowym atakom szczególnie, mianowicie Rysy i Ciemniak. Pierwszy chciałem zdobyć niemal od początku mojej zimowej kariery, drugi wydawał się mniej ambitny, dlatego ataki przypuszczałem niejako "przy okazji" tatrzańskich wyjazdów.
Rysy zimą #1. Mój pierwszy zimowy atak na Rysy i po raz pierwszy przekonałem się co to znaczy "kupa śniegu w Tatrach". Poprzednie sezony upływały mi na samych sukcesach i pozostawałem w nieświadomości, że powodem były wyśmienite warunki - mało śniegu, śnieg o konsystencji betonu, do tego piękna słoneczna pogoda. Dlatego to, że mój pierwszy atak odbywał się zasadniczo przy złej pogodzie specjalnie mnie nie martwiło. Atak odbywał się z dojazdem z Zakopca, start z Moka koło 9tej koło 10tej ruszyłem znad Stawu. Śnieg po jaja. Niezrażony, cierpliwie, krok po kroku torowałem drogę w stronę skał Buli pod Rysami, pamiętając że gdzieś tam musi być "szlak", z którego chyba zszedłem, na pewno będzie już łatwiej!? Krótki odpoczynek, znad Stawu dochodzi po moich śladach jakaś czteroosobowa "grupa pościgowa", też idą na Rysy. Pierwsze skały i jak tu je pokonać? Czyszczenie skał ze śniegu, z pomocą czekana znajdujemy jakieś przejście nad skały jesteśmy teoretycznie na szlaku. Jakoś wcale nie jest łatwiej. Dla mnie tyle, że teraz toruje grupa, ja sobie trochę odpoczywam. Jakoś dopiero po godzinie jesteśmy w Kotle. Pogoda się jednak istotnie pogarsza. Zaczyna wiać, wiatr zrywa pyłówki, które walą w nas niemiłosiernie, chwilami nie pozostaje nic innego jak skulić się i czekać aż przejdzie. Nie wiem czemu nie zjechaliśmy razem z jakąś lawiną, widocznie pod spodem śnieg nie był taki zły. Grupa rezygnuje strasząc mnie na odchodnym powrotem w czarnym worku. Zakładam ruskie raki i próbuję iść dalej. Torowanie w kotle szybko jednak pozbawia mnie motywacji do dalszej drogi. Postanawiam zdobyć jakiś cel zastępczy, pada na Bulę pod Rysami. Usiłuję dotrzeć w jej okolice, miejscami zapadając się po pas. Robię jakieś zdjęcia na celu zastępczym, po czym rzecz jasna wycof. Pamiętam nieco dziwny wzrok turystów nad Stawem. Chcę się czegoś napić w schronisku, ale nawet nie da się do niego wejść. Trudno - o suchym pysku w dół i do Zakopca.
Rysy zimą #2. Tym razem przygotowywałem się już staranniej. Idziemy razem z kolegą. Atak z Murzasichla, pobudka 4 rano start z Moka przed 9tą. Tym razem nie byliśmy pierwsi. Dobre warunki spowodowały że jeszcze przed nami w kierunku szczytu wyruszyła ze schronu spora grupa prowadzona przez jakichś dwóch lepszych gości. Ku mojemu zdziwieniu wcale nie szli szlakiem - znad Stawu pod ściane Kazalnicy stąd trawersem w lewo w gardziel żlebu z Kotła, szybki marsz do góry 15 minut i trawers w lewo w stronę Buli. My postanowiliśmy pójśc po minimalnej linii oporu i idziemy poprostu za nimi. Kolega nie miał sprzętu, dlatego dokonaliśmy specyficznego podziału, ja mam moje ruskie raki, kolega mój nowo kupiony ruski czekan. Idzie się nieźle po śladach grupy i po jakiejś półtora godzinie jesteśmy już w "rysie" jakieś 150 metrów od szczytu. I tu nagle coś się blokuje. Idąca przed nami grupa staje w miejscu. Jesteśmy w wąskim żlebie i nie bardzo daje się ich obejść. Stajemy i marzniemy. Patrzę w górę co się dzieje. Okazuje się że... skończył się śnieg! zostały skały i lód. Znowu w moich ruskich rakach nie czuję tego że pod nogami jest 20 cm śniegu a niżej ten lód który 30 metrów wyżej w ogóle wyszedł na powierzchnię. Lider grupy kazał się zaasekurowac i rąbie czekanami zamaszyście stopnie w lodzie posuwając się w tempie jednego metra na minutę. Nieruchomy zaczynam marznąć. Próbuję dla zabicia czasu pagadać z kumplem i wtedy stwierdzam, że mój kumpel jest w nieco dziwnym stanie. Okazuje się, że w przeciwieństwie do mnie on doskonale czuje lód pod śniegiem. Stoi z wbitym w śnieg czekanem trzymając się go oburącz kurczowo. Próba nawiązania jakiegokolwiek dialogu kończy się niepowodzeniem. Kumpel jest zasadniczo w stanie skrajnego przerażenia. Z dołu doszła do nas pośladach para młodych Niemców, chłopak i dziewczyna. Ci nie mają nic, do tego buty chłopaka to w zasadzie adidasy. Szli do tego miejsca odważnie ale widać że odwaga właśnie im przechodzi, zaczynają schodzić. Jestem wprawdzie 150 metrów od szczytu ale postanawiam, że dłużej tak stać i czekać nie będziemy. Sam namawiam kolegę na wycof. Nieco trudno się z nim rozmawia, bo obecnośc dużej grupy ludzi działa na niego chyba kojąco i odczuwa jakiś lęk przed samodzielnym jej opuszczeniem. Mam w plecaku linę, 30 metrów ośmiomilimetrowego polskiego statyka. Kupiłem specjalnie na tą wyprawę. Nie umiem go jeszcze za bardzo używać, dlatego próba związania się z kolegą kończy się stworzeniem jakiegoś węzła babskiego. Jakiś gość z grupy widząc nasze próby usiłuje mi z daleka pokazać na swojej linie jak się wiążę kluczkę. Schodzimy parem metrów - doganiamy Niemców. Schodzą krok za krokiem tyłem do spadku. Proponuję im dowiązanie się do nas. Mój kumpel powiedział mi potem że w tym właśnie momencie poczuł się lepiej. Zobaczył na twarzy chłopaka z Niemiec dokładnie to same uczucie, które sam przeżywał. Niemcy dowiązują się do nas, lina dodaje otuchy, idziemy we czterech ja z przodu, kolega z niemiec ostatni. Jako ostatni i nie licząc mnie najmasywniejszy dzierży czekan, jako naszą ostatnią deskę ratunku. Chyba ze dwa razy układ się sprawdza, poślizgi "hamulcowy" wyłapuje jak prawdziwy zawodowiec, mimo że czekan ma chyba pierwszy raz w życiu w ręce. Lód już dawno zniknął i po dwóch godzinach jesteśmy na internacjonalnym piwie w Moku. Kolega stwierdza, że czuje się narodzony na nowo.
Rysy zimą #3. Rok później wszedłem na Rysy w cuglach niemal ekspresowo, bez najmniejszych problemów, tym razem z noclegiem w Moku co każdemu na tę okoliczność polecam. Podobnie jak wyruszanie przy dobrych warunkach śniegowych i dobrej pogodzie.

EDIT

I rzecz jasna z odpowiednim sprzętem, najlepiej jednak zachodniej produkcji.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz mar 15, 2007 11:47 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 23, 2006 8:39 am
Posty: 5110
Lokalizacja: daleko od gór
Dzięki za relacje grubyilysy. Twoje wskazówki wziąłem sobie mocno do serca. Może kiedyś się przydadzą. :wink:

_________________
W życiu piękne są tylko chwile. (R. Riedel)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz mar 15, 2007 11:53 am 
Stracony

Dołączył(a): Pn lip 24, 2006 7:21 am
Posty: 3052
Lokalizacja: Leytonstone
ja wiałam z pod samej Świnicy przed burzą, MPpCh też nie puściła.

_________________
Dar mądrości - to przede wszystkim umiejętność panowania nad swoją głupotą.

GG 8660406
Skype justka1983


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz mar 15, 2007 12:11 pm 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 16, 2005 6:13 am
Posty: 1049
Lokalizacja: Krakow
grubyilysy fajnie to opisałeś. Mój wycof też dotyczył Rysów, tyle że nie w granicach kalendarzowej zimy. Było to w czerwcu 2003, jesli mnie pamięć nie myli. Zima tego roku z Tatr wynosiła się opornie a śnieg zalegał wszędzie i był jakiś śliski cholernie :) . Brak orakowania i oczekanowania pozwolił dotrzec w pobliże grzędy, powyżej kotła. O ile samo wchodznie było w miarę pod kontrolą, to wycof już powodował stres. W schronisku, wieczorem, ludzie opowiadali, że Rysy tego dnia nie padły. Co ciekawe, poranna pogoda wróżyła sukces. Jednak warunki śniegowe nawet w czerwcu okazały się niesprzyjające dla bezsprzętowego turysty. Później dowiedziałem się ze kolega Zolffik równolegle atakował MPPCH w tym samym dniu i czasie. Tylko juz nie pamiętam czy stanął u celu czy nie :) .


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz mar 15, 2007 12:14 pm 
Stracony

Dołączył(a): Pn paź 17, 2005 5:35 pm
Posty: 7568
Lokalizacja: z lasu
Justka napisał(a):
ja wiałam z pod samej Świnicy przed burzą, MPpCh też nie puściła.

No, przed burzą jednago dnia spierdzielaliśmy z Hińczowej i z Mnszka... To było spierdzielanie... hmmm...


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz mar 15, 2007 2:05 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): Śr lut 16, 2005 8:51 am
Posty: 2378
Lokalizacja: Nowy Sącz
pol-u napisał(a):
Później dowiedziałem się ze kolega Zolffik równolegle atakował MPPCH w tym samym dniu i czasie. Tylko juz nie pamiętam czy stanął u celu czy nie :) .


niestety, stanalem tylko na kazalnicy

_________________
...energia musi eksplodować w momencie wykonywania zadania, ale cały czas trzeba ją mieć pod kontrolą...
http://picasaweb.google.pl/w.tatrach
gg: 1553749


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz mar 15, 2007 3:58 pm 
Kombatant

Dołączył(a): Pn lut 05, 2007 12:14 am
Posty: 311
Lokalizacja: Katowice
1 wycof Rysy z okolic Buli powód deszcz , mgła . Deszcz utrzymywal sie 3 godz. (przeczekiwanie w kolebie ) 2. Wołowiec - powód ten sam tyle że , deszcz mniejszy ale za to zamarzający + silny zimny wiatr , widoczność może 10-12 m . 3. wycof z rowerem ze szlaku do Murowańca , powód upadek :lol: ( poślizg i bum ) . Efekt kilkanaście obdarć ( rece nogi ) , ale cały i to sie liczy :D - reanimacja opatrzenie ran bez pomocy osób trzecich obadanie sytuacji ( rower + ewentualne inne kontuzje ) wykluczajace jazde .... ale ok. poza bólem ale bez powazniejszych urazów typu złamania zwichniecia . C :wink:el . Zakopane PKP i jak najszybciej do domu :wink: NIESTETY


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz mar 15, 2007 7:31 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 30, 2006 2:08 pm
Posty: 357
Lokalizacja: Gdynia
ja się na szczęście niegdy nie musiałam wycofywać - zawsze szłam na przód i o dziwo spełnia się reguła - głupi mają szczęście :twisted: .

_________________
"Góry są środkiem, celem jest człowiek.
Nie chodzi o to aby wejść na szczyt, robi się to,
aby stać się kimś lepszym."


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt mar 16, 2007 6:23 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): N paź 23, 2005 9:18 pm
Posty: 2111
Czerwiec 2006
A więc po 2 dniach stabilnej pogody, trzeciego dnia postanowiliśmy iść na Kozi Wierch z DPSP. Pogoda była początkowo piękna, ale przed osiągnięciem szczytu z kumplem zauważyłem, że Grupa Lodowego i okresowo masyw Gerlacha są przykryte gęstymi chmurami. Naszym celem było osiągnięcie Skrajnego Granatu. Na wierzchołku Koziego przesiedzieliśmy z pół godziny, choć ja chciałem już iść, bo nagle zauważyłem, że nad Świnicą uformowała się granatowa chmura, z której zaczęło grzmieć, i po chwili przykryła Świnicę. Postanowiliśmy dojść do Kulczyńskiego, i zadecydować co dalej zależnie od pogody. Po osiągnięciu grani w rejonie Buczynowej Strażnicy napotkaliśmy frontowe chmury deszczowe zalegające Kozią Dolinkę i ograniczające widoczność do kilkunastu metrów. W tej mgle zrobiło się zimno, choć cała DPSP była jeszcze w słońcu. W tych warunkach, postanowiliśmy dojść do Zadniego Granatu, ponieważ nie grzmiało, a liczyliśmy jeszcze na zmianę pogody. Chmury jednak nie ustępowały, "przelały" się przez grań, tak że tylko przez chwilę było widać Orlą Basztę w Buczynowej Grani. Po osiągnięciu kulminacji skalistej grani Zadniego Granatu gęste chmury i mgła zostały spotęgowane przez odgłosy odległych gromów i mżawkę. Uznaliśmy więc, że grań Granatów i szlak zejściowy ze Skrajnego w tych warunkach będą zbyt niebezpieczne, i rozpoczeliśmy zejście do Koziej Dolinki. Chwilami przez chmury przebijał się masyw Kościelców i ogromne pola śnieżne pod północną ścianą Koziego Wierchu. Od Czarnego Stawu do Murowańca towarzyszyła nam już solidna ulewa, a gór w ogóle nie było widać. Postanowiliśmy jednak następnego dnia zdobyć Granaty i Buczynowe o ile pogoda pozwoli. Jednak następnego dnia były ciężkie chmury i mżawka, a że i tak mieliśmy zejść do Zakopanego, to postanowiliśmy wejść w tych warunkach na Kasprowy, by dotrzeć na Kopę Kondracką i zaliczyć Giewont, na którym mój kumpel jeszcze nie był. Jednak na Goryczkowej Grani złapała nas solidna ulewa, a widoczność była cały dzień fatalna. Dodatkowo grzmoty zmusiły nas do zejścia na Halę Kondracką do schroniska, i odpuszczenia sobie Kopy Kondrackiej i Giewontu. Na pocieszenie podczas zejścia do Kondratowej chmury nieco się podniosły, a przed nami ukazał się w całej okazałości, od strony południowej, zielony i nie do zdobycia dzisiaj masyw Giewontu. Ponadto owieczki na Kalatówkach były miłym zakończeniem tego trudnego dnia.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt mar 16, 2007 7:26 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): N paź 23, 2005 9:18 pm
Posty: 2111
2001 i 2002 r. czerwiec
Coś z bardzo już odległych czasów, kiedy moja wiedza o Tatrach i ich niebezpieczeństwach ograniczała się do wiedzy o Giewoncie, Krywaniu, Wołoszynie, halnym i może jeszcze do kilku innych szczytów. Moje wycieczki odbywałem z ojcem, a miałem nie więcej niż 15 lat.
Podczas planowania trasy wycieczki w Tatrach postanowiłem zrealizować trasę Kuźnice-Giewont-Kasprowy-Świnica-Zawrat-Kuźnice. Okazało się jednak, że na Kasprowy Wierch dotarliśmy tak późno, tj. koło 18, że atak na Świnicę nawet się nie rozpoczął, nim się zakończył. Skończyło się na zejściu do Kuźnic przez Boczań. Celem dnia następnego był atak na niezdobytą Świnicę, Zawrat i dalej-Orla Perć, choć nie ustaliłem dokąd dokładnie, i co dalej. Po wyjeździe kolejką na Kasprowy w krótkich rękawkach przekonaliśmy się, że temperatura jest nie wiele wyższa od zera, widoczność bardzo ograniczona i silny wiatr. Jednak zdecydowałem, że nie odpuszczę Świnicy i podejmujemy szturm...Na Beskidzie spotkaliśmy pogranicznika, któremu współczułem że musi stać na takim syfie pogodowym. W rejonie Liliowego zaczęło tak wiać, że mnie raz przewróciło z plecakiem, i ciężko było ustać na nogach. Jednak cel był coraz bliżej...Na Świnickiej Przełęczy zaczął padać marznący deszcz. Rozpoczął się atak szczytowy. Szczyt udało mi się osiągnąć, choć ojciec nie miał ochoty wejść na kulminację. Problemem okazało się dopiero zejście na Zawrat. Pogoda się nieco poprawiła i zobaczyłem w oddali jakiś szczyt-myślałem że to Szpiglasowy i Szp. przełęcz, ale był to Mięgusz Hińczowa i Cubryna...Łańcuchy były pod śniegiem, i trzeba było wymyślać obejścia. Na śliskich skałach w adidasach się poślizgnęłem, i poleciałem głową w dół, ale jakoś miałem szczęście, choć o mało nie złamałem palca. Uszkodziłem nieco zegarek. Potem przy trawersowaniu pola śnieżnego w Dolince pod Kołem nabrałem dużej prędkości i ledwo zatrzymałem się doznając otarć na rumowiskach skalnych. Ojciec nie dał się przekonać na dojście do Zawratu i skrótem udaliśmy się do Piątki. Doszliśmy w ulewie do Palenicy mokrzy do bielizny.
Następnego dnia celem do ataku były Rysy. Jednak wyruszyliśmy za późno, a ojciec nie chciał iść dalej. Fiaskiem nie zakończył się następnego dnia szturm na Kościelec, na który to jednak wszedłem sam. Choć liczyłem na Granaty, ojciec nie chciał iść tak wysoko, zaliczył sam tylko Mały Kościelec.

Ogólnie na Zawrat przez Świnicę próbowałem wejść dwukrotnie bez powodzenia, z powodu fatalnych warunków atmosferycznych. Plany OP były nierealne, a ze Świnicy nigdy nie miałem przyjemności oglądać wspaniałej panoramy. Na Zawrat, i to od północy, udało mi się wejść dopiero w tamtym roku. Zaśnieżona OP pozwoliła nam zdobyć jedynie Mały Kozi i powrót na Zawrat.
Szczególnie utkwiły mi w pamięci całkowicie zaśnieżone w końcu czerwca żleby opadające z Wrót Chałubińskiego do Dolinki za Mnichem, i z Koziej Przełęczy do Pustej Dolinki.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt mar 16, 2007 9:36 pm 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt sie 05, 2005 5:40 pm
Posty: 876
Lokalizacja: okolice Krakowa
2 razy idąc na Rysy i raz na Kościelec :cry:

_________________
Dawniej Olivia


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So mar 17, 2007 9:41 pm 
<font color = red><i>Szarik</i></font>

Dołączył(a): Pn sie 01, 2005 5:21 pm
Posty: 2908
grubyilysy napisał(a):
Okazuje się, że w przeciwieństwie do mnie on doskonale czuje lód pod śniegiem. Stoi z wbitym w śnieg czekanem trzymając się go oburącz kurczowo. Próba nawiązania jakiegokolwiek dialogu kończy się niepowodzeniem. Kumpel jest zasadniczo w stanie skrajnego przerażenia. ... Zobaczył na twarzy chłopaka z Niemiec dokładnie to same uczucie, które sam przeżywał..


grubyilysy przypomniałeś mi to fatalne uczucie okrutnego strachu, na samo wspomnienie az mnie zemdliło.
Paraliż po prostu :? :wink:


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr mar 28, 2007 12:22 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 3:34 am
Posty: 14894
Lokalizacja: Ząbkowska, róg Brzeskiej
W jak Wycof cz. IIIa

Wprawdzie wątek jest akurat na forum tatrzańskim, ale co tam, najwyżej mnie admin gdzieś przesunie...
Jakoś tak chyba w 1997 wybrałem się w pierwszą górską podróż za żelazną kurtynę, której wtedy już rzecz jasna dawno nie było, ale w mojej świadomości wciąż istniał pewien dreszczyk przy przekraczaniu granicy dawnego enerdówka. Rzecz jasna od razu, jak wielu ludzi to niesłusznie czyni, cele postawiłem sobie konkretne - MontBlanc i Matterhorn, nieświadomy jeszcze skali różnicy między Tatrami i Alpami. O Macie napiszę innym razem, do dziś pozostaje moją traumą, która mnie bezlitośnie zmłóciła jak żadna inna góra, ale i MB dał mi się we znaki i na tym pierwszym wyjeździe i na nieco późniejszym, kiedy to usiłowałem zdobyć Białą Górę z wraz moja obecną połowicą.
Ale po kolei.
Pierwsza wyprawa na MB była pospolitym ruszeniem sześciu osób, z których dwie miały wyniesione z Tatr jako takie pojęcie jak to się robi (znaczy ja i Wielki K.), ale zero doświadczenia alpejskiego, a cztery stanowiły zestaw osób dość ambitnych ale za to zupełnie nieprzygotowanych na to co miało je spotkać. Innymi słowy - wszystko wbrew wszelkim zasadom (zaraz mnie od extreków będa wyzywać...).
Z trudem namówiłem grupę na jakąś aklimatyzację, z trudem, bo wielki K. chciał rwać od razu na szczyt prosto z samochodu. Aklimatyzacja wyszła taka sobie - jednodniowa wycieczka na szczyt 2600 m, zdecydowanie za mało.
Wizyta w Chamonix'ie (spaliśmy w Salanchez - też niedobrze bo to jest strasznie nisko - tylko 500 m. n.p.m.), w stróżówce ratowników, prognoza po francusku, ktoś wywiesił jakiś skrót po angielsku. Nie jest dobrze. Pojutrze załamanie pogody. Będzie trwać kilka dni. Oczywiście nikt nie chce rezygnować ani czekać, nawet ja, wyruszamy więc - znowu bez sensu - na Grań Gouter. Idzie nieźle, podjeżdżamy trochę kolejką, spacerek do pierwszego lodowca i tu, przy schronie Tete Rouse na 3200 rozbijamy namioty. Pierwszy raz w życiu mam chorobę wysokościową, bo też i nigdy na tej wysokości jeszcze nie byłem. Błąkam się po lodowcu w przekonaniu że zaraz mi się ż..nie, ale jakoś nie mogę. W nocy trzęsiona na dwóch karrimatkach i linie. Rano do góry. Wielki K nie chce się wiązać, bo też i nikt wokół się nie wiąże, poza przewodnikami, a lodowiec jakoś bardzo groźnie nie wygląda. Przejście słynnej grani do schroniska Gouter zajmuje nam z pięć godzin, końcówka idzie już w deszczu. Na słabszych koleżankach dwójkowe fragmenty końcówki grani wyraźnie robią wrażenie. Kiedy dochodzimy do schronu, na zewnątrz jest już regularne dupnięcie, śnieg pada poziomo. Podejmuję decyzję że ja śpię w schronie. Wielki K. wraz z dwójką twardzieli a raczej osób liczących się z wydatkami twardo obstają przy namiocie. Denerwuję się że to niebezpieczne nie wiadomo co się stanie w nocy, może przyjść taki wiatr że zdmuchnie namiot z lodowca na ścianę Goter i 700 m. w dół. Twardziele jednak nie rezygnują. Znajdują tabliczkę "Vallot 2,5 godziny". Chcą iść dalej do schronu. Pukam się w czoło, ale Wielki K. przy wsparciu szukającej przygód J chcą iść. Nie wiem sam czemu, chyba dlatego że byłem pomysłodawcą całej tej eskapady, postanawiam iść z nimi w nadziei że mgła wiatr i zadyma wybije im to szybko z głowy. W miarę się udaje po jakichś 300 metrach w gęstniejącej mgle i dojściu do pierwszej szczeliny jednak zawracają, będa nocować tu w namiocie. I ten pomysł wydaje mi się szalony, ale w końcu himalaiści pewnie nocują w namiotach nawet w gorszych warunkach. Szukamy platformy - nie było z tym trudno, wokół schroniska Gouter jest prawdziwe pole namiotowe - pełno gotowych paltform. Jeszcze pogłębiamy jakoś rozstawiamy w potwornym wietrze namiot, mocujemy do podłoża wszystkim co mamy, zostawiam maszynkę i wracam do schronu. Noc jest straszna, nie tyle tłokiem w schronisku, nie tyle szalejącą za oknem wichurą, co myślą o tych co w namiocie, jeszcze są tam gdzie byli wieczorem czy.... Rano robię herbaty do termosu i idę zobaczyć, czy jeszcze jest co zobaczyć. Kiedy we mgle wyłania mi się namiot w tym samym miejscu gdzie być powinien, naprawdę się cieszę. Zostawiam termos i pytam jak było. Z głębi odpowiada mi jakiś zmieniony głos Wielkiego K. "Mamy dosyć, schodzimy....". Naprawdę cieszy mnie ta decyzja. Trochę nawet żałuję że do dziś dnia nie dane mi było przeżyć nocy na lodowcu w totalnej dupówie, bo jak stwierdził chłopak J, co jak co, ale tamtą noc z J to zapamięta do końca zycia. Przezycie prawdziwie mistyczne. Wracam do schronu, gdzie za jakieś dwie godzinki lądują wszyscy na naradzie. Grań od wczoraj zmieniła się nie do poznania w ciągu jednego dnia z lata zrobiła się zima. Mamy tylko jedną linę, trochę mało na 6 osób. Jedna z koleżanek przeżywa wyraźne załamanie psychiczne, chodzi i płacze, chce wzywać helikopter. O dziwo właściciel schroniska zgadza się nam pożyczyć drugą. Na szczęscie mam trochę taśm i kości, więc udaje mi się przekonać grupę, że zejdziemy o własnych siłach i helikopter nam niepotrzebny. Ruszamy w dwa zespoły trochę stylem przewodnickim, rolę asekurantów bierzemy ja i K. Idąca jako pierwsza koleżanka zostaje w ciągu godziny przeszkolona z zakładania przelotów, zważywszy że górny fragment drogi to ferrata nie jest to trudne. Co jakiś czas zatrzymujemy się wszyscy i ostatni przekazuje pierwszemu zebrany sprzęt. I tak pełzniemy dość bezpiecznie w dół, ale strasznie powoli. Gubimy ze dwa razy drogę, twardo jednak za każdym razem podchodzimy z powrotem do pewnego punktu i idziemy właściwą. Gdy kończą się już skały i zostaje już sam śnieg nachylony jakies 45% asekurujemy z czekanów. O dziwo, cali i zdrowi po jakichś 10 godzinach docieramy kompletnie wycieńczemi do Tete Rouse. O dziwo wszyscy chcą spać w schronie. Następnego dnia świeci słońce, dupówa skończyła się chyba nieco wcześniej niż miała, ale pomysł powtórnego ataku nie padł, cała grupa radośnie schodzi w dół.
Na MB wszedłem rok później, tym razem w skromniejszej, dwuosobowej wyprawie.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr mar 28, 2007 5:32 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 23, 2006 8:39 am
Posty: 5110
Lokalizacja: daleko od gór
Niezły horror. :shock:

_________________
W życiu piękne są tylko chwile. (R. Riedel)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr mar 28, 2007 7:44 am 
Kombatant

Dołączył(a): Wt lip 26, 2005 3:35 pm
Posty: 366
Lokalizacja: Warszawa
no grubyilysy dużo szczęścia jest z Tobą :), Powodzenia w dalszych wyprawach!, opowiadanie super z dreszczykiem :)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr mar 28, 2007 7:57 am 
Stracony

Dołączył(a): Pn lip 24, 2006 7:21 am
Posty: 3052
Lokalizacja: Leytonstone
niezłe opowiadanie z dreszczykiem, ale szczęście mieliście.

_________________
Dar mądrości - to przede wszystkim umiejętność panowania nad swoją głupotą.

GG 8660406
Skype justka1983


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr mar 28, 2007 6:52 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sty 13, 2005 2:03 pm
Posty: 11090
Lokalizacja: Poznań
Ciekawy opis :) I fajnie napisany.
I nieważne, że nie dotyczy Tatr :) Wycof to wycof.

_________________
Tatrzańskie szlaki..


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr mar 28, 2007 10:36 pm 
Stracony

Dołączył(a): Pt lis 04, 2005 7:38 pm
Posty: 4278
Lokalizacja: Buk
Wciagające to to było :o

_________________
Jak mówię,że wybaczam to nie znaczy,że zapomnę.

http://chomikuj.pl/hania.ratmed
http://7000.pl/index.php?page=wyprawy&o ... p=himalaje


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt kwi 03, 2007 1:57 pm 
Kombatant

Dołączył(a): Pt mar 30, 2007 7:47 pm
Posty: 658
Lokalizacja: Jaworzno
Wycofałam się m. in. podczas pierwszej próby wejścia na Świnicę. Wtedy była ładna pogoda i w ogóle. Ale potem niebo się już troche zachmurzyło ale nie chmurami deszczowymi. Dopiero na Świnickiej Przełęczy nadciągnęły czarne chmury jakoś z nad DPS. Zatrzymalismy się chyba w polowie drogi na szczyt i woleliśmy zawroócic. Na szczycie bylo jeszcze duzo ludzi. Ale my wolelismy zeby nas nie dpoadla ulewa przy schodzeniu na łancuchach :)

Pozdrawiam :D

_________________
Dołem - wicher ciężkie chmury niesie,
O skaliste roztrąca urwiska;
Burza huczy po sczerniałym lesie.
I gromami w głąb wąwozów ciska...
A tam w górze, gdzie najwyższe szczyty,
Lśnią pogodne, jak dawniej błękity.

Adam Asnyk


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt cze 12, 2007 9:08 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 3:34 am
Posty: 14894
Lokalizacja: Ząbkowska, róg Brzeskiej
Jest coś w tym, że Matterhorn, jak wcześniej napisałem, jest moją górą traumatyczną. Kiedy usiadłem po raz pierwszy do opisania mojej pierwszej próby wejścia na Mata i napisałem już nawet co nieco, nagle padła mi płyta główna w notebooku! A pracowałem na nim w bardzo różnych, nieraz ciężkich warunkach kilka lat. Zobaczymy jak pójdzie teraz...
Na pierwszy szturm na Mata wybrałem się zaraz po nieudanej a opisanej niedawno próbie wejścia na MB. Tym razem zespół został okrojony tylko do mnie i Wielkiego K, myślałem że takie okrojenie zespołu do osób posiadających pewne doświadczenie już wystarczy... No, na pewno coś tam pomogło.
Atak przypuściliśmy włoską drogą "normalną". Podobno ładniejsza i nieco bardziej wymagająca. Bazę założyliśmy niemal pod zboczem góry na polach nad Breil-Cervino'ą należących do jakiegoś miejscowego rolnika. Jego robotnicy w zamian za pół litra przywiezione z Polski zgodzili sie byśmy rozbili namiot na polach w towarzystwie sympatycznych alpejskich krówek. Strasznie tylko nas męczył w nocy szum spadającego niedaleko wodospadu...
Jeśli chodzi o przygotowanie teoretyczne - nie było za dobre opis z książki "Alpy" wydanej przez Sklep Podróżnika plus wizyta w biurze przewodników w Breil, gdzie dali nam (przypadek?) opis niemal idetyczny, tyle że po angielsku.
Na nasze nieszczęście - było to wszystko po dużych opadach śniegu w niedawnym załamaniu pogody, przewodnicy mówili coś że teraz sie nie da, bo wszystko topnieje, że trzeba zaczekać kilka dni... Ale co tam nie mieliśmy czasu. Plan - pierwszego dnia do schroniska Carell, drugiego na szczyt i na dół, proste.
Na dzień dobry błąd numer jeden. Zamiast wyruszyć bladym świtem albo i nocą, żeby nie trafić na pola śniezne popołudniem, wyszliśmy niespiesznie koło 10tej. Jasne, kupa czasu, dziś tylko do schronu... Minęliśmy sympatyczne, acz chyba podupadające schronisko Abbruzi (znalazłem zdjęcie: http://yannick.michelat.free.fr/Cervin01.htm - wtedy śnieg pokrywał lód zupełnie, widać jak strasznie topnieją lodowce w Alpach!) weszliśmy na grań Testa del Leone na tzw. "Schody Whympera", rodzaj potężnej półki biegnącej w stronę przełęczy Col de Leone. Sęk w tym, że zamiast schodów przywitał nas śnieg po jaja. Jak zawsze Wielki K wyprzedził mnie znacznie, ganając nieco bez głowy w sam środek wyraźnej depresji znajdującej się pośrodku półki. Brnąc krzyczę żeby przejść na skraj - bliżej skał, to może nie utoniemy. Za chwilę zaczyna się, nie ma wprawdzie lawin, ale dnem depresji zaczyna się coś stale zsuwać a właściwie to spływać. Nie jest to jakaś jedna straszna lawina, po
prostu śnieg z wyższych partii topnieje i zsuwa się w dół ku przeznaczeniu. Idziemy jednak twardo do góry. chcę wreszcie założyć ochraniacze, goniąc wielkiego K. nie miałem dotąd okazji. I tak jest za późno, buty są już mokre, ale okazuje sie że to bez znaczenia - moje ochraniacze zostały w namiocie. No nic idziemy dalej. Dochodzimy do wielkiego leja w poprzek półki, przechodzącego w żleb poniżej. Śnieg nabiera stromości, przechodzimy więc na druga stronę pod skały.
I w tym momencie chyba zgubiliśmy wyczucie pozycji. Mając dość brnięcia w śniegu wchodzimy na skały - przetrawersujemy skałami do przełęczy. Robi się stromo i trochę straszno, woda sie leje, mokry śnieg nie trzyma. Wiążemy się liną i dalej idziemy z asekuracją, tym razem ja prowadzę. Asekuracja jest taka sobie, idziemy trochę po śniegu, czasem od grupek do grupek skał, ale założenie kostki w tych skałach do łatwych zadań nie należy, zupełny brak rys. Idziemy w prawo, a miejscami do góry. Śniegu teraz mniej, ale ze skał na głowę zaczyna się nam lać w zasadzie woda. W pewnym momencie spod nóg wyjeżdża mi kawał kamienia, razem z kilkoma innymi zsuwa się kamienując trochę, na szczęście nie za groźnie Wielkiego K, skarży sie tylko na siniaka na nodze. No nic idę dalej. dochodzę do jakiejś krawędzi, wychylam się... Jesteśmy niemal pionowo jakieś 50-100 metrów pionowo ponad przełęczą! Wyleźliśmy za bardzo do góry w stronę Testa del leone. (Na marginesie - czytałem w "Zdobyciu Matterhornu, że raz coś takiego zdarzyło się też Whymperowi.) Niemal na wprost widzę nasz dzisiejszy cel - schron, tylko jak tam dotrzeć?? Jest późno, jesteśmy przemoczeni, co dalej? Krzyczę do K. że schodzę nie bardzo rozumie o co chodzi. Schodzę i tłumaczę. Chwila zastanowienia. Tez jest mokry, obolały i mimo wielkiego ciśnienia na górę, chyba myśli to samo co ja. Narazie jednak jeszcze schodzimy i tak musimy się obniżyć. Zaczynamy schodzić z asekuracją, to samo tylko z powrotem. Zaczyna się robić wieczór. Nagle chwila nieuwagi - leci mi czekan. chwila namysłu co teraz. I tu w tym momencie słyszę krzyki - jak najbardziej - po polsku. Z dołu podchodzi żlebem na przełęcz jakiś trzyosobowy zespół... rodaków... Krzyczą że widzą nasz czekan na dole na półce niedaleko. Zakładam zjazd - zjeżdżam ze trzydzieści metrów, faktycznie, jest. Trochę z pomocą prusików a trochę o własnych siłach wracam. Gdy dochodzę do stanowiska mam trochę dość, przemoczony i zziębnięty K też. Wycof...
Kontynuujemy zatem zejście. Na pola lodowe trafiamy gdy już wyraźnie się oziębia i ściemnia. Śnieg już nie płynie, jego zewnętrzna warstwa się zestaliła. Noga sie wbija się jednak głęboko w śnieg trąc o tą zewnętrzną warstwę, nie jest to za przyjemne. Ścieram sobie jedną z nóg do krwi. Gdy dochodzimy na dół Schodów Whympera ściemnia się już. Miejscami mamy problemy z odnalezieniem drogi przez dość łatwe skały nad schroniskiem. Gdy jesteśmy na bezpiecznych już łąkach padamy i jemy spóźnioną kolację.
Ja chcę tu w ogóle nocować pod chmurką, ale Wielki K czemuś koniecznie chce do namiotu. Wracamy więc przy świetle Księżyca koszmarnie zmęczeni, jak się okazało do namiotu to wcale tak blisko nie było. Ja to pod koniec już tak ledwo ledwo. W namiocie jesteśmy koło trzeciej. Pomysł ponowienia ataku nie padł. Resztkę urlopu spędziliśy nad Morzem Śródziemnym. Też fajnie.
(Notebook mi jeszcze działa, dobry znak :-) )


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 76 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3  Następna strona

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 18 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL